Reklama

Zobacz, Katalonio, jak wygląda mocny klub

redakcja

Autor:redakcja

02 października 2021, 23:23 • 4 min czytania 20 komentarzy

Ależ to musiało być bolesne przeżycie dla fanów Barcelony. Duma Katalonii pojechała dzisiaj do stolicy Hiszpanii i oglądała swój dawny blask. Oglądała bezwzględnego killera z nieprawdopodobnym instynktem strzeleckim, Luisa Suareza. Oglądała klub, który ma dość pieniędzy, by kupić za 100 milionów euro wonderkida, a potem pozwolić mu się w spokoju rozwijać aż do obecnego momentu, gdy Joao Felix potrafi wyczyniać na murawie cuda.

Zobacz, Katalonio, jak wygląda mocny klub

A być może najbardziej bolesnym widokiem był i tak Antoine Griezmann. Francuz, mistrz świata, którego Katalonia zniszczyła na tyle, że w ekipie Rojiblancos robił dzisiaj za rezerwowego.

Ból. Tęsknota za dawnymi czasami. Te fatalne momenty, gdy trzeba było po prostu sobie uświadomić:

  • oni mają lepszych piłkarzy
  • oni mają droższych piłkarzy
  • przede wszystkim: oni mają lepszego, a może nawet po prostu – oni mają trenera

To nie jest tak, że dzisiejsze zwycięstwo Atletico to jest jakiś błysk geniuszu Simeone, wystrzał formy Felixa czy chwilowe zaćmienie u któregoś z piłkarzy Barcelony. Sytuacja jest o wiele gorsza, bo te trzy punkty w Madrycie nie są niczym zaskakującym. Są logiczną konsekwencją wszystkiego, co dzieje się w obu drużynach, są jedynym możliwym wynikiem, gdy Simeone z Suarezem, Joao Felixem czy Oblakiem staje naprzeciw Barcelony z Minguezą, Nico czy Coutinho.

Tridente pełną gębą

Już na papierze było widać, że jeden klub jest obecnie na wznoszącej, urósł drastycznie w ostatnich sezonach, gdy jego bezpośrednia konkurencja karlała. Griezmann, Correa, Trippier – trzy nazwiska z ławki, które pokazują, jak daleko już Atletico odjechało zespołowi, łatającemu prawą obronę Minguezą. Ale potem też ci najważniejsi na papierze udowodnili swoją wartość. Zacznijmy od najbardziej oczywistego z bohaterów – Luis Suarez, asystent przy pierwszym golu, zdobywca drugiej bramki.

Reklama

Gdy wykonał gdzieś w kierunku Ronalda Koemana gest słuchawki telefonicznej, najwierniejszym fanom Barcelony musiało pękać serce. Jakże wymowny symbol nieudolności ich klubu, jakże trafna szpilka w tych, którzy doprowadzili kataloński zespół do obecnej formy. Suarez nie tylko napędził pięknym odegraniem z pierwszej piłki Thomasa Lemara. Nie tylko sam wykończył akcję po jego przerzucie. Poza tym był niesłychanie pracowity przy odbiorze, miał jeszcze jedną próbę strzału, która przeleciała tuż obok słupka oraz dwie solowe próby, gdy w pojedynkę rozbijał defensywę Barcelony.

Znamienne – raz zaplątał się w drybling pomiędzy trzema rywalami. Stracił piłkę, ale od razu docisnął obrońcę, odzyskał, podał do boku. Dzisiaj jeden Suarez był warty tyle, co cała defensywa z Katalonii.

A Atletico miało przecież też kumpli Suareza. Thomas Lemar? Już w pierwszych minutach mógł dwukrotnie dać gospodarzom prowadzenie. Za trzecim razem nie pozostawił już wątpliwości, później to właśnie jego przytomne wyprowadzenie kontry i przerzutka nad obrońcą Barcelony pozwolił Suarezowi na spokojne ustawienie sobie piłki i pokonanie ter Stegena.

Trzeci muszkieter? Joao Felix. W obu przypadkach to właśnie portugalski talent napędził ataki, rozpoczął je, sprawił, że kontrze zostało nadane mordercze tempo, zbyt wysokie dla któregokolwiek z piłkarzy Barcelony. Wielkie tridente. Każdy klub takie powinien mieć, prawda Barcelono?

Achtung! Celny strzał Barcelony!

Barcelona? Najwięcej moglibyśmy pisać o jej parodystycznych wyczynach defensywnych. Sami zastanawiamy się, jak to w ogóle możliwe, że Atletico co chwila wychodziło z atakami, w których przewaga liczebna pozostawała po stronie gospodarzy. Jeszcze rozumiemy takie piły jak ta zmarnowana przez Griezmanna – ot, jeden z obrońców się pogubił, stracił w środku pola, poszła groźna kontra. Ale najczęściej ci stoperzy czy boczni obrońcy Barcelony nie nadążali już w fazie komponowania akcji w środku pola. Jakby wszyscy gremialnie spędzili noc przed nową fifą i dzisiaj poruszali się w trybie slow motion.

Reklama

PEŁNA OFERTA ZAKŁADÓW NA MECZE LA LIGA W FUKSIARZ.PL

Natomiast trzeba też wspomnieć o ataku. Barca miała swoje okazje, niektóre nawet po fajnych akcjach złożonych z kilku celnych oraz przemyślanych podań. Sęk w tym, że gdy już Coutinho dostał piłkę na środku pola karnego, to uderzył zewniakiem tuż obok słupka. Gdy już w końcu udało się doprowadzić do sytuacji niemal sam na sam – to Oblak uderzenie złapał w zęby. Posiadanie piłki? 71%. Celne strzały? 2. Barcelona Koemana, Barcelona Koemana blisko swojej najwyższej, najbardziej doskonałej formy. Do bólu chwiejna z tyłu, do bólu ospała w przodzie. Aż dziwnie oglądało się te próby klepek z końcówki, gdy wreszcie Katalończycy zaczęli wyglądać jak piłkarze godni herbu na swojej piersi. Cóż jednak z klepek, jeśli po pierwsze – zaczęły się jakieś 30 minut za późno, a po drugie – i tak w ostatniej fazie akcji komuś brakowało dokładności?

Diego Simeone jak wodzirej, czyli typowa zabawa

Sporo o meczu i jakości obu drużyn (oraz szkoleniowców) mówi fakt, że w końcówce mocniej niż murawą Diego Simeone zajmował się stymulacją trybun. Biegał, skakał, krzyczał, zachęcał – panowie, dopingujcie, nieście nas, prowadzimy 2:0 z Barceloną, śpiewajcie i radujcie się z nami. Nie kłamiemy, Argentyńczyk działał tak dobre kilkanaście minut, wzbudzając zresztą wesołość na własnej ławce rezerwowych. Zakładamy, że przy innym wyniku skupiałby się raczej na zmianach, poradach taktycznych, korektach ustawienia.

Dziś? Atletico było lepsze w tak drastyczny sposób, że Simeone mógł się spokojnie spełniać jako kibicowski zapiewajło.

Atletico Madryt – FC Barcelona 2:0 (2:0)

Lemar 23′, Suarez 44′

Fot.Newspix

Najnowsze

Komentarze

20 komentarzy

Loading...