Rozcięty nos Kądziora. Gruszkowski popychający Chrapka. Kung fu Katranisa w powietrzu, choć tuż obok była głowa Forbesa. Forbes dla odmiany rozwalający Sokołowskiego. No to Sokołowski kasujący Klimenta. Prawie symboliczne, jednoczesne zderzenie Hanouska, Ameyawa, El Mahdouiego, i jeszcze na to nabiega Toril, żeby też trochę nadepnąć, trochę się przewrócić.
Jak lubicie w piłce nożnej, gdy ktoś albo zaraz będzie leżeć na boisku, albo już leży, to musieliście oglądać Piast Gliwice – Wisła Kraków z wypiekami.
Ale jak w piłce nożnej lubicie piłkę nożną, to było ciężkawo.
Niemniej te ciężary mają zupełnie inną wagę dla Wisły, która właśnie przerżnęła trzeci kolejny mecz, trzeci do zera; powiedzieć, że po wygranej z Legią to nie poszło w takim kierunku, w jakim spodziewano się przy Reymonta, to nic nie powiedzieć.
PIAST GLIWICE – WISŁA KRAKÓW: POMIĘDZY BŁĘDAMI
Nie trzeba, ale można ten mecz sprowadzić do dwóch kuriozalnych sytuacji, błędów nad błędy, za które na szkolnym boisku traciło się szacunek, i to nawet, jeśli przyniosło się piłkę.
Oto co przydarzyło się Tomasowi Hukowi w pierwszej połowie. Zrobił – NAPRAWDĘ, NIE WYZŁOŚLIWIAMY SIĘ – no look passa. Z tym, że no look passa do Placha. A Skvarka jakby czuł, że Huk jest w stanie odwalić, bo czyhał na tego no look passa i się doczekał.
Wyglądało to tak. Huk tutaj sobie kontroluje piłkę, nie ma żadnego zagrożenia, no ale podaje bez spojrzenia…
A za chwilę pożar, Skvarka ma tylko Placha przed sobą, no ale Plach wychodzi i ratuje sytuację.
Swoją drogą, Skvarka chyba się jednak pospieszył, mógł zrobić z tego więcej, niż prawie taranować Placha.
W każdym razie Wisła z prezentu nad prezenty nie skorzystała, a Piast i owszem, skorzystał, gdy Kieszek, zamiast złapać dośrodkowanie Ameyawa, zrobił dwutakt. Dwutakt nie wyszedł, piłka jeszcze gdzieś odbiła się od nogi i Toril miał pustą bramkę. De facto taki to był właśnie mecz: najlepsze, najbardziej klarowne sytuacje to komedie z Benny Hilla, z tym, że z różnym zakończeniem.
Torila nie ma w promieniu kilometra, gdy piłka idzie na Kieszka, a jednak Hiszpan to skończy.
Wisła znakomicie wyglądała w tym meczu, ale w rzutach rożnych do 23 minuty – 6:0, szanujemy, spektakularny wynik. Niestety dla Białej Gwiazdy, za to nie przyznają punktów. Tak samo jak za ponad 80% posiadania piłki w pierwszym kwadransie. Ale akcje punktowane mocno średnio – jak miał Yeboah w miarę niezłą pozycję w polu karnym, to podał piłkę centralnie Plachowi. Jak podyktowano Wiśle karnego za faul Mosóra na Yeboahu, to VAR analizował jakieś pół godziny i ostatecznie stwierdził, ze Mosór Yeboaha nie zahaczył (albo zahaczył, ale nie spowodowało to upadku). Coś próbował Forbes, miał nawet niezłą główkę. Ale generalnie, nic ciekawego. Dwóch potencjalnych kreatorów, Skvarkę i Savicia, zapamiętaliśmy z efektownych akcji: Skvarka raz efektownie zamachał łapami po zepsutym przez siebie podaniu, a Savić celnie wydmuchał nos – było w boisko.
Piast w tym meczu też był umiarkowanie przekonujący, choć widać, że rozkręca się powoli Kądzior – fajna indywidualna akcja, raz dobrze pograł z Torilem – choć wciąż oczekujemy więcej. Szarpał całkiem przytomnie Ameyaw. Ale nie da się ukryć, w pewnym momencie Piastowi pasowało zamienianie tego meczu w jakiś inny, karykaturalny sport, w którym dużo się leży.
Na pewno ciekawa była też sytuacja z końcówki, gdy leżał jeden z graczy Piasta, a Wisła grała dalej. Frydrych celowo ustawił się tak, żeby wykorzystać to leżenie i szczerze mówiąc, w tym meczu widzieliśmy dużo padów po byle czym, a tu była końcówka… Nie będziemy rozsądzać definitywnie, ale jest spora szansa, że ktoś chciał po prostu wyłudzić parę sekund. A jeśli ta próba wyłudzenia miałaby zostać ukarana, to do niego pretensje. Na pewno arbiter tutaj nic nie zawalił.
Wisła ma o czym myśleć, bo cały ten zaciąg, który miał dać tyle siły w ofensywie, na ten moment wypada kiepsko. U Fornalika szampan dziś nie wystrzeli, ale takiego Piasta też pamiętamy – strzelić raz, zamknąć mecz, zaksięgować punkty.
Fot. FotoPyK