Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

29 września 2021, 16:51 • 6 min czytania 20 komentarzy

Czym różni się piłkarz od paczki solonych orzeszków? Ceną, to pewne. Ale różni się również rozmiarem. Jak to ujął legendarny Brick Top z filmu “Snatch” – sportowiec to nie kluczyki od samochodu, dość trudno go zgubić. Pięściarz, piłkarz, siatkarz, bez różnicy – zazwyczaj takich ludzi się po prostu nie gubi. Zagubieniu ulegają wspomniane kluczyki, orzeszki, czasem jeszcze inne drobne przedmioty, ale nie 74-kilowy i 24-letni Uzbek z Chinozu. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

A jednak, długo sądziliśmy wszyscy, że Legia Warszawa po prostu Jasura Jakszibojewa zgubiła. Zatrzasnął się w którejś z toalet na meczu wyjazdowym i nadal tkwi w Grodzisku Mazowieckim, próbując się wydostać. Siedzi w Polonezie Caro zaparkowanym w podziemiach Łazienkowskiej, bo asystent rezerw, który podwiózł go na trening zamknął garaż na zewnętrzny zamek. Swego czasu w programie “Dwaj zgryźliwi tetrycy” zorganizowaliśmy z Leszkiem konkurs dotyczący dalszych przygód Jasura i jego dotychczasowej historii. Odpowiedzi były różne, czasem naprawdę kreatywne, ale chyba żadna nie zbliżyła się pod względem surrealizmu do tego, co zaoferowała nam rzeczywistość.

Kurczę, przecież to brzmi tak absurdalnie, że po prostu nie da się tego logicznie wytłumaczyć. Wpada do drużyny mistrza Polski facet z naprawdę przyzwoitym CV i ostatnimi sezonami. Na Białorusi Jasur grał i strzelał regularnie, zdobył mistrzostwo w barwach Szachrioru Soligorsk i wyróżniał się na tyle, że sami opisywaliśmy jego transfer jako dobry ruch. Natomiast nagromadzenie problemów, które spotkało sympatycznego pana Jasura w Polsce to jakaś kumulacja pecha z wielu, wielu lat. Dzisiaj Czesław Michniewicz cierpliwie tłumaczył, czemu Jasur zamiast strzelać gole Leicester City robi to w nieco bardziej prestiżowych rozgrywkach na Santiago Bernabeu. W tych tłumaczeniach brakuje tylko przypadkowego pomylenia samolotów i utkwienia na terminalu lotniskowym w jakiejś bananowej republice.

Gdyby Jasur w ostatnich 12 miesiącach spróbował wyjść na grzyby, zebrałby co najwyżej dwa borowiki i oklep od przechadzającej się w okolicy grupy osiłków. Gdyby zapragnął ugotować zupę, pewnie wysadziłby pół kamienicy. Można tak wymieniać długo, bo jego piłkarska przygoda na polskiej ziemi to pasmo nieszczęśliwych zbiegów okoliczności:

  • na Łazienkowską trafił po trzech miesiącach bez treningów, a więc ze sporymi zaległościami do nadrobienia. Jeszcze w sierpniu grał w eliminacjach Ligi Europy, potem zaliczył też występ w reprezentacji, ale resztę rundy jesiennej właściwie utracił. Dopiero po przyjściu do Legii zimą skupił się na odbudowie formy. Również z uwagi na urazy.
  • gdy udało mu się wyleczyć, nastąpił ramadan. Dla gorliwego muzułmanina – okres, w którym naprawdę trudno o uprawianie sportu, bo od świtu do zmierzchu należy przestrzegać ścisłego postu. Jasur na Białorusi stawiał ponoć na sen, potem przy zachodzie słońca coś słodkiego, uzupełnienie płynów, dopiero posiłek. W Polsce zapewne podjął podobne próby pogodzenia wiary z zawodem, ale jak ujął to Czesław Michniewicz “ramadan przeszkadzał mu w treningach”. Znów nie udało się zbudować formy życia, by w wielkim stylu ograć Stal Mielec i Podbeskidzie Bielsko-Biała.
  • gdy skończył się ramadan, Jasur wrócił do wielkiej formy, według słów trenera, prezentował się naprawdę fantastycznie. Był szykowany na ostatnie mecze, ale niestety – złapał kontuzję.
  • gdy wyleczył kontuzję, okazało się, że nadchodzi termin porodu u jego żony. Każdy mężczyzna, który przeżył poród z pewnością potwierdzi – to wielki wysiłek, ogromna odpowiedzialność, niespotykane obciążenie i kilka tygodni mozolnego powrotu do normalności. A i dla kobiety nie jest lekko, więc mężczyzna po porodzie znikąd nie otrzymuje pomocy przy odbudowywaniu morale poporodowego.
  • gdy Jasur poskładał się po porodzie, zakaził się koronawirusem

W całym ubiegłym sezonie nie uskładał nawet 200 minut, a doliczyliśmy przecież do wyniku III-ligowe rezerwy. Początek rozgrywek 2021/22? Do stanu używalności doprowadził się w połowie sierpnia. Wspomniany już Czesław Michniewicz wspomniał, że jeszcze w lipcu Jasur miał na treningach frekwencję sięgającą 11%. Z tą wiedzą właściwie jestem zaskoczony, że tak szybko Jakszibojew przebił się do składu w III-ligowych rezerwach warszawskiego klubu. Zagrał 75 minut w Giżycku z zespołem Mamry. Dostał połówkę w domowym meczu z Bronią Radom. Sam się zastanawiam – jak dzisiaj wygląda rzeczywistość 20-letniego Michała Sobieskiego, który bronił bramki gospodarzy przed atakami sympatycznego Uzbeka? W połowie sierpnia zbijał z facetem piątkę na stadionie w Giżycku, wczoraj mógł śledzić jak jego rywal zdobywa Santiago Bernabeu.

Reklama

18-letni Kacper Skwierczyński z rezerw Legii w sierpniu zastąpił w przerwie Jasura, dziś patrzy, jak Jasur pokonuje Courtoisa.

Najbardziej ujmujące w tej całej opowieści jest właśnie to natężenie zbiegów okoliczności. Te pechowe wymieniłem – to w dużej mierze pech i kiepski timing sprawił, że Jasur praktycznie na rok kompletnie zniknął z radarów. Przecież równie dobrze uraz, koronawirus, poród i ramadan mogły się na siebie nałożyć, Jasur zamiast 6 miesięcy pauzowałby miesiąc. Może dołożył cegiełkę do mistrzostwa, może złapał zaufanie Michniewicza na okres walki o Ligę Mistrzów, kurczę, przecież może to właśnie Uzbek ukłułby Dinamo Zagrzeb.

No właśnie. Sheriff już na wysokości eliminacji Ligi Mistrzów przecież wywijał numery. Nie skłamię – połowa kibicowskiej Europy, a już na pewno całe Bałkany czekały na mecz Dinama Zagrzeb z Crveną Zvezdą Belgrad. Największe kluby Chorwacji i Serbii spotkałyby się po latach, a artykuły o kopniaku, który rozpoczął wojnę, na powrót zalałyby wszystkie media. Tak, to właśnie Boban kopiący policjanta stał się symbolem chorwackiego buntu, tak, to właśnie wtedy późniejszy herszt militarnej organizacji, Żeljko Raznatović, zdobywał szlify w boju na stadionie Maksimir w Zagrzebiu. Kurczę, sam już powoli przymierzałem się do powtórnego opisania historii o tym jak serbscy kibice w stolicy Chorwacji wywołali dym, który zdecydowanie zaostrzył wewnętrzne tarcia na terenie Jugosławii. Oczywiście, ten kocioł i tak już mocno bulgotał, ale nieprzypadkowo Boban stał się ikoną.

I co, wszystko ładnie zaplanowane, za moment Zvezda zagra z Dinamem, ależ się będzie działo. Zvezda jednak najpierw grała z Sheriffem i to właśnie Naddniestrze wyszło z dwumeczu górą. Równolegle Legia Warszawa ograła jakimś cudem Slavię Praga, co pozwoliło jej na uruchomienie dodatkowych środków na transfery. To wypożyczenie pewnie nie doszłoby do skutku, gdyby futbol zachował odrobinę logiki – Dinamo awansowałoby do Ligi Mistrzów, Slavia do Ligi Europy. A jednak, wszystko zgrało się w całość, 30 sierpnia, niespelna dwa tygodnie po tym, jak Jasur zagrał z Giżyckiem, Uzbek trafił do zespołu w Champions League.

Już z Szachtarem Jasur zagrał porządnie, a Sheriff niespodziewanie wygrał. Ale ten Real… Kurczę, wygrać na Santiago Bernabeu, strzelić pierwszego gola w Madrycie, w rozgrywkach Ligi Mistrzów, gdy półtora miesiąca wstecz wystąpiło się w rozgrywkach III ligi – to brzmi nawet nie jak film, bo filmy jednak są trochę dłuższe. To brzmi jak bajka, skrojona na potrzeby 15-minutowej opowieści do snu dla dzieciaków. Wszystko dzieje się szybko, wartko, a bohaterowie niemalże natychmiast wynajdują optymalne rozwiązania.

W prawdziwym życiu tak się nie dzieje. No chyba że ramadan przedłuży się o uraz, rehabilitację, poród żony i pauzę koronawirusową. Wydawało się, że Jasur z tego szybko nie wydobrzeje. Ale wówczas, i tu pokuszę się o cytat z samego Hłaski:

Reklama

„Nadludzkim wysiłkiem woli, wydostawszy się z tych irytujących opresji, Mike Gilderstern powrócił do Nowego Jorku”.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

20 komentarzy

Loading...