Czy mamy prawo więcej wymagać od Pogoni? Jak najbardziej, jeszcze jak. Pisaliśmy już o tym, więc nie ma co się powtarzać, ale w skrócie – przy tym składzie osobowym szczecinianie rozczarowują, punktują, natomiast trochę się to trzyma na agrafki, Puchar Polski był tego najlepszym podsumowaniem, progres musi być tu i teraz. Czy był w meczu z Wisłą? No, wyglądało to lepiej, ale rączki na kołderkę.
Z jednej strony 1:0, czyli bodaj najbardziej ulubiony wynik Pogoni. Wiadomo – to jest ryzyko, rywalowi wyjdzie jedna akcja, jesteś w dupie, coś, na co pracowałeś rzetelnie, idzie się pieprzyć. Ale czy dzisiaj Wisła miała sensowne argumenty? No niespecjalnie.
W pierwszej połowie nie miała strzału. Nie to, że celnego, po prostu nie miała strzału, ani razu przez 45 minut nie udało się jej kopnąć w kierunku bramki Stipicy. Raz piłka wpadła do siatki, ale po spalonym. Forbes się urwał, posadził obrońcę i załadował, ale przez to urwanie był wychylony. Trudno więc Wisłę chwalić za tę akcję, skoro złamała przepisy – jakby wzięła piłkę w ręce i przeszła przez całe boisko, też by się nie liczyło. Nie ma o czym gadać.
W drugiej części z krakowianami było lepiej, ale czy tak znowu dużo lepiej, by ich klepać po plecach? Nie przesadzajmy. Zdobyli się na dwa celne strzały, gratulujemy (w tym Hanousek, który zapobiegał kontrze), ale to nie była taka Wisła, jaką mieliśmy okazję oglądać w tym sezonie. Bez polotu, bez większego planu, nuda. Kolejne ataki krakowian były tak przewidywalne, że mogliśmy o nich przeczytać we wczorajszej gazecie.
Co najbardziej irytowało to statyczność. Jak chłop z Wisły miał piłkę, to reszta jakby stwierdzała – fajnie, ale co nas to obchodzi. Brakowało ruchu i chęci pokazania się, że jest szansa strzelić bramkę Pogoni.
Też w efekcie oglądaliśmy dość przeciętny mecz, w porównaniu do części innych spotkań z tej kolejki to wręcz dość nędzny. I jak to zwykle bywa – zdecydowała jedna bramka. A jaka, to najlepsze podsumowanie tego widowiska.
Otóż piłka po rykoszecie spadła pod nogi Jeana Carlosa w polu karnym, więc piłkarz ugodził swój były klub. Ale nie ukrywajmy – zdecydował przypadek. Gdyby piłka nie odbiła się od Gruszkowskiego, nie spadłaby pod nogi Carlosa. Okej, on zrobił co musiał, ale cóż, taki był to mecz – przypadkowy.
Co może drażnić u Pogoni to fakt, że znowu nie chciała stawiać kropki nad i. Ta Wisła była naprawdę słaba, można było ją przycisnąć i skończyć spotkanie dużo wcześniej, nie martwić się, czy Wiśle wpadnie coś z przypadku (a jakże), czy Hugi załaduje z rzutu wolnego. Nie rozumiemy, dlaczego Pogoń ma z tym problem. Ale zdecydowanie ma.
Natomiast zwycięstwo jest zasłużone, Wisła nie miała dziś argumentów. Szkoda, bo zaczynaliśmy ją kojarzyć jako mega ciekawą drużynę, a ostatnie ligowe wyniki na to nie wskazują. Nie udało się zmazać plamy po 0:5 z Lechem.
Fot. Newspix