Reklama

Czy naprawdę aż tak beznadziejnie bronimy?

redakcja

Autor:redakcja

07 września 2021, 00:12 • 9 min czytania 27 komentarzy

Tak, to są chwytliwe tytuły, czasem sami nie możemy się powstrzymać. “Pogromca Andory”, gość, który nie zagra na zero z tyłu nawet z reprezentacją ołowianych żołnierzyków. To z jednej strony jest prawda, po prostu, reprezentacja Polski pod wodzą Paulo Sousy jest drużyną niedoskonałą, zwłaszcza w defensywie. Ale z drugiej strony – trzeba się w tematykę zagłębić trochę mocniej, by znaleźć odpowiedź na pytanie: czy naprawdę jest aż tak słabo, by bić na alarm? 

Czy naprawdę aż tak beznadziejnie bronimy?

CASHBACK 50% DO 500 ZŁOTYCH W FUKSIARZU!

Oczywisty powód do refleksji to gol stracony z San Marino, a więc z rywalem, który gole strzela zazwyczaj reprezentacji Polski zmierzającej do katastrofy. Tak było za Fornalika na przykład. No dobra, to jest już pewne narzucanie tezy, a wcale tego robić nie chcemy. Bo tutaj tak naprawdę są dwa całkiem uzasadnione stanowiska.

  • co miał niby Sousa zrobić, jak Piątkowski z Helikiem pogubili mapę, to błąd indywidualny, na który trener ma bardzo niewielki wpływ
  • a być może jego uparte prośby o odważną i “pozytywną” grę obrońców mają efekt uboczny w postaci ich niewymuszonych, kardynalnych błędów prowadzących do straty gola

Jedno brzmi całkiem przekonująco, drugie brzmi całkiem przekonująco. Nie byłoby bramki dla San Marino, gdyby nie irracjonalne, absurdalne zachowanie Piątkowskiego. Ale – i tutaj trzeba dodać bardzo wyraźnie: być może – nie byłoby irracjonalnego, absurdalnego zachowania Piątkowskiego, gdyby nie filozofia gry wyznawana przez Paulo Sousę.

Cóż, nie przekonamy się inaczej, niż poprzez przedarcie się przez nasze stracone gole.

Reklama

FAZA PIERWSZA: EKSPERYMENT

Pierwsze zgrupowanie Paulo Sousy to jednocześnie… jego ostatnie czyste konto. Ktoś złośliwy powiedziałby: jeszcze działały automatyzmy wypracowane za Jerzego Brzęczka. Ale to oczywiście żart, w dodatku średnio śmieszny, bo przecież nie ma co na te wyniki pierwszego zgrupowania narzekać. 3:3 z Węgrami na wyjeździe to niezły debiut, biorąc pod uwagę, że Portugalczyk nie miał nawet jednego meczu towarzyskiego do zabawy składem. Z Andorą wygraliśmy zachowując czyste konto, natomiast z Anglią udało się zdobyć bramkę na Wembley plus długo powalczyć, nawet o remis.

No dobra, a jak wypadła tutaj defensywka?

6 minut spokoju

Pierwszego gola w kadencji Sousy straciliśmy po 6 minutach meczu z Węgrami. To błyskawiczna kontra po kompletnie nieudanym wyrzucie z autu. Trzeba docenić oczywiście asystę Fioli, który swoje szerokie możliwości potwierdził również na Euro, natomiast gdybyśmy mieli z perspektywy czasu ocenić główną przyczynę… Hm, pierwszy mecz w tym ustawieniu, jedna z pierwszych akcji. Lewej flanki nikt nie asekuruje, Bednarek jest spóźniony. Albo pewne niedoróbki taktyczne, albo po prostu brak wprawy w tym systemie. To w ogóle nasze złudzenie, czy my tu próbujemy trzymać linię spalonego na połowie rywala?

Drugi gol to jeszcze większy chaos i znów zresztą zła odbudowa po dość dziwnej stracie (czy tu nie było faulu?). Lewandoski szarpie się gdzieś w środku pola, w międzyczasie piłkarze nie wiedzą, czy idziemy do kontry, czy jednak się ustawiamy tak, jakby nasz napastnik miał piłkę stracić. W efekcie my trochę idziemy do kontry, Węgrzy trochę zostają u nas. Szarpanina wypada na ich korzyść…

Reklama

…a Reca wybiega do piłki i tak naprawdę zostajemy w ustawieniu trzech na czterech. Oczywiście Węgrzy nie są aż taką potęgą, żeby momentalnie wyszukać niekrytego zawodnika, ale sprzyja im szczęście – spóźnione starty Bereszyńskiego i Helika oraz rykoszet, gdy piłka po bloku Bereszyńskiego spadła na nogę Szalaia. Trochę pecha, trochę chaosu. A to i tak ledwie przedsmak trzeciego gola, gdy mieliśmy już wszystko:

  • Bereszyński przyjmuje piłkę na klatkę we własnym polu karnym i traci
  • Jóźwiak pozwala Szalaiowi na ułożenie sobie piłki, a potem swobodne dośrodkowanie
  • Krychowiak nie skacze do Langa
  • Reca nie jest zainteresowany Orbanem

Ech. No i jak my mamy to ocenić? Z jednej strony – oczywiste błędy piłkarzy, w tym błędy w ustawieniu. Z drugiej – być może po prostu efekt tak późnego rozpoczęcia pracy nad grą w nowym systemie.

Anglia, czyli błędy indywidualne

W meczu z Anglią mamy pełną jasność. Zieliński NIE MOŻE zanotować takiej straty, po prostu nie może. A Helik zachowuje się jeszcze gorzej, faulując we własnym polu karnym Sterlinga, który już praktycznie wygonił się za linię końcową. Dwa wielbłądy, gol z karnego. Drugi gol to oczywiście stały fragment, przed którym trudno się obronić – centra na długi słupek, zgranie głową na środek pola karnego, pakuje najwyższy. Padło na Maguire’a, który przylutował tak, że Szczęsnemu zafurczały rękawice. Możemy się tu czepiać, że nie wygraliśmy tego pierwszego pojedynku główkowego, albo nie zablokowaliśmy szybciej strzelca, ale nie ma też sensu zaklinać rzeczywistości – to była doskonale bita piłka, świetnie zgrana. Po prostu uwidoczniła się ta słynna różnica jakości.

EARLY PAYOUT W FUKSIARZU – WYGRYWAJ PRZED KOŃCEM MECZU!

Całościowo za to… Nie wyglądał ten mecz źle pod względem gry defensywnej. Anglia atakowała swoimi najmocniejszymi żądłami, a my całkiem przyzwoicie radziliśmy sobie z wypychaniem ich do boków, czy wymuszaniem uderzeń z nieprzygotowanych pozycji. Bednarek, Glik i Szczęsny zagrali na świetnym poziomie, nie dojechał Helik. To jest poważny kontrargument dla wszystkich, którzy uważają, że drużyna Sousy w obronie zawsze wypada co najwyżej średnio. Nie, są dwa mecze – z Anglią i Hiszpanią – gdy spodziewaliśmy się wielu goli i stuprocentowych okazji, a ostatecznie wychodziło w miarę znośnie.

Poza tym pamiętajmy – to był trzeci mecz Sousy jako trenera. Wciąż mogliśmy sądzić, że “zaraz się rozkręci”.

FAZA DRUGA: EURO I PO EURZE

Przed mistrzostwami Europy udało się zagrać już tylko dwa mecze, przy czym stracić aż trzy gole. Z Rosją powtórzyła się sytuacja, która będzie nam jeszcze ciążyć – jeden wahadłowy przysypia przy centrze, drugi wahadłowy zasypia przy domknięciu dośrodkowania. Tak jak w meczu z Węgrami Jóźwiak pozwolił Szalaiowi na centrę, a Reca Orbanowi na strzał, tak tutaj Frankowski nie zdążył dojść do Gołowina, a Puchacz przykryć Karawajewa. Na upartego możemy tu zresztą doliczyć przecież też gola dla Anglików – te centry na dłuższy słupek to coś, z czym nie do końca potrafimy się zmierzyć.

Z Islandią znów kiepska reakcja na nieszablonowy rzut rożny – do zgrywającego na krótkim słupku ruszyło trzech ludzi, środek został pusty. Druga bramka to niemal specjalność zakładu, w dodatku tzw. crossover episode. Nietypowy stały fragment – zamiast bezpośredniej centry, mamy podanie do boku. Stamtąd Islandczyk wrzuca z pełnym komfortem, bo nasi zawodnicy nie gustują w przesadnym utrudnianiu dośrodkowań. Finalnie obcina się Krychowiak.

Natomiast to były dwa sparingi, istotniejsze jest samo Euro. Euro, które zakończyło się dla nas fatalnie.

Ten Skriniar…

Nie jesteśmy pewni, czy to już czas, by przeżyć to raz jeszcze. Najpierw ten najbardziej bolesny moment, czyli utrata pierwszej bramki. Tu Sousy winić się nie da, nie w sytuacji, gdy zaczynamy akcję w takim ustawieniu:

Tu nie ma prawa się nic wydarzyć, więc się oczywiście wydarza. Bardziej bolesny jest gol Skriniara, bo to jest recydywa. Tak jak z Islandią – piłka na krótki słupek, przebitka. Tak jak z Anglią, stoper samotny na środku pola karnego, ładuje ile fabryka dała. Już na tym etapie widać – to jest błąd, który się u nas wyjątkowo często powtarza. Reakcja na stałe fragmenty, które są wykonane z jakimś pomysłem – czy to centra na długi słupek i zgranie do środka, czy to rozegranie w drugie tempo, czy piłka na pierwszego wbiegającego, który próbuje przebić do środka. Mamy z tym problemy, nie potrafimy ich rozwiązać, one są bardzo kosztowne.

Z Hiszpanią trudno właściwie osądzić – pod naszą bramką działo się tak wiele, że ten jeden błąd Bereszyńskiego można jakoś przeżyć.

Szwecja? Tutaj po prostu nie mamy pojęcia, co się wydarzyło. Najpierw dywan rozwinięty przed Forsbergiem…

…gdzie i tak mieliśmy trochę szczęścia – po interwencji Glika Jóźwiak dostał szansę naprawienia sytuacji. Nie trafił w piłkę po rykoszecie. Może się zdarzyć każdemu, zdarza się nam, w drugiej minucie meczu o wszystko.

Drugi i trzeci gol to efekt coraz mocniejszego odkrywania się, a przynajmniej tak to zapamiętaliśmy. Nie chcemy oglądać trzeciego trafienia, bo z każdą powtórką wydaje nam się, że Płacheta biegnie coraz wolniej i wolniej, boimy się, że to jakaś magia.

Werdykt? Traciliśmy dużo, ale największą winę ponosza jednak indywidualne błędy, i co gorsza – wcale nie wynikające z jakichś nietypowych założeń Sousy. Bereszyński po prostu się dał objechać. Jóźwiak po prostu nie trafił czysto w piłkę. Bereszyński po prostu nie zdążył wyjść przed Moratę. Sousie mimo wszystko przypisalibyśmy stały fragment. To jest niepokojące, że jesteśmy przy jego ósmym meczu, a już mamy cztery gole po stałych fragmentach i dwa kolejne po dośrodkowaniach z gry na dalszy słupek. Co gorsza – to nie koniec.

FAZA TRZECIA: BĘDZIE TEN PORZĄDEK?

Bo jest jeszcze gol, dwie niezłe sytuacje i niesłusznie nieodgwizdany rzut karny z Albanią. To był mecz, gdzie można sformułować do tej gry obronnej kilka poważnych zarzutów. Po pierwsze – Glik pod formą. Po drugie – nieporozumienia pomiędzy dwoma zawodnikami, którzy akurat w kadencji Sousy zawodzili rzadko. Bednarek i Glik do tej pory stanowili miłą odmianę od Bereszyńskiego, któremu zdarzyło się przynajmniej raz w meczu coś odstawić. Tutaj? Ani Glik nie grał pewnie, ani Bednarek nie wyglądał zauważalnie lepiej. Pytaniem otwartym pozostaje jednak, czy to faktycznie system Sousy taki zły, czy obniżenie lotów przez obu panów wynika na przykład z ich obecnej sytuacji klubowej.

Gola z San Marino już omówiliśmy – Sousa mógłby co najwyżej nie powoływać Piątkowskiego, albo wystawić znów pierwszy garnitur w obronie, wtedy pewnie bramka by nie padła.

Nie ukrywajmy – bardzo dużo zależy od meczu z Anglią. Cholernie się obawiamy zwłaszcza sytuacji na skrzydłach. Anglia nie tylko ma doskonałych kiwaczków z przodu, ale jeszcze boki, które spokojnie mogą dograć piłkę na nos w pełnym biegu. A to właśnie problem z odpowiednią reakcją na dośrodkowania wysuwa się na pierwszy plan z tej krótkiej i pobieżnej analizy straconych goli.

MISJA: STAŁE FRAGMENTY I CENTRY

I tu znów mamy pewne wątpliwości co do wyjściowej tezy. Z analizy straconych bramek jasno nam wynika – po odsianiu indywidualnych błędów jak ten Bereszyńskiego i Jóźwiaka ze Słowacją czy Piątkowskiego z San Marino, zostają nam przede wszystkim te stałe fragmenty oraz centry na dalszy słupek. Jak się przed tym bronić? Czy w ogóle można to poprawić? Jeśli odpowiedź na to drugie pytanie brzmi: tak, chcielibyśmy po prostu tę poprawę na własne oczy zaobserwować. Ale czy nie wynika to ze specyfiki gry reprezentacyjnej? Selekcjonerzy dysponując skromnymi możliwościami czasowymi nie tracą jednostek na szlifowanie jakichś ofensywnych fajerwerków, ale przerobienie materiału najprostszego – o stałych fragmentach. Stąd też może wynikać ta nadreprezentacja bramek po wrzutkach w portfolio defensywnym Paulo Sousy.

Prawdy dowiemy się naprawdę niedługo. Zweryfikuje nas przecież nie tylko Anglia, ale i Węgrzy z Albańczykami w rewanżowych spotkaniach. Czego byśmy sobie życzyli, o czym marzymy? Naturalne są sny o czystym koncie, ale nam jeszcze się śni blokowanie dośrodkowań oraz zabezpieczenie tej pierwszej strefy, skąd dostajemy bezustannie przebitki, oraz tej ostatniej, gdzie mamy problemy z domknięciem. Przygotowaliśmy zresztą czytelną prośbę do kadrowiczów.

Proste? Prościuteńkie. Panie trenerze, podziękuje pan w Katarze.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

27 komentarzy

Loading...