Reklama

Cała magia dzieje się bez piłki

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

29 sierpnia 2021, 11:19 • 12 min czytania 3 komentarze

Jak wygląda praca profesjonalnego analityka w Queens Park Rangers? Dlaczego zwykła transmisja telewizyjna dla profesjonalnego analityka ma niewielką wartość? Jak inaczej ogląda mecz analityk, gdzie „piłka jest dystrakcją”. Jak może wyglądać wyścig zbrojeń najpotężniejszych klubów w przyszłości i dlaczego będzie brała w nim udział sztuczna inteligencja? Jakie są największe różnice między angielską piłką, a Ekstraklasą? Porozmawialiśmy z naszym człowiekiem w Anglii, Bartkiem Andryszakiem. O piłce, ale nie tylko, bo Bartek, mimo intensywnej pracy, znajduje też czas choćby na książki. Zapraszamy.

Cała magia dzieje się bez piłki

***

Kiedy rozmawiałeś z Szymonem Podstufką, powiedziałeś „po co kłaść się spać, skoro zaraz wstaję”. Czy coś się u ciebie zmieniło, czy twoja praca wciąż jest pracą na takiej intensywności?

Myślę, że mam już takie doświadczenie, że znalazłem większą równowagę w tej nieustającej wojnie pomiędzy pracą i odpoczynkiem. Pracuję nie tyle mniej, co bardziej produktywnie. Teraz już wiem lepiej, czego szukać w meczach, a także jak szukać. To oszczędza mnóstwo czasu. Zgranie ze sztabem też jest bezcenne, wiem czego potrzebuje menadżer, jaka jest dynamika pracy sztabu. Dziś wiele rzeczy w naszym sztabie organizowane jest bez słów.

Powiedz, jak wygląda twój tydzień pracy, tak w skrócie?

Mikrocykl sobota-sobota. W sobotę nagrywam mecz, koduję zagrania naszych zawodników tak, by nazajutrz mogli obejrzeć swoje klipy. Następnego dnia robię to samo wobec naszego następnego przeciwnika. Drugi analityk przygotowuje bardziej ogólne refleksje na temat gry drużyny, ja robię prezentacją pod kątem stałych fragmentów gry i indywidualnej analizy zawodników, ich zachowań, zagrań. W międzyczasie pojawiają się życzenia od sztabu – coś trzeba wyciągnąć, pokazać. W piątki bierzemy udział w sesjach indywidualnych i grupowych. My nigdy nie komunikujemy bezpośrednio, tylko trenerzy, chyba, że zostaliśmy o coś poproszeni. Praca od siódmej rano, co też wynika z trybu dnia naszego menadżera. Przychodzi do klubu o 6 rano i cały rytm dnia w klubie jest ustawiony pod niego, my jesteśmy żywym przykładem.

Reklama
Czyli potwierdzenie zasady, że menadżer nadaje charakter klubowi. Z tym kojarzy się angielska piłka.

Tak. Pracowałem z trzema menadżerami w QPR i to było zawsze odczuwalne. Ian Holloway był pozytywnym wariatem, tak na boisku, jak w pracy menadżerskiej. Teraz mamy pragmatycznego Marka Warburtona, którego historia sięga… wymiany walut w centrum Londynu. Był wielkim fanem piłki, uczył się trenerki, ale głównym źródłem jego zarobku była wymiana walut. Warburton to inne podejście, inny charakter, inny sposób komunikacji. Bardzo lubię popołudnia, kiedy zostajemy w swoim gronie, sztabu. Siedzimy w 5-6 osób, do tego ze dwóch zawodników, i po prostu rozmawiamy. O wszystkim. Komputery odłożone, skupiamy się na rozmowie, bardzo nieformalnej. Lubię te rozmowy – przychodzi Charlie Austin i opowiada różne historie z Southampton, z WBA, a że dalej ma kontakt z chłopakami z Premier League, to opowiada czasem takie smaczki, że są nie do powtórzenia. To rozmowy o ludziach, o absurdach, ale też o zarządzaniu.

Analityka w piłce dzisiaj to trochę dziedzina kontrastów. Znam piłkarzy II ligi polskiej, którzy oglądali swoje mecze i analizowali je pod każdym względem, bo wiedzieli, że to ścieżka ku rozwojowi. Ale znam też przecież takich, którym nie chciałoby się poświęcić na to ani minuty.

Młodsi zawodnicy są bardziej wtajemniczeni w analitykę. Mają profile WyScout, InStat, namiętnie to oglądają. Ale są też tacy, którzy obok tego pytają: dlaczego warto oglądać jeszcze nasze analizy, skoro oglądają klipy tam, na tamtych programach? Tłumaczymy wtedy – klipy, które tworzymy, są nagraniami z szerokiego kąta. Wychwytują całe ich zachowanie, podczas gdy na WyScout są niemal tylko sytuacje, gdzie mają kontakt z piłką lub są blisko piłki. Na WyScout zobaczysz zwód, trik, podanie i tym podobne. Nie zobaczysz tego, co dzieje się poza kamerą. A ja, jak oglądam mecz, to nie patrzę już na piłkę. Piłka jest odwróceniem uwagi od wszystkiego tego, co dzieje się na boisku. Cała magia dzieje się bez piłki. Gdzie otwierają się przestrzenie, gdzie kto wbiega, jaka zachodzi praca. Piłka jest dystrakcją.

Ciekawe spojrzenie, trochę wywracające do góry nogami wszystko, na czym opiera się zwykłe oglądanie meczu.

Relacje TV są relacjami dla mas i powiem szczerze, mi się to ciężko ogląda. Jest rzut rożny i masz zbliżenie gościa, który go wykonuje. Co mi po tym? O ile ciekawsze jest dokładne pokazania pola karnego, kto jak się zachowuje, całej tej machiny ruchów?

Albo inaczej: jak często w obrazie telewizyjnym masz 22 zawodników? Piłkę ma obrońca – nie widzisz co się dzieje w tym momencie u napastników. A wtedy może właśnie dochodzić do wymiany zawodników, środkowy zmienia się ze skrzydłowym, obrońcy się w tym nie połapali, zgubili orientację. To wszystko ginie, cała gra pozycyjna.

Drużyna jest jednym organizmem, możesz go ocenić tylko widząc całość, a w przekazie TV siłą rzeczy jest przekaz nastawiony na indywidualność.

Tak, każda drużyna ma swoją strukturę. Nawet o zespołach, o których mówi się, że jej nie mają. Pamiętam taką historię o Wimbledonie, tym z czasów „Szalonego Gangu”. O nich powstał cały mit, że grali charakternie i tyle. Natomiast mieli wytrenowane długie zagrania, w których nie było przypadku. Wszystko było stworzone pod charakterystykę zawodników. Tam był zawsze konkretny plan taktyczny, w który zaangażowany był każdy zawodnik w każdym momencie meczu. Dlatego to działało, a nie dlatego, że Vinnie Jones robił groźne miny.

W czasie meczu widzisz pewne zachowania, całe ruchy w formacjach. Błędy często nie wynikają z błędu indywidualnego, tylko z tego, że jak pociągniesz jedną linkę na polu gry, to inne reagują. Tak było na przykład z Aston Villą dwa lata temu. Grali w Championship, pewne rzeczy im nie działały, ale Grealish wszystkie te niedoskonałości uzupełniał. Samym swoim przebywaniem na boisku, swoimi decyzjami. W Leeds na przykład widać mistrzowskie przygotowanie strukturalne do meczu. Barnsley w zeszłym sezonie – wysoki pressing, długie piłki, zgrywanie ich i walka. Zero przypadku, to wszystko poparte agresją. Każda drużyna to osobna historia. Trzeba pamiętać jedno – wszystkie drużyny mają jakąś formę planu na mecz. Ten plan zawsze istnieje. Ale jeszcze dochodzi egzekucja i często złożone z nią problemy.

Reklama
Nawiązując do tego Grealisha: kiedyś, też robiąc wywiad z jednym z analityków, usłyszałem, ze najsłabszy zawodnik bardziej ciąży drużynie, niż najlepszy ją wyciąga.

Zdecydowanie. Znam takie historie, gdy mecz drużyna grała dobrze strukturalnie i tak dalej. Wszyscy bez zarzutu indywidualnie przez całe spotkanie, a raczej: prawie wszyscy. Bo lewy obrońca w 10 minut sam sprokurował dwie bramki. Potem powierzchowny osąd o tym meczu dotknie menadżera, innych graczy, tymczasem prawda jest zupełnie inna – dwa zaćmienia jednego gracza położyły mecz. Jest wiele drużyn, które robi z tego broń – celuje konkretnych zawodników na mecze. Robią analizy tylko pod kątem jednego, wybranego zawodnika. Wiem, że przeciwko nam też to było swego czasu stosowane.

Może być takie powierzchowne 0:3, kiedy zbiera się zawodnikom, trenerowi, a tymczasem w sumie to nie był zły mecz, tylko tak się ułożyło.

Może tak być. Musimy pamiętać, że piłka to sport nieprzewidywalny, mamy tysiące zdarzeń w trakcie meczu, a czasem o wszystkim przesądza jedna bramka. A jedna bramka to kilka zdarzeń, czyli w zasadzie wpada w błąd statystyczny. Każdy trener, każdy analityk, może założyć sobie cały opasły folder z analizami, według których jego drużyna dominowała w meczu pod każdym względem, ale przegrała. Niemniej to wszystko powinno się spłacać na dłuższą metę. Jednym meczem może rządzić losowość, ale już rundą ligową – nie, na pewno nie do tego stopnia. Choć i tu zdarzają się wyjątki. Widziałem niedawno analizę sezonu Newcastle 2011/12, kiedy zajęli piątej miejsce. Analiza pokazywała, że liczba zdobytych przez nich punktów była absurdem statystycznym. Papa Cisse miał lepszą skuteczność bramkową niż Messi w tamtym sezonie. Wygrywali konsekwentnie mecze, których nie mieli prawa wygrać.

Niemniej ufanie czystym wynikom jest głęboko w nas wszystkich zakorzenione. Ostatecznie to przecież o nie właśnie chodzi.

Ta wiedza będzie się pogłębiać, myślę, że przyszłość to znacznie mniejsze postrzeganie futbolu, i to przyszłość niedaleka. W branży już dochodzimy powoli do takiego momentu zmian, że każda chcąca się liczyć drużyna będzie miała swój zespół badawczy, analizujący dane, statystyki. Już dziś wiadomo, że mocno idzie w to choćby Liverpool, są tam ludzie skupiający się na tworzeniu analitycznych algorytmów. Sztuczna inteligencja ma The Reds pomóc wygrywać.

Widziałem to. Mecze „duchów” SI i tym podobne.

Dokładnie. Mam też wiadomości, że w jednym z klubów Premier League powstał zespół, który składa się z ekonomisty i astrofizyka. Obaj są pasjonatami piłki, natomiast ich warsztat, umiejętności, są ściśle związane z tym, nad czym teraz pracują.

Nad czym mogą pracować?

Nie mogę powiedzieć, bo sami zatrudniliśmy ostatnio dwóch młodych chłopaków jako stażystów, jednego właśnie po ekonomii, drugiego po fizyce. Mogę powiedzieć, że legendą owiane są niektóre algorytmy, które działają jak Amazon. Amazon stara się wiedzieć, czego ty będziesz potrzebował do kupienia. Więc tutaj trwają prace nad tworzeniem algorytmu, który będzie analizował twoją grę, a potem szukał zawodników pod nią. Ostatecznie to będzie się zbiegać w pewną formułę.

Jest obecnie dostępne morze statystyk, najrozmaitszych, wszystko rozbija się o to, by umieć w nich pływać. Wyłuskać to, co kluczowe. Kto to pierwszy zrobi najlepiej, zgarnie „jackpota”.

Kluby szukają tego, czego potrzebują, a nie tego, co wszyscy. To jest kluczowe. Zespoły badawcze szukają algorytmu na sukces. Tylko, że to ma być ich własny sukces.

Jesteśmy atakowani taką ilością informacji, że musimy nauczyć się je filtrować, te algorytmy mają znacząco w tym pomóc. Dziś dotrzemy do danych na temat zawodnika trzeciej ligi francuskiej, drugiej ligi ukraińskiej, ale nikt nie ma takiej liczby skautów, by wszystkie ligi, wszystkie drużyny, wszystkich piłkarzy przeanalizować. Dlatego szuka się pewnego skanowania zdalnego.

Ale to nigdy nie zastąpi oglądania meczu. Była taka sytuacja z meczu Jagiellonia – Lechia: obrońcy Jagi mieli fenomenalne statystyki w tym meczu, natomiast zrobili też babola przy golu, który kosztował Jagę punkty. Trudno to sklasyfikować.

Dlatego nigdy nie będzie tak, że zawodnik zostanie kupiony tylko na bazie statystyk. Nie będzie w nich nigdy uwzględniony „body language” czy inne kwestie typowo elementu ludzkiego. Wszystko idzie w kierunku statystyk, ale zawsze będzie zachowana kontrola człowieka nad całym procesem.

Powiedz, czy według twojej wiedzy, Ekstraklasa jest uważnie oglądana przez kluby Championship?

Była oglądana, transfery tego dowodziły, natomiast po Brexicie znacznie mniej. Sprawdzałem ostatnio ilu graczy mogłoby zostać uprawnionych do gry w Anglii – raptem około dwudziestu. Musi się zgadzać liczba meczów w kadrze, zarobki… wiele się zmieniło. Stąd też biorą się absurdalne transfery za Anglików tego lata.

Jaka jest twoim zdaniem najbardziej przereklamowana statystyka w futbolu?

Posiadanie piłki w dwóch pierwszych tercjach boiska. Jest bardzo mocno nadinterpretowane. Działa na wyobraźnię, wyciąga się z tego powierzchowne wnioski o przewadze. Tymczasem można mieć mnóstwo posiadania piłki w tych strefach, bo do tego dopuszcza celowo przeciwnik. Zmienia się też aktualnie w Anglii podejście do pressingu. Niewiele drużyn pressuje tak jak Leeds. Wiesz kto był najmniej pressującą drużyną Premier League w minionym sezonie? Manchester City.

Bo nie musiał.

To raz, natomiast dwa, że Pep podchodzi do pressingu bardziej ergonomicznie niż we wcześniejszych sezonach. Myślę, że powiązał to z liczbą kontuzji. Pressing wciąż jest ważny, ale coraz bardziej będziemy iść w kierunku pressingu, by tak rzec, kontrolowanego. Być w odpowiednich miejscach, nie wszędzie, na hurra. Szuka się pressingu o większej elegancji. Zamykanie zawodników, nie bieganie jak Leeds.

Gdy oglądasz ESA, to jakie największe widzisz różnice względem tych rozgrywek, którymi żyjesz na co dzień?

Nie chcę oceniać, natomiast widać na pierwszy rzut oka różnicę w szybkości działania. W Polsce na agresywny pressing piłkarze znacznie trudniej znajdują odpowiedź. W Anglii zawodnicy są przyzwyczajeni do szybkich interakcji z przeciwnikiem. Gdy patrzę na mecz ESA, te dystanse przy pressingu są duże. Ktoś mówi, że jest zakładany pressing, a tam kilka metrów do przeciwnika. W Anglii jeszcze by podłubał w nosie, zmienił dwa razy nogę, dopiero zagrał.

Mecze są ostatecznie dość powolne, a przynajmniej potrafią być.

To jest naturalna konsekwencja.

Lubię ESA, podobało mi się wiele meczów tego sezonu, ale notorycznie zwracam uwagę, jak często przy potencjalnie szybkiej akcji zawodnik przyjmuje, poprawia, dopiero zagrywa.

W Anglii nie ma czasu na dwa kontakty, bo już masz gościa na plecach. Te przestrzenie są bardzo małe. Jak czasem patrzę na akcje kolejki w Ekstraklasie, to czasem śmieszne jest, gdy po dośrodkowaniu nie ma żadnego krycia w polu karnym. Ktoś strzela sobie ot tak. Równie dobrze można by postawić manekiny na boisku. Natomiast to nie jest forma mojej krytyki. Mówię, że jest widoczna różnica, pewnych rzeczy się nie przeskoczy, to też kwestie finansowe przecież i selekcji piłkarzy.

Chciałem cię zapytać o to, jak według twoich analiz wypadają polscy piłkarze w Championship, Premier League.

Kuba Moder to ta sama sytuacja co z Janem Bednarkiem. Trzeba było dać mu trochę czasu, żeby się zaadaptował, przygotował fizycznie. To jednak inne wymagania, inna dyscyplina. Natomiast już jest gotów, to może być jego sezonu. Karbownik… no widać po prostu jeszcze nie.

Dopóki Krystian Bielik grał, wyglądał znakomicie. Z nami zagrał super mecz, ostatni przed kontuzją. To była gwiazda Derby, dlatego bez niego tak długo walczyli o utrzymanie. Jóźwiak – myślałem, że będzie znaczył więcej, tak się nie stało. Nie wiem, czy styl, który oni preferują, do niego pasuje. Już abstrahując od ich sytuacji finansowej, całego zamieszania pozaboiskowego. Helik to wielkie zaskoczenie. Bardzo twardy, dużo komunikuje, nie ma w nim żadnego strachu, do tego groźny przy stałych fragmentach. Barnsley często wrzuca kompilacje wygranych przez niego główek. W pierwszych meczach jeszcze brakowało mu pewności siebie, ale sezon kończył jako szef. To naprawdę duża sprawa, trzeba docenić, bo dla mnie Championship to liga numer 6 w Europie i wiem, że wiele osób tak ją też postrzega.

Jak dzisiaj, z perspektywy tego, gdzie jesteś, postrzegasz swoją pracę na nielegalu, pierwszy wyjazd do Anglii, wszystkie przygody i dorywcze prace?

Czasami w to nie wierzę. Jestem wobec siebie bardzo wymagający, oceniający. I wtedy pomaga refleksja, by spojrzeć na to wszystko, i trochę się docenić. Na początku brakowało mi trochę tego balansu. Ale to też taka nauka, że ten świat jest otwarty, że wiele jest możliwe.

Dlatego wciąż marzeniem pozostaje praca w Milanie?

Tak jest, jestem trwały w uczuciach. Takie słyszałem zdanie: kiedy talent spotyka talent do pracy, wtedy masz sukces.

Tak myślę, że jesteś dowodem tego, że trzeba dać sobie szansę, czyli coś zrobić, a nuż zostanie zauważone.

Oczywiście, ale życzę każdemu takich możliwości ryzyka, nie wszyscy mogą. Ja miałem to szczęście, mogłem wyjechać, miałem u kogo się zatrzymać, nie byłem wtedy za kogoś odpowiedzialny. I miałem dużo szczęścia, na swojej drodze poznałem masę fajnych, inspirujących ludzi.

Mimo intensywnego rozkładu obowiązków, znajdujesz czas na książki. Robisz nawet recenzje na blogu „Ćpaj Książki”.

To projekt, który zacząłem podczas lockdownu. Książki wtedy ratowały mi głowę. W moim domu zawsze było dużo książek dzięki rodzicom. Moja babcia też mnóstwo czyta, ostatnio „Rekę Boga” o Maradonie, którą skwitowała „o, ten miał życie przerąbane”.

U mnie to się budziło stopniowo, nie lubiłem lektur, ale któregoś razu wziąłem na wakacje nad morze „Milczenie owiec”. Film uważany jest za jeden z najlepszych, ale jak przeczytałeś książkę, nie robił wrażenia. W ten sposób najlepiej udowodnić potęgę książki. Czytałem też wszystkie biografie, te Fergusony, Mourinho, ale teraz książki są dla mnie odskocznią, a blog takim dziennikiem tego, co przeczytam. Lepiej mi się przetwarza emocje związane z książką w ten sposób. Jest to też taka forma organizacji, że muszę to zrobić, ale też wiem, że parę osób dzięki temu zaczęło czytać, i to jest fajne. Napisałem też kilka recenzji do „Asystenta Trenera”, co było fajną rzeczą. Myślę, że to dla mnie wyjście poza strefę komfortu, coś nowego, i to zawsze intrygujące.

***

PRZECZYTAJ TEŻ WYWIAD SZYMONA PODSTUFKI Z BARTKIEM O JEGO DRODZE DO QPR

Leszek Milewski

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Anglia

Anglia

Media: Zawodnicy United są przekonani, że ten Hag odejdzie po sezonie

Damian Popilowski
3
Media: Zawodnicy United są przekonani, że ten Hag odejdzie po sezonie
Anglia

Media: Gabriel Heinze dołączy do sztabu szkoleniowego Arsenalu

Antoni Figlewicz
0
Media: Gabriel Heinze dołączy do sztabu szkoleniowego Arsenalu

Komentarze

3 komentarze

Loading...