Grudzień 2020. Legia Warszawa gra ze Stalą Mielec, którą niedawno objął Leszek Ojrzyński. W kuriozalnych okolicznościach, bo po trzech rzutach karnych, przegrywa z beniaminkiem 2:3. Łukasz Zjawiński, który je wywalczył, notuje występ życia. Zupełnie inaczej ten mecz wspominają Artur Jędrzejczyk i Mateusz Wieteska, których obwiniano o tę porażkę. Zasłużenie, bo obrońcy Legii zagrali po prostu słabo.
W pewnym momencie Jędrzejczyka i Wieteskę nazwano „kuzynami”. Nie chodziło jednak o sprawy więzów rodzinnych, a o to, że obaj swoimi błędami i nieporadnością irytowali kibiców Legii. I w sumie to wcale się legionistom nie dziwiliśmy – wspomniany duet rzeczywiście nie wyglądał jak stoperzy zespołu, który ma walczyć o mistrzostwo Polski.
Ale mamy już sierpień, a nie grudzień i sprawy wyglądają inaczej. Zupełnie inaczej, bo dziś Jędrzejczyk i Wieteska nie są nazywani kuzynami, tylko szefami. I znów możemy powtórzyć, że to zasłużony tytuł.
Udana końcówka sezonu
W zimowym okienku transferowym kibice najchętniej wywieźliby Mateusza Wieteskę do pierwszego klubu, który się po niego zgłosi. Każdy sądził, że skoro nawet „jego” trener, czyli Czesław Michniewicz, nie wydobył z niego maksimum potencjału, to już pozamiatane. Latem nastroje były zdecydowanie odmienne. W maju portal „Legia.net” wybrał duet obrońców najlepszymi piłkarzami miesiąca, bazując na ocenach za poszczególne mecze. Nasze noty za ten okres też wypadały nieźle – „Jędza” dostał nawet siódemkę za spotkanie z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Wiadomo, że to oceny subiektywne, ale jednak – o czymś to świadczy. Zresztą: obaj notowali wtedy niezłe liczby, bo nawet patrząc na podstawowe statystyki meczowe dostępne na stronie Ekstraklasy, widzimy, że Wieteska wygrał 61% pojedynków, a Jędrzejczyk 69%.
Najlepiej wygląda jednak passa czystych kont. Legia w końcówce sezonu wyglądała mizernie w ofensywie. Od czasu meczu z Pogonią Szczecin strzeliła w lidze tylko trzy gole. Tyle że w tym samym czasie sama nie straciła żadnego.
- 7 meczów na zero z tyłu
- 637 minut bez straty gola
- 675 minut bez straconego gola z gry
Liczby, którymi chciałby się pochwalić każdy obrońca. Liczby, które sprawiły, że warszawianie sięgnęli po tytuł jako ekipa, która wiosną przegrała tylko jeden ligowy mecz.
OBSTAWIAJ EUROPEJSKIE PUCHARY W FUKSIARZ.PL!
Jędrzejczyk i Wieteska – pewniacy w pucharach
Tamta końcówka była imponująca, ale jeszcze nie tak imponująca jak to, co widzimy obecnie. Bo mimo wszystko latem można było się zastanawiać, czy „kuzyni” na europejskim, czyli zdecydowanie wyższym poziomie, nie wrócą do swoich niezbyt dobrych nawyków. Legia Warszawa w Europie nie była jak Raków, nie notowała rekordowej passy minut bez straconego gola. Nie nawiązała także do ekipy Henninga Berga, która eliminacje przeszła jak burza – sześć wygranych meczów i cztery czyste konta. Ale jednak tyły były zabezpieczone całkiem nieźle. Ok, z Dinamem i Slavią ani razu nie udało się zachować czystego konta, tyle że ciężko przypisać winę za taki stan rzeczy tej dwójce. W tych spotkaniach to oni byli pewnym punktem zespołu, zwłaszcza Wieteska, choć i Jędrzejczyka trzeba docenić.
To przecież facet, który ma już swoje lata, a kiedy trzeba było zagrać na wahadle, dobrze sobie z tym poradził. To, jak ważna jest jego postać w defensywie Legii, widzieliśmy, gdy w Pradze zastąpił go Lindsay Rose. Delikatnie mówiąc: była przepaść, Francuz zagrał o kilka poziomów niżej niż zwykle „Jędza”.
Oczywiście obaj mają swoje grzechy i grzeszki. W pierwszym meczu z Bodo/Glimt nie ustrzegli się błędów (przegrana głowa przy golu, niefortunna interwencja przy jednej z akcji po przerwie). Artur Boruc miewał powody, żeby solidnie ochrzanić jednego czy drugiego, nie był też zupełnie bezrobotny. Natomiast to normalna rzecz, bo przecież gdyby obrońcy byli nieomylni, w futbolu nie oglądalibyśmy żadnych bramek. Grunt to ograniczyć błędy do minimum, zwłaszcza te kardynalne, czyli np. takie jak strata Mateusza Hołowni w meczu z Florą Tallinn. Coś, czego ewidentnie dało się uniknąć, co razi w oczy bardziej niż przegrana walka w powietrzu. Coś, za co obaj byli nazywani „kuzynami”.
I ta sztuka Jędrzejczykowi oraz Wietesce się udała.
Wieteska pracuje na transfer
Teraz przed legijnym duetem kolejne wyzwania w Lidze Europy. Obecny sezon będzie niezwykle ważny zwłaszcza dla Mateusza Wieteski. Defensor jakiś czas temu zapowiadał, że chce się pokazać i zapracować na transfer zagraniczny. – Mam 24 lata i jestem wystarczająco dojrzały i przede wszystkim gotowy na to, aby pokazać, że jestem zawodnikiem na poziomie europejskim. Bardzo lubię grać trójką w obronie. Bardzo dobrze odnajduję się w ustawieniach 1-3-5-2 i 1-3-4-3. Jest to inny sposób bronienia i poruszania się w obronie w porównaniu z czwórką graczy w linii defensywnej. Broniąc w trójkę zyskaliśmy na ofensywie i posiadaniu piłki – mówił w „GrandHotelCalciomercato”.
Wieteska przyznawał też, że Czesław Michniewicz obdarzył go szczególnym zaufaniem. Nie jest to szczególna niespodzianka, bo trener cenił go już za czasów pracy z młodzieżową reprezentacją Polski. Tylko, tak jak wspominaliśmy wcześniej, wydawało się, że skoro początek ich współpracy w Legii nie jest obiecujący, nie znajdzie to przełożenia na grę w klubie. Okazało się, że 24-latek po prostu potrzebował czasu i dziś wygląda to już tak, jak trzeba. Również w lidze, choć tam obrońca zagrał dopiero jeden niezły mecz – drugi to spotkanie z Radomiakiem, za które ciężko go wyróżniać, ale inna sprawa, że scenariusz tego spotkania był po prostu szalony i warszawianie kończyli je w „dziewiątkę”.
W każdym razie w grze Wieteski dostrzegamy progres i spokój, czyli cechy bardzo ważne dla obrońcy. Zdaje się też, że nie jest to odosobniona opinia, bo przecież „Meczyki.pl” informowały, że stoper może zastąpić w Schalke Ozana Kabaka, a to nie jest rola, którą powierza się pierwszemu lepszemu pipolokowi. Co więcej, wysłanników na mecz Legii wysłał niedawno także Eintracht Frankfurt. Oliver Glasner, trener tej ekipy, ma doświadczenie w grze tercetem defensorów, ma także lekkie braki kadrowe na tej pozycji. Dlatego całkiem prawdopodobne, że i ten klub zauważył dobrą grę Wieteski i postanowił obejrzeć go w warunkach bojowych.
A co z reprezentacją?
Czesław Michniewicz mówił w „Kanale Sportowym”, że Wieteska jest niedoceniany i zasługuje na większe uznanie. – Mam nadzieję, że trener Sousa będzie bacznie śledził Ekstraklasę. Nie ma wielu środkowych obrońców znających ten system, którym chce grać Sousa. Dobrze czuje dystans w grze. Mati to najlepszy środkowy obrońca pod względem rozumienia gry. Po Euro U21 typowały go włoskie media do najlepszych jedenastek turnieju.
Nie chcemy wsiadać do pociągu hurraoptymistów, bo przecież do kadry nie łapią się Sebastian Walukiewicz czy Kamil Piątkowski, którzy także świetnie pasują do systemu gry z trójką z tyłu. Niemniej jednak notowania Wieteski na pewno skoczyły i stoper Legii powinien znaleźć się tuż za tą dwójką, gdy mówimy o kandydatach do gry w reprezentacji. Niby to wciąż pozycja numer siedem, osiem czy dziewięć w kraju. Ale co by nie mówić – dla 24-latak to już wiele.
Rok, a może nawet pół roku temu, osoby stawiające taką tezę wysyłalibyśmy przecież na badanie alkomatem.
SZYMON JANCZYK
fot. FotoPyK