O tym, że w Europie nie ma już słabych drużyn, wiemy od dawna. Dziś jednak granica została jeszcze mocniej przesunięta za sprawą piłkarzy z Gibraltaru. Konkretniej chodzi o Lincoln Red Imps, czyli pierwszego w historii przedstawiciela tego kraju w europejskich pucharach. Tak, to prawda, w Lidze Konferencji, ale chłopaki z południa Europy i tak musieli się mocno wysilić.
Żeby ktoś mógł świętować, przegrać musi ktoś. I faktycznie, Red Imps zafundowali eurowpierdol ekipie Riga FC. Dla Łotyszy to naprawdę bolesna porażka, bo ten klub sporo zainwestował, żeby w końcu dostać się do fazy grupowej pucharów. Pamiętamy jak Riga pokonała Piasta Gliwice – wtedy w play-offs o Ligę Europy łotewski zespół przegrał z Kopenhagą.
Cóż, w tym roku w łeb zdzieliła go zdecydowanie słabsza drużyna.
Przygody Lincoln Red Imps w pucharach zwykle kończyły się na pierwszym poważnym rywalu. Celtic, Rangers, a nawet Ararat-Armenia – to były za wysokie progi. I w zasadzie to w tym roku byłoby podobnie, ale że dzięki Lidze Konferencji można „spadać” z eliminacji do eliminacji, to mistrzowie Gibraltaru podążyli następującą ścieżką:
- awans z Folą Esch (5:0, 2:2)
- porażka z CFR Cluj (1:2, 0:2)
- przegrana ze Slovanem Bratysława (1:3, 1:1)
Niby się stawiali, ale koniec końców do meczu z Rigą przystępowali z jedną wygraną na koncie. W pierwszym meczu, na Łotwie, udało im się wyrwać remis (1:1). Nikt jednak nie stawiał, że u siebie pójdą za ciosem. A tu proszę: z 0:1 do 1:1 dzięki rzutowi karnemu, potem dogrywka i dwie bramki w doliczonym czasie gry. Najpierw pierwszej, potem drugiej części dodatkowego czasu gry.
Red Imps odnieśli historyczny sukces i zgarnęli zastrzyk gotówki, który zapewne potroi (albo i lepiej) ich budżet. Być może za rok pójdą za ciosem?
fot. Newspix