Mahir Emreli zalicza całkiem przyzwoite wejście do Legii, która jest jego pierwszym zagranicznym klubem. Azerski napastnik rozegrał do tej pory 589 minut w dziesięciu meczach, w których strzelił cztery bramki i zaliczył jedną asystę. Na konferencji prasowej przed rewanżowym meczem ze Slavią Praga w czwartej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów, Emreli podzielił się paroma przemyśleniami na temat rywalizacji z Tomasem Pekhartem i Ekstraklasy.
Emreli konkuruje o miejsce w składzie z królem strzelców poprzedniego sezonu Ekstraklasy, Tomasem Pekhartem. Raz gra jeden, innym razem drugi, bywa też, że wybiegają na murawie w duecie.
– Trener ustala taktykę, a my musimy się do niej dostosować. W każdym treningu doskonalimy naszą taktykę, której staram się coraz bardziej uczyć. Nie potrafię powiedzieć, jak się czuję w grze u boku Tomasa, a jak bez niego, kiedy jest bardziej komfortowo. Uczę się z dnia na dzień – komentuje Emreli.
Azerski napastnik, po bramce w meczu ze Slavią, podbiegł do siedzącego na trybunach Pekharta, żeby wspólnie świętować.
– To nie był plan. Emocje po strzelonym golu spowodowały, że podbiegłem do niego i chciałem się z nim cieszyć. To był ważny mecz dla nas, a szczególnie dla niego. Tuż przed spotkaniem, kiedy było wiadomo, że nie zagra, widziałem smutek na jego twarzy.
Jak Mahir Emreli ocenia za to poziom Ekstraklasy? Całkiem pozytywnie.
– Poziom walki drużyn w tej lidze jest lepszy niż w Azerbejdżanie. Gdy grałem w Karabachu, to w lidze azerskiej mieliśmy tylko jednego rywala, który rywalizował z nami o mistrzostwo. Tutaj, myślę, że każdy mecz jest trudny. Obrońcy są naprawdę silni w grze przeciwko napastnikom – kopią, walczą. Trudno gra się w polskiej lidze, tak samo trudno powiedzieć, kto będzie mistrzem na koniec sezonu.
Fot. Fotopyk