Sobotnia prasa to przede wszystkim zapowiedzi i raporty z piątku. Mamy “Magazyn Lig Zagranicznych”, w którym dowiemy się co słychać w ligach z TOP 5. Mamy także rozmowę z Giannim de Biasim, który zdradza, co czeka Polaków w meczu z Albanią. Jest bowiem byłym selekcjonerem tej reprezentacji. – Albania ma dobry zespół, a przede wszystkim to drużyna z charakterem. Ale Polska musi wygrać to spotkanie. Nie ma innej opcji, jeżeli zamierza wziąć udział w mistrzostwach świata. Powiedziałem już albańskiej prasie, że ekipa prowadzona przez Paulo Sousę może zająć drugie miejsce w tej grupie, po Anglii. Sousa to dobry trener, chce zmienić styl gry reprezentacji, ale potrzebuje czasu. Brakowało mu go, kiedy przygotowywał drużynę do EURO – czytamy w “PS”.
Sport
Piast Gliwice ma nowego napastnika. Poszedł w kierunku Serbii.
Stojiljković jest wychowankiem FK Rad Belgrad, grał też m.in. w SC Braga (Portugalia), tureckim Kayserispor, serbskiej Crvenej Zveździe Belgrad i hiszpańskim RCD Mallorca. Cztery razy zagrał w reprezentant Serbii – Poszukiwaliśmy ogranego i doświadczonego napastnika. Nikola ma na swoim koncie występy w kadrze swojego kraju, ale także dzięki dobrej grze w klubach, poznał futbol na poziomie europejskim – stwierdził dyrektor sportowy Piasta, Bogdan Wilk. Gliwiczanie latem stracili swojego najlepszego ostatnio snajpera Jakuba Świerczoka, sprzedanego do japońskiego Nagoya Grampus. Pozyskali natomiast hiszpańskiego napastnika Alberto Torila, jego rodaka, środkowego obrońcę Miguela Munoza (obaj z Realu Murcia), pomocnika Michaela Ameyawa z pierwszoligowego Widzewa Łódź, z warszawskiej Legii przyszedł 18-letni obrońca Ariel Mosór, a tuż przed startem sezonu dołączył do ekipy ofensywny pomocnik Damian Kądzior (ostatnio hiszpański SD Eibar).
Passa Rakowa Częstochowa bez straconej bramki w pucharch coraz bardziej imponuje.
Belgowie wydawali się równie trudnym rywalem co Rubin Kazań. Ale Raków w czwartkowym meczu kolejny raz udowodnił, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Wygrał 1:0 i choć w perspektywie wyprawy do Gandawy jest to skromna zaliczka, to trzeba pamiętać, że jest to piąty mecz europejskich pucharów, w którym nie stracił bramki. Choć Raków całościowo zasłużył na pochwałę, to niewątpliwie bohaterem spotkania został zdobywca gola, Andrzej Niewulis. 32-letni kapitan wicemistrzów Polski w czwartek rozegrał 100. spotkanie w barwach czerwono-niebieskich. Nie tylko całkiem dobrze radził sobie w defensywie, ale również w kluczowej dla losów meczu akcji zachował zimną krew. Aczkolwiek można byłoby pod jego adresem skierować „zażalenie”, że nie zawsze nadążał za akcjami piłkarzy Gentu. Na wielkie pochwały zasłużył po raz kolejny Vladan Kovaczević, który kilkoma interwencjami zaimponował i… ograniczył zapędy piłkarzy gości. Najgoręcej pod jego bramką zrobiło się wtedy, kiedy piłka trafiła w słupek i nawet patrząc na telewizyjne powtórki, trudno stwierdzić, czy Bośniak piłki dotknął i skierował ją na słupek. Ale jeżeli nawet tego nie zrobił, to skracając kąt napastnikowi Gentu, uniemożliwił mu zdobycie gola.
Jacek Trzeciak ryzykuje i to ryzyko się opłaca. Jego zmiany w ostatnim meczu GKS-u Jastrzębie miały sens.
– Mariusz Pawełek doznał kontuzji na treningu, nazajutrz po meczu z Koroną Kielce – wyjaśnia trener jastrzębian, Jacek Trzeciak. – Doznał kontuzji palca i choć zgłosił gotowość gry, w gronie trenerów uznaliśmy, że nie będzie gotowy w stu procentach. Dlaczego zastąpił go Reclaf? W sparingach spisywał się bardzo dobrze, to po pierwsze. Po drugie – naprawdę zasłużył na to, żeby grać. Wiadomo, że Mariusz Pawełek to instytucja, ale skoro nadarzyła się okazja, to dlaczego nie dać młodemu szansy występu w I lidze? Ryzyko jak każde inne. Mikołaj nie zagrał bezbłędnie, przy pierwszej straconej bramce mógł się lepiej zachować, tak orzekł przynajmniej trener naszych bramkarzy, Remigiusz Danel. Generalnie oceniam występ Reclafa jako poprawny i nie mam do niego większych zastrzeżeń. Trener Trzeciak zaskoczył prawie wszystkich, desygnując w miejsce napastnika Daniela Rumina… obrońcę Szymona Zalewskiego. – W protokole meczowym rzeczywiście tak to wygląda, ale dokonałem zmiany ustawienia – tłumaczy szkoleniowiec GKS-u. – Do ataku został przesunięty Darek Kamiński, który jest nominalnym napastnikiem. Natomiast Szymon grał na prawej pomocy i obronie, gdzie wymieniał się z Remigiuszem Borkałą.
GKS Katowice jest nieskuteczny. To kończy się z kolei stratą punktów.
– W pierwszej połowie mamy trzy dogodne sytuacje, w drugiej dwie… Musimy to skończyć. Było dobrze w tyłach, neutralizowaliśmy mocne strony Sandecji, graliśmy bardzo ofensywnie i z tego brały się okazje. Skończyło się 0:0 i jest nie tyle rozczarowanie, co meganiedosyt. To był ładny mecz do oglądania, ale nadal brakuje nam kropki nad „i”, bramek. Za chwilę mamy kolejne spotkane i trzeba zrobić wszystko, by być bardziej skutecznym – komentował Adrian Błąd na antenie Polsatu Sport. To kolejne spotkanie – już w niedzielę, znów przy Bukowej, z Zagłębiem Sosnowiec, w którym GieKSa poszuka przełamania. – Musimy skupić się na treningu. Jeśli podczas niego będzie wpadać, to potem w meczu też. Nie jest też tak, że w ogóle nie strzelamy, skoro Resovia i Podbeskidzie traciły z nami po 2 gole. Potrzeba nam więcej wyrachowania pod bramką rywala – dodawał pomocnik katowickiego beniaminka, któremu po powrocie do I ligi nie jest łatwo. Świadczy o tym fakt, że GKS to jeden z pięciu zespołów nadal czekających na zgarnięcie pełnej puli. W odróżnieniu od poprzednich I-ligowych sezonów, dziś nikt w Katowicach nawet nie wspomina o walce o awans, o ekstraklasie. To byłby absurd. Patrzy się raczej z meczu na mecz.
Zagłębie Sosnowiec znowu zawiodło. Huśtawka wyników trwa.
Z agłębie zasłużenie uległo Odrze, a tymczasem już w niedzielę ekipę Kazimierza Moskala czeka kolejny, trzeci z rzędu wyjazd. Tym razem do sąsiada zza miedzy, czyli do Katowic. Sosnowiczanie w Opolu zawiedli. Katastrofalnie wyglądała zwłaszcza pierwsza połowa w wykonaniu Zagłębia. – W I połowie chyba byliśmy jeszcze w drodze z Sosnowca. Co mnie jeszcze bardziej smuci to fakt, że przed przerwą Odra nas zupełnie zdominowała. Nie radziliśmy sobie z piłką, nie potrafiliśmy utrzymać się przy niej i stworzyć sytuacje. Poza jednym strzałem Sobczaka nie mieliśmy nic. Druga połowa wyglądała lepiej, ale nie byliśmy w stanie strzelić bramki. O wszystkim przesądziła pierwsza połowa. O to mam pretensje do zespołu – nie krył złości szkoleniowiec Zagłębia, Kazimierz Moskal.
Zwycięstw potrzebuje również GKS Tychy. Konrad Jałocha jest dobrej myśli.
– Trudno mi powiedzieć, czy ten GKS Tychy mógł się podobać – mówi golkiper i kapitan tyszan. – Osobiście wolałbym zamiast tego zerowego konta strat zapisać na swoje konto trzy stracone bramki, ale jednocześnie cieszyć się ze zwycięstwa 4:3. Po wygranej wszystko przyjąłbym na klatę, a ten bezbramkowy remis na dobrą sprawę daje nam tylko punkt i nie zmienia naszej sytuacji. Trzy punkty są nam niezbędne i wierzę, że gdy je zdobędziemy, to nasza maszyna ruszy i tyle. Przed meczem z Sandecją w Tychach obowiązuje pełna mobilizacja. Pod „parą” są niemal wszyscy piłkarze, bo wczoraj do zajęć z zespołem wrócił także Kamil Szymura. Trener Artur Derbin, który w czwartek obserwował najbliższego rywala w spotkaniu z GKS-em Katowice, na sobotę, przed treningiem w godzinie meczu, zaplanował analizę gry drużyny z Nowego Sącza. Wyjściową jedenastkę szkoleniowiec GKS-u Tychy poda na odprawie. – W sytuacji, w której się znaleźliśmy, potrzebujemy zwycięstwa – uważa Konrad Jałocha. – Nieważne jak to zrobimy, po prostu potrzebujemy wygranej, żeby się przełamać, żeby odzyskać wiarę i pewność siebie, a przede wszystkim zacząć regularnie punktować. W meczu z Podbeskidziem nasza gra ofensywna na pewno wyglądała lepiej, ale mimo wszystko i tak to było za mało.
Super Express
Stefano Tacconi typuje, kto jest faworytem Serie A. I chwali naszych bramkarzy.
Super Express: – Kto będzie faworytem do tytułu?
Stefano Tacconi: – Trudno wskazać jedną drużynę. Bardzo mocny będzie Juventus, który zechce wrócić do walki o tytuł. Mistrzostwa będzie bronił Inter, bardzo mocny będzie Milan, są również Lazio, Roma, Atalanta, Napoli. Nie przewiduję, aby ktokolwiek spoza tej grupy zdołał wbić się do czołówki.
– W przeszłości był pan wybitnym bramkarzem. Na tej pozycji mamy trzech golkiperów w Serie A – Bartka Drągowskiego, Wojtka Szczęsnego i Łukasza Skorupskiego. Co może pan o nich powiedzieć?
– Każdy z nich jest świetnym fachowcem, liderem w swojej drużynie. Trudno sobie wyobrazić zespół Bolonii bez Skorupskiego, Fiorentinę bez Drągowskiego czy Juventus bez Szczęsnego. Wiem, że są powoływani do waszej reprezentacji, ale patrząc na ich występy, nie może to dziwić. Wykonują świetną robotę i potwierdzają, że w Polsce dobrze pracuje się z bramkarzami.
Wojciech Cygan o pucharowej przygodzie Rakowa.
– Czy baliśmy się Vadisa? Były obawy przed całą drużyną. Belgowie trochę straszyli, ale wejście w sezon zaliczyli bardzo przeciętne. Z Łotyszami się męczyli. Wiedzieli, że Raków w europejskich pucharach nie traci bramek, i stąd ta mobilizacja – mówi „Super Expressowi” Wojciech Cygan (40 l.), prezes Rakowa. Mimo że Raków d o m o w e m e c z e w e u r o p e j s k i c h pucharach musi rozgrywać w Bielsku-Białej, to 130 km od Częstochowy też mógł poczuć się jak w domu. Na stadionie Podbeskidzia mecz z KAA Gent oglądało 7,5 tys. kibiców. – Większość widzów była z Częstochowy. Słyszałem, że trasa była mocno oblegana, a w drodze powrotnej widziałem, że na każdej stacji benzynowej było sporo naszych fanów – mówi Cygan.
“Super Express” oburza się, bo Real chce Mbappe. A mógłby przecież chcieć Lewandowskiego.
Madrycki „As” pisze, że Real dał już sobie spokój z Lewandowskim, a teraz ma obsesję na punkcie Kyliana Mbappe z PSG. „Real Madryt nie chce Cristiano Ronaldo i Roberta Lewandowskiego. Klub skupia się wyłącznie na francuskim gwiazdorze” – czytamy w „Asie”. Real zatem odpada, ale czy Lewandowski faktycznie może odejść z Bayernu? Trener Bawarczyków, Julian Nagelsmann, nie dopuszcza do siebie tej myśli. – Z Lewandowskim dużo rozmawiam, on też dużo rozmawia z innymi piłkarzami. Czuje się tu dobrze – zapewnia Nagelsmann, którego zespół w niedzielę o 17.30 zagra z FC Koeln.
Przegląd Sportowy
Jacek Bednarz chce transferów do Legii. Inaczej będzie trzeba wybierać: puchary albo liga.
Aby legioniści byli w stanie temu sprostać, konieczne są konkretne wzmocnienia. Jak na razie jednak polityka klubu ukierunkowana jest w drugą stronę, na sprzedaż. Michniewicz wyliczył, że odkąd objął drużynę, Juranović jest 21. piłkarzem, który z niej odszedł. A przecież prowadzi zespół z Łazienkowskiej niecały rok. – Jeśli kadrowo nic się nie zmieni, to we wrześniu Legia będzie musiała zdecydować, co jest dla niej ważniejsze: ekstraklasa czy europejskie puchary, bo na pewno na obu frontach nie da się skutecznie walczyć – nie ma wątpliwości Jacek Bednarz, były piłkarz i dyrektor sportowy klubu z Łazienkowskiej. Idealnym przykładem takiego scenariusza był w poprzednim sezonie Lech Poznań, który obu wyzwaniom nie podołał. – Uznano, że priorytetem są europejskie puchary, początkowo wszystko świetnie się dla Kolejorza w nich układało. Ale koniec wieńczy dzieło, kiedy lechici zaczęli odrabiać straty w lidze, odbiło się to na wynikach w Europie. Ostatecznie zawiedli i tu, i tu – wspomina Bednarz. Nie ma wątpliwości, że transfery są konieczne, ale ważna jest przede wszystkim ich jakość, a nie ilość. – Trzeba poszukać wzmocnień, ale sensownych, żeby nie było sytuacji, że sprowadzeni zostaną piłkarze, którzy zawiodą na obu frontach. A taki scenariusz wydaje mi się najbardziej prawdopodobny. Ważne, by skupić się na realnym wzmocnieniu, a nie sztukowaniu, rozbudowywaniu kadry, która okaże się słaba jakościowo – twierdzi.
Deszcz i Wisła Płock zalały Zagłębie. Chociaż Wisła to bardziej zlała – 4:0.
Lubinian tak nie zaskoczył nawet Maciej Bartoszek (dokonując sześciu zmian w składzie płocczan w stosunku do ostatniego meczu), jak zrobiła to… pogoda. W chwili rozpoczęcia spotkania nad Stadion im. Kazimierza Górskiego nadeszła dosłownie ściana wody. Ulewny deszcz zdezorientował lubinian. Zupełnie nie potrafi li się dostosować do warunków na murawie, co wykorzystali gospodarze. Świetnie zagrali zwłaszcza Łukasz Sekulskii Rafał Wolski. Obaj mieli duży udział przy golach dla Wisły. Sekulski strzelił dwa gole i miał udział przy trzecim, a drugi brał udział niemal w każdej ofensywnej akcji. Analogiczne do tego, co działo się na murawie, było zachowanie trenerów w trakcie ulewy. Maciej Bartoszek dziarsko przyjmował liczne krople deszczu na garnitur i nic sobie z tego nie robił. Kilka metrów dalej na drugiej ławce rezerwowych Dariusz Żuraw był skulony i schowany pod parasolką. Wyglądał, jakby bał się deszczu. Tak też zachowywali się jego zawodnicy, którzy nawet pomogli miejscowym podwyższyć wynik. Jewgienij Baszkirow chciał wycofać piłkę do bramkarza Dominika Hładuna, futbolówka stanęła w kałuży, co wykorzystał Sekulski, który później ośmieszył Lorenco Šimicia. Przy wcześniejszej bramce błąd popełnił drugi ze stoperów Zagłębia Ian Soler. Hiszpan nie upilnował napastnika Wisły i pozwolił mu zagłówkować, co skończyło się golem. Zwykło się mówić, że warunki boiskowe zawsze są równe dla obu zespołów. Tym bardziej zaskakujące jest to, że graczom Miedziowych deszcz przeszkadzał, a tym z Płocka nie. – Ulewa nas zaskoczyła i z jej powodu źle graliśmy. Nie potrafiliśmy się dostosować do tego, co działo się na boisku. Po przerwie musimy zagrać zdecydowanie lepiej – rzucił Filip Starzyński przed kamerami Canal+ po pierwszej połowie.
Lech ma nowego rapera w zespole. Pedro Rebocha nagrywa rapsy w Portugalii.
No dobrze, a co z tą muzyką? Otóż w wolnych chwilach lewy obrońca zamienia się w rapera i przyjmuje pseudonim Stiff -Wrist. O to, co jako piłkarz Rebocho powiedziałby muzykowi Rebocho i odwrotnie, faktycznie został zapytany przez dziennikarza portalu zerozero.pt. – Pisanie tekstów pozwala mi zająć głowę czymś innym niż futbol, ale to tylko hobby, bo będąc zawodowym piłkarzem, nie da się zajmować tym na pełen etat. Jednak po karierze chciałbym związać swoje życie z muzyką. Jestem młody, aczkolwiek już myślę o takich sprawach, a odbiór moich utworów był dużo bardziej pozytywny niż oczekiwałem, co mnie tylko nakręca – opowiadał Rebocho. Poprzednikowi Portugalczyka na lewej obronie w Lechu Tymoteuszowi Puchaczowi (obecnie Union Berlin) zdarzyło się nagrać hip-hopowy kawałek, ale miał znacznie mniejszy dorobek od Rebocho. Czy wychowanek Benfi ki przebije osiągnięcia Polaka w Kolejorzu również na boisku?
Gianni de Biasi opowiada o Serie A. Mówi też o propozycji pracy z kadrą i szansach Polaków z Albanią.
Nie pracuje pan w Serie A już od jedenastu lat. Czy tęskni pan za tymi rozgrywkami?
Nie, pracuję w międzynarodowym futbolu i to dla mnie bardzo stymulujące, jestem z tego zadowolony. Śledzę najważniejsze ligi. Premier League znajduje się w tym momencie na szczycie, ale Serie A zrobiła duże postępy, dotyczące przede wszystkim jakości gry.
Prowadzi pan reprezentację Azerbejdżanu, a od 2011 do 2017 roku osiągał pan znakomite wyniki jako selekcjoner Albanii. Trzy lata temu był pan bardzo blisko posady w reprezentacji Polski. Co dokładnie się stało, kiedy Zbigniew Boniek wybrał ostatecznie Jerzego Brzęczka?
Przez kilka miesięcy byłem w kontakcie z prezesem PZPN, który porozmawiał o mnie z szefem albańskiej federacji. Chciał dostać informacje dotyczące mojej pracy. Byliśmy o krok od podpisania umowy i mieliśmy spotkać się w Rzymie. Przebywałem na wakacjach na Sardynii i przed wyjazdem do stolicy postanowiłem wrócić do domu, do Veneto. Przyleciałem do Wenecji i dostałem wiadomość od Bońka. Napisał do mnie, że zatrudnił polskiego trenera.
I jaka była pana reakcja? I czy teraz, gdyby dostał pan znowu tę propozycję, zaakceptowałby ją pan?
Dlaczego nie? Wtedy było mi przykro, ponieważ była to dla mnie ważna okazja. Polska ma dobrych piłkarzy, nie tylko Roberta Lewandowskiego.
Biało-Czerwoni wrócą na boisko po EURO 2 września, kiedy zmierzą się właśnie z Albanią. Czy dla Polaków
będzie to trudny mecz?
Tak, ponieważ Albania ma dobry zespół, a przede wszystkim to drużyna z charakterem. Ale Polska musi wygrać to spotkanie. Nie ma innej opcji, jeżeli zamierza wziąć udział w mistrzostwach świata. Powiedziałem już albańskiej prasie, że ekipa prowadzona przez Paulo Sousę może zająć drugie miejsce w tej grupie, po Anglii. Sousa to dobry trener, chce zmienić styl gry reprezentacji, ale potrzebuje czasu. Brakowało mu go, kiedy przygotowywał drużynę do EURO.
Czy Paul Pogba poprowadzi w końcu United do sukcesu? To geniusz, ale z łatką lenia.
– To najbardziej przereklamowany piłkarz na świecie. Czy grałby w Manchesterze United, gdybym był trenerem? Nie. Ma wielkie nazwisko, przyszedł za wielką sumę, ale nie uważam, by b y ł wspaniałym graczem. Owszem, zdobył mistrzostwo świata, ale kiedy przychodził do MU, myślałem, że będzie miał tak duży wpływ na zespół jak Frank Lampard w Chelsea, Steven Gerrard w Liverpoolu i Yaya Toure w Manchesterze City. Tamci zawodnicy prowadzili swoje drużyny do trofeów. Pozbądźcie się go wreszcie, powtarzam to od roku – mówi o pomocniku Manchesteru United Jamie Carragher, legenda Liverpoolu, a dziś ekspert telewizyjny. Jeśli Pogba utrzyma poziom, jaki zaprezentował w pierwszej kolejce obecnego sezonu, były obrońca The Reds będzie musiał szybko wycofywać się z tych słów. Ale kluczowe jest tu pierwsze słowo poprzedniego zdania: jeśli. Bo o tym, że Francuz potrafi grać w piłkę, wiedzą wszyscy. Problem w tym, że całego dobrego sezonu 28-latek jeszcze, odkąd wrócił na Old Traff ord w 2016 roku, nie rozegrał. I to jest główne zmartwienie sztabu szkoleniowego i sympatyków Czerwonych Diabłów. Solskjaer zdaje sobie sprawę, że Pogba w takiej formie, jaką zaprezentował na początku sezonu, jest w stanie wciągnąć jego zespół na szczyt.
Carlo Ancelotti i jego misja w Madrycie. Czyli odbudowa.
W cieniu transferowych plotek Ancelotti musi wykonywać swoją pracę. A tej przed nim mnóstwo. Tak naprawdę kadra Królewskich w zdecydowanej większości jest oparta na zawodnikach, którzy poprzedni sezon zakończyli z pustymi rękoma. Doszedł co prawda David Alaba, ale z Madrytem pożegnali się Sergio Ramos i Raphaël Varane, więc bilans niekoniecznie wychodzi na plus. Włoch zadanie ma jasne – zdobyć mistrzostwo. I nikt nie będzie się przejmował tym, że niekoniecznie dostał do jego realizacji odpowiednie narzędzia. Owszem, kadra Realu wciąż jest bardzo mocna, ale najsilniejsze jej punkty są coraz starsze i niekoniecznie mogą wytrzymać trudy długiego sezonu. Dlatego Ancelotti drugą misję w stolicy Hiszpanii zaczął od odbudowy. Doświadczony szkoleniowiec szybko zauważył, że jeśli chce coś w tym sezonie wygrać, musi doprowadzić do dobrej dyspozycji dwóch piłkarzy, którzy ostatnio byli w dołku: Garetha Bale’a i Edena Hazarda. Szczególnie ten drugi może wnieść do gry Królewskich dużo dobrego, ale tylko wtedy, jeśli będzie zdrowy. Na razie Belg na 103 możliwe do rozegrania mecze w barwach Realu wystąpił ledwie w 43 i tylko pięć razy udało mu się biegać po boisku przez całe spotkanie. To ostatnie pewnie też mało kto pamięta, bo odbyło się aż 21 miesięcy temu! Od tamtej pory Hazard co chwilę zmagał się z problemami. – Kostka? Już o niej nie myślę. Teraz jestem skupiony tylko na grze – zapewniał po ostatnim ligowym spotkaniu Belg i wszyscy fani Realu trzymają kciuki, by rzeczywiście wrócił na dłużej. Z nim ofensywa jest znacznie groźniejsza.
Gazeta Wyborcza
Z piłki tylko jakiś felieton o tym, że hurr durr za mało kobiet w PZPN i patriarchat.
fot. FotoPyK