– Miałem około czterech lat, odkąd zaczęliśmy przeprowadzać się z jednego kraju do drugiego, z drugiego do trzeciego i tak dalej. Bywało, że mieszkaliśmy z kilkoma rodzinami w jednym pokoju, często bez jedzenia. Dla mnie, czterolatka, było to łatwiejsze, wiele jeszcze nie rozumiałem. Ale dla moich rodziców już nie – musieli zostawić rodzinę, przyjaciół i kraj, który przecież kochali – mówił Farshad Noor, kapitan reprezentacji Afganistanu w Magazynie Lig Egzotycznych.
Jak ocenisz to, co się dzieje teraz w Afganistanie? Masz tam teraz kogoś bliskiego?
Tak, kilku moich kolegów z reprezentacji tam teraz przebywa. To bardzo zła sytuacja. Pytam ich, jak się trzymają, ale jest źle. Żyją z dnia na dzień. Nie wiedzą, co przyniesie jutro.
Jak dostałeś się z Afganistanu do Holandii w tak młodym wieku?
Miałem około czterech lat, odkąd zaczęliśmy przeprowadzać się z jednego kraju do drugiego, z drugiego do trzeciego i tak dalej. Bywało, że mieszkaliśmy z kilkoma rodzinami w jednym pokoju, często bez jedzenia. Dla mnie, czterolatka, było to łatwiejsze, wiele jeszcze nie rozumiałem. Ale dla moich rodziców już nie – musieli zostawić rodzinę, przyjaciół i kraj, który przecież kochali.
Afgańska liga jest jakkolwiek profesjonalna?
Nie można nazwać jej profesjonalną, bo nie dostajesz pieniędzy za granie. Rozgrywki trwają dwa-trzy miesiące i się kończą.
Jaki jest poziom tych rozgrywek? Granie tam może cię przygotować do występów za granicą?
Kiedy trafiłem do reprezentacji, zawodnicy z krajowej ligi, nie byli nawet blisko poziomu piłkarzy, którzy występowali poza granicami Afganistanu. Teraz trochę to się pozmieniało, natomiast wiadomo – życie tam nie jest proste. Trudno tym zawodnikom wskoczyć na wyższy poziom.
Czy na stadionach są kibice?
To jest szalone, tam jest niebezpiecznie, ale mecze są dla ludzi. To jest dla nich dzień, kiedy mogę odetchnąć, pomyśleć o czymś innym, nie czuć strachu. Dlatego kibice przychodzą. W zależności od miejsca, jest ich różna liczba – czasem 10 tysięcy, czasem 20 tysięcy.
Grałeś dla Holandii U-17. Kiedy po raz pierwszy zainteresowała się tobą reprezentacją Afganistanu?
Gdy grałem dla Rody, byłem skupiony na tym, by dostać się do reprezentacji Holandii. Złamałem jednak stopę, potem stało się to drugi raz. Wówczas doszło do kontaktu z trenerem z Afganistanu, mówiłem mu, że chciałbym dołączyć, ale on stwierdził, że to nie jest najlepszy czas – choćby dlatego, że wtedy w naszym futbolu było mnóstwo korupcji. Ale po roku sprawy się miały trochę lepiej i zostałem powołany. Szczerze mówiąc, decyzja o dołączeniu do tej kadry, była najlepsza w moim życiu.
Kiedy zostałeś kapitanem?
Jestem kapitanem od roku.
Jest taki mecz, który szczególnie utkwił ci w pamięci?
Chyba przeciwko Katarowi. Zagraliśmy bardzo dobrze, przegraliśmy 0:1, ale to mistrzowie Azji. I to spotkanie pokazało nam, że możemy się rozwijać i Afganistan już nie jest drużyną łatwą do pokonania.
Z polską piłką było bądź jest związanych dwóch Afgańczyków – Omran Haydary i Omid Popalzay. Jakie są ich najlepsze i najsłabsze strony?
Przede wszystkim to bardzo porządni, mądrzy faceci. Chcą się uczyć. Największa zaleta? Pewnie szybkość. Wada… Cóż, obaj są młodzi, muszą się jeszcze uczyć, by stać się dojrzalsi.
Jaka jest przyszłość Afganistanu, sportu w Afganistanie?
Trudne pytanie. Nie wiemy, w jaką stronę to się potoczy. Czy sport, czy zwykłe życie… Oby był pokój. Oby ludzie mogli żyć bezpiecznie i zdrowo.
Co jeśli Talibowie zostaną i założą nowy kraj, będziesz dla nich grał?
Zależy. Nie zrozumcie mnie źle – przed Talibami rząd nie zrobił nic dla narodowej drużyny. Nie graliśmy dla rządu, tylko dla ludzi. I to wszystko. Nie powiem, że nie zagram dla nich, bo to za wcześnie. Może nam pomogą, kto wie.
Rozmawiał ADAM KOTLESZKA