Nie uwierzycie – Raków Częstochowa grał dziś w europejskich pucharach i 90 minut ganiania za piłką NIE zakończyło się bezbramkowym remisem. Najwidoczniej nie do trzech, a do pięciu razy sztuka! Ale naprawdę istotne jest to, w jaki sposób wspomniana seria została przełamana. Raków po raz kolejny nic nie stracił, co daje już 510 minut w Europie na zero z tyłu, a sam coś strzelił.
Zaliczka przed rewanżem z Gentem wynosi jedną bramkę. I nie ma najmniejszego sensu zżymanie się na to, że częstochowianie zwyciężyli dziś minimalnie. Nie byli lepsi. Vadis i spółka wyglądali w Bielsku lepiej niż Rubin Kazań, o Suduvie Mariampol nawet nie wspominając. A mimo wszystko Raków osiągnął korzystniejszy rezultat, pokazując, że otrzaskanie się z Europą to coś więcej niż ciekawostka dla statystyków.
Raków Częstochowa – Gent. Jak wiele roboty miał Kovacević?
Kluczem do tego, by w ogóle grać o fazę grupową Ligi Konferencji była postawa we wcześniejszych meczach Vladana Kovacevicia. Dziś też należy wyraźnie zaznaczyć, że bośniacki bramkarz zrobił swoje. Bohaterem wielkim nie jest, podrzucać nikt go po tym meczu nie będzie, ale Gent miał okazje, by udokumentować swoją przewagę. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na tę z 33. minuty. Źle zachowali się Niewulis z Tudorem, oko w oko z Kovaceviciem stanął Tissoudali, ale golkiper Rakowa odbił ten strzał nogami.
Odbierz pakiet bonusów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!
Podobną okazję goście mieli zresztą w 66. minucie – uderzał nawet ten sam piłkarz. I tego powtórki nam do końca nie wyjaśniły, ale nie wykluczamy, że i tu Kovacević lekko trącił jego próbę lobu, dzięki czemu futbolówka zatrzymała się na słupku. Jeśli tak – chłopie, zaliczasz jedno z lepszych wejść obcokrajowców do polskiej drużyny w historii. Jeśli nie – wejście i tak masz niesamowite, tu nic się nie zmienia, a i szczęścia nie można ci odmówić, co na tej pozycji ma znaczenie.
Raków Częstochowa – Gent. Jeden jedyny błąd
Szczęście generalnie było dziś po stronie polskiej drużyny. Nic Rakowowi nie chcemy ujmować, bo grał mądrze i zdyscyplinowanie, ale w kluczowych momentach (jak ta akcja opisana przed chwilą) przydawały się uśmiechy ze strony losu. Raków odwzajemnił jeden z nich chwilę przed wspominanym słupkiem. Gospodarze chcieli pomysłowo rozegrać rzut rożny, ale połapali się w tym goście z Gandawy. Tyle tylko, że De Sart przecinał podanie tak niefortunnie, że piłka wylądowała na piątym metrze u Niewulisa, a ten zapakował ją do bramki Sinana Bolata.
Przez 90 minut Belgowie podarowali Rakowowi tylko jeden taki prezent, a i trochę mniej efektownych było malutko. Tym większy szacun, że w kluczowym momencie noga Niewulisowi nie zadrżała. Przez pierwszą połowę wicemistrz Polski w ofensywie wręcz nie istniał. Raz spróbował Cebula, którego można wyróżnić, ale bramkarz gości nie mógł tego puścić. Na koniec tej części bombę z daleka odpalił jeszcze Rundić, ale poszła minimalnie nad poprzeczką. I to tyle. Poza tym przesuwanie, przesuwanie i jeszcze raz wybijanie z rytmu. Umiejętne, bo choćby nasz stary ziomek Vadis grał fajnie, z gracją, ale jeśli chodzi o konkrety w fazie ataku, to niewiele zdziałał.
Skorzystaj z wyjątkowych promocji u bukmachera Fuksiarz.pl! Odbierz cashback na start do 500 PLN!
I fajnie. Oczywiście nie ma co się przesadnie jarać tą wygraną przed rewanżem, bo ciągle świeżo w pamięci mamy to, jak skończyła się wyprawa Śląska do Izraela, gdzie polska drużyna też jechała z zaliczką, ale wydaje się, że Raków takiej chały w defensywie nie odstawi. Wrocławianie już we wcześniejszych fazach niedomagali w obronie, a częstochowianie zbudowali solidny mur, który nie padł nawet wtedy, gdy trzeba było grać w „10” – Papszun wykorzystał wszystkie zmiany, a kontuzji doznał Długosz.
Dobry prognostyk.
Raków Częstochowa – Gent 1-0
Niewulis 64′
Fot. FotoPyK