Poniedziałkowy przegląd prasy praktycznie w całości poświęcony jest temu, co działo się na ligowych boiskach. Warto jednak zwrócić uwagę na “Prześwietlenie” Łukasza Olkowicza, w którym osoby ze środowiska piłkarskiego mówią o oczekiwaniach wobec PZPN-u po wyborach. Krytyczny głos wyraził prezes Pogoni Szczecin, Jarosław Mroczek. – Patrzę na kampanię przed wyborami w PZPN i jest mi smutno, jak niewiele było w niej merytoryki. Nic nie słychać o konkretnych rozwiązaniach, niezależnie od kandydata. Właściwie to mówiło się tylko o tym, kto z kim, gdzie i w jakim pokoju rozmawiał, komu jaki stołek obiecał – czytamy w “PS”.
Sport
Poniedziałkowy numer otwiera felieton Michała Zichlarza po ligowej kolejce. Lech na szczycie tabeli – w Poznaniu w końcu coś wychodzi?
W dobrym stylu ligowe rozgrywki rozpoczął Lech. W Wielkopolsce piłkarskim kibicom marzy się, żeby ich klub w bieżących rozgrywkach sięgnął po 8. mistrzostwo Polski. Do tego jednak bardzo długa droga. W poprzednich rozgrywkach poznańscy piłkarze skompromitowali się. Choć w europejskich pucharach na początku było dobrze, zanotowano kilka dobrych rezultatów, ale potem gra na dwóch frontach odbiła się na postawie w lidze, gdzie „Kolejorz” dołował, kończąc ostatecznie rozgrywki na odległym 11. miejscu, tuż za Górnikiem Zabrze. Od klubu odwrócili się wierni kibice, domagając się odejścia osób, które nie potrafiły sprostać oczekiwaniom fanów, a te są wielkie. W Lechu są pieniądze, są zdolni zawodnicy, ale nikomu tych wszystkich klocków na piłkarskim boisku nie udaje się poukładać. Jak wyliczono w studiu Canal+, podsumowując piątkową wygraną jedenastki z Poznania w Niecieczy, od momentu mistrzostwa Polski w 2015 roku, przez kolejnych 6 lat i ponad 200 rozegranych w tym czasie ligowych kolejek Lech był na czele ekstraklasy tylko 8 razy. Teraz klub ten na właściwe tory ma ponownie skierować Maciej Skorża, który wywalczył z poznańską lokomotywą wspomniane ostatnie mistrzostwo.
Wygrani i przegrani ligowej kolejki. Pierwszy tytuł m.in. dla Górnika Łęczna, drugi m.in. dla Wisły Kraków.
Piłkarze Górnika Łęczna w niedzielny wieczór przetrwali wiele. Śląsk Wrocław właściwie całą drugą połowę atakował ich bramkę, ale dzielni przyjezdni z Lubelszczyzny bronili się w sposób heroiczny. Przy tym sprzyjało im szczęście, bo kilka błędów im się zdarzyło. W pierwszej połowie bramkę powinien zdobyć Wojciech Golla, a w drugiej trafienie Fabiana Piaseckiego anulował wóz VAR. Mimo wszystko na ten punkt sobie zasłużyli i sumiennie go wypracowali.
Wisła Kraków przed spotkaniem ze Stalą Mielec była faworytem. Jednak trudno jest wygrać spotkanie, posiadając tak dziurawą obronę. Najpierw defensorzy „Białej gwiazdy” zostawili mnóstwo miejsca Aleksandarowi Kolewowi, który bez zastanowienia huknął pod poprzeczkę, a później nie potrafi li upilnować w polu karnym jednego z najniższych na boisku – Mateusza Maka. Ofensywny zawodnik Stali bez problemu wyskoczył do główki i pokonał Pawła Kieszka.
Vamara Sanogo zadebiutuje już dziś? Górnik Zabrze desperacko go potrzebuje.
– Jestem naprawdę zadowolony, że trafiłem do Górnika. Teraz ciężka praca po to, żeby jak najbardziej pomóc drużynie w ligowych spotkaniach. Rozmawiałem z dyrektorem sportowym, który przekonał mnie, żebym wrócił do Polski. Nie zastanawiałem się długo. Znałem Górnika z poprzedniego pobytu w Polsce, kojarzyłem graczy, którzy w klubie z Zabrza występowali. To była dla mnie łatwa decyzja – mówi Vamara Sanogo. […] Zaczynał w Zagłębiu Sosnowiec w I lidze. Spisywał się tam na tyle dobrze, że szybko trafił do Legii. W warszawskim klubie nie pograł jednak wiele – z powodu kontuzji. Został ponownie wypożyczony do Sosnowca, gdzie najpierw pomógł w awansie do ekstraklasy (sezon 2017/18), a potem był najlepszym strzelcem drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej (11 goli). Łącznie dla Zagłębia w trakcie dwóch swoich pobytów zdobył 21 bramek. Czyni go to najskuteczniejszym zagranicznym zawodnikiem w historii klubu z Zagłębia Dąbrowskiego. […] – Bardzo cieszę się, że jestem już po pierwszych wspólnych zajęciach z zespołem. Wiadomo, wszyscy musimy wspólnie pracować, by być przygotowanym na każde spotkanie; z każdym treningiem na pewno będzie też lepiej – uważa.
Czesław Michniewicz był zadowolony, bo jego drużyna rozpracowała Wartę.
– Źle zaczęliśmy spotkanie, bo pierwsza akcja skończyła się utratą bramki po dalekim wybiciu piłki przez golkipera Warty. Na szczęście dla nas sędziowie sprawdzili tę sytuację na VAR-ze i gol nie został uznany. Było to dla nas duże ostrzeżenie – mówił Michniewicz, który zauważył, że później mecz się wyrównał. Szkoleniowiec chwalił także Lopesa i konsekwencję swojej drużyny, bo miał przed meczem kilka obaw. – Rywale zdobyli w ostatnim czasie bramki po kontrach i stałych fragmentach gry. Dziś się to potwierdziło. Już w pierwszej minucie strzelili nieuznanego gola po kontrataku, po dalekim wybiciu, a później byli najgroźniejsi po stałych fragmentach gry. Bardzo trudno gra się przeciwko takiej drużynie, jak Warta – chwalił rywala trener mistrzów Polski.
GKS Tychy rozpoczął sezon od bolesnego falstartu. Trener Artur Derbin liczy na to, że los wkrótce się odmieni.
– To na pewno nieprzyjemny dla nas moment – zaznaczył Artur Derbin. – Po pierwsze, słabo rozpoczynamy ten sezon, bo po trzech meczach mamy tylko jeden punkt. Po drugie, z Miedzią przegraliśmy w stosunkowo wysokich rozmiarach. Trafiliśmy na bardzo mocnego przeciwnika, z którym równorzędną walkę prowadziliśmy w pierwszej części. Natomiast w drugiej odsłonie słabo weszliśmy w grę i szybko straciliśmy pierwszą bramkę, a potem sprokurowaliśmy rzut karny. Próbowaliśmy rozwiązać trudną sytuację i wrócić do grania poprzez zmiany. Zawodnicy, którzy weszli na boisko, próbowali troszkę rozszarpać te szyki obronne przeciwnika, z którymi trudno się nam było uporać. A jeszcze na koniec dostaliśmy trzecią bramkę i dlatego jesteśmy w fatalnych nastrojach. Każdy, kto jest w sporcie, zdaje sobie sprawę z tego, że takie momenty mogą się przytrafić. Mieliśmy kilka wspaniałych chwil, a teraz przychodzi nam trochę pocierpieć, ale jestem przekonany, że ta grupa osób podniesie się z tego. Całe szczęście, że za parę dni mamy już następny mecz. Liczę na to, że we wtorkowym spotkaniu z Podbeskidziem będziemy się prezentowali przynajmniej tak, jak przed przerwą w spotkaniu z Miedzią, a przede wszystkim chciałbym, żeby za naszą grą poszła skuteczność i wynik – mówił trener GKS-u.
Podbeskidzie zagrało najlepszy mecz w sezonie, ale i tak nie wygrało.
To było interesujące, stojące na niezłym poziomie spotkanie, przed którym ani jeden z zespołów nie kalkulował. Gra szła o komplet punktów i nikt nie chciał przyjąć do wiadomości, że może być inaczej. „Górale” doskonale weszli w mecz, ale trzeba przyznać, że mocno pomogli im rywale. Katowicka obrona wyraźnie bowiem na spotkanie nie dojechała, bo za oba stracone gole w pierwszej połowie należy się jej bura. […] Podbeskidzie zdecydowanie lepiej grało w pierwszej połowie. W drugiej zespół z Katowic przejął inicjatywę. Dążył wyrównania i to się im udało – a znów nie obyło się bez kapitalnej asysty. Adrian Błąd posłał długie, podkręcone, ale szalenie celne dośrodkowanie na głowę Arkadiusza Woźniaka, a ten – mimo asysty obrońcy – zmieścił piłkę pod poprzeczką bielskiej bramki. To spotkanie – miało dwa oblicza, ale najważniejsze jest to, że kibice się nie nudzili. Takich wieczorów, jak ten przy Bukowej, fani na pierwszoligowych arenach życzą sobie jak najwięcej.
Erling Haaland przyćmił Roberta Lewandowskiego w 1. kolejce Bundesligi. Dosłownie pozamiatał Eintracht.
BVB pokonała Eintracht Frankfurt 5:2, a Haaland zdobył dwa gole, do których dorzucił trzy asysty! Jedna z nich jednak może nie być wszędzie liczona, bo Gio Reyna zdobył bramkę, dobijając uderzenie 21-letniej gwiazdy Borussii. – Można grać do niego wysoko, można grać nisko. Jest bardzo asertywny, ma wiele możliwości, które prezentuje. Potrzebujemy go – dodał też coś pozytywnego o Haalandzie Reus. Forma, w jakiej znajduje się Norweg, może przerażać. W 61 występach dla Dortmundu ma on już 62 gole. Jest pierwszym od 5 lat graczem BVB, który w jednym spotkaniu miał udział przy 5 bramkach. Do tego trzeba też pamiętać, że w niedawnym meczu Pucharu Niemiec 21-latek skompletował hat trick. W klubie nie mogą nachwalić się Haalanda. Zgodnie podkreśla się tam, że jest to piłkarz chorobliwie ambitny, który nigdy nie odpuszcza. Było to widać także w spotkaniu z Eintrachtem, kiedy w samej końcówce Norweg… poganiał swojego bramkarza, aby ten podał mu piłkę, ponieważ chciał zdobyć jeszcze więcej goli.
Jeśli ktoś ma porównywalny start sezonu, to jest to Ruch Chorzów. W weekend “Niebiescy” ograli 4:0 spadkowicza z 1. ligi – GKS Bełchatów.
W takich chwilach łatwo o pochwały, ale na „Niebieskich” już dawno nie patrzyło się z taką przyjemnością. Na starcie sezonu ten zespół nie ma słabego punktu – począwszy od doświadczonego sztabu, z emanującym spokojem Jarosławem Skrobaczem, przez bramkarza Jakuba Bieleckiego, który w sobotę przy stanie 0:0 wybronił „setkę” Szymona Sołtysińskiego, blok obronny, w który wkomponował się pozyskany latem Filip Nawrocki, bardzo kreatywną linię pomocy, na Danielu Szczepanie skończywszy. Napastnik ten nie wpisał się jeszcze co prawda na listę strzelców, ale jeśli będzie tak pracował dla zespołu, to gole też przyjdą. W ostatnim meczu wykonał tytaniczną pracę. To on wywalczył karnego (faulował Adam Dobosz), to jego strzał dobił do siatki Przemysław Szkatuła, który nie tak dawno praktycznie żegnał się z zawodową piłką, a teraz przeżywa najlepszy czas w karierze; w trzech kolejkach uzbierał 2 asysty i 2 bramki. Dwukrotnie do siatki rywali trafiał też wspomniany Foszmańczyk. W sobotę – w naprawdę klasowy sposób, mocnym uderzeniem sprzed „16”, mając mało miejsca. Łukasz Janoszka po tym golu uśmiechał się tak szczerze, niczym w dziecięcych latach na podwórku. Bo też trudno, by tak ofensywna gra, przynosząca owoce, nie dawała radości samym wykonawcom.
Super Express
“SE” żegna Gerda Mullera.
– Jest jedną z największych legend w historii Bayernu, jego osiągnięcia nie mają sobie równych do dziś i na zawsze będą częścią wielkiej historii klubu i całego niemieckiego futbolu – powiedział Olivier Khan. Robert Lewandowski, który w ubiegłym sezonie pobił wieloletni rekord Muellera (40 goli w jednym sezonie Bundesligi), również oddał hołd zmarłemu w mediach społecznościowych. Do legendy przeszedł gol Muellera w spotkaniu z Polską w 1974 r. W „meczu na wodzie” w półfinale mistrzostw świata Niemiec pokonał Jana Tomaszewskiego i wprowadził rodaków do finału.
Przegląd Sportowy
Maciej Skorża się przejęzyczył, ale… było to trafne przejęzyczenie.
Znamienne, że gdy Kolejorz strzelił gola na 3:1, znowu zdominował miejscowych. Różnica między obiema drużynami ponownie zrobiła się przepastna. Poznaniacy z dziecinną łatwością zabierali rywalom piłkę i bez przeszkód pykali sobie na ich połowie. Gospodarze znowu byli zupełnie bezsilni i bezradni. Aż dziwne, że Lech nie podwyższył prowadzenia. To jest na pewno do poprawy, bo gdy rywal nie ma już nic sensownego do zaproponowania, warto go pogrążyć. Maciej Skorża po meczu bawił się w dyplomatę, nie był ofensywny, wolał kurtuazyjnie pochwalić przeciwnika, choć przy tym znamiennie się przejęzyczył, stwierdzając, że zaimponowała mu… drużyna gości. Przejęzyczenie, normalna sprawa, każdemu się zdarza w mowie i w piśmie też. Ale myślę, że w gruncie rzeczy trener powiedział najszczerszą prawdę, jakby podświadomość w ostatniej chwili podsunęła mu odpowiednie słowo. To Kolejorz zaimponował Skorży ostatecznym rozstrzygnięciem w trudnej wyjazdowej konfrontacji, to wyniki Lecha dają mu coraz więcej optymizmu, bo tęsknił za serią zwycięstw i wreszcie ją ma. Dzięki niej kupił trochę spokoju, a na horyzoncie przynajmniej jeszcze jeden wzmacniający transfer. Wszystko zaczyna się układać, kibice muszą w końcu to docenić, dlatego na twarzy szkoleniowca po meczu w Niecieczy malowała się przede wszystkim ulga.
Czego środowisko piłkarskie oczekuje od PZPN? Pyta Łukasz Olkowicz w “Prześwietleniu”.
Jarosław Mroczek (prezes Pogoni Szczecin):
Patrzę na kampanię przed wyborami w PZPN i jest mi smutno, jak niewiele było w niej merytoryki. Nic nie słychać o konkretnych rozwiązaniach, niezależnie od kandydata. Właściwie to mówiło się tylko o tym, kto z kim, gdzie i w jakim pokoju rozmawiał, komu jaki stołek obiecał. Kandydaci nie wyszli z propozycją, że zrobimy to i to, dlatego głosujący nie mają wielkiego rozeznania. Kierują się sympatiami. Trzeba wrzucić kamyczek do ogródka dziennikarzy sportowych. Do wyborów zostało kilka dni, a przez media nie przetoczyła się żadna dyskusja dotycząca kandydatów. To nie ich wina, tylko wasza. Dobry dziennikarz, gdy jest wyrzucany drzwiami, to wejdzie oknem. Taka wasza rola, żeby pokazać piłkarskiej społeczności poglądy kandydatów, to, co wiedzą, czego nie wiedzą, jak się prezentują. Pod tym względem spotkał mnie zawód. Do poprawy pozostaje szkolenie trenerów i możliwości dostania się na kurs UEFA Pro, które na razie są znikome. Brak konkurencyjności na rynku przeszkadza w poprawie jakości trenerów: ciagle obracamy się wokół tych samych nazwisk. Możliwości rozwoju trenerów poprzez uzyskanie licencji w porównaniu do innych krajów są ograniczone.
Ernest Kasia (prezes KS Wiązownica, IV liga):
System PJS sprzyjający promowaniu młodzieży sprawdził się, jednak zwiększyłbym jego pulę w niższych ligach. Dziś to przepaść. Zwycięzca PJS w IV lidze dostanie 35 tysięcy złotych, a w III lidze – 400 tysięcy złotych. To o ponad 10 razy więcej. Patologią jest dla mnie system przy opłatach związkowych dotyczący rejestracji zawodnika. Załóżmy, że trafia do mojego klubu. Za zarejestrowanie go płacę tysiąc złotych. Po roku odchodzi do Jarosławia i tam klub musi zapłacić tysiąc złotych. Jeżeli w kolejnym sezonie wraca do nas, to znów płacę tysiąc złotych. To dla mnie chore, skoro on już grał w Wiązownicy, to nie powinienem za to płacić. Problem w tym, że związki z tego żyją i będą się tego trzymać, a brak odważnych, by mówić o tym głośno. Latem na rejestrację zawodników wydaliśmy 15 tysięcy złotych. Mógłbym te pieniądze zapłacić trenerom młodzieży. Mówię tylko o opłatach rejestracyjnych, a do tego dochodzą sędziowie. W IV lidze przyjadą do nas 19 razy, a każda taka wizyta będzie kosztować 650 złotych. W sumie wyjdzie prawie 13 tysięcy. Inni sędziowie, ci przyjeżdżający do grup młodzieżowych, powinni być opłacani przez związki.
Korona Kielce po raz pierwszy w XXI wieku wygrała trzy pierwsze mecze ligowe w sezonie.
Równie dobre nastroje co w Łodzi (właściwie całej, bo ŁKS ma siedem punktów na dziewięć możliwych) panują w Kielcach. Korona w ostatnich latach borykała się z olbrzymimi kłopotami, ale powoli zaczyna wychodzić na prostą. Mało tego, po raz pierwszy od czasów Kolportera projekt tworzony w stolicy świętokrzyskiego wygląda bardzo sensownie. W weekend piłkarze Złocisto-Krwistych wygrali 2:1 z GKS Jastrzębie i podobnie jak widzewiakom zwycięstwo nie przyszło im łatwo, ale nikt nie ma zamiaru z tego powodu wybrzydzać. W doskonałej formie jest Adam Frączczak, strzelec trzech goli dla kielczan w tym sezonie. Razem z Jakubem Łukowskim (dwie bramki) stanowią o sile ofensywnej zespołu Dominika Nowaka. Kielczan prawdziwy test czeka w następny weekend, kiedy na własnym stadionie zmierzą się z ŁKS. Oczywiście będzie jeszcze za wcześnie, by ten mecz mógł o czymkolwiek decydować, ale ewentualna wygrana jednych lub drugich na pewno poprawi i tak niezłe morale.
Jerzy Dudek twierdzi, że Leo Messi pozbył się sentymentów.
Słyszę, że Messi chciał zrezygnować z wielu milionów, zgodził się obniżyć kontrakt o połowę, na konferencji uronił łzy, które świadczą o wielkim przywiązaniu do Barcelony, ale generalnie, że jest poszkodowany. Zaczęło się liczenie strat, ale zawsze jest jakieś drugie dno. Messi na pewno nie straci finansowo na przejściu do PSG. Jeśli zliczy się wszystkie kwoty, jakie krążą wokół tego transferu, to dywagacje na temat ewentualnych sentymentów do klubu są nie na miejscu i tracą logiczny sens. Oczywiście do tego dochodzi aspekt sportowy. Jeśli przenalizujemy ostatnie sezony w wykonaniu Barcy i przypomnimy sobie zagubionego Messiego, będziemy zgodni, że on już przestał wierzyć w projekty klubu. Wielokrotnie naiwnie czekał na coś lepszego, jednak równie często przeżywał rozczarowanie. Myślę, że Messi pozbył się wszelkich sentymentów w momencie, gdy zobaczył, że projekt Barcelony nie broni się ani sportowo, ani finansowo. PSG stworzyło drużynę, jakiej nie było od czasów „Los Galacticos”. Najbardziej mi szkoda Keylora Navasa, który ma prawo czuć się sfrustrowany. Kostarykanin wykonywał świetną pracę w Realu Madryt, w którym zastąpił Casillasa, a właściwie Diego Lopeza, bo to on miał być następcą Ikera. Navas wygrał z Realem Ligę Mistrzów, ale to nie wystarczyło do zyskania odpowiedniego zaufania. Florentino Perez sprowadził Thibaut Courtois. Navas poszedł do PSG, radził sobie świetnie i znowu przeżywa powtórkę z wątpliwej rozrywki.
A Dariusz Dziekanowski uderza w Paulo Sousę.
Po tych ponad sześciu tygodniach od ostatniego spotkania pokusił się o refleksję i „przyznał się” do dwóch błędów. Piszę w cudzysłowie, bo jestem zdziwiony tymi przemyśleniami i traktuję je jako pozorowane ruchy, którymi chce pokazać, że ma do siebie dystans. Tymczasem okazuje się, że on wciąż nie zna dobrze zespołu, który prowadzi już od ośmiu miesięcy. Sousa stwierdził, że błędem było to, że w meczu ze Słowacją nie zdjął z boiska Grzegorza Krychowiaka, gdy ten dostał pierwszą żółtą kartkę. Spodziewałem się, że Portugalczyk posypie głowę popiołem i stwierdzi, że w ogóle za bardzo zaufał temu zawodnikowi, chociaż ten ewidentnie był w turnieju w nie najlepszej formie. O tym, że ryzykuje pozostawiając Krychowiaka na boisku, wiedzieli wszyscy i gdyby mógł usłyszeć, co krzyczeli kibice do telewizorów, to może wcześniej by się obudził. Druga rzekoma pomyłka to wpuszczenie Kacpra Kozłowskiego zamiast Karola Linettego na ostatnie 20 minut meczu ze Szwecją. Jeśli w tym turnieju można o kimś powiedzieć, że pokazał się z dobrej strony, to był nim właśnie pomocnik Pogoni Szczecin. I uważałem, że zabranie tego chłopaka i danie mu szansy na mistrzostwach to jedna z lepszych decyzji portugalskiego selekcjonera. Czy z Linettym udałoby się nam pokonać Szwedów? Nie przypominam sobie spotkania kadry, w którym Karol przechylił szalę na naszą korzyść. I to tyle jeśli chodzi o samokrytykę Paulo Sousy? Naprawdę? Reszta funkcjonowała jak należy? Zagraliśmy na sto procent swoich możliwości? Zdaniem selekcjonera, tak – drużyna idzie do przodu, piłkarze się rozwijają, problemem zaś są oczekiwania kibiców, którzy niby liczą na to, że każdy w naszej drużynie będzie grał na poziomie Roberta Lewandowskiego.
Gazeta Wyborcza
Katar przejął futbol do końca. Leo Messi ma w kontrakcie zapis, który zobowiązuje go do występu na mundialu w Katarze.
W podstawowym kontrakcie klauzuli nie umieszczono, według „The Athletic” znajdzie się w osobnym dokumencie. W bezmiarze analiz rozbierających transfer na cząstki elementarne wspomina się o niej mimochodem jako detalu bez większego znaczenia, choć demaskuje ona prawdziwe intencje właścicieli klubu – otóż Katarczycy oczekują, że piłkarz zobowiąże się na piśmie, iż wystąpi na przyszłorocznym mundialu, organizowanym akurat w ich kraju. To zresztą formalność, Messi marzy o podsumowaniu kariery ozłoceniem Argentyny na MŚ. Szefowie klubów tak się jednak nie zachowują. Wyjazdów gwiazd na mecze drużyn narodowych prezesi czy trenerzy potrzebują jak wrzodów na tyłku, raczej by ich zabronili – piłkarz tylko dodatkowo się męczy, ryzykuje zdrowie, czasami wraca jako uziemiony na wiele miesięcy pacjent. A tutaj jeszcze mówimy o weteranie, który na turniej poleci pół roku po 35. urodzinach i będzie się nadwerężał w imprezie podwyższonego ryzyka, rozgrywanej w pełni sezonu, między 21 listopada a 18 grudnia. Jeszcze raz: normalny klubowy prezes, który chce triumfu w Lidze Mistrzów, wolałby widzieć Messiego odpoczywającego. Tyle że PSG kieruje Nasser Al-Khelaifi, minister katarskiego rządu i wysłannik głowy państwa, emira Tamima bin Hamada Al- -Thaniego – w futbol zainwestowali w celach propagandowych, kulminacją budowania soft power ma być zorganizowanie mundialu, obecność na nim Messiego pozostaje wizerunkowo niezbędna i bezcenna. Francuski klub jest przedmiotem, a nie podmiotem gigantycznej operacji i jego interes, choć istotny, plasuje się w hierarchii priorytetów pod interesem państwa. Triumf paryżan w Lidze Mistrzów pozostaje celem niezrealizowanym, ale Katar wie, że właśnie przejął pełną władzę nad piłką nożną – misję dokończy wraz ze zorganizowaniem mundialu.
fot. Newspix