Reklama

“Transfer do Finlandii? Miałem dużo obaw, ale na razie jest pozytywny szok”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

14 sierpnia 2021, 13:13 • 15 min czytania 22 komentarzy

Rafał Wolsztyński kilka dni temu obrał zaskakujący kierunek i zamienił Arkę Gdynia na fińskie SJK Seinajoki, z którym będzie chciał powalczyć o europejskie puchary. Z pozoru może się wydawać, że 26-letni napastnik zaliczył zjazd tym transferem, ale on w rozmowie z nami przekonuje, że na razie pod każdym względem przeżywa pozytywny szok.

“Transfer do Finlandii? Miałem dużo obaw, ale na razie jest pozytywny szok”

Kiedy pojawił się ten temat i dlaczego pierwszemu klubowi z tej ligi odmówił? Czego obawiał się najbardziej przed wyjazdem? Co mu najbardziej zaimponowało w postawie Finów? Dlaczego jego pobyt w Arce okazał się rozczarowujący? Co uniemożliwiło mu transfer do Rakowa po pierwszej rundzie w Widzewie? Czy brat Łukasz też znajduje się na celowniku Finów? Zapraszamy. 

Jesteś już na miejscu. Jak pierwsze wrażenia?

Bardzo dobre. Na razie mieszkam tu sam. Żona i córki przyjadą we wrześniu, mają wtedy bilety na bezpośrednie połączenie. Przesiadka w Amsterdamie z dwójką maluchów byłaby zbyt męcząca.

Na początku trochę się bałem tego wyjazdu, podobnie jak cała rodzina. Wszyscy się zastanawiali, jak to będzie i gdzie ja tam jadę na koniec świata. Miałem obawy, ale ostatecznie uznałem, że muszę spróbować, bo na papierze wszystko się zgadzało jeśli chodzi o ligę, warunki, finanse. Pod tym kątem wygląda to lepiej niż w moim poprzednim klubie. Pierwszy wyjazd, do odważnych świat należy. Kiedyś trzeba wyjść ze strefy komfortu. Naradziłem się z rodziną, mama przez tydzień się do mnie nie odzywała, taka była zestresowana. Pojechałem i jestem naprawdę bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczony tym, co zastałem na miejscu. Dotyczy to także przebiegu samego transferu, tego, jak o mnie dbali, jak to było załatwiane.

Reklama

Czyli dostałeś lepszy kontrakt niż w Arce Gdynia?

Tak.

To tacy krezusi w tej Finlandii…

No jest nieźle. Wiadomo, człowiek zawsze patrzy na te aspekty, bo ma rodzinę, chce jej zapewnić jak najlepszy byt i po przygodzie z piłką być przynajmniej trochę zabezpieczonym. A w Seinajoki nie będę musiał się o to martwić. W Finlandii jako kraju standardy finansowe są bardzo wysokie. Romek Skorupa z agencji RSport miał duży udział w tym transferze, przeprowadził go od A do Z. Wykonał kapitalną robotę w porozumieniu z panem Kołakowskim, za co bardzo mu dziękuję. Ma już doświadczenie z tym rynkiem i wspominał, że nawet jeśli dany klub nie chciał jakiegoś piłkarza i zamierzał się go pozbyć, to gdy nadchodził dzień wypłaty, wszystko było wypłacane bez najmniejszego poślizgu. Żadnego robienia pod górkę.

SJK Seinajoki faworytem domowego meczu z FC Honka. U Fuksiarza kurs na wygraną gospodarzy wynosi 2.20

Z twoich słów wynika, że podjęcie tej decyzji wymagało wielu dni namysłu, nic nie działo się w pośpiechu.

Stopniowo oswajałem się z fińskim kierunkiem. Na początku Jarosław Kołakowski przysłał mi ofertę z Helsinki IFK. Zadzwoniłem do jego kolegi Tomasza Arceusza, który grał kiedyś w Legii, a od wielu lat mieszka w Finlandii. Opowiedział mi wiele dobrego o kraju i lidze. Wstępnie byłem przekonany, tyle że nie do samego IFK. Finansowo ta propozycja nie zachwycała, a pan Arceusz nie ukrywał, że warunki w tym klubie są w porządku, ale rewelacji nie ma.

Romek Skorupa zainteresował się sprawą, chciał mi pomóc i we współpracy z panem Jarkiem rzucił temat na Finlandię. Wtedy odezwały się Honka, z którą zmierzymy się w poniedziałek i właśnie SJK, które od początku było najbardziej zdeterminowane. Od razu wysłało szczegóły dotyczące kontraktu, mieszkania i tak dalej. Wszystko dopięte na ostatni guzik. W kontrakcie mam zapisane premie za gole i asysty, dostałem też umowę z Adidasem na buty – mam do wykorzystania co najmniej pięć par na sezon – oraz przydział biletów dla siebie i rodziny na podróże do Polski. Poczułem, że o mnie dbają i naprawdę mnie chcą. Podczas podróży pozostawałem na łączach z dyrektorem sportowym. Gdy przyleciałem do Helsinek, w dalszej trasie pociągiem towarzyszył mi asystent trenera ze swoją rodziną. Na miejscu także żadnych niemiłych zaskoczeń.

Reklama
Ile zajęła cała podróż z punktu A do punktu B?

Z Gdańska ruszyłem o 6 rano. Po trzech godzinach byłem w Amsterdamie, skąd poleciałem do Helsinek. Tam czekałem dwie godziny na pociąg do Seinajoki. Kolejne niecałe trzy godziny i o 19:30 zameldowałem się na miejscu. Całodzienna podróż, ale można to ogarnąć szybciej i bezpośrednio polecieć do Helsinek. Jeżeli potem masz transport autem albo nie czekasz na pociąg, to całość może się zamknąć w sześciu godzinach – to samo dotyczy trasy w drugą stronę.

A jakie wrażenie co do samego klubu, bazy treningowej, stadionu, zakwaterowania?

Również wyłącznie pozytywne. Od razu zobaczyłem stadion, szatnie i obiekty klubowe. Wysoki standard, mamy nawet restaurację, w której zawodnicy wspólnie jedzą posiłki i flotę dwudziestu aut do wynajęcia dla nas. Klub ma podpisaną umowę, płacisz 200-300 euro na miesiąc i możesz jeździć wypasionym Nissanem.

Murawa jest sztuczna, ale przy tutejszym klimacie to zrozumiałe. W razie wyjątkowo niesprzyjającej pogody mamy także boisko pod balonem. Przed meczem tuż obok stadionu są organizowane koncerty, żeby przyciągnąć jak najwięcej ludzi na trybuny. Gdy mecz się kończy, koncert jest wznawiany.

Na początku mieszkałem w hotelu, oczywiście nie na swój koszt. Sprzątanie mojego apartamentu miało zająć 3-4 dni, ale uporali się z tym po dwóch dniach i już w nim jestem. Mieszkanie około 65 metrów – dwa pokoje, salon z kuchnią i olbrzymi taras, na którym mam rowerek i inne sprzęty do ćwiczeń. Gotowe są łóżeczka dla córeczek. Naprawdę – jak na razie nie sposób na coś narzekać.

Brzmi to trochę, jakbyś opisywał swój transfer do ligi chińskiej, a nie fińskiej.

No sam jestem niesamowicie zaskoczony. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak dobre są tu warunki do grania. Można skupić się tylko na piłce.

Na początku słysząc o Finlandii wykluczyłeś ten kierunek czy zawsze chodziło jedynie o kwestie kontraktowe i organizacyjne?

W pierwszym odruchu byłem sceptycznie nastawiony. Nigdy nie wyjeżdżałem z kraju i bałem się trochę o mój angielski, który na pewno nie jest rewelacyjny. Miałem postrzeganie podobne jak zapewne większość Polaków, że Finlandia to peryferie futbolu i nic się tu nie dzieje. Ligi jeszcze nie zdążyłem zweryfikować, ale sądząc po treningach, chłopaki naprawdę potrafią grać w piłkę. Widać, że to jednak najwyższy szczebel w kraju i byle kto tu nie przyjeżdża.

Jak już zaczęły się rozmowy z Seinajoki, szybko zmieniłem nastawienie. Zaimponowało mi, jak poważnie podeszli do tematu. Wypytywali o wszystko – gdzie grałem, jak grałem, w jakich systemach, na jakich pozycjach. Podczas testów medycznych fizjoterapeuci chcieli znać historię moich kontuzji, każdą rzecz posprawdzali. No i znów podkreślę, że finansowo oferta była zachęcająca. Nie wyobrażam sobie, że wyjeżdżam gdzieś na drugi koniec Europy i ledwo wiążę koniec z końcem,  a rodzina jest daleko. Tutaj takich problemów nie ma, dlatego postanowiłem spróbować. Ważne było to, że chodzi o ekstraklasę Finlandii. Myślę, że przejście na taki poziom z I ligi polskiej jest krokiem do przodu. Jestem tu dwa dni i tylko utwierdziłem się w tym przekonaniu. Pod szeroko pojętym względem organizacyjnym SJK to górna połówka Ekstraklasy.

Finowie z Helsinki IFK znaleźli cię sami, a potem to już była robota agentów?

Myślę, że również w przypadku IFK swoją robotę wykonał pan Kołakowski, choć nie pytałem go o szczegóły. Generalnie polegałem tu na opiniach pana Arceusza. Wypytywałem go o co tylko się dało, również o codzienne sprawy. Jak mówiłem, o IFK nie miał najlepszej opinii, ale gdy zadzwoniłem podpytać o Seinajoki, powiedział, że to już w ogóle inna półka, inny zespół. Niby ta sama liga, a wszystko na dużo wyższym poziomie i jeśli mam możliwość transferu, to nie powinienem się zastanawiać.

cashback na start fuksiarz

W kadrze SJK niezła Wieża Babel, dziesięciu obcokrajowców z dziesięciu różnych krajów.

Mimo to atmosfera w drużynie jest fantastyczna. W czwartek wypełniałem papierki i mogłem się tylko przyglądać treningowi kolegów. Od razu zaprosili mnie do szatni. Tak dobrego przyjęcia nie miałem w żadnym wcześniejszym klubie. Wiadomo, jak to przeważnie na początku wygląda – siedzisz trochę skrępowany i próbujesz się oswoić, musisz poznać kolegów, mimo że przecież mówisz po polsku. Tutaj czegoś takiego nie doświadczyłem, choć mogłoby się wydawać, że tak będzie, skoro do dwunastu Finów dochodzą zawodnicy z każdej strony świata. Wchodzę do szatni i momentalnie każdy pyta o samopoczucie, jak minęła podróż, czy w czymś pomóc. Od razu zabrali mnie na obiad, chętnie rozmawiali i żartowali. Taka scenka: wchodzę cały ubrany w ciuchy Adidasa, a buty mam z Nike i już się śmiali: – Rafa, nie możesz tak, musisz wszystko razem. I już łapiesz kontakt. Mój angielski nie jest super, ale spokojnie się dogadam, zwłaszcza że jestem dość otwartym i kontaktowym człowiekiem. Nie boję się mówić i próbować, w ten sposób okazuję szacunek chłopakom. Takim podejściem pewnie też dałem im do zrozumienia, że chcę tu z nimi fajnie żyć i coś w tym klubie osiągnąć.

Powitalne video dla oficjalnej strony Seinajoki nagraliśmy po angielsku. Na gorąco wydawało mi się, że wyszło dobrze, ale potem przez pół dnia zastanawiałem się w hotelu, czy się nie ośmieszyłem i nie będę wytykany w internecie. Na wszelki wypadek wysłałem to Romkowi Skorupie do weryfikacji i on mnie uspokoił, że jest okej. Mówię prosto, ale wszyscy mnie w klubie rozumieją.

Będziesz do grania już w poniedziałek na spotkanie z Honką?

Trudno powiedzieć. Klubowi zależało na szybkiej finalizacji transferu między innymi po to, żebym mógł od razu zadebiutować. Na pewno czas działa na moją korzyść. Pierwotnie mieliśmy grać w sobotę, ale ze względów covidowych przesunięto termin o dwa dni, bo kilku chłopaków kończy kwarantannę.

Trener Seinajoki podkreślał, że jesteś zawodnikiem wszechstronnym, mogącym grać na kilku pozycjach, jednak będą od ciebie oczekiwali przede wszystkim strzelanych goli. Prosta sprawa.

Czy prosta, to się dopiero okaże (śmiech). Napastnik jest od zdobywania bramek. Można grać dobrze tyłem do bramki, super zaczynać pressing i absorbować uwagę obrońców, ale na końcu liczby musisz mieć. Dla mnie to też ważne. Chcę się tu pokazać z jak najlepszej strony. Nie mogę się doczekać pierwszego meczu.

Twój nowy klub ma chyba spore ambicje. Zajmujecie piąte miejsce, ale tracicie tylko pięć punktów do drugiej lokaty.

Mamy jeden mecz zaległy. Jeżeli go wygramy, już jesteśmy na podium. Taki jest też cel, żeby grać w Europie. Chcemy jak najszybciej dołączyć do trójki, żeby potem nie być zaskoczonym, gdyby na przykład ziścił się czarny scenariusz i sezon został przedwcześnie zakończony. Wtedy wiążące będą rozstrzygnięcia po ostatniej pełnej kolejce. Finowie mocno się przejmują koronawirusem i na każdym kroku biorą pod uwagę różne warianty, ciągle o tym rozmawiają.

Nie obawiasz się gry na sztucznych murawach? Nie służą one zdrowiu zawodników, co tym bardziej może mieć znaczenie po twoich przejściach z kolanem.

Nie ukrywam, że był to jeden z aspektów, który na początku zniechęcał do transferu. Starałem się jednak być wyrozumiały dla Finów, bo mają tu określony klimat i pewnych spraw nie przeskoczą. A na miejscu przekonałem się, że te murawy są dobre jakościowo. Trawa nie jest przyklepana, ten włos jest widoczny, boisko zachowuje sprężystość. Do tego kilka razy dziennie uruchamiane są zraszacze, żeby piłka szybciej chodziła. Nie powinno być źle, zwłaszcza że przecież sztuczna murawa nie stanowi dla mnie nowości. Zimą sparingi przeważnie rozgrywamy na takich nawierzchniach. W Gdyni też czasami z nich korzystaliśmy i wszystko było w porządku. Przez ostatnie dwa tygodnie trenowałem z rezerwami Arki właśnie na sztucznym boisku, więc miałem przetarcie przed wyjazdem.

Trenowałeś z rezerwami, czyli już od dawna było wiadomo, że odejdziesz z Gdyni?

No właśnie nie. Dostawałem sprzeczne sygnały. Ja od razu po urlopach chciałem poszukać sobie czegoś nowego. Trener Dariusz Marzec stwierdził wprost, że nie widzi mnie w swoich planach i nie jestem mu potrzebny. Z drugiej strony, w klubie słyszałem, że mam spokojnie trenować i będę grał. Nie do końca wiedziałem, na czym stoję. Dopiero po wylądowaniu w rezerwach wszystko stało się jasne. Zależało mi na czasie, bo raz, że im bliżej ligi, tym więcej klubów domyka kadry. A dwa, że im później zmienisz klub, tym trudniej może być na początku, bo drużyny już zaliczyły przygotowania, jakaś hierarchia się zarysowała. Szkoda, że tak późno wyklarowała się moja sytuacja. W Polsce już kierunki mi się pozamykały. Inna sprawa, że nikt się o mnie nie zabijał po sezonie, w którym rozegrałem 750 minut i strzeliłem trzy gole. Na szczęście wypaliło z tą Finlandią.

Czyli w zasadzie nie miałeś alternatywy dla tego wyjazdu?

Pan Jarek mówił, że może później uda się załatwić jakieś kluby, ale niczego nie miałem na stole. Z Finami od początku były konkrety, pokazali, że im na mnie zależy, wszystko załatwili. Czułem się potrzebny. Nie chciałem iść gdzieś na doczepkę i zobaczymy, co będzie.

Twój sezon w Arce to pojedyncze występy od początku od wielkiego dzwonu, a potem seria meczów z ławki. Jedynie w listopadzie zdarzyły się trzy spotkania z rzędu w wyjściowym składzie, ale wtedy trenerem był jeszcze Ireneusz Mamrot.

Okres w Arce nie wyglądał tak, jak mówiono mi, że będzie wyglądał. Oczywiście wszystko potem zależy ode mnie, to ja wychodzę na boisko, ale wyjściowo przedstawiano mi trochę inne perspektywy.

Uważałeś, że na podstawie samej gry zasługujesz na więcej?

Czasami tak. Na przykład z Widzewem akurat zaliczyłem pełne 90 minut. Dałem asystę do Mateusza Żebrowskiego, zrobiłem całą akcję. Czułem, że wypadłem dobrze. Mimo to w następnym meczu usiadłem na ławce, a “Żebro” grał od początku. Wiadomo, decyzje trenera, ma do nich prawo. Do Arki przyszedłem dość późno, wchodziłem na końcówki, a drużynie szło, cały czas wygrywała. Przegraliśmy dopiero w moim debiucie w pierwszym składzie z GKS-em Tychy (śmiech). Tydzień wcześniej strzeliłem gola Termalice, trener pewnie liczył, że dam pozytywny bodziec, ale po tym 0:2 wrócił do poprzedniego składu. Widocznie nie do końca pasowałem swoją charakterystyką. Jesienią Maciek Jankowski minutowo grał bardzo dużo, a strzelił tylko jednego gola więcej niż ja. Jak na te 750 minut, uważam, że i tak trochę dałem, bo do trzech bramek dołożyłem dwie asysty i trzy kluczowe podania. Na 90minut wyświetli się jednak, że napastnik Wolsztyński w dwudziestu pięciu meczach strzelił trzy gole i tyle. Wielu nie będzie wnikało w szczegóły.

Szkoda, bo już w Widzewie liczyłem na więcej jeśli chodzi o minuty. Mimo to zdobyłem tam w ostatnim sezonie dziewięć bramek i miałem nadzieję, że w Arce przynajmniej to powtórzę. W praktyce grałem dwa razy mniej niż w Łodzi, więc trzeba było obrać inny kierunek.

Czujesz, że znajdujesz się w kluczowym momencie kariery? Jeśli nie wyjdzie w Finlandii, nawet pierwszoligowcy w Polsce mogą już na ciebie patrzeć bez entuzjazmu. Z drugiej strony, gdybyś się pokazał w Seinajoki, mogą otworzyć się drzwi dotychczas niedostępne, jak kiedyś Kamilowi Bilińskiemu, który sporo wygrał idąc do Żalgirisu Wilno.

Idąc do Widzewa chyba też słyszałem u was, że jak mi nie wyjdzie, to mogę przepaść. A koniec końców po tej pierwszej rundzie, w której przegraliśmy awans mając 11 punktów przewagi, zadzwonił do mnie prezes pewnego klubu, który ostatnio bardzo dobrze radzi sobie w europejskich pucharach. Był mną zainteresowany. Nawet z II ligi można było się wybić. Nie przepadłem, w następnym sezonie strzeliłem dziewięć goli i potem wzięła mnie Arka.

Mam świadomość, że to ważny czas, chcę dużo dać SJK, ale nie mam przeświadczenia, że jeśli nie wyjdzie, to koniec. Liga fińska wcale nie jest taka słaba, jak się niektórym wydaje. Wystarczy spojrzeć na najświeższe wyniki w pucharach. HJK Helsinki pewnie ograło Neftczi Baku i o fazę grupową Ligi Europy powalczy z Fenerbahce. Z kolei Koupion Palloseura wygrał już dwumecze z Worskłą Połtawa z Ukrainy i kazachską Astaną. Teraz zmierzy się z Unionem Berlin w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Konferencji. W każdym razie będę dążył do tego, żeby tu błysnąć i w przyszłości zapracować na pójście wyżej – do innej ligi lub nawet w samej Finlandii, choć w tym przypadku finansowo-organizacyjnie lekko nad SJK mogą być tylko Kuopion i HJK.

Klub, który ostatnio dobrze radzi sobie w pucharach i można założyć, że nie jest to Legia… Dlaczego nie wyszło z transferem do Rakowa?

Widzew zabezpieczył się, wpisując mi do umowy dość wysoką klauzulę odejścia. Raków musiałby zapłacić kilkaset tysięcy złotych, a nastawiano się tam, że będzie jak z Koheim Kato, który mógł bez przeszkód zmienić klub w razie braku awansu do I ligi. Ja jednak takiego zapisu nie miałem, więc w Częstochowie ze mnie zrezygnowano. Widzewowi zależało na moim pozostaniu. Przyszedł trener Smółka, dostałem opaskę kapitańską, ale potem sprowadzono legendarnego Marcina Robaka i trochę się pozmieniało (śmiech). Pojawił się nowy trener, nowy zarząd i zaczęto budować od początku. Przeszedłem do Arki, mimo innych ofert z I ligi. W Gdyni nie wyszło tak, jak zakładałem, ale nie mam do nikogo żalu. Na końcu to ja wychodzę na boisko i muszę przekonać do siebie sztab szkoleniowy. Każdy trener chce wygrywać i skoro częściej grali inni, widocznie byli bardziej przydatni.

Twój brat Łukasz nieco wcześniej zmienił barwy, wiążąc się z drugoligową Chojniczanką. Jego Finowie nie kusili?

Kiedy usłyszał ode mnie, jak to tu na miejscu wygląda, to stwierdził, że fajnie mi się poukładało. Jego sytuacja wyglądała trochę inaczej, skończył mu się kontrakt z Arką. Zimą późno do niej trafił, co utrudniło start, dlatego teraz nie chciał czekać i poszedł do klubu, który był najbardziej zdeterminowany, żeby go zatrudnić. Dostał dwuletni kontrakt, dobre pieniądze, jest perspektywa gry w I lidze. Zyskał trochę stabilizacji, nie musi się zamartwiać, co z nim będzie za rok. Może spokojnie się odbudować.

Mnie zejście do II ligi pomogło, potem w każdym następnym klubie miałem lepsze warunki. Liczę, że teraz już Łukasz zacznie iść w górę. A moja rola w tym, żeby nazwisko Wolsztyński dobrze się w Finlandii kojarzyło. Jesteśmy bliźniakami, Łukasz po części gra też dla mnie, a ja dla niego. Często ktoś mówiąc o jednym, myśli również o drugim. W Seinajoki już o Łukasza wypytywali, czy byłby zainteresowany takim wyjazdem, jaka jest jego sytuacja. Dobrą grą mogę mu w tym kontekście pomóc. Wzajemnie się ciągniemy, co czasem ma swoje złe strony. W szkole gdy jeden nabroił, szło to także na konto drugiego i w naszym przypadku tak samo jest w piłce. Jeśli któremuś idzie słabej, to słabi są Wolsztyńscy, a nie Wolsztyński.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

22 komentarzy

Loading...