Ze Śląskiem był związany przez kilkanaście lat. Nie licząc małej przerwy z Miedzią Legnica, zawsze był trenerem asystentem we Wrocławiu. Pracował u boku m.in. trenera Lenczyka, Tarasiewicza, Pawłowskiego, Levego i Lavicki. Otrzymał łatkę, z którą teraz będzie mógł zerwać. Paweł Barylski został bowiem trenerem Górnika Polkowice, wyruszył na głębokie wody w roli pierwszoplanowej postaci i właśnie na tym się skupiliśmy w naszej rozmowie. Na nowej przygodzie w ekipie beniaminka 1. ligi, podejściu do futbolu, ale też najbliższej przeszłości w Śląsku Wrocław. Czyli błędach sztabu, wprowadzaniu młodzieży, porażkach klubu jak ta z Marcinem Szpakowskim, problemie Waldemara Soboty i Erika Exposito czy intensywności treningów za kadencji Vitezslava Lavicki. Zapraszamy.
Jakie to uczucie po raz pierwszy zostać pełnoprawnym pierwszym trenerem?
Wiesz, zacząłbym od tego, że mimo iż w Śląsku byłem uznawany za człowieka z drugiego szeregu, to jednak wiele decyzji pierwszego szkoleniowca padało po sugestiach sztabu. Mądry pierwszy trener to ten, który zbiera informacje i daje określone kompetencje ludziom, którzy w danej działce sprawdzają się najlepiej. Nie ukrywam, że ja w swoim sztabie pracuję teraz tak samo, tyle że zmieniłem rolę. Wcześniej byłem wykonawcą różnych koncepcji, a dzisiaj to ja ją wprowadzam przy pomocy swoich asystentów. Zaczynając od Marka Świdra, którego zabrałem ze Śląska. Mam też ciekawego i młodego trenera Michała Kowbela, który był piłkarzem Zagłębia Lubin, a po kontuzji kolana realizuje się na nowej drodze życia.
Jest też Krystian Skłodowski, który przyjechał z Warszawy. Mimo że ma 25 lat, to zdążył już zwiedzić Chiny czy Litwę, gdzie zebrał fajne doświadczenia. Do tego robi papiery trenerskie w federacji szkockiej, która moim zdaniem jest jedną z najlepszych na świecie. Tam zaczynał Jose Mourinho. Plus oczywiście Sebastian Szymański, trener bramkarzy, którego cała przygoda wiąże się z Polkowicami. Mam zatem bardzo ciekawy sztab ludzi, co jest naszą siłą.
Górnik to takie miejsce, gdzie można pracować wedle własnej koncepcji. Poza tym jest tutaj fajna grupa piłkarzy, z których większość przeszła centralne szkolenie i otarła się o Zagłębie Lubin. Ich umiejętności spokojnie predysponują do tego, żeby występować na poziomie 1. ligi. Mowa tu chociażby o Kamilu Wacławczyku, który ma ponad 50 meczów w Ekstraklasie. Gdyby nie kontuzja stawa skokowego, myślę, że dalej grałby na najwyższym szczeblu. To ciekawy zawodnik z ofensywną wizją gry, potrafiący mądrze utrzymać się przy piłce, który dużo widzi na boisku. Jest też Mariusz Szuszkiewicz, Maciej Balcewicz, Rafał Karmelita, Karol Fryzowicz czy Eryk Sobków. To ludzie stąd, z regionu. Nastawieni na ciężką pracę i rozwój. To chłopcy, którzy chcą pokazać piłkarskiemu środowisku, że ktoś za szybko ich skreślił. To kwestia ambicjonalna.
Patrząc na papier, to nie jest ekipa, o której można by powiedzieć, że z łatwością odnajdzie się na poziomie 1. ligi tak jak np. Widzew rok temu.
Wybitnych jednostek wzbijających się ponad resztę nie ma, ale największym atutem Górnika jest zespołowość. Tutaj stworzyła się po prostu fantastyczna grupa ludzi. Rozpatrując każdego z osobna, ci piłkarze mają jakość. Nie można powiedzieć, że nie. Oni kochają ofensywną piłkę, lubią się przy niej utrzymywać. Uważam jednak, że są niedoceniani.
Zgodzę się. Oglądanie meczów Górnika na żywo za kadencji trenera Dobiego lub Niedźwiedzia nie było straconym czasem. Teraz trener będzie miał o tyle łatwiej, że Górnik w ostatnich lat nigdy się nie murował, tylko grał ofensywnie, czasami nawet aż za bardzo. Rozumiem, że ta filozofia będzie kontynuowana?
Zdecydowanie, choć nie ukrywam, że ostatnie tygodnie poświęciłem na poprawę gry defensywnej. Chcę, żeby przeciwnik nie stwarzał tylu okazji bramkowych. Ale gdy przyszedłem do Polkowic, od razu powiedziałem, że nie zabiorę zespołowi jego ofensywnego DNA. Dlatego nie ingeruję w tę kwestię mocniej, nie chcę przesadzić. Gdybym zaczął stawiać na tzw. murowanie bramki, moim zdaniem to stworzyłoby Górnikowi duży problem.
Dlaczego w ogóle Górnik Polkowice? Pewnego dnia po prostu zgłosił się klub?
Tak, ta sytuacja była bardzo prozaiczna. W styczniu podjąłem już decyzję, że to moje ostatnie miesiące w Śląsku Wrocław. Rozmawiałem o tym z trenerem Lavicką. Poczułem, że zakończyłem pewien etap. Do Śląska wróciłem 2018 roku. Po roku dostałem ofertę z Warty Poznań, w końcu odszedłem w marcu 2021 roku. Dzisiaj uważam, że Śląsk jest w bardzo dobrym miejscu. Mądrze zarządzany, fajnie prowadzony na rynku transferowym przez Darka Sztylkę, dzięki czemu zespół może grać skutecznie na dwóch frontach.
Wróciłem do Śląska, żeby udowodnić sobie, że stary Barylak jeszcze może dać coś dobrego temu zespołowi. Sezon 2019/2020 skończyliśmy na piątym miejscu, a mogliśmy na trzecim. Na to miały wpływ pewne rzeczy, ale wolę o nich nie mówić. Dało się je po prostu zrobić lepiej, jeśli chodzi o nasz sztab i klub. Zwolniono nas, kiedy byliśmy na siódmym miejscu, potem skończyło się czwartym (z Jackiem Magierą). Śląsk dawno nie zajmował takich pozycji, więc czułem, że moja misja skończyła się jednak z powodzeniem.
Co do Górnika – kiedy trener Niedźwiedź negocjował kontrakt z Widzewem, dostałem telefon od prezesa Jedynaka. Spytał, czy jestem zainteresowany. Powiedziałem, że okej, a on, że odezwie się, jak wyjaśni się sprawa z odejściem trenera Niedźwiedzia. Zadzwonił po dwóch tygodniach. Byłem jednym z czterech-pięciu kandydatów. Spotkaliśmy się, przedstawiłem swoją filozofię. Rozmawialiśmy kilka godzin, padały różne pytania. Na przykład to, dlaczego tak długo byłem trenerem asystentem. Wtedy odpowiedziałem pytaniem: większą wartość ma szkoleniowiec mający 470 meczów na poziomie centralnym na ławce trenerskiej czy pierwszy trener w trzeciej lidze? Ja znam odpowiedź ze swojego punktu widzenia.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Później była kolejna rozmowa i pytanie, dlaczego Śląsk nigdy nie dał mi zespołu do prowadzenia, kiedy zwalniano trenerów. Odpowiedziałem, że to nie jest pytanie do mnie. Widocznie prezes Waśniewski i Żelem mieli inne koncepcje. Wydaje mi się, że w tych rozmowach pomógł mi moment, kiedy negocjowałem z Wartą Poznań. Prezes Janicki wypowiedział się pozytywnie na mój temat. Kolejne spotkanie z prezesem to już była formalność. Dogadaliśmy szczegóły, ja negocjowałem za dwie osoby, bo również za trenera Świdra.
Uznałem, że Górnik Polkowice to bardzo dobre miejsce. Jak tutaj przyszedłem, od razu powiedziałem, że chcę zostawić zawodników, którzy zrobili ten awans. Do tego wzmocnić zespół nazwiskami, którzy dadzą jakość i będą pasować charakterologicznie. Stąd transfer Maćka Pałaszewskiego, Marcina Biernata i Adriana Purzyckiego. To był proces, musiałem na nich czekać. Graliśmy sparingi bez nich, ale uparłem się na konkretnych graczy. No i musieliśmy zadbać o uzupełnienia. Taki Dorian Krakowski jest ciekawym i przyszłościowym zawodnikiem. Ma jeszcze sporo deficytów, ale jest bardzo skoncentrowany na piłce, dobrze wykonuje zadania, które są mu powierzone. Mamy też jeszcze Kajtka Szmyta wypożyczonego z Warty.
Nie ukrywam, że Warta Poznań jest dla nas wzorcem funkcjonowania. Zanim klub zatrudnił trenera Tworka, spotkaliśmy się m.in. z Robertem Grafem i pełnomocnikiem prezesa. Dużo rozmawialiśmy, kiedy przyjechali do Hiszpanii mnie zatrudnić, ale ja wtedy nie byłem jeszcze przekonany do tego projektu, bo chciałem coś udowodnić w Śląsku. Dlatego wiem, że Górnik musi mierzyć się z podobnymi problemami. Też jest budowany spokojnie. Warta pokazuje, że można tak pracować i osiągać sukcesy. Robić małe kroki, nie dokonywać rewolucji.
Do Górnika trafili głównie młodzi zawodnicy poza Marcinem Biernatem. Młodzi, ale ograni. To duże wzmocnienia w skali Górnika, a środek pola złożony z Pałaszewskiego i Purzyckiego mógłby występować w klubie z górnej połowy tabeli 1. ligi. Dla nich to mały krok w tył, szansa na wypromowanie się.
Akurat Marcina osobiście nie znałem, ale od ludzi, którym ufam, usłyszałem, że to będzie bardzo dobra osoba do naszego składu. Co do Maćka i Adriana – można tak to określić…
Kusiło trenera, żeby ściągnąć kogoś ze Śląska. To też zrobił trener Jawny w Podbeskidziu z Matheu Scaletem.
Walczyliśmy o niego. Matheu czekał na konkrety z klubu 2. ligi hiszpańskiej, długo rozmawialiśmy. Oferta Podbeskidzia okazała się dla niego jednak bardziej korzystna w każdym aspekcie. Przed podpisaniem kontraktu zadzwonił do mnie. Powiedział, że dziękuję za to, że na niego czekałem. Uznał, że dla jego rozwoju to był lepszy wybór. Życzyłem mu wszystkiego dobrego, mimo że stanęliśmy po obu stronach barykady. Ale szkoda mi, że nie został w Śląsku. Nie został odpowiednio doceniony. To zawodnik bardzo uniwersalny, zdyscyplinowany taktycznie, który potrafi w newralgicznych momentach zaasekurować kolegę lub stworzyć sytuację bramkową. To dobry piłkarz. Żałuję, że nie będzie teraz występował na poziomie Ekstraklasy. Podbeskidzie będzie miało z niego duży pożytek.
Wracając do Maćka Pałaszewskiego, to piłkarz, który chce wiele udowodnić. Znam jego podejście do piłki, charakter, etos pracy. Na początku nie było szans go ściągnąć, bo Śląsk chciał duże pieniądze. Nie myślałem nawet, że to się uda, ale jakoś się dogadaliśmy. Darek Sztylka zna mnie długo i domyślam się, że zrobił ukłon w moją stronę, żeby każda ze stron miała z tego coś dobrego.
Od razu widać, że na korzyść trenera działa fakt regionu i wzajemnej znajomości w tutejszym środowisku. Pewnie byłoby inaczej, gdybyśmy mówili nie o Górniku Polkowice, a przykładowo Stomilu Olsztyn. Na Dolnym Śląsku będzie łatwiej.
Zdecydowanie, co do tego nie ma wątpliwości. Bóg piłki tak chciał. Będę starał się pokazać, że te wszystkie umiejętności, które nabyłem, potrafię spuentować w Górniku. Nie tylko zresztą ja, ale mój sztab. Trzeba mówić o całym zespole. To wartość nadrzędna. Poszczególne jednostki muszą zdawać sobie sprawę, że bez kolegów z prawej i lewej strony nie mają żadnych szans.
Nie obawia się trener, że łatka trenera asystenta może być wypominana w razie niepowodzeń? Stąd może się pojawić jakaś niezdrowa presja, w końcu mowa o wyjściu spod parasola ochronnego. Przy porażkach Śląska w pierwszym kolejności nie wymieniało się nazwiska Barylskiego.
Nie? Ja słyszałem, że często to Barylski był winny. A swego czasu wymieniało się tercet BBC, czyli Barylski, Becella i Czajka. Tak więc przywykłem do tego. Znasz mnie i wiesz, że niewiele mówię, staram się nie wychylać. Różne decyzje w swoim życiu zawsze podejmowałem sam. W wieku 19 lat wyjechałem z Łodzi do Wrocławia, musiałem utrzymywać się sam. Zapracować sobie na coś, rozwijać się. Nie mam z takimi rzeczami problemu, nie narzucam sobie niepotrzebnej presji. Uważam, że w Polkowicach zawodnicy biorą mnie takiego, jaki jestem. Wszyscy wiedzą, jak podchodzę do ludzi. Lubię rozmawiać z piłkarzami, wyjaśniać poszczególne kwestie. To moja droga, nowa droga po zdobyciu doświadczenia w postaci ponad 470 meczów na ławce trenerskiej.
A czy miałem parasol ochronny? Okej, nie podejmowałem kluczowych decyzji. Ale Śląsk zawsze miał mnie pod ręką i korzystał, kiedy miał jakiś problem. Barylski zawsze był na problemy. Prezes Waśniewski mi to powiedział. Piłka jest prosta. Najważniejszy jest każdy następny mecz. Nie to, przeciwko komu grasz, tylko jak się do tego przygotujesz, żeby wygrać. A do tego w jakim stylu to robisz, żeby podobał się wszystkim wokół. To jednak dla kibiców robi się to wszystko. Ostatnio często zarzucało się Śląskowi, nam, że styl nie był dobry, prawda? W Polkowicach będę chciał obie te rzeczy połączyć, ale na samym końcu mam świadomość, że weryfikuje mnie wynik sportowy. Mam określony cel, będę brał na klatę dobre i złe momenty. Ale nie mam z tym problemu. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że w Śląsku wiele rzeczy brałem na klatę.
Uważa trener, że w końcowym okresie kadencji trenera Lavicki dało się pewne rzeczy zrobić lepiej? Na przykład wyraźniej postawić na młodych zawodników?
Jeśli chodzi o Lewkota, trener Lavicka postawiłby na niego wcześniej, gdyby nie kontuzja w zimowym okresie przygotowawczym. Sam Szymon mówił, że jest przegranym obozu. Trener nie był wariatem, wiedział, że Szymon ma duży potencjał. Zresztą on debiutował za jego kadencji, wszedł na 45 minut w meczu z Pogonią Szczecin. Niektórzy mogą za to krytykować trenera, ale ja się z tym nie zgodzę jako ktoś, kto widział pewne rzeczy od środka. Wiem, jaka panowała retoryka. Że trener Lavicka nie stawiał na młodych. Tylko że były tutaj różne uwarunkowania, w których nie chciałbym grzebać. O pewnych rzeczach wiem zbyt dużo i mógłbym zagrzebać się za bardzo.
Oczywiście zgodzę się, że w ostatniej fazie graliśmy gorzej. Musieliśmy przeformować środek pola, były problemy z kontuzjami. A to, jak ważny jest Krzysztof Mączyński dla Śląska Wrocław, dzisiaj widać doskonale. Tak jak kiedyś Sebastian Mila. I jasne, że dzisiejszy futbol Śląska jest bardziej ofensywny. Ma inną strukturę, trener Magiera wprowadził styl, który podoba się kibicom. W tym kierunku idzie Śląsk i to jest jak najbardziej w porządku.
Co do młodych zawodników – Marcin Szpakowski był też dość burzliwym tematem.
To jest największa porażka Śląska Wrocław. Marcin pokazuje to teraz w szczególności w Koronie. Możliwe, że w Śląsku powinien grać więcej. Nie wiem, gdzie został popełniony błąd. Nie chcę nikogo obwiniać, ale fakt faktem Marcin odszedł. Szkoda, bo to jeden z najbardziej utalentowanych zawodników, jakich widziałem. To była i jest, bo przecież byłem w tym sztabie, nasza porażka. Przyznaję się bez bicia. Nie chcę się tłumaczyć, ale to, że tak się stało, niestety poszło na nasze konto.
Wróćmy jeszcze do trenera Lavicki. Usłyszałem od osoby wewnątrz zespołu dość barwne określenie pt. „piłkarze mieli czasami wakacje”. Nie chcę trenera wsadzać na jakąś minę, ale zastanawia mnie, że piłkarze musieli dobierać dodatkowe obciążenia, bo intensywność była za niska.
Chcesz mnie zapytać, czy pracowałbym bardziej intensywnie niż trener Lavicka?
Takie pytanie mogłoby paść.
Ja mam trochę inną filozofię pracy. Sam pracuję nad sobą, trenuję indywidualnie. To jest odwieczny problem. Moim zdaniem w polskich realiach za bardzo obawiamy się o objętość i intensywność treningu. Zupełnie niepotrzebnie. Można w mądry sposób zaadaptować zawodnika do wyższego tempa. To później na meczu procentuje. Według mojej wizji trzeba wykonać cięższą pracę na treningu niż meczu i tak będę uważał zawsze. Natomiast czy intensywność treningów w Śląsku była za niska… Cóż, z mojej perspektywy było dużo dyskusji piłkarzy na ten temat z trenerem. Ale on miał swoją filozofię, która przynosiła mu sukcesy w innych klubach. Czy we Wrocławiu się sprawdziła? Trzeba by było się zastanowić. Trener Lavicka na pewno wprowadził klub tam, gdzie wszyscy tego chcieli. Zrobił kawał dobrej roboty, ale ktoś uznał, że trzeba to jeszcze podrasować. No i że pewna formuła się wypaliła, jeśli chodzi o czterech ludzi ze sztabu, których pożegnano.
Taka jest zawodowa piłka, ja nie mam z tym problemu. Śląsk jest klubem, który mnie ukształtował. Klubem, który pożegnał się ze mną w bardzo dobrych relacjach. Są w zespole ludzie, których znam, którym bardzo dobrze życzę. Mam nadzieję, że uda się zagrać w Conference League i zająć jak najwyższe miejsce w Ekstraklasie. Ja tego dotknąłem, wiem, jakie to uczucie przeżywać sukcesy sportowe. Ale ta historia się skończyła, czas na nową, która już trwa. Kiedy przyszedłem do Górnika, poczułem, jakbym był tutaj rok czy dwa. Ludzie pracujący w klubie, panująca tutaj energia – to są fantastyczne rzeczy. Od osób sprzątających, przez księgowych, po piłkarzy. To właściwe miejsce z pozytywną aurą, w którym można realizować swoje koncepcje.
Jaki jest cel Górnika Polkowice na pierwszy sezon w 1. lidze?
Oczywiście utrzymanie, natomiast nie ukrywam, że mam piłkarzy, którzy chcą grać coraz wyżej. Rozmawiałem z jednym zawodnikiem, nie chcę mówić nazwiska, który w klubie jest dosyć długo. Zapytałem go, dlaczego nie gra w Ekstraklasie. Widziałem takich na co dzień, więc potrafię pewne rzeczy porównać. I widzę, że ten zawodnik ma predyspozycje, żeby spokojnie na najwyższym szczeblu sobie poradzić. Odpowiada mi tak: „Trenerze, Enkeleid Dobi powiedział nam, że abyśmy zagrali w Ekstraklasie, musimy sami ją wywalczyć”. To pokazuje, jakich mam tutaj piłkarzy. Z jakim, bardzo ciekawym nastawieniem. Drzemie w nich odwaga, co jest budujące. To ludzie z marzeniami, a tacy mogą zrobić naprawdę wiele. Większość tych chłopców jest związana z rejonem, to wszystko jest szczere, prawdziwe. Mi to coś przypomina!
Na koniec chciałbym jeszcze zapytać o casus Waldemara Soboty. Świetny początek, ale im dalej w las, tym było gorzej. Od dłuższego czasu to cień piłkarza, ktoś, kto czasami wchodzi na boisko tylko z ławki.
To gracz nietuzinkowy, ale myślę z perspektywy czasu, że trochę za mało zajęliśmy się Waldkiem jako samym Waldkiem. On przychodził do Wrocławia w takiej glorii powracającej legendy, która okaże się zbawicielem świata. A Waldek kocha spokój wokół własnej osoby. Będąc za granicą, spełniał wszystkie swoje marzenia. Kiedy wrócił do Polski, podeszliśmy do tego tak, że przyjechała gwiazda, która sama zrobi robotę. Zostawiliśmy go samemu sobie, a to jest dosyć delikatna osobowość, która wymaga specyficznej pielęgnacji. Kiedy ona jest robiona we właściwy sposób, Waldek pokazuje wszystko, co ma najlepszego.
W Niemczech ciągle musiał coś udowadniać, każdego dnia i na każdym treningu. Przyjechał tutaj i chyba zderzył się z jeszcze większym poziomem oczekiwań. Gdy da mu się jednak trochę więcej spokoju, powinno być lepiej. To też nie jest ten sam piłkarz, co kiedyś. Za dużo narzuciliśmy na niego odpowiedzialności, a jego natura jest trochę inna. Nie chodzi o umiejętności, tylko o sferę psychologiczną. To fantastyczny człowiek i nadal świetny zawodnik. Jak się go obserwuje, to widać, że on chce robić wszystko na absolutnym topie, żeby coś kibicom udowodnić. Dajmy mu trochę swobody. Taka jest moja diagnoza. Ktoś powie, że to zawodowa piłka i można mieć takie rzeczy w dupie, ale ja tak tego nie widzę.
A Erik Exposito? Czy tutaj też można powiedzieć, że był jakiś problem mentalny? Na pewno trener widzi, co on robi w ostatnim czasie. W końcu ma regularność, strzela piękne bramki, a swego czasu ludzie śmiali się na słowa Dariusza Sztylki o tym, że jak będzie go sprzedawał, to za przynajmniej milion euro. Teraz już nikt się nie śmieje.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Erika na treningu, wiedziałem, że to jest bardzo dobry napastnik jak na polskie warunki. Nie tylko potrafi zdobywać bramki, ale umie również obsłużyć kolegę asystą – dużo widzi. Nie jest to klasyczny snajper, ale napastnik uniwersalny obdarzony siłą fizyczną. No i bardzo dobrze gra głową. Darek, mówiąc te słowa, nie pomylił się w ani jednym procencie. Jedyny problem, jaki widziałem w Eriku, to jego dojrzałość do ciągłej pracy nad samym sobą. Najlepsi ciągle dążą do postępu, stawiając sobie coraz wyższe cele. Nad tym musi pracować.
Fot. Newspix