Gdyby chcieć wymalować teraz kibica Piasta Gliwice na kartce, wystarczyłoby zaledwie kilka machnięć ołówkiem. Ot, szeroko uśmiechnięta buźka, taka rozpromieniona od ucha do ucha. Ba, to tyczy się nie tylko każdego, kto wspiera ten klub, ale również nas. Grona dziennikarzy, którzy cieszą się na wieść o przedłużeniu współpracy gliwiczan z Waldemarem Fornalikiem. To dobry sygnał dla całej polskiej piłki, coś, do czego powinien zmierzać każdy, kto dzierży w swoich rękach jakiś projekt. Często narzekamy, słusznie zresztą, że w naszej lidze zbyt wiele jest atmosfery tymczasowości, istnego misz-maszu w kuluarach. Na szczęście Piast jest kolejną ekipą, choćby obok Rakowa, której rozsądku w zarządzaniu stołkiem trenera wielu może pozazdrościć.
Na tę chwilę trudno byłoby sobie wyobrazić innego szkoleniowca, który tak dobrze pasowałby do realiów Piasta Gliwice. Tutaj wszystko jest logiczne, puzzle są dobrze dopasowane. Waldemar Fornalik jest związany z klubem od 2017 roku i chyba ani razu nie mieliśmy w głowach takiej myśli, żeby byłego selekcjonera reprezentacji Polski wysyłać na zwolnienie. Wtedy pisaliśmy, że decyzja o jego zatrudnieniu jest całkiem sensowna. Dzisiaj musimy napisać to samo: przedłużenie kontraktu o trzy lata… jest całkiem sensowne.
Dobra, trochę podkręcimy. To najlepszy decyzja Piasta z możliwych. To najlepszy „transfer” Piasta w tym roku, bo nie dość, że perspektywiczny, to jeszcze dający określoną jakość tu i teraz.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Fornalik przeżył z Piastem wszystko
Okej, może prawie wszystko. Spadku z Ekstraklasy nie było, ale, umówmy się, przy takim scenariuszu los obu stron mógłby potoczyć się zupełnie inaczej. Co jednak pewne, poznaliśmy kilka odsłon pracy trenera Fornalika w Gliwicach. Widzieliśmy momenty gorsze, najgorsze, ale też wybitne. Dobrze byłoby powiedzieć, że śledziliśmy przygodę dojrzewającego związku pary ludzi, która musiała poznać swoje granice, żeby myśleć o dalszej przyszłości. Przy czym początki wcale nie były usłane różami. Po pierwszym sezonie władze klubu początkowo wcale nie były w pełni przekonane, że „Waldka” warto zostawić na stanowisku. Na szczęście nikt nie podjął pochopnej decyzji, stawiając na rozwiązanie, które lubimy i szanujemy. Słowem: danie czasu.
No i jak wiadomo – czas z trenerem Fornalikiem pod bronią dał Piastowi historyczne sukcesy. Mistrzostwo Polski, potem brązowy medal. Wszystko to po sezonie, w którym Piast zajął 13. miejsce w tabeli, czyli minimalnie lepsze od tego, na jakim zostawił zespół Dariusz Wdowczyk. W klubie chcieli czegoś innego, chcieli czegoś więcej. Nie marzyli o pokonaniu reszty ligi, więc dostali więcej, niż mogli się spodziewać. I to, zdaje się, zbudowało bezgraniczne zaufanie.
Związek Piasta z trenerem Fornalikiem spoiły emocje z dwóch biegunów. Był przecież taki moment, kiedy gliwiczanom bliżej było do spadku z Ekstraklasy. Były chwile, kiedy nic nie szło. Tak jak na początku sezonu 2020/2021, kiedy Piast nie potrafił wygrać meczu przez osiem kolejek. Był na dnie. Ilu prezesów klubów podjęłoby wtedy decyzję, że trzeba zmienić sternika, bo coś się wypaliło? Cóż, zapewne wielu. Ale wygrał rozsądek. Piast skończył sezon w czubie tabeli, po drodze przegrywając tylko dwa mecze na przestrzeni kilku miesięcy. Mieliśmy idealny przykład na to, jak trener Fornalik potrafi wyjść z opałów, wyjść z twarzą.
Na papierze wygląda to fajnie. Przede wszystkim stabilnie:
- 2017/2018 – 13. miejsce (średnio 1 punkt na mecz)
- 2018/2019 – 1. miejsce (1,92)
- 2019/2020 – 3. miejsce (1,61)
- 2020/2021 – 6. miejsce (1,53)
Taka przypominajka wystarczy, żeby powiedzieć, że Waldemar Fornalik zasłużył na nowy kontrakt jak mało który trener. Oczywiście można się przyczepić do tendencji spadkowej, ale na siłę. Pamiętajmy, że wciąż mówimy o Piaście, nie Legii. Klubie, w którym coś zostało zrobione ponad stan. Szczęśliwie nikomu nie przyszło do głowy, aby tworzyć wygórowane cele dla Piasta właśnie przez ten pryzmat. To byłaby głupota. Okej, Piast też ma ambitny projekt, tylko że nikt nie bije na alarm, kiedy w Gliwicach nie ma podium. Tak więc mamy ciekawie budowaną markę z ograniczeniami w oparciu o konkretnego człowieka, na którego stawia się w wieloletniej perspektywie.
Tego ostatniego zdania nie używamy zbyt często w realiach Ekstraklasy. Warto ów fakt docenić.
Fornalik i Piast. Przykład dla innych
Patrząc na Piasta, raczej nie boimy się o to, że zatrzyma się w rozwoju. Przewijają się ciekawi piłkarze, tacy jak Jakub Świerczok czy Tiago Alves, zostają ci najbardziej wartościowi – Czerwiński lub Plach. Piast ma godną pozycję na rynku transferowym, bardzo dobrego trenera wyciągającego maksimum z kadry, którą aktualnie posiada. Również trenera, który potrafi odbudowywać zawodników. Są kibice, ciekawe miasto do życia, stadion, ambitne cele i zdrowe finanse, choć nie tak zasobne jak w przypadku choćby Cracovii. Jest wszystko. Gdyby porównać dzisiaj ten klub do Zagłębia Lubin czy Lechii Gdańsk, postawilibyśmy go wyżej. To są pod wieloma względami kluby z podobnego pułapu, acz tylko przy tym z Gliwic nie odnosimy takiego wrażenia, że jest marnowany potencjał. Dlatego głupio by było, gdyby tego projektu nie kontynuowano bez Fornalika. To rozumie się samo przez się. Słowo „Fornalik” znaczy „pewna jakość”.
154 mecze w Piaście Gliwice. W szatni tylko Jakub Szmatuła ma więcej, co jest wymowne. Gdyby były selekcjoner reprezentacji Polski wypełnił kontrakt do końca, wyśrubowałby piękny rekord. Już teraz brakuje mu kilku dni, żeby określić się mianem najdłużej pracującego trenera w historii Piasta Gliwice po Marcinie Broszu. Ba, obecnie w jednym klubie na poziomie Ekstraklasy dłużej pracują tylko Marek Papszun i Michał Probierz. Tuż za są Kosta Runjaic i Piotr Stokowiec. Jakbyśmy nie psioczyli na Cracovię, to właśnie pod wodzą Probierza udało jej się zanotować największy sukces po powrocie do Ekstraklasy i wrzucić coś do gabloty. Mowa o tym dlatego, że tych trenerów coś łączy. Chodzi o stałość pracy, która prędzej czy później daje efekty.
To najważniejszy punkt w credo Fornalika. Czas. Rzecz, z którą muszą mierzyć się nowi piłkarze w Gliwicach.
Piast idealnym miejscem dla filozofii Fornalika
Poza nielicznymi wyjątkami, żeby ktoś mógł liczyć na pełne zaufanie 58-latka, musi uzbroić się w cierpliwość. Ale jak już zostanie obdarzony zaufaniem, to, jak mawia się w kuluarach, nawet od własnej żony trudno niekiedy liczyć na większe. Właśnie w ten sposób zarządza zawodnikami Fornalik – testuje ich, sprawdza długo, zanim rzuci w wir ekstraklasowego boju. Takie podejście ma sens tylko wtedy, gdy klub gwarantuje ci spokój w działaniach. Daje czas na rozwój, też czeka cierpliwie, aż wykorzystasz nowe transfery i rozwiniesz poszczególnych piłkarzy. Są kluby, w których to wzajemne zaufanie by nie przeszło. Przeszkadzałoby to chciejstwo „na już”. Może stąd tak dobrze układa się współpraca Piasta z Fornalikiem, obie strony odnajdują wspólny język. Tak tworzy się dobry związek, związek, który może potrwać aż siedem lat. W świecie futbolu na profesjonalnym poziomie to rzadkość. Pożądana rzadkość.
Kilka przykładów na to, jak trener Fornalik buduje zdecydowaną większość piłkarzy:
- Patryk Sokołowski w pierwszym sezonie – 5% czasu gry, drugim – 77%, trzecim – 83%
- Frantisek Plach w pierwszym sezonie – 0%, drugim – 68%, trzecim – 100%
- Tomas Huk w pierwszym sezonie – 30%, drugim – 74%
- Mikkel Kirkeskov w pierwszym sezonie – 44%, drugim i trzecim – 97%
- Dominik Steczyk – 500 minut, w drugim sezonie 2068
Co ważne w tej polityce, trener Fornalik stawia często na zawodników sprawdzonych. Pod tym względem jest kompletnym przeciwieństwem Michała Probierza, bo lubi piłkarzy, którzy z polską piłką już wcześniej się zetknęli. W skali ogólnej też możemy trafić na eksperymenty wychodzące naprzeciw tej tendencji, takie jak Vida, Parzyszek czy teraz Toril. Ale w życiu byśmy nie powiedzieli, że to jakiś tabun ściągnięty z czterech stron świata z polecenia menedżerów. Trudno takiej polityce transferowej nie kibicować, ona ma sens. Fornalik szuka też nazwisk, przy których wie, że ma czas, żeby w nich trochę podłubać. Pod ten wzór pasują Pyrka, Steczyk czy Ameyaw. Aha, no i Lipski, który nie bez powodu dostaje tyle szans na boisku. Kto wie, może w końcu odpali po dublecie asyst ze Stalą Mielec. Wtedy okazałoby się, że Fornalik, jak w innych przypadkach, miał rację.
Nie bez powodu również Waldemar Fornalik otrzymał kolejną poważną szansę od Piasta. Idąc w żartobliwe tony, klub daje mu pole do zbudowania dynastii, na którą zasłużył. Trudno powiedzieć, co stanie się z „Piastunkami” na przestrzeni trzech najbliższych sezonów. Wiemy jednak, że na tę chwilę to podmioty dla siebie stworzone. Wygrywa tutaj logika, wygrywa rozsądek. Co znamienne, niewiele jest w polskiej piłce przedłużeń współpracy z trenerami na zasadzie „pracujesz z nami już kilka lat, damy ci kolejne kilka”. Zdecydowana większość nie potrafi dotrwać do pierwszego przystanku, wylatuje za drzwi przed wypełnieniem kontraktu. Fornalik dotrwał, dzierżąc w rękach mistrzostwo Polski i brązowy medal. Nawet jeśli kolejne lata nie będą tak okazałe, nikt nie powinien mieć wątpliwości, że na naszych oczach powstał modelowy związek.
Fot. Newspix