Hapoel Beer Szewa, z którym zmierzy się Śląsk Wrocław, to rywal znacznie bardziej wymagający niż Paide czy Ararat. Drużyna Jacka Magiery nie jest faworytem, ale z pewnością nie stoi na straconej pozycji. Trzeba oczekiwać, że WKS powalczy o awans w dwumeczu.
Hapoel Beer Szewa: złota dekada po latach posuchy
Hapoel w ostatnich latach przeżywał najlepszy okres w swojej historii. Na szczęście jego szczyt to już chyba etap zamknięty. Gdyby zespół ten stanął na drodze naszego przedstawiciela 4-5 lat temu, skala wyzwania byłaby większa. W latach 2016-2018 ekipa ze stadionu Vasermil trzy razy z rzędu sięgała po mistrzostwo Izraela. Wcześniej, od chwili założenia w 1949 roku, udało się jej to zaledwie dwa razy w zamierzchłych latach 70., co najlepiej pokazuje, o jakim niesamowitym czasie z punktu widzenia tamtejszych kibiców mówimy.
Wszystko, co dobre w tym wieku, zaczęło się dla Hapoelu od przejęcia przez Alonę Barkat w 2007 roku. To jedna z najbogatszych kobiet w Izraelu. Pod jej rządami po dwóch latach klub wrócił do krajowej elity i krok po kroku budował swoją pozycję. Barkat i oddelegowani przez nią ludzie szczególny nacisk kładli na rozwój akademii oraz działalność edukacyjną i charytatywną w lokalnej społeczności. Mimo to właścicielka dwukrotnie była o krok od porzucenia Hapoelu. W marcu 2010 roku ogłosiła swoje odejście wraz z końcem sezonu ze względu na bardzo agresywne zachowania kibiców względem trenera Guya Azuriego. Fani najwyraźniej przestraszyli się nie na żarty, bo mocno zmienili swoją postawę i po dwóch miesiącach Barkat dała się udobruchać. Drugi raz miał miejsce niedawno. W ubiegłym roku, również w marcu, pani prezes zrezygnowała, gdy nie udało się osiągnąć porozumienia z drużyną w sprawie 30-procentowej obniżki wynagrodzeń, wymuszonych przez koronawirusa. Stery w klubie przejął jej adwokat Itzhak Younger. Barkat wróciła dopiero w lutym 2021, a wraz z nią przyszedł trener Ronny Levy.
Kluczową postacią w każdym z sezonów mistrzowskich był stary znajomy z Wisły Kraków, czyli Maor Melikson. Po niezbyt udanym pobycie we francuskim Valenciennes, w 2014 roku przeszedł do Hapoelu i pozostał w nim do końca swojej kariery. Trwała ona do rundy jesiennej sezonu 2019/20. Melikson po kilku miesiącach leczenia uporał się z bardzo bolesną przepukliną i w grudniu 2019 zdołał rozegrać dwa mecze ligowe, ale na dłuższą metę nie mógł już tego ciągnąć. Zawiesił buty na kołku, co nie znaczy, że odszedł z klubu. Dziś pracuje w nim jako koordynator ds. szkolenia młodzieży.
W każdym razie – z perspektywy Śląska dobrze, że Maor już nie biega po boisku.
Hapoel Beer Szewa: od siedmiu lat non stop w pucharach
Największą przewagą Hapoelu może być obycie w europejskich pucharach. Od sezonu 2014/15 klub ten rokrocznie rywalizuje na arenie międzynarodowej. Pierwsze dwa podejścia od razu kończyły się odpadnięciem w eliminacjach Ligi Europy, ale już w edycji 2016/17 najpierw udało się ograć Sheriff i Olympiakos w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, a po przegranym dwumeczu z Celtikiem Izraelczycy wylądowali w fazie grupowej LE, w której pokazali się ze świetnej strony. Dwukrotnie pokonali mediolański Inter („Bild” nazwał wtedy Alonę Barkat „Angelą Merkel futbolu”) i dwukrotnie zremisowali z Southampton. W nagrodę wyszli z grupy, ale w fazie pucharowej już znacznie lepszy okazał się Besiktas (1:3, 1:2).
Rok później Hapoel także gościł w grupie LE, lecz tym razem nie miał się czym chwalić. Rywalizując z FC Lugano, Viktorią Pilzno i Steauą Bukareszt wywalczył łącznie cztery punkty. Następne dwa lata to brak fazy grupowej i bardziej chwalebnych wyników, za to ostatni sezon znów okazał się udany. W eliminacjach Ligi Europy klub z Beer Szewy przeszedł czterech rywali (na koniec Viktorię Pilzno), a w fazie grupowej potrafił wygrać domowe mecze z OGC Nice i Slavią Praga. Dwukrotnie lepszy – i to wyraźnie – okazywał się jedynie Bayer Leverkusen (4:2, 4:1). W tych spotkaniach grał m.in. nowy pomocnik Legii, Josue. Przypomnijmy, że pod względem czysto piłkarskim miał on opinię kogoś, kto przerasta umiejętnościami izraelską ekstraklasę.
Powyżej 2,5 goli w meczu we Wrocławiu? Kurs 2.17 u Fuksiarza
Krótko mówiąc, Hapoel międzynarodowym doświadczeniem bije Śląsk na głowę. To aspekt istotny, jednak nie decydujący. Rok temu Apollon Limassol też miał kilka świeżych godnych uznania historii w Lidze Europy (m.in. zwycięstwo nad Lazio w grupie), a jak było, wszyscy pamiętamy. „Kolejorz” powiózł Cypryjczyków piątką na ich terenie. Zresztą, pucharowe doświadczenie nie dotyczy wszystkich piłkarzy. W kadrze rywala WKS-u latem doszło do małej rewolucji – kilkunastu zawodników przyszło, kilkunastu odeszło. Na papierze nie ma się wrażenia, że zaszły tu większe zmiany jakościowe. To raczej wtłoczenie świeżej krwi przy zachowaniu sportowego status quo.
Hapoel Beer Szewa: kadra nie budzi dużego respektu
W Hapoelu nie znajdziemy nazwisk budzących jakiś szczególny respekt, co ma miejsce w przypadku Rubina Kazań i Gruzina Chwiczy Kwaracchelii (na szczęście nie zagra z Rakowem, bo szykuje się do transferu). Kapitanem jest doświadczony portugalski stoper Miguel Vitor. Do Beer Szewy zawitał pięć lat temu. Wcześniej rozegrał 44 mecze dla Benfiki i 116 dla PAOK-u Saloniki. Dobre CV, dobry piłkarz, ale nie z innej planety. Pozostali obcokrajowcy swoimi osiągnięciami nawet nie zbliżają się do Vitora. Przykładowo skrzydłowy Elton Acolaste rok temu strzelał po dwa gole Slavii Praga i Bayerowi Leverkusen, ale w lidze w dwudziestu ośmiu występach zdobył zaledwie jedną bramkę, nie dokładając żadnej asysty. Wysoki poziom osiąga więc od czasu do czasu.
Jeśli chodzi o tubylców, mamy tu czterech zawodników, którzy w ciągu ostatniego roku przynajmniej raz stawili się na zgrupowaniu reprezentacji Izraela. Bramkarz Ariel Harush ostatni występ w narodowych barwach zanotował jednak w listopadzie 2019. Przeważnie siedzi na ławce, a w tym roku już nie otrzymywał powołań. Karierą klubową nie imponuje. W minionym sezonie rozegrał trzy mecze dla słowackiej Nitry, zaś zimą przeszedł do Heerenveen i nawet tam nie zadebiutował. 30-letni stoper Hatem Abd Elhamed w kadrze zadebiutował dopiero w wieku 28 lat i od tego momentu nawet grał regularnie, ale od maja leczył kontuzję kolana. Na spotkania ze Śląskiem jest zgłoszony, mimo że brakuje mu praktyki meczowej. Doświadczony stoper Eitan Tibi (także przyszedł tego lata) nadal ma status podstawowego reprezentanta swojego kraju. Meczu drużyny narodowej nie opuścił od października 2019. Prawy obrońca Or Dadia był powołany w listopadzie na Ligę Narodów, debiutu nie doczekał.
Kurs 2.40 w Fuksiarz.pl na to, że Śląsk wygra dwumecz. Awans Hapoelu – kurs 1.50
Problemów kadrowych trenerowi Ronny’emu Levy’emu nie brakuje. Na lewej obronie musi wystawiać Davida Keltjensa, który nominalnie jest przede wszystkim defensywnym pomocnikiem, a jeśli występował na boku defensywy, to zdecydowanie częściej na prawym. Do Wrocławia nie poleciał napastnik Itay Shechter (dekadę temu dzielił szatnię Kaiserslautern z Jakubem Świerczokiem), któremu wyszedł pozytywny test na koronawirusa. Jako numer jeden na prawej obronie sezon zaczął nowo pozyskany Iyad Abu Abaid, lecz doznał kontuzji i dziś w wyjściowym składzie zobaczymy wspomnianego Ora Dadię.
Hapoel Beer Szewa: Śląsku, nie bój się!
Generalnie czysto sportowo nie odnosimy wrażenia, że Hapoel Beer Szewa dysponuje dużo większym potencjałem niż Śląsk. Główną przewagą jest (oby tylko, a nie aż) doświadczenie międzynarodowe. To, że teraz we wcześniejszej rundzie Arda Kyrdżali została rozbita łącznie 6:0 jeszcze o niczym nie świadczy. Rywalem Izraelczyków była bowiem bułgarska Warta Poznań (ledwie dwa lata temu wywalczyła historyczny awans na najwyższy szczebel), sensacja rozgrywek, która realnie patrząc, osiągnęła wynik ponad stan. Wystarczy zresztą spojrzeć na jej skład. W kadrze ma niemalże samych krajowych zawodników (m.in. Spasa Delewa), a każdy, kto chociaż pobieżnie zerka na tamtejsze rozgrywki, wie, że w Bułgarii obcokrajowców nie zatrudnia tylko ten, kogo na nich nie stać. Mamy przekonanie graniczące z pewnością, że Ardę wyeliminowałby każdy z naszych tegorocznych pucharowiczów.
Nie zrozumcie nas źle. Hapoel to dobry przeciwnik, można go uznać za lekkiego faworyta, ale nie wolno tej drużyny mitologizować. Fakty są takie, że w poprzednim sezonie w ostatnich dwudziestu meczach ligowych (10 fazy zasadniczej i 10 w grupie mistrzowskiej) odniosła ona zaledwie cztery zwycięstwa. Strata do mistrza Maccabi Hajfa wyniosła 31 punktów (!), do wicemistrza Maccabi Tel Awiw cztery punkty mniej. To zespół z drugiej półki w izraelskiej piłce, nie pierwszej.
Zapowiada się bardzo ciekawa rywalizacja, w której zetrą się dwa różne style gry: mocno ofensywny Śląska i mocno pragmatyczny Hapoelu. Jeśli WKS nie zamoczył swoich armat, a w defensywie zachowa więcej koncentracji, powinno być dobrze.
Fot. Newspix