Trzech 18-latków w wyjściowym składzie, najstarszy zaś 23-letni kapitan, Wiaczesław Jakimow. Ogółem średnia wieku trochę ponad 20 lat. Właściwie sami kandydaci na piłkarzy, na razie jeszcze bez większych osiągnięć. Ta dzieciarnia wybiegła dwa tygodnie temu na murawę nowego stadionu – zbudowanego z czarnego hartowanego szkła, inspirowanego wyglądem współczesnych smartfonów, przeznaczonego dla siedmiu tysięcy widzów z Krasnodaru i okolic. Stadionu, który został wybudowany specjalnie na mecze tych młodzieńców.
Na inaugurację przyjechała Alania Władykaukaz, to była druga kolejka ligowa, żadne huczne otwarcie, ani rywal atrakcyjny, ani mecz o wyjątkowej randze. Goście zresztą wygrali 3:1 po meczu bez historii, który obejrzało trochę ponad tysiąc kibiców. Pustawy stadion nawet niespecjalnie przeszkadzał, czarne eleganckie krzesełka tworzyły krajobraz wcale nie mniej przyjemny dla oka niż gromadki kibiców. To rozgrywki II ligi rosyjskiej, nieszczególnie medialnej, niezbyt atrakcyjnej. Ligi, w której obecnie występuje Krasnodar-2.
Krasnodar-2, czyli po prostu drużyna rezerw Krasnodaru, która pod względem infrastruktury wskoczyła właśnie do światowego topu. Która z najbardziej rozpoznawalnych akademii globu dysponuje 7-tysięcznikiem z czarnego hartowanego szkła, zbudowanego na wyłączność dla celów akademii? Lista jest dość krótka, nie tylko dlatego, że budowanie stadionów z czarnego hartowanego szkła wydaje się odpowiednie wyłącznie dla nieco ekscentrycznych rosyjskich oligarchów. Jest krótka dlatego, że Siergiej Galicki, właściciel Krasnodaru, akademię uczynił centralnym punktem swojego projektu. A że dysponuje nieograniczonymi możliwościami finansowymi wzbogaconymi równie nieograniczoną wyobraźnią – to kulisy z meczu nastoletniej hałastry wyglądają tak.
KRASNODAR – NOWY KLUB GRZEGORZA KRYCHOWIAKA
Być może zabrzmi to śmiesznie, ale nic nie mówi o nowym miejscu pracy Grzegorza Krychowiaka więcej, niż… widok z satelity Google Maps. Uporządkowana miejska zabudowa przemysłowego miasta rodem z Sim City nagle zostaje przełamana przez esy-floresy z notesu przykładnej uczennicy pierwszych klas szkoły podstawowej. Drobniutkie bloki, kamienice czy fabryczki nagle po drugiej strony ulicy zastępuje gigantyczny park zaprojektowany jak plac zabaw dla ogrodników. Centralnym punktem tego parku pozostaje stadion, na którym za chwilę zobaczymy polskiego pomocnika, oraz odrębny byt, którym jest piłkarska akademia.
Rety. Co tu się w ogóle wybudowało? W prawym górnym rogu widać już czarną bryłę stadionu rezerw, ten wielki biały precelek podpisany “Krasnodar stadium” to fabryka mebli Bodzio. Ha, żartujemy, tak naprawdę to stadion Krasnodaru. Poniżej mamy prawdziwy park, ale jeśli dobrze się przyjrzymy – będzie można bez trudu zobaczyć też około 18 boisk treningowych – nie wszystkie użytkowane, część jeszcze w budowie, cześć już nieco przestarzałych, ale całość daje obraz na to, jak gigantycznym projektem jest cała krasnodarska impreza. Przykuwa uwagę plac budowy pomiędzy boiskami – jak się domyślacie, to kolejna inwestycja w przyszłość, na nowszych zdjęciach widać już piękne balony, które przykryły dwie murawy. Obecnie według różnych rosyjskich źródeł klub ma mieć do dyspozycji prawie ćwierć setki boisk. Tak, z premedytacją opisujemy to właśnie w ten sposób, ale nawet suche “25 boisk” brzmi potężnie.
Zwłaszcza, że to jest po prostu piłkarski Disneyland. Imponuje rozmachem, ale też przedziwną, fantazyjną elegancją. Gdy idziesz od południa na stadion Krasnodaru, najpierw mijasz skate park i te zakręcone alejki pomiędzy równo przyciętymi drzewami. Idziesz od północy i witają cię pawilony akademii, które można pomylić z jakimś ośrodkiem hotelowym w którymś z rosyjskich kurortów. Laboratoria, nowinki z dziedziny szkolenia, bursy, fachowcy ściągani z najdalszych zakątków Rosji, sauny, siłownie, zadaszone boiska. Do tego ten upór, by piłkarz był kimś więcej, niż tylko “skórokopem”. Dobrze wyposażona biblioteka, warsztaty kulturalne, no i obowiązkowe szachy. Te ostatnie to zresztą drugi po futbolu konik fundatora ośrodka. Siergiej Galicki, prezes Krasnodaru, wprowadził piękną tradycję – najlepsza piętnastka z akademii na koniec roku odbywa serię pojedynków szachowych z prezesem klubu – tak przynajmniej donosi sport.pl.
Dla niego partyjki to dowód, że Krasnodar uczy czegoś więcej niż proste kopanie piłki. Dla nich, czyli uczniów – to zaszczyt gry z jednym z najpotężniejszych biznesmenów w Rosji, który od 2008 roku jest jednocześnie właścicielem jednego z najbardziej ambitnych rosyjskich klubów.
SIERGIEJ GALICKI – NOWY SZEF GRZEGORZA KRYCHOWIAKA
12 milionów mieszkańców w Moskwie, 5 milionów mieszkańców w Sankt Petersburgu, trzeci w tabeli najludniejszych rosyjskich miast syberyjski Nowosybirsk to zaledwie półtora miliona ludzi. Rosja to przede wszystkim Moskwa. A jeśli nie Moskwa, to Petersburg. Ta dwójka ma więcej mieszkańców niż pozostałe milionowe miasta w państwie – a jest ich przecież łącznie piętnaście. Siłę stolicy widać na każdym kroku, w polityce, w kulturze, w biznesie, również w sporcie. Mistrzowie Rosji od 1992 roku? 19 tytułów zostało w stolicy, 7 powędrowało do Petersburga, cała reszta zgromadziła trzy mistrzostwa. Najwięcej sezonów w lidze po rozpadzie ZSRR? Nieprzerwanie w elicie grają Spartak, CSKA i Lokomotiw, sezon mniej (29) ma Dynamo. Dopiero dalej idzie peleton, ale nadal w TOP 10 znajdziemy choćby moskiewskie Torpedo.
Biografie oligarchów też zazwyczaj mają ten magiczny wpis “przeniósł się do Moskwy”. Czasem już na studia, czasem jako początkujący biznesmen, czasem jako “przyjaciel Borysa Jelcyna, który zaprosił go na Kreml” (to akurat wycinek z Abramowicza). Siergiej Galicki na tym tle się znacząco wyróżnia.
BBC zresztą podaje w wątpliwość, czy w ogóle nazywać Galickiego oligarchą. W jednym z ich reportaży wypowiada się anonimowy dziennikarz finansowy z Rosji. – Oligarcha z definicji jest człowiekiem, który użył na jakimś etapie politycznych koneksji, by pomnażać majątek. Galicki jest inny. Nie jest oligarchą, jest “self-made”. Zaczął od jednego taniego spożywczaka w Krasnodarze w czasach kryzysu z 1998 roku. Rosja nie miała wtedy nowoczesnej sieci handlowej, więc model Galickiego osiągnął ogromny sukces.
EARLY PAYOUT W FUKSIARZU! WYGRYWAJ PRZED KOŃCEM MECZU!
Brzmi to wszystko trochę bajkowo, ale nawet daty się pokrywają. Gdy rosyjska oligarchia bogaciła się, najczęściej na bazie szemranych prywatyzacji, Galicki był jeszcze studentem Kubańskiego Uniwersytetu Państwowego. Początki jego największych biznesów z branży spożywczej to 1998 rok, gdy ten najbardziej dziki okres powoli dobiegał końca. Nade wszystko zaś – Galicki przecież robił interesy z dala od Moskwy, właściwie na prowincji, bo tak trzeba określić region Krasnodaru. W dodatku jego Magnit to przecież sieć sklepów spożywczych, biznes, którego nie da się porównać z zależnymi od stolicy firmami wykorzystującymi choćby surowce naturalne. Abramowicz zanim przejął Chelsea rządził naftowym królestwem z politycznego nadania, Rybołowlew w czasach przed AS Monaco rządził gigantem nawozowym wykorzystującym potas, firmą Uralkali. A Galicki mozolnie kupował sklep po sklepie, tworząc rosyjski odpowiednik “Biedronki”.
– Gdybym obniżył cenę bananów o 1 rubla, każdego dnia sprzedałbym o ponad 100 ton bananów więcej – określił sam Galicki, w jasny sposób dając do zrozumienia, co jest w jego biznesie kluczowe. Od zawsze wystrzegał się Moskwy, którą zresztą było stać na lepsze sklepy. Nigdy nie wyprowadził się na stałe z Krasnodaru, to tam zorganizował swoje centrum dowodzenia, czyniąc jednocześnie miasto odrobinę przyjemniejszym do życia. Rozwijał nie tylko same sklepy, ale też sieć logistyczną oraz IT. Docierał swoją flotą ciężarówek tam, gdzie diabeł mówił dobranoc. Zaopatrywał w towary sklepy, w których wcześniej na półkach hulał wiatr, oczywiście przy okazji nadając im nazwę Magnit. Dyskonty. Drogerie. Hipermarkety.
Czytamy reportaż z 2013 roku. “Na razie ma 8 tysięcy sklepów, ale za dziesięć lat pragnąłby mieć przynajmniej 18 tysięcy”. Czytamy reportaż sprzed roku. Ponad 20 tysięcy sklepów Magnit, liczba stale rośnie. Jak zwykle ponad plan, jak zwykle ambitnie.
Galicki wygląda na typowo amerykańskiego bohatera – miał w garażu pomysł, trochę chęci i kredyt na kilka rubli. Zrobił z tego majątek, który pozwolił na wyprzedzenie pompowanych politycznymi układami biznesmenów z teczki. Rysa na wizerunku? Tylko jedna, gdy Donald Trump próbując w kreatywny sposób przyłożyć Rosji stworzył “czarną listę” rosyjskich oligarchów, Rosjanin ormiańskiego pochodzenia również się na niej znalazł. Trochę koliduje z wizerunkiem człowieka niezależnego od Kremla. Natomiast oficjalna wersja jest taka, że z dala od stolicy, z dala od polityki i układów, wyrósł kompletnie samodzielny i w pełni prywatny gigant.
Oficjalna wersja jest tym ważniejsza, że Galicki z FK Krasnodar próbuje zrobić to, co dekadę wcześniej zrobił z Magnitem.
OD NĘDZY DO PIENIĘDZY
Z Magnitem wszystko wyglądało jak w dobrze zaprojektowanej grze strategicznej. Budujesz jakąś podstawową bazę, a potem coraz mocniej się usamodzielniasz. Po co płacić za transport, skoro można mieć własny. Po co kupować produkty, jeśli można pokusić się o własne linie produkcyjne. Po co gromadzić podwykonawców, jeśli można rozwijać imperium, organizując kolejne gałęzie tego samego drzewa. To od początku była wielka siła Magnitu – zaglądanie tam, gdzie żaden moskiewski bonzo nie miał zamiaru robić pieniędzy plus ciągła optymalizacja szlaków dostaw.
Co to ma wspólnego z piłką nożną? Galicki od początku, czyli od 2008 roku, celował w bardzo podobną wizję rozwoju. Jego największym marzeniem pozostaje zdobycie mistrzostwa Rosji korzystając w głównej mierze z doskonale wyszkolonych absolwentów akademii Kransodaru. Mógł iść na skróty wielokrotnie, nawet przy samym powstawaniu klubu. W mieście była już Kubań, klub z historią, kibicami, bazą, wsparciem miasta – gratka dla sprawnego inwestora. Ale Galicki wolał wszystko meblować po swojemu. Stadion? Za swoje. Barwy? Swoje. Kibice? Przyjdą na dobrą piłkę, zostawmy Kubań w spokoju. Inna sprawa, że ponoć oferta przejęcia starszego brata pojawiła się w mieście, ale Galickiemu odmówiono pakietu kontrolnego…
Jak powiedział – tak zrobił. W trzy lata Krasnodar dobił od najniższych lig do rosyjskiej elity. Jako pierwszy w pełni prywatny klub, bez wsparcia samorządu, bez przelewów od spółek skarbu państwa, bez bazy, którą buduje lokalna administracja. Galicki zresztą pewnie nie zdołałby nakłonić radnych Krasnodaru, by trybuny budowanego stadionu okalał ekran o powierzchni 4800 metrów kwadratowych, a tego typu bajery to specjalność obiektów klubu.
– To zapiera dech w piersiach – mówił dla BBC Jura Mowsisjan, były piłkarz Krasnodaru. – Wszystko, czego potrzebuje piłkarz, medyczna infrastruktura, odnowa biologiczna, po prostu wszystko, o czym możesz marzyć w topowym klubie, było tutaj już w okresie, gdy klub miał dwa czy trzy lata. A sam Galicki? Zna nazwiska wszystkich piłkarzy w akademii, kilkuset dzieciaków. Unikat.
Legendy krążą o systemie monitoringu, dzięki któremu magnat branży spożywczej może cały czas oglądać progres swoich podopiecznych na tych osiemnastu czy dwudziestu boiskach. Murad Musajew, były trener Krasnodaru, żalił się nawet, że z Galickim trwa ciągła batalia – bo gość zna się na wszystkim, od stałych fragmentów po trening motoryczny. Nie wtrąca się, ale rzeczowo dyskutuje nad rozwiązaniami. – Będzie cię sprawdzał i się kłócił przy każdej decyzji, będzie próbował sprawić, żebyś zawalczył o swoje zdanie – opowiadał w BBC.
Musajew był zresztą tym wymarzonym wychowankiem, który rzuci rękawice największym w Europie. Urodzony w mieście, pracujący w klubie od pierwszych dni istnienia, wspinający się po kolejnych szczebelkach drabinki. Od początku jako trener młodzieży, z czasem z coraz większymi sukcesami. Ten największy to sezon 2017/18, gdy młody Krasnodar przejechał się po Kajracie (11:2) oraz Honvedzie (9:1) w eliminacjach Młodzieżowej Ligi Mistrzów. Trafił dzięki temu do fazy pucharowej, gdzie rywalem był sam Real Madryt – Musajew i jego dzieciarnia przegrali dopiero w rzutach karnych. Bajka trwała, gdy Musajew przejął wreszcie seniorski zespół. Najpierw trzecie miejsce w lidze, potem 4:2 z PAOK-iem, które dało awans do najbardziej prestiżowego europejskiego turnieju piłkarskiego.
W fazie grupowej wstydu nie było, z Sevillą obie porażki były nieznaczne, z Chelsea udało się urwać remis, na Rennes Rosjanie zrobili cztery punkty. Wystarczyło, by awansować z trzeciego miejsca do Ligi Europy. Tam silniejszy okazał się późniejszy ćwierćfinalista, Dinamo Zagrzeb. Problem? Połączenie tego z ligą, bo sukcesy w Europie zbiegły się z fatalną postawą w tabeli, która ostatecznie sprawiła, że Musajew sam zrezygnował z prowadzenia drużyny.
Jak to wyglądało z innymi wychowankami? Cóż, najlepsze czasy chyba wciąż przed Krasnodarem. Na pewno warto wspomnieć o Arim. Ten sympatyczny Brazylijczyk wprawdzie wychowankiem nie był, ale trafił do Krasnodaru w 2013 roku i pozostał tak naprawdę aż do ubiegłego sezonu. Grą dla klubu Galickiego zapracował sobie na paszport i dwa mecze w barwach reprezentacji Rosji. Pełnoprawnym wychowankiem-reprezentantem jest Matwiej Safonow, 22-letni bramkarz, który zgromadził już trzy występy w drużynie do niedawna prowadzonej przez Stanisława Czerczesowa. W młodzieżówce trochę pograł Sulejmanow, 21-latek, który ma już ponad 116 meczów w barwach klubu. Za siedem baniek sprzedano do Kazania Ignatjewa, niezłe wejście notuje Utkin.
Nie ma tego wiele, ale z drugiej strony – pierwsze roczniki akademii to okolice zawodników urodzonych w 1996, 1997 roku. Pierwszy rocznik z sukcesami? 1999, mamy go powyżej. Nie jest to pewnie wynik marzeń Galickiego, ale też nie jest to wynik fatalny. Zwłaszcza, że po drodze zespół z Bykiem w herbie zdołał przecież sporo osiągnąć zawodnikami ściąganymi w rozsądny sposób w oknach transferowych. Zawodnikami takimi jak Grzegorz Krychowiak.
CZY TO JEST DOBRY RUCH?
Na własnym Facebooku w brutalnie szczerej rozmowie z fanami Grzegorz Krychowiak potwierdził – Lokomotiw Moskwa po zmianach na szczytach klubu zachował się nie do końca poważnie. Polakowi zależało za to na stabilizacji, którą akurat Krasnodar gwarantuje osobą właściciela. Jest mądry gość na czele, jest spokój finansowy, jest super infrasktruktura. Właściwie jedynym problemem Krasnodaru pozostaje… brak sukcesów.
I to jest właśnie najtrudniejsza do rozwiązania zagadka. Posługując się ligową tabelą widzimy jak na dłoni – w ostatnich trzech sezonach Lokomotiw trzykrotnie kończył nad Krasnodarem, łapiąc m.in. dwa wicemistrzostwa. 2020/21 to największa przepaść – Loko znów biło się w czubie, zajęło ostatecznie najniższe miejsce na podium, podczas gdy Krasnodar wylądował na dziesiątym miejscu. Pewnym usprawiedliwieniem jest gra w Lidze Mistrzów, potem jeszcze wiosna w Lidze Europy, choć bardzo krótka, to jednak wymagająca pewnych przesunięć w okresie przygotowawczym. Ale Krasnodar w sumie już wcześniej pozostawiał pewien niedosyt. Tam grała i nadal gra armia utalentowanych zawodników. Nie brakowało nigdy nieoczywistych transferów – z ligi holenderskiej, belgijskiej czy francuskiej, które zazwyczaj stanowiły magazyn dla tych najmocniejszych lig.
Wanderson – wyciągnięty z RB Salzburg za 8 baniek. Spajić, Serb z Anderlechtu, 6 baniek. Vilhena, Holender z Feyenoordu, 9 baniek. Jasne, to nie są nakłady, które pozwalają na rywalizację na rynku z Zenitem napompowanym przez Gazprom. Ale kurczę, poobijane organizacyjnie kluby stołeczne? Dlaczego po 13 latach od startu całego projektu, Krasnodar ani razu nie zdobył choćby wicemistrzostwa, choćby Pucharu Rosji?
W teorii jest wszystko, w praktyce – gablota stoi puściuteńka, a jedyny przegrany finał to ten z sezonu 2013/14, gdy górą w Pucharze Rosji był FK Rostów.
Zdaje się, że Galicki sam widzi, że nie wszystko w jego planie faktycznie się sprawdza – stąd też zwrot dokonany w obecnym sezonie. Efekty zwrotu? Transfery Cordoby i Krychowiaka. Krasnodar postanowił wreszcie zainwestować na grubo – 20 milionów wydano na Kolumbijczyka z Herthy Berlin, kolejne 2,5 na dość starego jak na standardy transferów Krasnodaru Grzegorza Krychowiaka. Klub tylko raz w historii wydał więcej niż dwa miliony na zawodnika po trzydziestce, dotyczyły to Ionowa przed rokiem. Korekta kursu? A jakże, zresztą chyba naprawdę konieczna, by wejść na wyższy poziom.
KURS NA KRASNODAR W MECZU Z ZENITEM – 5,80 W FUKSIARZU
Zresztą, Galicki nie ma problemów z wycofywaniem się – Magnit też ostatecznie zdecydował się sprzedać jednemu z państwowych banków za oszałamiające 2,5 miliarda dolarów. Jak sam powiedział – teraz ma więcej czasu na Krasnodar. I może stąd też ten delikatny zwrot?
Nowym trenerem, który zastąpił krasnodarskiego “wychowanka” został mianowany doświadczony Wiktor Gonczarenko. Jeden z twórców potęgi BATE Borysów, nazywany gdzieniegdzie Guardiolą dla ubogich. Co ciekawe – Gonczarenko z BATE trafił właśnie do Krasnodaru, ale do Kubani, którą prowadził 8 lat temu. Potem spędził m.in. 5 sezonów w CSKA, gdzie wygrał Superpuchar Rosji, a w Lidze Mistrzów pokonał Real 3:0 na Santiago Bernabeu.
Sukcesy wymienione, to lecimy dalej, anegdotki. Z naszego starego tekstu.
– Spóźnień na treningi u nas nie ma, w autobusie wszyscy siadają w tym samym czasie. Jeśli już ktoś się spóźni, może zamówić taksówkę i dogonić drużynę. Słowo „kara” brzmi tylko wtedy, gdy sam wypowiem je w czyjąś stronę. Mój zegarek jest zawsze nastawiony na 5-10 minut do przodu. Kiedyś Witalij Rodionow wyszedł na trening o dwie minuty za wcześnie, a zegarek pokazywał 12.08. Powiedziałem mu, że zgodnie z moim zegarkiem, spóźnił się. Potem zapytałem, czego brakuje nam w bazie treningowej i tak Rodionowowi przyszło kupić pralkę – mówił kilka lat temu w wywiadzie dla portalu sports.ru.
Dyscyplina w wydaniu Gonczarenki działa jednak w dwie strony, czego najlepszym dowodem jest dalszy ciąg historii z pralką. – Na obozie w Turcji przygotowywaliśmy konspekty i spóźniłem się na autobus o dwie minuty. Wchodzę, a zawodnicy witają mnie gromkimi brawami. Byli po prostu rozentuzjazmowani. „No to co, jak go ukarzemy” – pytali się wzajemnie. Na to wstaje Rodionow i mówi: „Trenerze, nie mamy ekspresu do kawy, proszę kupić”. – opowiadał w tej samej rozmowie.
Gonczarenko w CSKA pokazał się jednak przede wszystkim jako gość w świetny sposób wprowadzający do piłki młodych zawodników oraz wyciskający maksa z pozostałych. Trafił do stolicy w okresie oszczędzania, gdy klub był placem budowy. Dość szybko w tym chaosie zdołał odbudować jeden z najmocniejszych zespołów w lidze. To już by wystarczyło, by kupić Galickiego, ale Gonczarenko dokłada jeszcze ofensywny styl gry, kult pracy, tę legendarną dyscyplinę. Gdy tylko zbaczamy z tematów piłkarskich w stronę ogólnych cech – trener Krychowiaka wydaje się charakterologicznym klonem właściciela klubu.
Krychowiak powinien do nich pasować pod względem etyki pracy, natomiast mamy pewne wątpliwości co od stylu gry. Z drugiej strony – Polak wykręcił w tej lidze 11 goli i 4 asysty w ubiegłym sezonie. W Loko odgrywał inną rolę niż w kadrze i nie jest wcale oczywiste, czy Gonczarenko tez nie będzie go widział właśnie w roli bardziej ofensywnego ze środkowych pomocników.
Niewykluczone, że przekonamy się już w sobotę. Krychowiak zaczyna od jednego z najgrubszych wyzwań – formę “Byków” sprawdzi Zenit.
Fot.Newspix