Reklama

Czy spełni się sen o wielkiej Legii?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

17 lipca 2021, 07:34 • 17 min czytania 40 komentarzy

Legia zbudowała zwycięską mentalność. Na terenie Polski, w ramach Ekstraklasy, mimo marności nadwiślańskiego futbolu, ale jednak siedem mistrzostw w dziesięciu ostatnich sezonach i status krajowego hegemona przemawiają same za siebie. „To jest Legia – wygrasz, okej, fajnie, ale jedziemy dalej”, mówi Czesław Michniewicz. Dariuszowi Mioduskiemu dominowanie na polskim poletku zaczyna nie wystarczać. Legia musi mieć wyżej – w podbijanie europejskich pucharów. Jaki sezon ją czeka? 

Czy spełni się sen o wielkiej Legii?

Źle to wszystko wyglądało na początku okresu przygotowawczego, jeszcze w czasie trwania Euro. Czesław Michniewicz narzekał, że nie dostał odpowiednich transferów i dysponuje zbyt wąską kadrą. Dariusz Mioduski odpowiadał, że jeśli do kogoś Michniewicz może mieć pretensje, to do samego siebie i groził palcem, ripostując, że „trener Michniewicz ma duże doświadczenie i wiedzę, ale do pucharów europejskich przygotowuje się po raz pierwszy”, co należało intepretować jako pogrożenie palcem: nie ze mną tak, nie do mnie tak. Od tego czasu minął miesiąc i topór wojenny został zakopany. Tomas Pekhart i Josip Juranović wrócili z Euro. Pojawili się nowi piłkarze. Legia pokonała pierwszą przeszkodę w europejskich pucharach i zaostrzyła apetyty na coś więcej.

Na ten moment trudno przypuszczać też, żeby ktokolwiek w Ekstraklasie był w stanie poważnie przeciwstawić się Legii. Kadrowo ten zespół ma przewagę nad resztą stawki. Jasne, to nie jest jakiś gigant, to nie jest jakaś potęga. Wyobrażamy sobie scenariusz, w którym Legia kompromituje się w dalszych fazach europejskich eliminacji, Dariusz Mioduski wpada w szał, wszystko wywraca do góry nogami i cały system się sypie, tworząc przestrzeń na niespodziankę, ale rozum podpowiada nam, że bardziej prawdopodobnym planem na przyszłość jest stopniowy rozwój stołecznego klubu. Umieszczamy więc Legię w roli zdecydowanego przedsezonowego faworyta do zdobycia mistrzostwa Polski.

OCENA ROZDANIA (SKALA 1-5) – 4

Wbrew temu, co w czerwcu mówił Czesław Michniewicz, sytuacja kadrowa Legii nie wygląda „bardzo źle”, a letnie ruchy transferowe do klubu wypadają całkiem obiecująco, choć też jeszcze za wcześnie na specjalnie podniety i otwieranie szampanów, bo na boisku mogliśmy zobaczyć na razie tylko Mahira Emreliego. Azer rozegrał dwa bardzo udane spotkania z Bodo/Glimt. Udowodnił, że jest innym typem snajpera niż Tomas Pekhart. Aktywniejszym w rozegraniu – asysta do Luquinhasa była godna bramki Brazylijczyka, a ta przecież sama w sobie była majstersztykiem. Trafiającym w nieco inny sposób – ot, chociażby drugi gol w meczu na wyjeździe wymagał nie pekhartowskiego cwaniactwa, a wyczekania, timingu, wzięcia na plecy defensora i wykończenia po krótkim rajdzie z piłką przy nodze. To atrakcyjna opcja do uelastyczniania ataku i groźny przeciwnik dla Pekharta nie tylko w walce o miejsce w składzie, ale też w walce o koronę króla strzelców Ekstraklasy.

A przynajmniej tak wydaje nam się na ten moment.

Reklama

Bo przecież nie tacy już zacinali się po świetnych początkach.

Legia zadbała też, żeby zwiększyć rywalizację na środku obrony, która kulała w minionym sezonie. Przyszli Joel Abu Hanna i Lindsay Rose. Joel Abu Hanna szkolił się w juniorskich drużynach Bayeru Leverkusen, ma za sobą występy w młodzieżowych reprezentacjach Niemiec, jest reprezentantem Izraela, ostatnio radził sobie w ukraińskiej Zorii Ługańsk i sporo sobie po nim obiecywano, ale… na razie niespodziewanie przegrywa rywalizację z Mateuszem Hołownią. Lindsay Rose za to sporo Legię kosztował. Swojego czasu pograł w młodzieżowych kadrach Francji. Był w Lyonie. Ma na koncie ponad sześćdziesiąt meczów na poziomie Ligue 1, ponad dziewięćdziesiąt w Ligue 2, do Legii przychodzi z Grecji. Michniewicz go chwali. Ludzie, którzy obserwują stołeczny klub z bliska na co dzień, mówią, że to kozak. Na przełomie czerwca i lipca miał pewne problemy zdrowotne, zobaczymy go dopiero na starcie sezonu Ekstraklasy.

Jest też doświadczony Mattias Johansson. Zmiennik dla Josipa Juranovicia na wahadło. W dziesięć minut rewanżowego meczu z Bodo/Glimt był w stanie dwa razy ładnie podłączyć się do ofensywy i zaliczyć asystę do Tomasa Pekharta. Znamienne jest to, że grał wszędzie, gdzie do tej pory był – i w Panathinaikosie, i w Alkmaarze, i w Genclerbirligi, i w Kalmar FF. Pewnie jeszcze niedawno miałby zapewniony pierwszy skład również w drużynie mistrza Polski, ale przychodzi w momencie, kiedy rywalizacja na jego pozycji wygląda naprawdę solidnie i na razie musi zadowolić się ograniczoną liczbą minut. Josue ma zaś odciążyć z obowiązków kreacyjnych duet Kapustka-Luquinhas. Stać go na to. Ponoć to wyśmienity technik. W minionym sezonie, w barwach Hapoelu Beer Sheva, wykręcił trzynaście goli i sześć asyst w trzydziestu czterech meczach.

Niech symbolem szerokości kadry będzie to, że Maciej Rosołek, który świetnie radził sobie na wypożyczeniu do pierwszoligowej Arki, po powrocie do Legii jest zaledwie czwartym (może nawet piątym) wyborem wśród napastników, bez większych szans na jakiekolwiek minuty. Inna sprawa, że nie wszędzie jest kolorowo. Zmiennika potrzebuje Filip Mladenović, który ostatnio nieco spuścił z tonów, również dlatego, że musi grać wszystko od deski do deski, niezależnie, czy to mecz mistrzowski, czy mecz o pietruszkę. Bez dwóch zdań Serbowi należy się trochę odpoczynku i przyzwoita alternatywa.

Tak czy inaczej: jest nieźle, naprawdę nieźle…

Czesław Michniewicz musi tylko dbać o to, żeby odpowiednio tym całym zestawem talentów i charakterów rotować. Żeby Cezary Miszta nie gnił za plecami Artura Boruca, żeby Emreli z Pekhartem strzelali na zmianę albo chociaż razem, żeby Joel Abu Hanna i Lindsay Rose nie okazali się bezużyteczni za plecami tercetu Hołownia-Wieteska-Jędrzejczyk, żeby Skibicki nie blokowało Juranovicia, a Juranović Skibickiego, żeby Josue nie zginął za plecami Luquinhasa, żeby… no Czesław Michniewicz już chyba wie, co tam „żeby”, trochę tego jest.

Reklama

NOWY AS W TALII – MAHIR EMRELI

Mahir Emreli ma ambicję, żeby zostać najbardziej znanym czynnym azerskim międzynarodowym piłkarzem. Konkurencji dużej nie ma, bo większość czołowych piłkarzy z jego kraju woli dostawać grube pieniądze we własnej lidze niż tułać się po piłkarskiej Europie w poszukiwaniu większego prestiżu. Emreli postanowił inaczej. Chce się wypromować w Legii. Mistrz Polski też może na nim jeszcze sporo zarobić, bo to rocznik 1997. To może być transakcja wiązana – win-win. Oczywiście, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, a są na to szanse.

Emreli wyróżniał się w Karabachu. Występował z nim w Lidze Mistrzów i w Lidze Europy. Nałapał tym samym sporego doświadczenia w europejskich pucharach, nawet jeśli za dużo się w nich nie nastrzelał. Z klubu odchodził jako drugi najlepszy strzelec w historii całej organizacji i dziesiąty w historii ligi azerskiej. W azerskiej lidze sięgnął po pięć mistrzostw kraju. Raz był królem strzelców, rok temu wicekrólem, ale tylko dlatego, że trapiły go drobne urazy. Nieprzypadkowo interesowały się nim kluby z Rosji, z Węgier, z Belgii, z Holandii. Mówiło się nawet o Beskitasie, choć on sam kocha Galatasaray i nie chciał grać dla jego derbowego rywala. Legia wyciągnęła naprawdę nieprzeciętnego grajka.

Od początku założenie było takie, żeby była to dziewiątka w zupełnie innym typie niż Tomas Pekhart. Bardziej dynamiczna, skłonniejsza do gry kombinacyjnej, do wychodzenia do rozegrania, mniej uzależniona od podań kolegów. Emreli dokładnie tak się prezentował w meczach z Bodo/Glimt. A, no i był niemniej skuteczny. Czy mogą grać razem? Sam mówił o tym tak:

– Jako młody napastnik, mogę się wiele od Tomasa Pekharta nauczyć. Trener podejmie decyzję czy możemy grać razem. Nie ma dla mnie różnicy czy gramy jednym czy dwoma napastnikami, to wybór trenera. Musimy być drużyną. Nie jest ważne, kto gra w pierwszym składzie, a kto siedzi na ławce rezerwowych, musimy się wzajemnie wspierać. 

Jeśli utrzyma pierwsze wrażenie, będziemy mówić o czołowej postaci Ekstraklasy.

BLOTKA – MŁODZIEŻOWIEC

Legia nie ma ani jednego młodzieżowca, który grałby w pierwszym składzie, gdyby nie istniał przepis o konieczności wystawiania jednego młodzieżowca w każdym meczu Ekstraklasy. Tak to ujmijmy. Rok temu przystępowała do rozgrywek z dużym komfortem w tej kwestii. Michał Karbownik wymiatał na lewej obronie, a dowolnie można było przenosić go też na prawą stronę defensywy albo na środek pomocy. Wszędzie dawał jakość. Miejsce w pierwszej jedenastce wywalczył sobie też Bartosz Slisz, który już do końca mistrzowskiego sezonu grał wszystko od deski do deski i prezentował się bardzo równo. Ale bonanza się skończyła. Pierwszy zamienił Warszawę na Brighton, drugi wyszedł z wieku młodzieżowca. Czym więc dysponuje Legia?

Jest bramkarz Cezary Miszta. Zdolny chłopak. Już w minionej kampanii sporadycznie wychodził w pierwszym składzie i dawał radę, ale na razie to zmiennik Artura Boruca. Na środku obrony o miejsce w składzie konkurować może Maik Nawrocki, ale raczej tylko teoretycznie, bo to chłopak, który wiosną grzał ławę w Warcie Poznań, a tu poprzeczka zawieszona jest jeszcze wyżej. Pojedyncze szanse dostać może Jakub Kisiel, ale 18-letni pomocnik musiałby jakoś niewyobrażalnie wystrzelić z formą, żeby zaistnieć na większą skalę. Tak samo Szymon Włodarczyk, który jest napastnikiem, a akurat na szpicy rywalizację ma taką, że może zapomnieć o jakimkolwiek graniu w innym wymiarze niż sporadyczne łapanie minut w końcówkach.

Jakąś opcją jest Maciej Rosołek, ale wydaje się, że dla niego lepszym rozwiązaniem byłoby kolejne wypożyczenie. Na pierwszoligowym poziomie udowodnił, że kawał z niego grajka, ale w Legii nie bardzo wiedzą, gdzie go upchnąć. Atak? Jest trzech lepszych. Ofensywny pomocnik? Jest trzech lepszych. Prawa albo lewa pomoc? Może jakby Legia grała na skrzydłowych, ale w tym systemie żaden z niego wahadłowy. Zostaje więc Kacper Skibicki. W meczu z Bodo/Glimt zrobił dwie asysty, ale trochę odstawał w defensywie. Kiedy wrócił Juranović, Skibicki siadł na ławce. I tak to pewnie będzie wyglądać w europejskich pucharach, ale w lidze… w lidze dziewiętnastolatek jest najpoważniejszym młodzieżowcem do gry w polu.

Będą ciężary, będzie szycie.

ROZDAJĄCY – CZESŁAW MICHNIEWICZ

Środek nocy. Krzysztof Stanowski prowadzi dwudziestoczterogodzinny Hejt Park na Kanale Sportowym. Zaanonsowany jest gość specjalny. Po chwili do studia na Domaniewskiej wbija Czesław Michniewicz. Trener mistrza Polski kilka godzin wcześniej poprowadził Legię do zwycięstwa nad Bodo/Glimt w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Siada na krzesełku obok prowadzącego, zachrypniętym głosem odpowiada na parę pytań i nagle zapala się, kiedy temat schodzi na taktykę. Kilkadziesiąt tysięcy widzów dostaje na żywo wykład z tej dziedziny. Narzędzia? Kubki, gestykulacja, głos. To medialny fenomen, ale taki jest właśnie Czesław Michniewicz.

Od lat lubił rozmawiać z dziennikarzami na tematy taktyki. Pasjonuje go to. Doskonale widać to w poczynaniach kolejnych jego drużyn. Teraz w Legii. Michniewicz jest charyzmatyczny, szybko kupuje sobie szatnię, znajdzie wspólny język z każdym na każdej szerokości geograficznej. To duży kapitał przy zarządzaniu specyficzną szatnią warszawskiego klubu, w której zawsze mnóstwo było bajerki i wybujałego ego. 51-letni szkoleniowiec radzi sobie z tym bardzo sprawnie. Widać to po wynikach, po tym jak Legia rozwija się pod jego okiem. Autentycznie widać, że ten zespół prowadzi ktoś z pomyłem, filozofią, koncepcją. W przyszłym sezonie Michniewicz będzie pracował nad wyrobieniem sobie marki najlepszego polskiego fachowca. Celuje w pełną pulę – dublet i sukces w europejskich pucharach.

DŻOKER – JOSUE

Michniewicz widzi w nim kogoś w stylu Deco. Komplementuje jego lewą nogę, wizję gry, drużynowość, nieszablonowość podejmowanych rozwiązań. Zapowiada, że jeszcze zobaczymy parę jego kozackich goli z rzutów wolnych. Jesteśmy ciekawi, nigdy za mało magików, komfortowo czujących się z piłką przy nodze w tej smutnej lidze. Josue ma wszystko, żeby wyróżniać się w Ekstraklasie. Oto jego statystyki z ostatnich sezonów:

2012/13 (Pacos de Ferreira): 32 mecze, 4 gole, 3 asysty,

2013/14 (FC Porto): 35 meczów, 5 goli, 10 asyst,

2014/15 (Bursaspor): 39 meczów, 9 goli, 7 asyst,

2015/16 (Bursaspor/Braga): 39 meczów, 5 goli, 6 asyst,

2016/17 (Galatasaray): 33 mecze, 4 gole, 6 asyst,

2017/18 (Osmanlispor): 10 meczów, 3 asysty,

2018/19 (Belediyespor): 29 meczów, 4 gole, 4 asysty,

2019/20 (Hapoel Beer Szewa): 32 mecze, 6 goli, 6 asyst,

2020/21 (Hapoel Beer Szewa): 34 mecze, 13 goli, 6 asyst.

Przychodzi w gazie, w Hapoel Beer Szewa wymiatał, choć chyba sam przypuszczał, że zrobi większą europejską karierę. W Pacos de Ferreira został objawieniem ligi portugalskiej. Wcześniej miał skłonności do sodówki, „latał na księżyc”, jak sam to określał. Był jednym z ulubieńców Paulo Fonseki, który budował swoją renomę jednego z najciekawszych szkoleniowców młodego pokolenia w Portugalii, a później prowadził Szachtar Donieck i AS Romę. Josue trenował u niego w Pacos de Ferreira, w Porto, w Bradze. Fonseca nazywał go „niezwykle utalentowanym zawodnikiem”. Jest czterokrotnym reprezentantem Portugalii. Grał z Cristiano Ronaldo, zawsze będzie mógł się tym chwalić. Jego naturalny piłkarski talent komplementowało wielu, naprawdę wielu, wystarczy poszukać i poczytać.

Czy jest jakieś „ale”?

No pewnie, że jest.

Josue lubi odpieprzyć krzywą akcję. Ma na swoim koncie grubą kartotekę. I to nie jakieś tam grzeszki młodości, bo najwięcej dziwów pochodzi z ostatnich lat. Nagrywał kolegę, kiedy ten chodził nago po szatni. Darł się na trenera Hapoelu Beer Szewa, bo nie podobały mu się hotelowe warunki. Niby żartem rzucił szklanką w Eli Madmona i temu trzeba było zakładać szwy. Swojego czasu opluł rywala. Dosyć często kłócił się z kolegami, dochodziło nawet do rękoczynów. Trochę to niepokojące, nie powiemy.

– Bycie tak utalentowanym jak Messi, nie ma dla mnie znaczenia. Taki zawodnik nie może odnosić sukcesów w wielkich ligach, nawet jeśli jest utalentowany – mówił o jego charakterze Aleksandar Pesić, napastnik Maccabi Tel Awiw, cytowany w obszernej sylwetce Josue, opublikowanej na portalu Legia.net.

Kolorowa to postać.

ŚWIEŻAK: KACPER SKIBICKI

Czesław Michniewicz opowiadał, że kiedy zobaczył go po raz pierwszy, jeszcze za czasów gry Skibickiego w Olimpii Grudziądz, utalentowany chłopak przywodził mu na myśl Ryana Giggsa. Niech nikogo nie zmylą jednak te pochwały. Skibicki to żadna perełka, która teraz tylko ujrzała światło dzienne. Nie zrobił furory w drugoligowej Pogoni Siedlce, nie rzucił na kolana w drugoligowej Olimpii Grudziądz, nigdy nie był ważną postacią młodzieżowych reprezentacji Polski. Ba, na początku minionego sezonu miewał problemy z miejscem w składzie w trzecioligowych rezerwach Legii. Chwalono go za szybkość, za dynamiczność, za bezkompromisowość, ale to wszystko było mało, za mało, przeważały wady i niedociągnięcia. A jednak jest tu, gdzie jest – przepis o młodzieżowcu winduje go na poziom podstawowego gracza mistrza Polski.

Jak to się stało?

Pomogło to, że zaliczył wymarzony debiut w Ekstraklasie. Strzelił gola wyrównującego w meczu z Lechem Poznań i generalnie zagrał naprawdę udane zawody na tle rozpędzonego europejskimi bojami rywala. Przebojowy, odważny, przedzierający się, dochodzący do sytuacji (mógł strzelić jeszcze dwa gole), rozhuśtujący ofensywę Legii. Potem zagrał jeszcze pięć razy. Szału nie było, dramatu też nie. Ocenialiśmy go w tym czasie cztery razy – 5, 4, 4, 6. Z Bodo/Glimt wyszedł na wahadle i wypadł dobrze – dał konkret w postaci dwóch asyst. Sam mówi, że uczy się gry na tej pozycji. I w takich kategoriach też trzeba rozpatrywać jego występy. Plakietka „uczę się” na pierś i przed siebie.

POTENCJALNY SKŁAD

Legia musi gdzieś upchnąć młodzieżowca, a przy tym raczej nie może pozwolić sobie na zrezygnowanie z Josipa Juranovicia. Dlatego też prognozujemy, że przewidywana jedenastka mistrza Polski na Ekstraklasę wyglądać będzie tak, a nie inaczej, choć wszystko pewnie będzie zmieniać się wraz z wkomponowaniem nowych graczy.

OKIEM SZATNI – CZESŁAW MICHNIEWICZ

(fragmenty rozmowy z Czesławem Michniewiczem podczas dwudziestoczterogodzinnego Hejt Parku na Kanale Sportowym)

Kto w Legii robi transfery – Czesław Michniewicz czy Radosław Kucharski? 

Rozmawiałem z Radkiem Kucharskim. Tych zawodników, których obserwujemy, jest za dużo, bym każdego śledził. Dopiero jak mamy kogoś mocniej na oku, to ja sobie zerknę na takiego zawodnika. Chodzi o tę ostatnią fazę obserwacji. Widziałem tych, którzy przyszyli, ale tylko na wideo. Czy jest jeszcze potrzeba transferów? Gramy co trzy-cztery dni. Mladenović nie wytrzyma co trzy dni na pozycji, na której trzeba tyle biegać. Abu Hanna z kolei to nie taki typ, który będzie zdobywał teren. A wahadła to nasz fundament. Dlatego uczymy Hanny tego, by grał szeroko, a nie ścinał do środka. Musimy mieć balans. Juranović jest bardzo dobrze zbalansowany, jeśli chodzi o atak i obronę. Skibicki? Super motoryka, jeden z najlepszych. Ale często grał w ataku i na skrzydle. Na naukę gry w obronie trzeba czasu, on będzie dostawał swoje minuty.

Latem przeprowadziliście kilka transferów. Mahir Emreli już pokazał, że może równorzędnie rywalizować z Tomasem Pekhartem. 

Mahir Emreli jest bardziej przebojowy od Pekharta, to nie ulega wątpliwości. Minie dwóch, trzech – w środę, w jednej z akcji, poczekał, założył komuś siatkę. Tomas Pekhart gra inaczej, ale strzela gole. Mówiło się, że w Europie nie będzie tak skuteczny jak w Ekstraklasie. Pięć minut po wejściu, zdobył bramkę. Była taka sytuacja – kończy się trening, zawsze zostajemy jeszcze na kilka minut z napastnikami. Mamy swoje różne ustawienia. Ja podaję piłkę, to oni strzelają przy różnych sytuacjach.

Siedzą nowi zawodnicy, przykładowo Mattias Johansson czy Josue, patrzą na Pekharta, którego widzą po raz pierwszy, i mówią: „On jest niesamowity. On nie patrzy w ogóle na piłkę, tylko na bramkarza i bramkę”. Golkiper zrobił ruch tu, i pach, już dostaje na bliższy słupek. On to ma, taką naturalną strzelecką smykałkę. Jak popatrzycie na niego w przyszłości, w lidze i pucharach, to nigdy nie patrzy na piłkę, jak ma ją pod nogami. Często zawodnicy patrzą w dół i nie widzą bramki. Znajdziemy miejsce w składzie dla jednego i drugiego.

A reszta?

Josue to bardziej Deco, ale Rui Costa trochę też. Lewa noga. Woli pograć piłką, niż ją powozić. Uwielbia przeszywające podania. Nawet nie widać linii podania, a on ją znajdzie. Kapitalny rzut wolny. Ustawia piłkę, strzela 3 na 3 w ten sam punkt. Nikomu za darmo nie chcemy nic dawać. Przyszedł Abu Hanna, ale Hołownia wygląda dobrze. Oni muszą czekać na swoje szanse. Szykujemy ich do gry, ale muszą wywalczyć swoje minuty.

Czy będzie pan wprowadzał młodzież? 

Już pojawiają się głosy, że nie wprowadzam młodych. Ci chłopcy potrzebują czasu, a w Legii tego czasu nie ma. Nie możemy postawić na pięciu młodych zawodników. Musimy patrzeć na całość rywalizacji. No bo tak, taka sytuacja – jesteś młodym napastnikiem w Legii. Przed tobą jest Pekhart, król strzelców. Emreli, Lopes, Rosołek, który wrócił po dobrym sezonie z Arki. Wiesz, że będziesz piątym wyborem. Teraz tak – masz zawodnika młodego, ma rok do końca kontraktu, inni koledzy w innych klubach grają. Więc niektórzy odchodzą, jak Mosór. Zdradzę, jak to robi Michał Probierz – bierze młodych chłopaków na obóz, ale muszą podpisać dłuższy kontrakt. Pokazuje, że klub chce w ciebie inwestować. A z rocznym kontraktem jest tak, że młody może w grudniu podpisać kontrakt z innym klubem. My też mamy zdolnych chłopców z potencjałem. Nawrocki, Kisiel, Skibicki, Włodarczyk… Oni są dzisiaj najbliżej gry.

OKIEM EKSPERTA – PIOTR KAMIENICKI (TVP SPORT)

Legia dobrze przepracowała letnie okienko transferowe? 

Wydaje mi się, że Legia nie planuje już przeprowadzania żadnych transferów. Jasne, okienko transferowe potrwa jeszcze ponad miesiąc, może ktoś odejdzie, może ktoś dozna kontuzji i trzeba będzie znaleźć następcą albo zastępcę, ale tego nie da się przewidzieć. Na ten moment mamy sześć transferów. Siedem licząc powrót z wypożyczenia Macieja Rosołka, ale jego trudno rozpatrywać w tych kategoriach. Ciekawe okno transferowe, ale siłą rzeczy zostanie ono zweryfikowane przez czas. Na razie realnie ocenić możemy tylko Mahira Emreliego. On już zaczął się spłacać, on już dał podstawy do tego, żeby sądzić, że może w tej Legii sporo znaczyć. Dobrze prezentował się na obozie w Austrii. Potem strzelał gole w sparingach. No i na początku sezonu, z Bodo/Glimt, zdobył dwie bramki, dołożył asystę. Rozbudził niemałe oczekiwania, ale Azer jest na nie gotowy. Pierwszy pozytyw. Potem zaczynają się schody. Taki Joel Abu Hanna przepracował cały okres przygotowawczy i weryfikuje się negatywnie. Przegrywa rywalizację z Mateuszem Hołownią, czego nikt początkowo się nie spodziewał.

A reszta?

Jedna wielka niewiadoma. Ciekawe nazwiska, ciekawe CV i tyle. Johansson radził sobie w dużych klubach w Holandii i w Grecji. Rose zbiera dobre recenzje, ale nie wiem, czy Michniewicz będzie chciał rozbić duet Wieteska-Jędza. Josue otarł się o reprezentację Portugalii i Cristiano Ronaldo. Życiorys ma niebanalny, umiejętności niemałe. Ciekawy przypadek – wystarczy zobaczyć go piętnaście minut na treningu i od razu widać, że ma to coś w sobie. Tylko teraz pozostaje kwestia, jak wkomponować go do drużyny, bo na pewno nie będzie chciał bronić, wymaga pełnej autonomii w ofensywie. Tak z pewnością będzie, tylko pytanie, czy Legia jest gotowa, żeby komuś taki przywilej zagwarantować. Mnóstwo będzie zależeć od pomysłu Czesława Michniewicza, a u niego najważniejsza jest stabilność i zgranie. Na razie trudno będzie o jakieś zmiany, bo trener, jeśli wszystko funkcjonuje dobrze, rzadko dokonuje rewolucji. Sam jestem tego wszystkiego ciekaw, bo potencjalnie okienko jest niezłe, ale nie wiemy, czy to finalnie wypali.

Legia najsłabiej wypada w obronie? 

Kiedy rozmawia się o Legii, modnie jest powiedzieć, że źle funkcjonuje defensywa. To taki trend, a jeśli wspominam wiosnę, to było godnie. A to przecież ta sama obrona, która występuje teraz. Jędrzejczyk z Wieteską ustabilizowali formę. Szabanow potrafił się odnajdywać, Hołownia też nie odstawał. Obóz przygotowawczy przed nowym sezonem też sugerował, że będzie dobrze. Jędza i Wieteska nie zawodzili, byli skuteczni w sparingach. Wątpliwości zostawił mecz z Bodo/Glimt. Błędy popełniali Mladenović i Skibicki, który pierwszy raz w życiu zagrał na wahadle. W rewanżu – moim zdaniem – wyglądało to już lepiej. To nie będzie najsłabszy punkt Legii. To jest w ogóle siła mistrza Polski, że nie ma takiego jednego słabszego punktu.

Chyba, że analizujemy pozycję młodzieżowca. 

Tak, to jest największy problem Legii. Jest lekka bieda. Cezary Miszta zagra kilka meczów w tej rundzie, kiedy Boruc będzie potrzebował chwili wytchnienia i to będzie komfortowe rozwiązanie. Jest Kacper Skibicki, który nie jest idealny, bo nie ma dla niego pozycji. Legia gra bez skrzydłowych, a na wahadle Skibicki ma problemy w defensywie. Będzie Maciej Rosołek, ale przy Pekharcie, przy Emrelim, przy Lopesie, to on sobie nie pogra, skończy się to pewnie jeszcze jednym wypożyczeniem. No chyba, że Pekhart odejdzie. O Kisielu nie mówię, bo to melodia przyszłości. Pojawia się kłopot, bo o kolejnych nazwiskach trudno rozmawiać, to już byłyby totalnie ratunkowe rozwiązania. Spodziewam się dużego mieszania, dużego kombinowania i Miszty w połowie ligowych meczów.

Jesteś przekonany, że Legia wygra mistrzostwo?

Za stary jestem i za wiele przy Legii widziałem, żeby dać sobie za cokolwiek uciąć rękę, aczkolwiek na moją logikę nie ma w lidze drużyny, która mogłaby zagrozić mistrzowi Polski.

OKIEM ANKIETOWANYCH

GDYBY ROZDANIE BYŁO GIFEM

W TYM SEZONIE WIESZCZYMY IM…

Mistrzostwo.

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

40 komentarzy

Loading...