Nie będziemy ukrywać, że czujemy się trochę nieswojo. Od lat byliśmy przyzwyczajeni do jednej, smutnej tendencji, która z biegiem czasu przeobraziła się nawet w obiekt drwin. A tu proszę, pewien porządek świata został zaburzony. Drodzy państwo, polskie kluby pierwszy etap eliminacji do europejskich pucharów przeszły suchą stopą! Okej, to dopiero początek, ale pamiętajmy, że każde zwycięstwo przynosi korzyści w rankingu ligowym UEFA. Okej, to nowe dla nas uczucie mogą jeszcze zepsuć Raków z Pogonią, jednak Legii i Śląskowi musimy oddać, że dali powiew optymizmu. Może tym razem, mowa szczególnie o Conference League, nie będziemy dostawać w łeb? Byłoby miło, oj, bardzo miło.
Póki co to jednak śpiew przyszłości i równie dobrze przygody polskich klubów ponownie mogą skończyć się w lipcu. Co roku liczymy na to, żeby chociaż udało się przełamać tę magiczną barierę, ot, być w grze jeszcze w sierpniu. Uniknąć pocałunku śmierci, pokazać klasę i jeśli już, to odpaść z naprawdę mocnym rywalem. Wiemy już, że na ekipę WKS–u takowy nie czeka. Będzie to zdobywca Pucharu Armenii, Ararat Erywań. Troszkę trudniejsze zadanie czeka Legię, która w kolejnej rundzie trafi na Florę Tallin, mistrza Estonii. O tym jednak jeszcze nie myślmy – cieszmy się małym sukcesem.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Elitarne grono, ciułane punkty
Fajną ciekawostką w kontekście polskich klubów jest fakt, że tylko trzy inne kraje mają komplet zwycięstw w rozgrywkach UEFA. Do tej pory do gry przystąpiło 36 lig, cztery z nich zaliczyli świetny start: Polska (Legia, Śląsk), Azerbejdżan (Neftci), Chorwacja (Dinamo Zagrzeb), Bułgaria (Ludogorec).
Zapachniało ekskluzywnością, a to nie koniec dobrych wieści.
Krajowy ranking UEFA (stan na 16 lipca 2021 roku)
Na tę chwilę Ekstraklasa awansowała z 32. miejsca na 30 w rankingu UEFA. To stało się po części dzięki porażkom Slovana Bratyslava, MSK Ziliny i białoruskiego Szachtiora Soligorsk. Można więc powiedzieć: ruszyła maszyna! A tak zupełnie serio trzeba przyznać, że nawet małe kroczki do przodu są bardzo ważne w kontekście przyszłości. Skoro chcemy mieć coraz lepszą pozycję w Europie, liczyć na lepsze losowania – musimy od czegoś zacząć. Tym bardziej, że w tej chwili nie tylko na występy Legii można ostrzyć sobie zęby. Raków zmierzy się bowiem z Suduvą Mariampol (Litwa), która powinna być do pokonania. Trudniej będzie miała Pogoń, bo zagra z NK Osijekiem, ale nie jest przecież bez szans. Wydaje się, że w tych starciach raczej głupotą było liczenie na kolejny komplet punktów do rankingu, acz istnieje duża szansa na to, że jakieś znów uda się zgarnąć.
Śląsk z Legią zrobiły coś, czego polskie kluby nie potrafią
Narzekamy i krytykujemy, kiedy polskie kluby się kompromitują lub po prostu nie wykorzystują okazji zesłanych przez los. Dlatego teraz nie ma co zgrywać malkontentów i należy zaznaczyć, że tak dobrego początku kwalifikacji nie widzieliśmy od lat. Jasne, Śląsk Wrocław nie miał przed sobą wymagającego przeciwnika, którego można było się bać. Ale chyba nie musimy mówić, że nawet tacy sprawiali nam problemy. Luksemburgu (FC Dudelange) i Gibraltarze (FC Europa), pamiętamy.
Patrząc w przeszłość, powiedzmy: ostatnią dekadę, to, co zrobiły Śląsk i Legia, nie jest wcale takie oczywiste. Dwa zwycięstwa w dwumeczach kwalifikacji podczas rozgrywania pierwszej rundy (z perspektywy zespołu) to coś, co jedynie Legii udaje się robić z poprawną skutecznością. Reszta polskich klubów: zdecydowanie gorzej. Tak więc dość skromna kolekcja się powiększa.
- Cork City (2018): Legia Warszawa
- Mariehamn (2017): Legia Warszawa
- Zoria Ługańsk (2015): Legia Warszawa
- FC Kukesi (2015): Legia Warszawa
- FC Botosani (2015): Legia Warszawa
- FK Sarajevo (2015): Lech Poznań
- Aktobe (2014): Legia Warszawa
- Skonto Ryga (2011): Wisła Kraków
- Liteks Łowecz (2011): Wisła Kraków
Tyle, wnioski nasuwają się same. Generalnie nie potrafimy regularnie wygrywać dwóch spotkań w fazie eliminacyjnej, jeśli w ogóle, kiedy przychodzi nam zagrać dwumecze. Ogrywać słabeuszy, zaznaczyć swoją siłę. Pewnym wyłamaniem jest Lech Poznań w sezonie 2020/2021, ale wtedy rozgrywano pojedyncze kolejki. Taka Legia, która potrafiła wejść do fazy grupowej Ligi Mistrzów w sezonie 2016/2017, była wtedy mocna, na przemian wygrywała i remisowała. Jest to zatem miła odmiana, coś świeżego, czego nie widzimy co sezon, a też nie doświadczyliśmy od 2018 roku. Tym bardziej, gdy mistrz Polski dwukrotnie ogrywa dobry zespół pokroju Bodo/Glimt. Cieplej na sercu z perspektywy sympatyka Ekstraklasy robi się wtedy, gdy w tym samym czasie (co jest ewenementem) swoją robotę wykonuje inny polski klub.
Może za łatwo przychodzi nam pociecha rzeczy w dalszej perspektywie nie tak bardzo istotnych, bo za chwilę karta może się odwrócić, ale, jak brzmi refren pewnej piosenki, cieszmy się małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest.
Fot. Newspix