Dokończenie trylogii. Podtekst konfliktu osobistego. Walka być może o przepustkę do starcia o pas wagi lekkiej UFC. Maszyna marketingowa rozkręcona na pełen regulator. Conor McGregor po raz trzeci zmierzy się dziś w nocy z Dustinem Poirierem. Dla Irlandczyka to jedno z najważniejszych starć w karierze. Bo dziś dowiemy się, czy Conor wciąż może być wielki.
O statusie Conora McGregora w sportach walki niech świadczy fakt, że Dustin Poirier odrzucił propozycję walki o pas wagi lekkiej UFC po to, by skompletować trylogię starć z Irlandczykiem. Z jednej strony Amerykanin potraktował tę rywalizację personalnie, czysto sportowo, jako chęć zmierzenia się z jedną z legend MMA. Ale wybór „wolę Conora niż walkę o pas” miał też jasny podtekst finansowo-marketingowy.
Już sama obecność na karcie UFC z McGregorem daje potężny zastrzyk zainteresowania ze strony mediów i fanów. Powstało nawet pojęcie „efektu McGregora”, a polega on na tym, że samo bycie na karcie walk z Irlandczykiem sprawia, że potencjał marketingowy danego zawodnika wzrasta. Bloger Wesley Russel wyliczył nawet skalę efektu na podstawie UFC 229, na której McGregor walczył z Chabibem Nurmagomiedowem. Chabibowi przybyło 3,1 miliona obserwujących. Tony Ferguson zaliczył skok z 600 tysięcy na 700 tysięcy followersów. Dominick Reyes – z 7 tysięcy na 19 tysięcy. Derrick Lewis – wzrost z 400 tysięcy na ponad milion.
Kursy na walkę Porier – McGregor w Fuksiarz: Porier 1.78 – McGregor 2.05
Podobnie jest z UFC 264. W filmach z serii UFC Embedded (coś w stylu kulisów zgrupowań reprezentacji Polski na kanale Łączy Nas Piłka) niektórzy zawodnicy w tym tygodniu mówili wprost: bycie na karcie wespół z McGregorem to wielka szansa na bycie zauważonym. A bycie w jednym oktagonie z McGregorem – jak Poirier – to już „noc czerwonych majtek”.
– Wziąłbyś walkę ze mną? – pytał Irlandczyk swego czasu Rafaela dos Anjosa: – Jasne, że byś wziął. Bo zrobiłbym cię bogatym. Tak jak zrobiłem ze wszystkimi poprzednimi ludźmi, z którymi walczyłem. Walka ze mną jest dla was Nocą Czerwonych Majtek. Dzień, w którym Dana podpisałby ci papiery na walkę ze mną, byłby dniem celebracji. Wziąłbyś żonę, dzieci i wykrzyczał im “jesteśmy bogaci, Conor McGregor uczynił nas bogatymi”. Kazałbyś założyć żonie czerwone gacie i świętowalibyście ten dzień. “Conor zrobił nas bogatymi!”, tak byś krzyczał.
Poirier po prostu wiedział, że na pay-per-view z Conorem zarobi więcej niż na walce mistrzowskiej z Charlesem Oliveirą, Dustinem Gaethjem czy Michaelem Chandlerem. Dlatego w nocy z sobotę na niedzielę wejdzie do oktagonu, by zdobyć sławę, pieniądze, ale prawdopodobnie przepustkę do walki o mistrzostwo wagi lekkiej.
Noga miękkim podbrzuszem McGregora?
Mówimy jednak o wymiarze marketingowym tego starcia. A co z wymiarem sportowym? Wróćmy do tego, co działo się w Abu Zabi w styczniu, gdy doszło do drugiego starcia Poirier – McGregor. „Drugiego”, bo obaj mierzyli się w 2014 roku – wówczas Irlandczyk rozbił już w pierwszej rundzie Amerykanina. Ale rewanż z początku tego roku pokazał, że gdy McGregor zajmował się super-fightem z Floydem Mayweatherem Juniorem i promował swoje produkty alkoholowe, to Poirier wchodził coraz wyżej i wyżej w dywizji lekkiej UFC.
To nie tak, że w Abu Zabi McGregor nie istniał. W pierwszej rundzie wyprowadził kilka mocnych ciosów, obijał tułów i twarz Poiriera. Ale mordercze dla Irlandczyka okazały się niskie kopnięcia „Diamonda”. – To nie tak, że to był nasz główny plan. Kopnąłem raz i zadziałało. To kopnąłem jeszcze raz. I jeszcze. Otworzyłem sobie tym drogę do wyprowadzania ciosów na głowę – opowiadał ostatnio Poirier.
Calf-kicki, czyli mocne kopnięcia na łydkę, są głównym tematem rozmów przed dzisiejszym starciem. „Czy Conor będzie potrafił się przed nimi bronić?” pytają eksperci MMA. Niskie kopnięcia na łydkę to jedna z najskuteczniejszych broni w oktagonowych grach w ostatnich latach. Trudno się przeciwko nim bronić – można przede wszystkim nadstawiać piszczel na spotkanie z piszczelem rywala i liczyć na to, ze mocniejsza kość wytrzyma. Ale to zagranie z tych ryzykownych. Uniki lub lżejsze obciążanie nogi podstawnej to właściwie główny sposób na to, by calf-kicki nie były tak mordercze. McGregor w walce z Poirierem jednak inkasował się brutalnie i nic z tym nie robił. Przy jego stylu walki, w której bardzo mocno stoi na wykrocznej nodze, osłabienie jej nie tylko osłabia defensywę McGregora (bo ileż można dostawać kopy), co też osłabia ofensywę (bo noga wykroczna boli, więc trudno zadawać ciosy z pełną siłą).
Podtekst osobisty
Jeśli McGregor jest spójny, to można powiedzieć, że stary Conor wrócił dopiero teraz. Przed walką z Poirierem – tą styczniową – zachowywał się kompletnie jak nie on. Był niezwykle miły dla rywala, trash-talk ograniczył do minimum, poprosił Poiriera o buteleczkę ostrego sosu, który „Diamond” produkuje. Zobowiązał się do wsparcia organizacji charytatywnej prowadzonej przez Amerykanina i jego żonę.
Jakże inny był to Conor w porównaniu do konferencji przed walkami z Natem Diazem, Jose Aldo czy Chabibem Nurmagomiedowem. Nawet jeśli nie jesteście fanami MMA, to pewnie dotarły do was legendarne wrzutki Irlandczyka. – To ja jestem królem Rio. Mam pas przed sobą, buty na stole i nikt z was nie jest w stanie mi nic zrobić. Aldo ma się za króla? Gdyby to byłby inne czasy, to najechałbym konno na jego fawele i zabiłbym każdego, kto nie chce iść ze mną i kto nie nadaje się do pracy – mówił do Jose Aldo. – 2015 był moim rokiem. 2016 będzie moim rokiem. Każdy rok będzie moim jebanym rokiem – deklarował. – Chciałbym teraz powiedzieć coś z głębi serca. Chcę wykorzystać tę szansę, by przeprosić… absolutnie, kurwa, nikogo! Podwójny mistrz robi co chce! – krzyczał do mikrofonu, gdy jako pierwszy zawodnik w historii UFC dzierżył jednocześnie pasy dwóch kategorii wagowych.
McGregor znokautuje Poiriera? Kurs w Fuksiarzu – 2.40
Ale w styczniu był spokojny. Aż nienaturalnie spokojny.
Jednak przed trzecią walką z Poirierem jest znów starym, dobrym, szalonym Conorem. Choć po UFC 257 przez moment obaj wymieniali się komplementami, to zaiskrzyło niedługo później przez… działalność charytatywną Poiriera. McGregor zadeklarował przelanie pieniędzy na konto fundacji dobroczynnej „Diamonda”, ale tego nie zrobił, co Amerykanin wytknął mu w mediach społecznościowych. McGregor powiedział, że kasy nie wysłał, bo Poirier nie chciał przedstawić mu dokumentów na co forsa zostanie przeznaczona.
No i się zaczęło.
Na konferencji przed „trójką” Irlandczyk wyrzucał w tłum butelki sosu produkcji Poiriera. Podczas wczorajszego ważenia próbował kopnąć rywala, ale trafił w żebro Dany White’a, prezydenta UFC. Padały też hasła o tym, że Poiriera zabije. Klasyka gatunku.
Skoro wrócił trash-talk Conora, to może wróci też olśniewający Conor w klatce?
Co dalej z pasem, co dalej z McGregorem?
W UFC nie ma już nemezis McGregora – czyli Chabiba Nurmagomiedowa. Dagestańczyk zdominował wagę lekką, wyczyścił czołówkę rywali i z bilansem 29-0 udał się na emeryturę. Bezkrólewie nie trwało długo – jako że Poirier odrzucił ofertę walki o pas, to zmierzyli się o niego Charles Oliveira z Michaelem Chandlerem. Były mistrz Bellatora musiał uznać wyższość Brazylijczyka, choć w pierwszej rundzie przeważał i wydawało się, że to Amerykanin przejmie schedę po Dagestańczyku.
Jeśli Poirier pokona McGregora, to wydaje się, że matchmakerzy UFC po prostu będą musieli zestawić „Diamonda” w pierwszej obronie pasa z Oliveirą. Tutaj sprawa wydaje się jasna. Ale co wtedy, gdy trylogię na swoją korzyść rozstrzygnie Irlandczyk?
Cóż, Chabib powiedział kiedyś, że wie jak działa maszyna marketingowa UFC. Jeśli Conor w walce o pas się opłaci, to UFC zestawi go w walce o pas. Natomiast sytuacja na szczycie wagi lekkiej jest niezwykle ciasna. Justin Gaethje przegrał z Chabibem, ale według wielu jest uważanych za największego twardziela w dywizji. Na kolejną szansę czeka Chandler. Jest jeszcze Beneil Dariush z siedmioma zwycięstwami z rzędu (cztery przed czasem). Tony Ferguson jest już po drugiej stronie rzeki, jego trudno w ogóle dziś rozpatrywać w kontekście walki o TOP5 dywizji lekkiej. Chrapkę na wspinanie się coraz wyżej w rankingu ma też Islam Makaczew.
A musimy pamiętać o tym, ze od 2016 roku McGregor ma tylko jedno zwycięstwo. Z Donaldem Cerrone, weteranem UFC, którego rozbił w 40 sekund. Poza tym? Przegrana walka mistrzowska z Chabibem. Porażka z Poirierem w styczniu. Przegrana w boksie w super-walce z Mayweatherem. Czy jedno zwycięstwo nad Poirierem ustawiłoby go na samym przedzie kolejki do Oliveiry? To wiedzą tylko matchmakerzy UFC.
Ale wróćmy do scenariusza, w którym to ręka „Diamonda” idzie w górę. McGregor znów zostałby pokonany. Co w takim wypadku dalej z „Notoriousem”? Sprawa jest skomplikowana. UFC po prostu nie stać na to, by marginalizować największą gwiazdę w historii MMA. Ale też trudno będzie w nieskończoność zestawiać go z czołówką dywizji lekkiej, gdyby wpadł w passę porażek. McGregor nigdy w MMA nie przegrał dwóch walk z rzędu – jeszcze za czasów Cage Warriors podnosił się po przegranej, w UFC zrewanżował się Nate’owi Diazowi, po Chabibie rozbił „Cowboya” Cerrone.
O przyszłości McGregora zadecyduje zatem Poirier, UFC, ale przede wszystkim sam McGregor.
fot. NewsPix