Legia ograła wczoraj Bodo/Glimt i ma wielką szansę przejść Norwegów, choć wciąż trzeba się pilnować, szczególnie przy braku zasady bramek na wyjeździe. Jak wiemy, przejście takiego rywala nie jest dla Legii codziennością. Tak naprawdę Wojskowi dali sobie szansę na pierwszy znaczący sukces od… 7 grudnia 2016 roku.
Właśnie wtedy ograli Sporting 1:0 i przeszli do Ligi Europy z grupy Ligi Mistrzów. Gdyby Portugalczyków pokonali w meczu o nic, też byłoby to miłe, bo polski klub raczej rzadko wygrywa z portugalskim, natomiast niewiele znaczące. A tam pach, niespodzianka.
No, tyle że to było pięć lat temu. W futbolu więcej niż wieczność. Niestety od tamtego momentu Legia radziła sobie gorzej niż źle, popatrzmy:
- Karabach 0:3
- Drita 2:0
- Omonia 0:2
- Linfield 1:0
- Rangers 0:0, 0:1
- Atromitos 0:0, 2:0
- KuPS 1:0, 0:0
- Europa FC 0:0, 3:0
- Dudelange 1:2, 2:2
- Spartak Trnawa 0:2, 1:0
- Cork City 1:0, 3:0
- Sheriff 1:1, 0:0
- Astana 1:0, 1:3
- Mariehamn 6:0, 3:0
- Ajax 0:0, 0:1
- Sporting 1:0
Właściwie jedynym w miarę poważnym rywalem, którego Legia ograła, była Astana. Tylko że do przejścia Kazachów potrzebne były dwa gole, nie jeden, więc cóż z tego, że się wygrało, jak jednocześnie odpadło. W heroiczny sposób legionistom udało się ograć też raz Spartaka Trnawę, ale czy to taki poważny rywal… Rundę później polecieli już z Crvena Zvezdą. Ponadto przecież to też nie miało znaczenia, Słowacy z Legią poszli dalej.
Ktoś powie – Atromitos! My powiemy – dajcie spokój. O ile pamiętamy, na kierownicy mieli tam gościa o posturze Ediego Andradiny, tyle że bez techniki Ediego Andradiny. Arka wzięła stamtąd Busuladzicia, który był podstawowym zawodnikiem, kiedy Atromitos dostawał się do pucharów. Jak to się skończyło w Gdyni – pamiętamy. Nie no, nikt nas nie przekona, że to był poważny zespół.
Zresztą jeśli parę lat wcześniej można się było cieszyć z eliminowania Sportingu, remisu z Realem, ogrywania Trabzonsporu, rozbijania – na boisku – Celtiku, to jednak jedno skromne zwycięstwo z Atromitosem wygląda blado.
Tak więc to żadne odkrycie, ostatnie lata były dla Legii koszmarne. Przyjechał ktoś mocniejszy, do widzenia. Dlatego cieszy zwycięstwo z Bodo. To naprawdę porządna drużyna, która w zeszłym sezonie przejechała się po lidze z bilansem 26-3-1, a teraz też – mimo nieco gorszej formy – jest wysoko. A liga norweska jest 20. ligą Europy, kiedy nasza nie mieści się w trzeciej dziesiątce, tylko otwiera ze Słowakami czwartą.
Natomiast wiadomo – trzeba w Warszawie postawić kolejny krok, bo jeśli Legia nie awansuje, to zwycięstwo będzie miała rangę ogrania Astany. A bardzo byśmy nie chcieli wracać do tych czasów. Trzeba budować współczynnik całej polskiej piłki.
Fot. FotoPyk