Kacper Skibicki doznaje na początku tygodnia lekkiego urazu (zbicie stawu skokowego). Schodzi z treningu, żeby kontuzja się nie pogłębiła. Jest niezbędny, mimo że jest tylko Kacprem Skibickim, który rozegrał 216 minut w Ekstraklasie. I to jest niezbędny na wahadle, mimo że nigdy nie był wahadłowym. Po chwili odpoczynku młodzieżowca Legia może odetchnąć z ulgą – ten wraca do zespołu i przygotowuje się do meczu z Bodø / Glimt.
Bodø / Glimt – Legia Warszawa: nieciekawy obraz przed walką o Ligę Mistrzów
Przecież Skibicki w zeszłym sezonie był dwudziesty do grania. Pojawił się w kadrze w dużej mierze z przypadku, bo Czesław Michniewicz nie mógł skorzystać z innych młodzieżowców (Slisza i Karbownika). Choć strzelił gola Lechowi w ligowym debiucie, jego wkład w mistrzostwo był symboliczny. Teraz ma w zasadzie pewne miejsce w składzie na Norwegów.
I to na pozycji, na której Czesław Michniewicz miał komfort, na który nie mógł pozwolić sobie żaden inny trener w Ekstraklasie. No bo przecież byli…
- Paweł Wszołek – czyli gość, który zagra teraz w Bundeslidze,
- Josip Juranović – facet, który zagrał w 1/8 mistrzostw Europy,
- leczący się Marko Vesović, który doznawał urazu będąc najlepszym prawym obrońcą w lidze, stanowiący jeszcze wtedy obietnicę wysokiego poziomu w nadchodzącym sezonie.
Bogactwo? Mało powiedziane. Jak na warunki naszej ligi – to wręcz kadrowa burżuazja. Legia nie zastanawiała się, czy prawa strona da radę. Zastanawiała się, w jaki sposób najlepiej zmieścić na boisku całą trójkę. Po aferze z Vesoviciem kibice nawet nieszczególnie się przejęli, że tracą klasowego piłkarza, bo Czarnogórzec i tak nie miał zbyt wielkich perspektyw na grę. Nie mieli powodów, by panikować.
A teraz mają Skibickiego.
Który na prawej stronie zagra z konieczności.
Legia Warszawa: transfery znów nie pomogą
Nic nie mówi więcej o gotowości Legii do pucharów niż ta sytuacja. Kiedy mistrz Polski przystępował rok temu do batalii o Ligę Mistrzów, można było mieć realne nadzieje na to, że wreszcie się uda. Wtedy, poza planowanym od zimy odejściem Majeckiego, nie osłabił się w żaden sposób. A wzmocnienia – przynajmniej na papierze – robiły wrażenie. Artur Boruc. Bartosz Kapustka. Joel Valencia. Josip Juranović. Filip Mladenović. Oczywiście – w pucharach jakkolwiek pomogli tylko Boruc i Mladenović (choć to ze straty Mladenovicia wziął się gol Omonii), na resztę trzeba było trochę poczekać (a na Valencię się nie doczekaliśmy). Legia miała wtedy jednak komfort, jakiego dawno nie miał mistrz Polski. Mogła bić się o puchary składem, który wygrał ligę i dokooptować do niego nowych zawodników. Teoretycznie wystarczyło nie popsuć maszynki, która już dobrze funkcjonowała.
Wyszło jak zawsze. Dlatego dziś, gdy perspektywy wydają się być znacznie mniej optymistyczne, ciężko zakładać, że wreszcie się uda. Na pozycji półlewego obrońcy zagra Mateusz Hołownia. W zeszłym sezonie stanowił uzupełnienie składu i istotną rolę odegrał dopiero po kontuzji Artema Szabanowa. To piłkarz, który ma swój określony sufit i nie dał rady przeskoczyć go na wypożyczeniach w Śląsku Wrocław czy Wiśle Kraków. Joel Abu Hanna z Zorii Ługańsk, który docelowo miał tam występować, przegrał rywalizację. I to wymowne – przegrać rywalizację akurat z Hołownią? Nawet mając świadomość drobnych problemów zdrowotnych, z którymi się borykał – nie wróży to dobrze pod kątem jego przygody na polskich boiskach.
O transferach Legii słyszymy dziś to samo, co o zimowych ruchach. Jeszcze nie są gotowi. Jeszcze potrzebują czasu. Czesław Michniewicz mówi zresztą wprost, że żaden z nowych poza Emrelim nie jest w stanie zagrać jeszcze na pełnej intensywności. Mattias Johansson uczy się gry na prawym wahadle. Josue musi ogarnąć się fizycznie. Lindsay Rose dopiero kilka dni temu podpisał kontrakt. Maika Naworckiego, który był rezerwowym w Warcie Poznań, ciężko traktować jako wzmocnienie na tu i teraz. Być może ci piłkarze dadzą Legii wiele. Ale jeszcze nie teraz. Nie w kluczowym spotkaniu dla losów całego sezonu.
LEGIA SPRAWI NIESPODZIANKĘ? KURS NA NIĄ W FUKSIARZU TO 3,30. SPRAWDŹ CAŁĄ OFERTĘ!
Emreli – jedyny gotowy
Zabraknie oczywiście także Juranovicia i Pekharta, którzy mogą przy Łazienkowskiej już nie zagrać. Już po mistrzostwie Polski mieli potencjał sprzedażowy, a Euro go tylko podbiło, nawet mimo faktu, że Pekhart zagrał tylko kwadrans. Czechowi wybija ostatni dzwonek, by podpisać gdzieś kontrakt życia i ustawić się na najbliższe lata. On sam nie wyklucza takiej opcji. A Legia, mając na stole konkretną ofertę za 32-latka z rocznym kontraktem, też nie będzie długo się zastanawiać. Juranović dobrze spisał się wskakując w buty Sime Vrsaljko, co nie przejdzie bez echa na europejskim rynku. Wciąż jest względnie młody i można go wyjąć za stosunkowo niewielkie pieniądze. Początkowo Chorwat miał wrócić do klubu zaraz po Euro, ostatecznie uznano, że byłoby to zbyt ryzykowne dla zdrowia i należy mu się odpoczynek.
Promieniem słońca na jasnym niebie w Bodø będzie Mahir Emreli. Wicekról strzelców ligi azerskiej szybko wkomponował się w zespół, jest chwalony nie tylko za mentalność, ale i gole – podczas przygotowań strzelił ich sześć. Wygląda na to, że to jedyny nowy piłkarz, który odegra jakąś rolę w dzisiejszym spotkaniu. Ławka też nie zachwyca. Kogo wpuścić na boisko, gdy trzeba będzie ratować wynik. Muciego, który wciąż się nie zaadaptował? Rafaela Lopesa? Kostorza? Włodarczyka?
W stosunku do mistrza Polski zawsze są duże oczekiwania przed pucharami. Co roku myślimy to samo – że nie można kompromitować się w nieskończoność. To irracjonalne, ale polski kibic nie myśli przecież logicznie. Dziś – także przez Euro, które przykrywa ligowe podwórko – oczekiwań nie ma praktycznie żadnych. Zwłaszcza że Legia jedzie do mistrza Norwegii, który jest w rytmie meczowym (w Norwegii trwa sezon – Bodø / Glimt jest drugie) i na którego stadionie jest położona sztuczna murawa.
Pachnie… eurowpierdolem?
Bodø / Glimt – Legia Warszawa, 18:00
Przewidywany skład: Boruc – Jędrzejczyk, Wieteska, Hołownia – Skibicki, Martins, Slisz, Mladenović – Kapustka, Luquinhas – Emreli
Fot. FotoPyK