Reklama

Od poturbowanej Ukrainy po Belgię jak Deadpool (20)

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

01 lipca 2021, 17:50 • 9 min czytania 6 komentarzy

Po fazie grupowej zrobiłem Power Ranking Euro, czas na drugą odsłonę: Power Ranking o zespołach, które zostały w turnieju.

Od poturbowanej Ukrainy po Belgię jak Deadpool (20)

Na wstępie muszę powiedzieć, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się ta ósemka. Odpowiedni balans drużyn, które są potęgami futbolu, ale też z tymi, które sprawiły mniejsze lub większe niespodzianki. Każdy z ćwierćfinalistów to mocna, bardzo różna od siebie nawzajem historia, każdy bezdyskusyjnie dał już swoje temu turniejowi, odcisnął na nim pewne piętno, nie tylko piłkarskie.

8. UKRAINA

Choć do fazy pucharowej przechodziło szesnaście drużyn, nie miałem wrażenia, że ktoś wygrał awans w chipsach.

No, chyba że Ukraińcy.

Reklama

Może oni, jako jedyni.

Miałem ich za zespół, który powinien wylecieć. Jedyny naprawdę dobry mecz zagrał z Holandią, choć i tak z nią przegrał. A Czesi pokazali, że nie trzeba mieć piłkarskiej wersji Dream Teamu, by Holandię ograć. Z Macedonią Północną mogło się skończyć różnie, z Austrią totalna indolencja, która w 1993 w Ekstraklasie wzbudziłaby podejrzenia.

Ale Ukraina, swoim zwycięstwem nad Szwedami, udowodniła, że nikt w tej fazie pucharowej nie był przypadkowy, dodając temu turniejowi kolejną jasną kartę.

Zdali test charakteru, ale też test umiejętności. Mają piłkarzy, których chce się oglądać, ze szczególnym uwzględnieniem Jarmołenki, ale przecież nie tylko.

Teraz, teoretycznie, powinni gładko odpaść. Swoje już osiągnęli. Po drugiej stronie Anglia, która na tym turnieju jest mistrzem wyrachowania. Anglia, która przykrywa Ukraińców poziomem, co najlepiej widać po tym, ile Jarmołenko znaczy w Premier League, a ile w lidze angielskiej. Ukraińcy mają za sobą 120 minut wycieńczającej walki, bo ta druga połowa była przecież nie grą w piłkę, a grą w przetrwanie. Biesiedin Biesiedinem, ale ilu graczy wyjdzie na boisko odczuwając trudy meczu – myślę, że jeszcze kilku.

A jednak widzę dla Ukrainy nadzieję.

Reklama

Anglicy muszą, na nich nikt nie stawia.

Mecz będzie rozegrany w Rzymie, nie na Wembley, a widać nawet po wynikach z ostatnich miesięcy, że Anglicy poza domem potrafią być wyraźnie słabszą drużyną.

Ukraińcy mają w sobie ten element fantazji, który może zrobić Anglii krzywdę.

Niemniej nie mam wątpliwości – w innych parach ćwierćfinałowych mogą zdarzyć się niespodzianki, ale tylko zwycięstwo Ukrainy będzie sensacją.

I dlatego żadnego meczu tak nie jestem ciekaw.

7. CZECHY

Czesi, lekceważeni przeze mnie w fazie grupowej, Czesi, którzy bezceremonialnie wyrzucili z turnieju Holandię.

Przyznam się bez bicia, faktycznie stawiałem, że Holandia odpadnie, ale później. Czesi, wydawało się, nawet w fazie grupowej zrobili wynik ponad stan, bo wbrew temu co mówi Marek Koźmiński, oni naprawdę mają jak na siebie dość przeciętne pokolenie. Wiecie, to była świetna historia, że Tomas Petrasek dostał powołanie do kadry, a Tomas Pekhart pojechał na Euro, ale cóż – w innych, lepszych dla siebie czasach, Czechy nawet nie rozpatrywałyby piłkarzy z Ekstraklasy.

Nie zamierzam ich jednak więcej lekceważyć, deprecjonować. Dlatego zacznę od tego, że nieprawdą jest, jakoby de Ligt ograł Holandię – nie, jestem zdecydowanie zdania, że Holendrzy nie wyrzucili się z tego turnieju sami, co nieraz się faktycznie zdarza, ale nie tym razem.

To był od pierwszych minut mecz pod dyktando Czechów.

Może, by tak rzec, dyskretne dyktando, ale jednak.

Holendrzy nie potrafili oddać celnego strzału. Holendrzy nie potrafili przejąć inicjatywy. Czesi zabrali im ich ulubione zagadki i zgoda, Oranje mieli moment, kiedy mogli je sobie przywrócić, bo wiadomo, Malen.

Ale ostatecznie wszystko sprowadza się do tego, że wygrał zespół po prostu lepszy.

Rzecz w tym, że wciąż patrzę na nich, analizuję skład, Sevcyków, Holesów, Baraków… na tym poziomie może im już po prostu braknąć czystej jakości piłkarskiej.

6. HISZPANIA

To oczywiście niezwykle sympatyczne, że Hiszpanie pomogli zapisać 28 czerwca 2021 jednym z najlepszych dni w historii futbolu. Ale, jakkolwiek nie można im odmówić polotu, składnych akcji, pięknych powrotów Simona i Moraty, nawet tej niezwykłej zabawy Oyarzabala i Olmo w ostatnich sekundach meczu, tak wciąż:

Hiszpania na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut wygrała tylko jeden mecz. Ze Słowacją, która była na tym turnieju beznadziejna.

Hiszpania wypuściła kontrolę meczu z Polską, wypuściła kontrolę meczu ze Szwecją, gdzie też mogło się skończyć różnie. Z Chorwatami mało nie ponieśli kary za grzech pychy – choćby Luisa Enrique pokazujące w końcówce meczu, że już jest pozamiatane – za co rywal mocno ich skarcił. Już witali się z gąską, już byli w ogródku, a tymczasem Simon musiał bronić w nierealny sposób strzał Kramaricia, by nie przegrywali dogrywki.

No, to był fantastyczny rollercoaster.

Ale to Hiszpania do niego dopuściła.

Zaprosiła Chorwatów do tańca przy 3:1.

Chorwatów po tym meczu w chorwackiej prasie krytykowanych.

Chorwatów, którzy zapewniali elementy komediowe, w zasadzie ekstraklasowe, z Gvardiolem tracącym kluczowe sekundy przez picie wody na czele.

Jakkolwiek scenariusz, w jaki Hiszpanie pokonali Chorwatów, zrobił wrażenie i zapamiętam go do końca życia, tak absolutnie nie mam wrażenia, że Hiszpanie tego dnia pokonali jakąś wybitną drużynę. Pokonali zespół niezwykle zdolny, charakterny, ale pokonali też zespół, który miał wielkie problemy w defensywie.

Szalony mecz, który, oglądany na chłodno, pokazywał też kolejne rysy na grze Hiszpanii.

5. SZWAJCARIA

Szwajcario, no, tego się po tobie nie spodziewałem.

Wiedziałem, że Francuzi mieli problemy z Węgrami, a więc na pewno nie są drużyną nieuchwytną.

Wiedziałem, że twoje prowadzenie sensacją wcale być nie musi.

Ale ten zmarnowany karny na potencjalne 2:0? A potem cztery minuty, w trakcie których tracisz dwie bramki? I jeszcze potem poprawia Pogba takim strzałem, że mógł się cieszyć z gola już w momencie kopnięcia? Co chyba robił?

No nie. Podnieść się po czymś takim, przy 1:3, mając mało czasu, z takim rywalem… Wy nie byliście na linach. Wy nie byliście posłani na deski. Wy, w teorii, byliście już wyniesieni na noszach z ringu. A jednak to wygraliście.

Przyznam, zastanawiam się ile efektowniej obróconych meczów widziałem. Modelowym meczem, elementem mojej mitologii piłkarskiej, jest wiadome Łazienkowska 2/3. I wiadomo, Widzew miał tam znacznie mniej czasu, a trafił trzykrotnie. Był to też mecz o mistrzostwo Polski na terenie rywala. Więc wciąż to pewnie jest mocniejsze. Ale są i argumenty:

Legia była zespołem równym Widzewowi, a kto wie, może nawet wówczas kadrowo słabszym. Grała wąską kadrą, Janusz Romanowski zabrał wielu graczy – ostatecznie fakt, że biła się aż do tego meczu o mistrza Polski, był czymś, czego przed sezonem nie zakładano.

Szwajcaria natomiast wpadła na rywala o potencjale historycznym. Niebywałe w piłkarskim świecie zgrupowanie gwiazd pod jedną banderą. Jeszcze ten dowołany Benzema jako wisienka na torcie, Benzema, który przecież w tym meczu grał fantastycznie. Bo to i był taki mecz, gdzie mimo odpadnięcia Francji, i tak dwóch jej piłkarzy bez trudu należało zmieścić do jedenastki rundy.

A jednak, Szwajcario, to wygrałaś.

Dla mnie mecz turnieju. I nie powiem, że nic lepszego ten turniej już nie napisze, bo wiadomo, że ten turniej uwielbia śmiać się z takich przewidywań. No ale to już naprawdę był mecz kompletny. Niczego mu nie brakowało. Szczytowe osiągnięcie piłki nożnej.

Ale jakkolwiek jestem skłonny się zgodzić, że twoje starcie, Szwajcario to 50 na 50 z Hiszpanią, tak na razie więcej nie zaryzykuję, mimo takiego triumfu.

4. ANGLIA

Anglia może być najmądrzejszą drużyną mistrzostw, względnie: najsprytniejszą.

Anglicy byli faworytem meczu z Niemcami, nie wolno o tym zapominać. Lepsze pokolenie. Mecz u siebie. Kadra w lepszym stanie, selekcjoner z większym zaufaniem – Niemcy ostatnio potrafili przecież wyłapać 0:6 od Hiszpanii czy przegrać z Macedonią Północną u siebie.

Wciąż Niemcy, co pokazali choćby z Portugalią.

Ale też Niemcy z dawno nie widzianymi u nich problemami. Niemcy chimeryczne, Niemcy z błędami.

Niemniej nie zamierzam deprecjonować osiągnięcia Anglików. Southgate postawił na mocno defensywne zestawienie, czym sporo ryzykował, bo w przypadku porażki nie broniłoby go nic. Nazwano by go tchórzem, który przestraszył się Niemców i przegrał mecz przed pierwszym gwizdkiem. Ale tak się nie stało, zamiast tego strategia Anglików po prostu przyniosła taki skutek, jaki zakładał Southgate.

Anglicy wciąż nie stracili na tym turnieju ani jednej bramki.

Wyrachowanie na długich turniejach popłaca znacznie bardziej, niż ofensywka.

Anglicy mają bardzo mocny skład, również jeśli chodzi o reagowanie z ławki.

Anglicy półfinał i finał w razie czego zagrają u siebie.

Anglicy jedyny wyjazd tego turnieju grają z Ukrainą po 120 minutach morderczej batalii ze Szwedami.

Trudno nie zgodzić się z Shearerem, który mówi “teraz albo nigdy”. Ale wciąż mam z tyłu głowy, że tyle lat śledzenia piłki nauczyło mnie, że Anglicy posiadają pewien gen autodestrukcji. On wciąż może o sobie dać znać. On już daje o sobie znać, bo choć tak wiele wskazuje na Anglików, nie jestem w stanie uznać ich za mocnego faworyta choćby ewentualnego meczu z Danią. A i Ukraińców na pewno nie skreślam.

3. DANIA

Danią jestem oczarowany, Danii kibicuję, na Danię nie jestem w stanie patrzeć obiektywnie. Dania w kolejnym meczu oddała horrendalnie wiele strzałów, kolejny raz rozstrzelała rywala, kolejny raz zagrała pięknie.

No jak się nimi nie jarać?

Grają na swoich zasadach. Zasadach ofensywnych. No i… no i czasem przegrywają, ale te porażki z Belgami i Finami wiadomo jakie były, czym naznaczone. To równie dobrze mogły być wygrane.

Niemniej pamiętam, że Dania ograła 4:0 Walię, a nie jakiegoś piłkarskiego potentata. Walia fajnie się pokazała w fazie grupowej, natomiast wciąż to był zespół, po którym można się było spodziewać, że za długo miejsca w turnieju nie zagrzeje. To, że została zdemolowana – na plus Danii. Ale też Dania nie ograła na tym turnieju rywala tak groźnego, jak ograli Czesi czy Szwajcarzy. A może nawet jak Ukraińcy.

Niemniej widzę zbyt wielką konsekwencję w tym, co grają, by nie wierzyć w ich siłę. Z Anglikami zresztą też mają dobre doświadczenia z ostatnich miesięcy, również z gry na wyjeździe.

Dania to czarny koń pełną gębą, dla którego na ten moment półfinał to minimum.

Choć też wiem, że najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że poszaleją, dadzą się zapamiętać, ale to ofensywne szaleństwo będzie też w którymś meczu początkiem ich zguby.

2. WŁOCHY

Pierwszy raz realne problemy. Najedli się strachu po golu Arnautovicia. Austriacy postawili się jak nikt Włochom do tej pory. Było trochę nerwówki.

Ale wciąż, Włosi grają swoje.

Wciąż, Włosi w odpowiednim momencie trafili i to od razu z drugim golem, by dać sobie trochę zapasu.

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów stracili bramkę, pierwszy raz na tym turnieju nie wygrali w 90 minut. To wciąż może być tylko statystyka, ale prawda jest też taka, że nie mierzyli się jeszcze z żadnym gigantem takim jak Belgia. Czeka ich zupełnie inny rodzaj testu.

1. BELGIA

Ach, Belgio. Wciąż trudno cię lubić. Miałaś 0.20 xG z Portugalią. Jeden celny strzał – w dodatku zza szesnastki – i to wszystko.

Ale przecież z tego turnieju znam już takie scenariusze w twoim wykonaniu. W zasadzie każdy mecz to albo jakieś problemy, albo zauważalne przestoje.

A potem wygrywasz.

Po cichu, może nie przekonując, ale Belgia pozostaje jedyną drużyną turnieju, która wygrała wszystkie mecze. Spotkanie z Portugalią było jednym z najbrzydszych spotkań, ale też – Felix Brych mylił się NA NIEKORZYŚĆ Belgów. Powinien dużo wcześniej wylecieć Palhinha z boiska i już ten mecz wyglądałby inaczej. O Pepe nawet szkoda gadać. Belgia tak naprawdę, gdyby nie Brych, pewnie ułożyłaby sobie ten mecz dużo wcześniej i nie byłoby nerwówki.

W każdym razie: brzydkie mecze też trzeba umieć wygrywać.

Może szczególnie na turnieju.

Belgowie wyglądają jak Deadpool, zbierają baty w trakcie meczu, ale rany goją się jak na psie.

Dla mnie dzięki tej szczególnej cesze są faworytem turnieju.

Pytanie, czy ta zasada zadziała również wobec Hazarda i de Bruyne.

Pewne jest jedno – z Włochami absolutny szlagier, mecz, który będzie postrzegany przez pryzmat potencjalnego przedwczesnego finału.

Fot. NewsPix

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

6 komentarzy

Loading...