Reklama

Widz Euro jak Tony Montana w „Człowieku z blizną” (1)

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

11 czerwca 2021, 11:53 • 4 min czytania 11 komentarzy

My, starzy wyjadacze, którzy mają Podbeskidzie – Górnik Łęczna wyszyte na pagonach, wiedzą jak to jest naginać swój grafik pod mecze. A co mi tam, pozwólcie na patos: naginać swoje życie pod mecze. Zazwyczaj jest to proces już tak oswojony, że o nim zapomnieliśmy. Zapomnieliśmy, bo oswoiliśmy z nim tak siebie, jak i nasze otoczenie.

Widz Euro jak Tony Montana w „Człowieku z blizną” (1)

Ale zaczyna się czas popłochu, który my, starzy wyjadacze, mający w butonierce paragon zakupu transmisji na baraże o awans do I ligi, obserwujemy tak, jak obserwuje się manewry wojskowych kotów. Bo jakkolwiek wiele jest zdarzeń w piłce, które nie interesują nikogo poza nami, są sprawą wewnątrzplemienną, tak nie należy do nich mundial, nie należy do nich Euro.

Taki turniej jest magnesem o trudnej do oszacowania sile. Sam przekonywałem się już o tym, że osoby, które zupełnie nie interesowały się piką – a znam ich wiele, może nawet wszystkie – nie tyle oglądały jakiś mecz. Nie tyle oglądały jakiś mecz i się nie nudziły. One prosiły mnie, bym im z odtworzenia znalazł mecz Anglia – Islandia, bo chcą sobie chociaż w ten sposób go obejrzeć. Wydzwaniały dopytać o rezerwowego zawodnika Bośni i Hercegowiny, bo im zaimponował charakterem. Sam kiedyś jeden z finałów wielkiego turnieju oglądałem tylko w towarzystwie swojej mamy i to była uczta. Bawiłem się doskonale.

Wielki turniej wygrywa bowiem przystępnością.

Jest tak samo otwartą księgą dla nas, co dla nich, którzy piłką na co dzień nie żyją, czy nawet: u których piłka nożna jest doświadczeniem marginalnym.

Reklama

Wielokrotnie już pisałem i zdanie podtrzymuję – piłka nożna jest jak serial, ale żeby wycisnąć z niej wszystkie soki, trzeba znać wszystkie wątki, konteksty. Wtedy byle mecz o 12:30 Stali Mielec z kimkolwiek jest intrygujący, bo analizujesz jak radzi sobie młodzieżowiec w bramce, czy Stal ma rozwiązanie na prawą obronę, co też nowego wymyślił będący pod nieustanną presją szkoleniowiec, czy obcokrajowiec z przeszłością, ale bez przyszłości, odpali. I nawet z 0:0 sporo wyciśniesz, bo wyciśniesz kontynuacje licznych fabuł. Ktoś, kto ich wcześniejszych rozdziałów nie zna, może się natomiast srogo wynudzić. A takich jest legion, bo trzeba naprawdę poświęcić mnóstwo czasu, by znać drużyny do tego stopnia na wylot.

Ale turniej jest zamkniętą, spójną całością.

Oczywiście pomoże w cieszeniu się nim to, co wniesiesz ze sobą. Wiedza o zespołach, smaczki. Świadomość, że Martin Hinteregger to gość, który do dziś ma tylko starą Nokię, a jak coś się dzieje na reprezentacyjnym Whatsappie, to kierownik do niego dzwoni. Wiedza, że największym sukcesem Szkotów na wielkich turniejach jest gol Archie Gemmila z 1978, pięknie trafienie na 3:1, które nic nie dało i pomogło doprawić wspólne ulubione danie Szkotów i Polaków – honorową porażkę.

To wszystko nie zaszkodzi.

Ale nie jest wymagane.

Wszystko zblaknie od pierwszego dnia, bo od pierwszego meczu będą się pisać nowe historie. One będą najważniejsze, do nich będzie się nawiązywać, odwoływać, nie do dyspozycji klubowej. Najlepszym napastnikiem świata nie będzie ten, który jest najlepszym napastnikiem świata, tylko ten, który strzeli w pierwszej kolejce trzy bramki.

Reklama

Mam graniczące z pewnością przekonanie, że ci, którzy żyją poza naszą ciepłą, przytulną piłkarską bańką, nie rozumieją nas na co dzień. Nie rozumieją co w tej piłce jest aż tak interesujące. Nie widzą tego codziennego gradobicia opowieściami, bo tu się coś zdarzyło, bo tam, bo tu kłótnia Mioduskiego z Michniewiczem, bo tu Świerczok podpisał kontrakt. Nie widzą, że my jesteśmy jak fani zbierania grzybów, dla których trwa całoroczny wysyp.

Ale turniej, jako zamknięta całość, pozwala zrozumieć. Jest tym doświadczeniem, które my mamy zawsze. Można go w sposób kompletny skonsumować od A do Z, tak jak konsumuje się, powiedzmy, sezon Ekstraklasy czy Premier League. Oczywiście nie jest to jeden do jednego, każdy fan Ekstraklasy czy Premier League właśnie się oburzył, ale oddajmy to im, niepiłkarskiemu plemieniu.

Wielki turniej jest to pewna całkiem skuteczna symulacja doświadczenia piłkarskiego jako takiego. Gdy znasz te wszystkie zespoły, widziałeś je w akcji, gdy wiesz kto aktualnie ma problemy, a kto nie. Gdzie faworyci zawodzą, a kto jest czarnym koniem. Co zdarzyło się absurdalnego, a co nie. Różne są stężenia, ale te wszystkie składowe są na wielkim turnieju obecne. W konsekwencji dzieje się cud: te wszystkie niezrozumiałe dla nich piłkarskie memy o Ekstraklasie, bo hehe Guldan albo hehe Luis Rocha, nagle, w formie piłkarskich memów o Euro, stają się zrozumiałe.

Innymi słowy, ten klucz do piłki wielkoturniejowej jest łatwiejszy do wytopienia.

Nie trzeba na jego wytapianie poświęcić zaledwie życia, wystarczy miesiąc. Choć kto ma dzisiaj miesiąc? Stąd i popłoch, bo ci, którzy zazwyczaj nie czują pociągu do piłki, nagle będą się gimnastykować, żeby obejrzeć Dania – Finlandia. Negocjować, paktować, urywać z czego tam mieli do urwania.

A dla nas, którzy i tak z piłki wyciskają wszystkie soki? No cóż, my jesteśmy jak Tony Montana przed górą kokainy na stole. Może bez tych wszystkich negatywnych konotacji, zabijania swojego najlepszego kumpla, staczania się w coraz większą samotność i tym podobnych. Ale pozostając przy prostej zależności, że to znamy, ale przed nami, na wyciągnięcie ręki, niewyobrażalnie intensywna dawka.

***

Zapraszam też do dzisiejszego, zapowiedziowego odcinka „Tetryków”.

Leszek Milewski

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

11 komentarzy

Loading...