Reklama

„Trener Lavicka nie wiedział nawet, że nie jestem już młodzieżowcem”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

10 czerwca 2021, 11:29 • 11 min czytania 13 komentarzy

Konrad Poprawa to dowód na to, że w ciągu paru tygodni sytuacja w piłce może się diametralnie zmienić. Jeszcze marcu był nastawiony na to, że latem odejdzie ze Śląska Wrocław jako zawodnik drugoligowych rezerw. Gdy jednak nowym trenerem WKS-u został Jacek Magiera, 23-letni stoper dostał swoją szansę w Ekstraklasie, wykorzystał ją i przedłużył kontrakt, a mógł też iść do Legii Warszawa, która nagle wyraziła zainteresowanie. Rozmawiamy z nim o tym szalonym czasie. Kiedy stracił resztki złudzeń co do swojej pozycji u Vitezslava Lavicki? Co sprawiło, że rok temu zdecydował się na pozostanie we Wrocławiu? Za jaką sytuację ma do siebie pretensje? Czemu nie zdecydował się pójść do Legii i czego go ta historia nauczyła? Dlaczego jego wypożyczenie do Wigier Suwałki trwało raptem półtora miesiąca? Zapraszamy. 

„Trener Lavicka nie wiedział nawet, że nie jestem już młodzieżowcem”
Jesteś świetnym przykładem na to, jak szybko sytuacja w piłce potrafi się zmienić. Podejrzewam, że gdyby ktoś jeszcze w połowie marca powiedział ci, co czeka cię w połowie maja, to byś nie uwierzył.

To prawda. Pamiętam, jak wyglądała moja sytuacja w styczniu. Trener Vitezslav Lavicka odstawił mnie od pierwszego zespołu i nie zabrał na obóz do Turcji. Zostałem przesunięty do rezerw. W głowie kiełkowały myśli, żeby spróbować udać się gdzieś na wypożyczenie do I ligi, ale trenerzy drugiego zespołu Marcin Dymkowski i Piotr Jawny oraz fizjoterapeuta Przemysław Parus przekonali mnie do pozostania na wiosnę, zapewniając, że te pół roku może sporo zmienić, bo widzą moje postępy. To także ich zasługa, że później karta się tak odwróciła, wiele im zawdzięczam. Wiedziałem, że zostając u nich w rezerwach do wygaśnięcia kontraktu w czerwcu, nie zrobię kroku w tył. Naprawdę świetnie mnie przygotowali, bardzo sobie cenię tę współpracę. Pracowaliśmy razem również w zeszłym sezonie, gdy awansowaliśmy z III do II ligi. U trenera Lavicki mój rozwój niestety został przystopowany. Ciężko się rozwijać, będąc szóstym w hierarchii na swojej pozycji. W drugim zespole w sporej mierze to niwelowałem, miałem też indywidualne analizy z trenerami i dzięki temu mimo wszystko szedłem do przodu.

Krótko mówiąc, gdyby rezerwy rok temu nie weszły do II ligi, to pewnie dziś już by cię w Śląsku nie było.

Jasne, na pewno nie byłoby tematu dalszej gry w III lidze, mam większe ambicje. Już przed ostatnim sezonem poważnie myśleliśmy z agentem nad jakimś wypożyczeniem do I ligi. Mówiłem sobie jednak, że potrzebuję wreszcie pełnego sezonu na szczeblu centralnym, bo bardzo dużo na tym zyskam. Koniec końców uznaliśmy, że lepiej zostać w Śląsku, trenować z pierwszą drużyną i grać w już drugoligowych rezerwach. Byłem wcześniej na wypożyczeniach w Wigrach Suwałki i Skrze Częstochowa, więc wiem, jak takie rzeczy wyglądają.

Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!

Ale rozumiem, że były chwile, w których zaczynałeś się godzić z faktem, że twoja przyszłość jest poza Wrocławiem?

Tak, zwłaszcza po pierwszym meczu ostatniego sezonu – w Pucharze Polski z ŁKS-em. Trener Lavicka wziął mnie do kadry meczowej, ale szybko się przekonałem, że z tej mąki chleba nie będzie. Dzień przed spotkaniem robił odprawy indywidualne dla poszczególnych formacji. Zaprosił też obrońców i przy wszystkich mówi do mnie: – Konrad, wiesz, że w PP musi grać dwóch młodzieżowców? To twoja szansa. Nie wiedział, że nie byłem już młodzieżowcem. Nie wyprowadziłem go wtedy z błędu, dopiero nieco później obgadałem temat z kierownikiem. Po tej scence wiedziałem, że u Lavicki nie pogram, w czym utwierdzały mnie dalsze tygodnie i miesiące. Nieraz brakowało stoperów przez covid czy kontuzje i nawet wtedy trener nie dawał mi się wykazać.

A ciebie pewnie nosiło, bo miałeś świadomość, że czas leci. Masz już 23 lata, przestałeś być młodzieżowcem. W takim wieku trzeba po prostu grać.

Gdy w styczniu nie pojechałem na ten turecki obóz, usiedliśmy w domu z agentem i tatą. Przeprowadziliśmy trzygodzinną rozmowę. Miałem świadomość, że wiek przestaje być moim atutem. W Ekstraklasie raptem trzy występy i to sprzed trzech lat, a na dodatek zostałem odsunięty od pierwszego zespołu. Mimo że postanowiłem zostać w rezerwach do końca kontraktu, to agent już działał pod letnie okienko. Pojawiało się wstępne zainteresowanie z klubów pierwszoligowych, co motywowało mnie do dalszej pracy. Widziałem, że przynosi ona efekty przynajmniej w takiej postaci, że byli chętni do podpisania umowy. Z drugiej strony, bolało to, że wszystko wskazywało na niepowodzenie w Śląsku. Chciałem w tym klubie zaistnieć, dążyłem do tego, ale musiałem się nastawić, że latem przyjdzie mi zmienić otoczenie.

Reklama
No i nagle wszystko się… zmieniło, bo trenerem Śląska został Jacek Magiera. Na starcie wiązałeś z jego przyjściem jakiekolwiek nadzieje?

W duchu pomyślałem sobie, że to ostatnia szansa na zaistnienie w Śląsku. Po cichu liczyłem, że trener Magiera chociaż zaprosi mnie na trening i będę mógł mu się pokazać. Słyszałem o nim wiele pozytywnego od mojego przyjaciela Adriana Łyszczarza. Wiedziałem, że to bardzo dobry szkoleniowiec, od którego dużo mógłbym się nauczyć. Chciałem się zaprezentować z jak najlepszej strony i fajnie, że się udało.

Musiało nastąpić wiele sprzyjających splotów okoliczności, żebyś wypłynął. Nie chodziło tylko o przyjście Jacka Magiery i obejrzenie cię w rezerwach, ale też o jego pomysł na ustawienie z trójką stoperów, który wymuszał poszukiwanie nowych twarzy.

No dokładnie. Nie wiem, czy trener Magiera wcześniej mnie śledził w drugim zespole, ale przeważnie graliśmy tam właśnie z trzema stoperami. Ja byłem tym środkowym, więc nie były to dla mnie nowe rzeczy, miałem już półroczne obycie w takiej roli. Bardzo dobrze się w niej czuję.

Zostałeś rzucony na głęboką wodę, od razu do pierwszego składu. Skończyło się na sześciu występach i jednym golu. Jak oceniasz te mecze?

Pierwsze koty za płoty. Wszystko zaczęło się dziać tak nagle. Uważam, że nawet dobre były te występy, ale wiem, że stać mnie na więcej. Pracując z tym sztabem mogę jeszcze mocno się rozwinąć.

U nas najczęściej dostawałeś notę wyjściową, czyli 5. Jest też jedno 6 i 3 za mecz z Rakowem, który przegraliście, a ty skończyłeś z czerwoną kartką. Generalnie: było solidnie.

Cieszy mnie, że ludzie tak właśnie na to patrzą, że przechodząc dosłownie z tygodnia na tydzień z II ligi do Ekstraklasy nie odstaję od zawodników, którzy są tutaj od dawna.

Co było w tych meczach największym wyzwaniem, problemem, obawą?

Kurczę, w sumie nie miałem większych obaw. Dobrze przepracowałem okres przygotowawczy w rezerwach, czułem się świetnie przygotowany. Taktycznie też problemów nie miałem, bo jak mówiłem, w takim samym systemie grałem w drugim zespole, dużo analizowaliśmy poruszanie się po boisku i tym podobne. Ciężko zasuwałem, żeby tę szansę dostać i po prostu byłem na nią przygotowany.

Reklama
Miałeś do siebie pretensje za czerwoną kartkę z Rakowem?

Miałem. Za późno zareagowałem na długie podanie. W sumie byłem dobrze ustawiony bokiem, ale spóźniłem się o jeden krok i później go zabrakło do wybicia piłki. Zamiast tego sfaulowałem rywala i wyszło jak wyszło. Kilkanaście razy analizowałem tę sytuację i na przyszłość już będę wiedział, jak się zachować. Trzeba się uczyć po takich lekcjach.

W ciągu kilku tygodni z gościa, który zastanawiał się, czy latem załapie się do I ligi, stałeś się gościem, który mógł wybierać między ekstraklasowymi ofertami. Zgłosiła się Legia Warszawa. Co pomyślałeś w pierwszym odruchu?

Jednocześnie był to dla mnie szok i duma, że można tyle zyskać swoją determinacją. Czułem się w pewnym sensie doceniony, gdy agent poinformował o telefonie z Legii, że są zainteresowani. Mówimy o aktualnie najlepszym polskim klubie, w którym wielu zawodników chciałoby grać. Świadomość, że jestem tam chciany była po prostu miła.

I zrobił ci się mętlik w głowie, musiałeś trochę pomyśleć. To nie były rozważania na jeden wieczór.

Dokładnie, ale patrząc teraz na chłodno, wydaje mi się, że to wszystko trwało za długo. Zastanawiałem się przez dwa tygodnie. Po raz pierwszy znalazłem się w sytuacji, w której musiałem wybierać między dwoma topowymi klubami Ekstraklasy. Nie była to łatwa decyzja, ale cieszę się, że zostaję w Śląsku i będę mógł się w nim dalej rozwijać. Darzę ten klub dużą sympatią i wiążę wiele nadziei z dalszą współpracą z Jackiem Magierą.

Trener chyba też uważał, że trwa to za długo, bo nie wziął cię na mecz z Wartą Poznań, tłumacząc, że myślami ostatnio byłeś gdzie indziej.

Trener tłumaczył mi, że nie mogę mieć wątpliwości przy podejmowaniu decyzji. Ale powtórzę: to była pierwsza tego typu sytuacja w mojej karierze. W przyszłości już będę wiedział, jak w takich momentach reagować, żeby móc się szybciej określać. Kolejna lekcja.

To co ostatecznie przeważyło szalę na korzyść Śląska? Jacek Magiera sporo na ten temat mówił, podkreślając, że Legia nie ma na ciebie pomysłu, bo wcześniej cię nie obserwowała, a Czesław Michniewicz przyznawał, że nie zna tematu i nie optował za twoim sprowadzeniem.

Na pewno brałem te kwestie pod uwagę. Trener Magiera odegrał tutaj znaczącą rolę. Współpracujemy od początku kwietnia i widzę, że mogę z tego wiele wyciągnąć.

Krótko mówiąc, w Śląsku widzisz większe perspektywy na tu i teraz? W Legii być może musiałbyś zaczynać od zera, może nawet znów od rezerw.

Gdybym już szedł do Legii, to nie z nastawieniem, że czekają mnie rezerwy. Chciałbym się pokazać i walczyć o swoje, ale nie chcę tego rozważać. Zostaję w Śląsku i skupiam się na tym, żeby wywalczyć sobie pierwszy skład, a łatwo o to nie będzie.

Ekstraklasy liznąłeś znacznie wcześniej, gdy w sezonie 2017/18 rozegrałeś trzy mecze. Zaliczyłeś m.in. pełny występ w wygranych 1:0 derbach z Zagłębiem Lubin i pewnie sądziłeś wówczas, że kariera znacznie szybciej przyspieszy.

Zdecydowanie. Po meczu z Zagłębiem zagrałem jeszcze z Lechią Gdańsk i moim zdaniem też nie wypadłem źle. Trener Jan Urban po tym spotkaniu jednak mnie odstawił. Tłumaczył, że bronimy się przed spadkiem i nie chce zrzucać na mnie presji w tak młodym wieku, że to doświadczeni zawodnicy powinni wziąć sprawy w swoje ręce. Później już szansy nie dostałem i w nowym sezonie zdecydowałem się na wypożyczenia, podczas których… bywało różnie.

Najpierw udałeś się do Wigier Suwałki, ale w tym samym okienku tam przyszedłeś i jeszcze w tym samym odszedłeś.

Wszystko zostało zrobione na szybko. Chciałem pójść do I ligi, żeby grać i rozwijać się. Trafiłem do Wigier, ale nie była to w pełni przemyślana decyzja. Czułem się tam niechciany. Przyszedłem tydzień przed rozpoczęciem treningów przez chłopaków mających kontrakty. Wigry do tego momentu testowały zawodników z całej Polski i już to było dla mnie dziwne, bo w tym okresie trenowałem razem z tymi testowanymi. Z trenerem nie zamieniłem ani słowa. Gdy już zebrała się cała drużyna, nadal ze mną nie rozmawiano. Nie wiedziałem, na czym stoję, nad czym mam pracować, jakie są oczekiwania. Nie lubię takich sytuacji. Zadzwoniłem do agenta i poprosiłem o skrócenie wypożyczenia, żeby pójść gdzieś indziej. Znów na szybko znaleziona została drugoligowa Skra Częstochowa. Początki też były ciężkie. Skra ma sztuczną murawę, zupełnie nie byłem przyzwyczajony do gry na takiej nawierzchni. W efekcie na wstępie doznałem kontuzji kolana i wypadłem na miesiąc. Jesienią zagrałem tylko jeden mecz, budowałem formę. Wiosną po paru kolejkach wskoczyłem do wyjściowego składu. Skończyło się na jedenastu występach i jednej bramce. Ten pobyt mogę nawet ocenić na mały plus.

Latem 2019 wróciłeś do Śląska i nadal nie miano tam dla ciebie dobrych wiadomości. Pojawiło się kiedyś zwątpienie czy w ogóle uda ci się grać w piłkę na poważnie?

Pierwsze wrażenie dotyczące trenera Lavicki było naprawdę super. Pomyślałem, że może uda się przebić do składu. Wróciłem akurat na obóz przygotowawczy, ale niestety nawet w sparingach rzadko grałem i nie miałem szans się mocniej pokazać. Tylko rezerwy utrzymywały mnie przy piłkarskim życiu. Potem zaczął się koronawirus, sezonu w III lidze nie dokończono i nagle okazało się, że mamy awans. Postanowiłem zostać, żeby ogrywać się na szczeblu centralnym.

Dziś możesz przybić piątkę z Szymonem Lewkotem. Wasze historie są podobne: szansa od Jacka Magiery, wykorzystanie jej, nowy kontrakt i nowe perspektywy.

Dokładnie. Szymona znam od dawna. To świetny zawodnik, stać go na bardzo, bardzo dużo. Rozmawiając o nim z chłopakami z rezerw byliśmy zgodni, że to może być naprawdę klasowy piłkarz. Życzę mu jak najlepiej. Fajnie, że będziemy – miejmy nadzieję – dalej grać razem.

Wasze historie to dowody na selekcyjną słabość w polskiej piłce klubowej? Nie staliście się z dnia na dzień dużo lepszymi piłkarzami, a jednak gdyby nie zmiana trenera, pewnie do teraz bylibyście schowani w szafie.

To przykład, że czasami warto może nie zaryzykować – to złe słowo – ale dać komuś kredyt zaufania. Tych szans wykraczających poza wywiązanie się z przepisu o młodzieżowcu nadal często jest dla młodych chłopaków mało, trenerzy najczęściej wolą bardziej doświadczonych zawodników. Wszystko rozchodzi się o jaja sztabu szkoleniowego. Nieraz wychodzi, że odpowiedni zawodnik znajdował się pod nosem i nie trzeba było szukać daleko.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Radosław Laudański
0
Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Komentarze

13 komentarzy

Loading...