Reklama

Pojedynek gigantów – Hagi kontra Riquelme. Głosujcie na „Bramę dnia”

redakcja

Autor:redakcja

07 czerwca 2021, 09:51 • 5 min czytania 1 komentarz

Wczoraj zgodnie z waszymi głosami tytuł „Bramy dnia” przypadł Davidowi Beckhamowi. Dzisiaj natomiast w naszym cyklu mamy dla was prawdziwy pojedynek gigantów. Starcie Gheorghe Hagiego z Juanem Romanem Riquelme.

Pojedynek gigantów – Hagi kontra Riquelme. Głosujcie na „Bramę dnia”

GHEORGHE HAGI VS TENERIFE (1992)

Gheorghe Hagi wielkim piłkarzem był i basta. Aczkolwiek hiszpański etap jego kariery – po dwa sezony spędzone w Realu Madryt i FC Barcelonie – trudno uznać za udany. Choć pewnie historia potoczyłaby się inaczej, gdyby „Królewscy” w sezonie 1991/92 sięgnęli po mistrzostwo kraju. Akurat w tamtych rozgrywkach rumuński rozgrywający spisał się bowiem świetnie – zdobył 12 goli w La Lidze, dorzucił do tego sporo asyst. Był liderem. Ostatecznie jednak Los Blancos w hiszpańskiej ekstraklasie nie zatriumfowali i działacze madryckiego klubu uznali, iż Real potrzebuje nowego lidera. Hagi również zniechęcił się do Półwyspu Iberyjskiego i zamarzył o nowych wyzwaniach. O grze w Italii.

Jak do tego doszło? Opowiadaliśmy na Weszło:

„To miała być łatwa robota. Real Madryt przybył na Estadio Heliodoro Rodriguez Lopez, by w ostatniej ligowej kolejce sezonu 1991/92 przypieczętować swój powrót na tron i sięgnąć po 26. tytuł mistrzowski. Wystarczyło po prostu wygrać z miejscową Teneryfą. I tyle, sprawa załatwiona. Początkowo wszystko szło zresztą po myśli „Królewskich”, którzy już po 28 minutach prowadzili dwiema bramkami. Wynik na 2:0 podwyższył Gheorghe Hagi, uznawany wówczas za jednego z najlepszych ofensywnych pomocników na świecie. Uderzył w swoim stylu – mocno, z niebywałą rotacją. Trafił bezpośrednio z rzutu wolnego, a futbolówka odbiła się jeszcze od poprzeczki, zanim wylądowała za linią. Gdyby Real zgodnie z planem przyklepał tytuł, Hagi zostałby pewnie obwołany bohaterem madryckiej ekipy. Ale wszystko się spieprzyło.

Wulkan emocji, pupil Ceaușescu. Po prostu Gheorghe Hagi

„Królewscy” kompletnie się rozsypali i jakimś cudem wypuścili dwubramkowe prowadzenie z rąk. Leo Beenhakker, który prowadził w tamtym czasie Real, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. – Prowadziliśmy 2:0, przegraliśmy 2:3. Dziś ludzie w Madrycie pamiętają mnie bardziej z tego meczu niż trzech mistrzostw, które tam zdobyłem. Mieliśmy swój wynik, a nagle przestaliśmy grać. Nasz bramkarz, Buyo, miał słabszy dzień. Butragueno przy wyniku 2:2 nie trafił do bramki z trzech metrów. Hagiemu nie wychodziły kolejne rzuty wolne. Rywale nas dobili – wspominał Holender w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. Równolegle Barcelona ogoliła 2:0 Athletic Bilbao i utrzymała się na mistrzowskim tronie, potwierdzając reputację „Dream Teamu”. Real poniósł podwójną klęskę – przegrał tytuł, jednocześnie przekazując go odwiecznym rywalom”.

Reklama

Biorąc to wszystko pod uwagę, Hagi zapewne niechętnie wraca pamięcią do omawianego spotkania. Opowiadał zresztą o tym w rozmowie z „Marcą” (tłumaczenie: realmadryt.pl). – Czy z VAR-em Real Madryt wygrałby to przeklęte mistrzostwo na Teneryfie? Oczywiście, że tak. To były jednak inne czasy. Wielka szkoda, że nie byliśmy w stanie tego zrobić, ponieważ te wydarzenia wpłynęły na moją decyzję o opuszczeniu Realu Madryt. Wiecie, jaki jest futbol. Uznałem wówczas, że chcę spróbować nowego doświadczenia w innym kraju. I to wszystko mimo faktu, że mój ostatni sezon w Realu Madryt był bardzo dobry. Pamiętam, że zdobywałem dużo bramek w Pucharze Europy. Byłem w pełni zaadaptowany do hiszpańskiego futbolu. Czy żałuję tego odejścia? Oczywiście, w 100%. Jednak takie jest życie – bazuje na decyzjach i szansach. Mimo wszystko moja przygoda z futbolem była genialna. Nie każdy może się poszczycić tym, że grał w Realu Madryt i w Barcelonie.

Co ciekawe, w kolejnym sezonie (1992/93), gdy Hagi reprezentował już barwy Brescii, Real również przystępował do ostatniej kolejki La Ligi jako lider i również wypuścił mistrzostwo z rąk na rzecz Barcelony. „Królewscy” polegli w wyjazdowym starciu… z Tenerife.

JUAN ROMAN RIQUELME VS CUCUTA DEPORTIVO (2007)

Historia Juana Romana Riquelme na zawsze pozostanie słodko-gorzką opowieścią o swego rodzaju niespełnieniu, jakiego doświadczył błyskotliwy rozgrywający, który nie do końca pasował do zmian zachodzących w świecie futbolu. W 2006 roku 28-letni wówczas Argentyńczyk poprowadził Villarreal do półfinału Ligi Mistrzów, ale w kulminacyjnym momencie starcia z Arsenalem zmarnował rzut karny, no i ostatecznie to „Kanonierzy” zmierzyli się z Barceloną w wielkim finale. Potem na mistrzostwach świata w Niemczech reprezentacja Albicelestes – również z Riquelme na kierownicy – imponowała ofensywnym stylem gry, ale poległa w ćwierćfinałowej konfrontacji z Niemcami. Też po karnych.

W karierze Riquelme ten 2006 rok był właściwie punktem granicznym. Końcem europejskiego etapu jego kariery. Wkrótce Roman powrócił do Boca Juniors, skąd na początku XXI wieku wypłynął na szerokie wody. I trzeba mu oddać, że powrócił z przytupem.

Ostatnia taka dziesiątka. Riquelme, dzięki za wszystko!

Xeneizes w 2007 roku sięgnęli po szósty w dziejach triumf w Copa Libertadores. Niewątpliwie nie udałoby im się osiągnąć tego sukcesu, gdyby nie fantastyczna postawa wypożyczonego z Villarrealu Riquelme. Wpływ tego zawodnika na grę zespołu trudno wprawdzie zamknąć w liczbach, ale w tym przypadku statystyki mówią same za siebie – Roman w jedenastu meczach Copa Libertadores zdobył 8 goli i zanotował 5 asyst.

Reklama

My przypominamy dziś bramkę jego autorstwa, która padła dokładnie 14 lat temu, w rewanżowym starciu półfinałowym pomiędzy Boca a kolumbijskim Cúcuta Deportivo. W pierwszym spotkaniu sensacyjnie zwyciężyli Los Motilones, pokonując argentyńską ekipę 3:1. Boca – ku euforii 50 tysięcy widzów zgromadzonych na trybunach La Bombonery – zdołała jednak odrobić straty w drugim spotkaniu. Xeneizes wygrali 3:0, a sygnał do ataku wysłał właśnie Riquelme, który tuż przed przerwą zdobył fenomenalnego gola z rzutu wolnego. W finale Juniors zmiażdżyli Gremio, pokonując brazylijski zespół aż 5:0 w dwumeczu. Riquelme zdobył trzy gole, pieczętując status najlepszego zawodnika turnieju.

Który strzał spodobał wam się bardziej? Zapraszamy do głosowania.

„Brama dnia” to…

gol G. Hagiego
gol J. Riquelme

}catch(e){console.log('error',e)}

***

CYKL “BRAMA DNIA” WSPÓŁTWORZYMY Z FIRMĄ GATIGO – PRODUCENTEM NOWOCZESNYCH OGRODZEŃ, NALEŻĄCYM DO POLARGOS GROUP. BĘDZIEMY WAM CODZIENNIE PRZYPOMINAĆ DWA SPEKTAKULARNE TRAFIENIA, KTÓRE PADŁY DANEGO DNIA. WYBÓR “BRAMY DNIA” NALEŻY JUŻ TYLKO DO WAS.

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
5
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Brama dnia

Ekstraklasa

Kto wchodzi do pucharów, ten na nie zasługuje, ale są opcje mniej i bardziej perspektywiczne

Przemysław Michalak
38
Kto wchodzi do pucharów, ten na nie zasługuje, ale są opcje mniej i bardziej perspektywiczne
Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
8
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?
1 liga

Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Szymon Janczyk
3
Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Komentarze

1 komentarz

Loading...