Reklama

Łukasz Bereta: Mam nadzieję, że Ruch Chorzów pozostanie przy planach dwuletnich

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

06 czerwca 2021, 12:11 • 15 min czytania 5 komentarzy

Łukasz Bereta latem 2019 roku porzucił posadę trenera w Gwarku Ornontowice i przestał nauczać w szkole, żeby ratować Ruch Chorzów, który wówczas spadł do III ligi. Początki miał najtrudniejsze z możliwych, bo pracownicy klubu w akcie desperacji opowiedzieli mediom o swojej sytuacji, drużyny praktycznie nie było, a klub znajdował się na skraju upadku. „Niebiescy” musieli przekładać pierwsze mecze, żeby wszystko poukładać. Nikt wtedy chyba nie sądził, że tak szybko wiele rzeczy uda się odkręcić i zgodnie z planem dwuletnim Ruch będzie się teraz meldował w II lidze. Uczynił to w koncertowym stylu: wiosną wygrał wszystkie mecze, ma na koncie 17 ligowych zwycięstw z rzędu. Z Beretą rozmawiamy o okolicznościach awansu, poważnych kontuzjach przed rundą, pretensjach o odpuszczony Puchar Polski, graniu do końca w wielu spotkaniach, planie na rywalizację szczebel wyżej oraz o nieprzewidywalnych transferach – sprawdził się napastnik niegrający przez trzy i pół roku, a zawiódł chłopak, który zaraz idzie do Widzewa. Zapraszamy. 

Łukasz Bereta: Mam nadzieję, że Ruch Chorzów pozostanie przy planach dwuletnich
Byliście faworytem do awansu, ale jednak rundę zaczynaliście z dwoma punktami przewagi na Polonią Bytom, więc chyba nie sądziliście, że w temacie awansu pójdzie aż tak gładko.

Na pewno nikt z nas nie zakładał, że wygramy wiosną wszystkie mecze i będziemy mieli passę szesnastu ligowych zwycięstw z rzędu [rozmawialiśmy przed sobotnim meczem z Pniówkiem Pawłowice, wygranym 3:2, PM]. Pokonaliśmy naszych największych rywali, czyli Polonię Bytom, która zimą mocno się wzmocniła i było widać, że chce awansować, oraz Ślęzę Wrocław. To bardzo dobre zespoły, a nawet w swoich szeregach po tych meczach mówiły, że ten awans jest przesądzony. My tak nie myśleliśmy. Nie patrzyliśmy za siebie, tylko koncentrowaliśmy się na kolejnym meczu, aby tę przewagę cały czas powiększać i za to dziękuję drużynie. Chcemy wygrywać do samego końca.

W praktyce o wszystkim przesądziło spotkanie z Polonią Bytom. Gdybyście przegrali, przewaga stopniałaby do siedmiu punktów, a tak zrobiło się 13 i znaleźliście się na autostradzie do awansu.

To prawda. Wiedzieliśmy, że te bezpośrednie starcia będą kluczowe. Z Polonią było tym trudniej, że od 25. minuty graliśmy w dziesiątkę, a mimo to wygraliśmy. Drugiego gola strzeliliśmy już w osłabieniu. Pokazaliśmy, że zasługujemy na pierwsze miejsce, bo jesteśmy w stanie zwyciężać w różnych okolicznościach. I gdy gramy jednego mniej, i w samych końcówkach, i przy gorszej dyspozycji dnia.

Co by nie mówić, charakter pokazywaliście. Ze Ślęzą do 88. minuty przegrywaliście 1:2 i wygraliście. Z Wartą Gorzów Wielkopolski zdobyliście dwie bramki w doliczonym czasie i także przeszliście od porażki do zwycięstwa.

Tak naprawdę właśnie dzięki takim meczom ten awans stał się faktem. Mieliśmy coraz większą przewagę, pewność siebie rosła. Wiedzieliśmy, że nawet jeśli nam nie idzie i gramy słabą pierwszą połowę, to w każdej chwili wszystko może się zmienić. Spotkania z początku sezonu czy właśnie te przez ciebie wymienione pokazały, że zawsze walczymy do ostatniego gwizdka. Nieraz byliśmy dużo lepsi, brakowało szczęścia, ale nie przestawaliśmy wierzyć i nawet w 90. minucie strzelaliśmy dwa gole. Pod względem mentalnym na razie w tym sezonie prezentujemy się 10/10.

Reklama
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Był przełomowy moment dla mentalności drużyny w tej rundzie?

Na pewno niesamowitego kopa dawały takie wygrane jak ta w Gorzowie Wielkopolskim. Wiosnę zaczęliśmy od dwóch wysokich zwycięstw, a tam mieliśmy sprawę na ostrzu nożna, trzeba było pokazać charakter i to zrobiliśmy. Generalnie takie zwycięstwa cieszyły najbardziej. Radość po nich była większa niż teraz po 4:0 z rezerwami Miedzi Legnica, którym przypieczętowaliśmy awans. Ogólnie uważam, że pod względem mentalnym cały czas prezentowaliśmy się dobrze, nie oglądaliśmy się za siebie i szliśmy naprzód.

Trzeba oddać Polonii Bytom i Ślęzie, że długo starały się was naciskać. W poprzednich sezonach nadal miałaby duże szanse na awans.

Tak, zwłaszcza Polonia to bardzo dobry zespół. Zimą przeprowadziła ciekawe transfery. Damianem Celuchem zastąpiła Adama Żaka, wzięła też Sebastiana Pączko i Michała Płonkę, czyli zawodników uznanych na tym szczeblu. Poza Żakiem nikt tam nie odszedł, więc całościowo kadra Polonii była silniejsza. Awans też był jej jasno określonym celem. My przez poważne kontuzje straciliśmy zimą Patryka Sikorę i Mariusza Idzika, a do Piasta Gliwice odszedł Mateusz Winciersz, więc w tym czasie się osłabiliśmy, ale koniec końców mieliśmy najwięcej argumentów.

No właśnie, wypominano wam, że zimowe okienko okazało się mało owocne. Bez wątpienia wzmocnieniem został Michał Biskup, można też za takie uznać Piotra Wyrobę, ale pozostali odegrali rolę niewielką lub żadną.

Dokładnie tak było, ale wynikało też z tego, że zawodnicy będący już wcześniej w kadrze na tyle dobrze się rozwijają, że nie jest łatwo ściągnąć z zewnątrz kogoś, kto z miejsca podniesie jakość drużyny. To wyraźny sygnał, że chłopak przychodzący do nas musi być dużo lepszy od tego, którego już mamy. Jeżeli prezentują taki sam poziom, stawiamy na swojego zawodnika.

Michał Biskup to nietypowa historia. Przyszedł do was po 3,5-letniej przerwie od grania w piłkę. Miałeś duże obawy dotyczące tego transferu?

Na samym początku, gdy go jeszcze nie widziałem, miałem wątpliwości, czy to na pewno będzie ktoś, kto stanie się alternatywą dla Mariusza Idzika w ataku. Ale kiedy zobaczyłem go na treningu i pierwszy raz porozmawialiśmy, moje nastawienie się zmieniło. Mimo tak długiej przerwy, nie miał braków motorycznych i był gotowy ciężko zasuwać. Powiedział mi, że grał na „dziesiątce” i „szóstce”, ale zaznaczyłem mu, że szukamy „dziewiątki” i tam go widzę. Stwierdził, że nie ma problemu, od dziś będzie szukał goli i zrobi wszystko, żeby odnaleźć się w zespole. Bardzo fajnie się odnalazł, skromny zawodnik, robiący swoje na boisku. Podkreślę znów, że od początku był świetnie przygotowany siłowo. Przez okres niegrania pracował jako trener personalny, spędzał wiele czasu na siłowni, przygotowywał się biegowo do testów u nas. Widzieliśmy, że parę aspektów musiał jeszcze poprawić, ale zdradzał bardzo duży potencjał siłowy i mentalny. Szarpie i walczy podczas meczów, „dziewiątka” o takiej charakterystyce mi odpowiada. W sparingach od razu pokazał się z dobrej strony, a w lidze strzelał w każdym z pierwszych pięciu meczów. Wszystko zawdzięcza tu sobie, bo w okresie rozbratu z piłką dalej był aktywny fizycznie. Większość zawodników, którym daję szansę, odwdzięczają się na boisku.

Czyli rozumiem, że ten transfer to nie był twój pomysł?

Nie. Wiadomo, że trudno wyskautować zawodnika, który od ponad trzech lat grał jedynie czysto rekreacyjnie. Przed transferem Piotrka Wyroby jeden z agentów powiedział, że ma jeszcze takiego gracza. Doszło to do naszego skauta Karola Michalskiego, który był w kontakcie z tym agentem i dogadali się, że Michał przyjedzie na testy. Czysty zbieg okoliczności, koniec końców z korzyścią dla wszystkich stron. Chyba nikt nie sądził na początku, że to może być aż tak udany ruch. Kluczowy był ten brak zaległości motorycznych. Piłkarsko Michał ma jeszcze kilka kwestii do nadrobienia, ale czas działa na jego korzyść.

Reklama
Jak Michał Biskup tłumaczył tak długi rozbrat z graniem? Zakładam, że ciebie też to interesowało.

Oczywiście go o to pytałem. Powiedział, że po prostu nie dogadywał się w GKS-ie Tychy, pokłócił się z kilkoma osobami i postanowił zejść z piłkarskiej drogi. Mówił, że potrzebował takiej przerwy, bo stracił radość z grania w piłkę. Teraz chciał znów spróbować. To mi wystarczyło, nie dopytywałem o szczegóły.

No i mamy pewien paradoks. Wzmocnieniem okazał się napastnik, po którym wyjściowo wiele się nie spodziewano, a kompletnie zawiódł Bartosz Guzdek, który przecież od lipca będzie w Widzewie. Z Ruchu de facto wyleciał dyscyplinarnie.

Bartka wcześniej osobiście nie znałem, znaliśmy go tylko z obserwacji ligowych. Wiedzieliśmy, że to wysoki, silny i szybki napastnik, który ma duży potencjał. Grał w Rekordzie Bielsko-Biała, znanym z bardzo dobrego szkolenia. W sparingach przekonał Widzew do siebie, ale miał jeszcze zostać w Rekordzie na pół roku. Gdy Mariusz Idzik doznał kontuzji, doszliśmy do porozumienia w sprawie jego wypożyczenia, żeby nam pomógł i zaliczył cenne przetarcie przed Widzewem. Niestety, nie udało się. Chłopak dostał od nas szansę i jej nie wykorzystał. Może go to przerosło. Nigdy nie można przed transferem zawyrokować, że ten wypali, a ten nie. Wiele zależy od charakteru zawodnika i jego podejścia. A prawda jest taka, że w tym względzie wzięliśmy Bartka trochę w ciemno, nie było czasu na wywiad środkowiskowy. Pilnie potrzebowaliśmy nowej „dziewiątki” i musieliśmy szybko działać. Podjęliśmy ryzyko z transferem last minute i w tym wypadku nie wyszło.

Guzdek podpadł tym, że nie przyjechał na mecz juniorów, w którym miał zagrać?

Nie chciałbym rozwijać tego wątku. Poprzestańmy na tym, że miał wtedy wystąpić, a nie wystąpił. Koniec końców rozwiązaliśmy z nim kontrakt pod koniec maja.

Chłopak przyszedł do Ruchu jak za karę?

Trudno stwierdzić. Mówił, że chce grać i pomóc nam. Równie dobrze mógł zostać w Rekordzie, znacznie bliżej domu. Może po prostu sprawa go przerosła. Na pewno pokładaliśmy w nim pewne nadzieje i czuł tę presję. W Rekordzie być może inaczej był traktowany, miał rodziców koło siebie i bardziej go pilnowali. W Chorzowie mieszkał sam, pierwsze przetarcie w życiu poza domem. Niewykluczone, że dlatego nie wyszło. Dla młodych zawodników najlepiej, żeby dorastali jak najbliżej domu, a skok na głęboką wodę wykonali trochę później. Zbyt szybki przeskok może być zgubny.

Co do poważnych kontuzji, nie oszczędzały was w tym sezonie. Przed wiosną wypadli wspomniani Idzik i Sikora. Nie naszło cię wtedy zwątpienie, czy to wszystko uda się utrzymać w ryzach?

Na pewno mocno pokrzyżowało to nasze plany. Sikora, mimo młodego wieku, miał być jednym z tych, którzy pociągną cały zespół. To nasz wychowanek, świetnie prezentował się w poprzedniej rundzie. Dawał nam spore pole manewru. Pasował i do trójki obrońców w systemie 3-5-2, i jako „szóstka” lub „ósemka” przy 4-2-3-1. Z powodu jego kontuzji w trybie pilnym ściągnęliśmy z GKS-u Tychy Anatolija Kozłenkę, a później Guzdek przyszedł za Idzika. Te absencje były dużymi problemami, ale daliśmy radę. Michał Biskup czy Piotrek Wyroba udanie ich zastąpili plus kilku juniorów wchodzących do składu również się sprawdziło.

Można pół żartem, pół serio stwierdzić, że kontuzja Idzika zatrzymała go w Chorzowie?

Zimą już nic nie wskazywało na jego odejście, mieliśmy pewność, że zostaje. Co będzie teraz, nie wiadomo. Są prowadzone rozmowy na ten temat. Gdyby Mariusz od razu przeszedł zabieg artroskopii, dziś byłby już do grania. Lekarze niestety na początku nie byli zgodni, co się dzieje w jego kolanie. Początkowo sądzili, że zerwał więzadła. Nie postawili trafnej diagnozy. Zdecydowano się najpierw na leczenie zachowawcze, które niestety nic nie dało. Mariusz wrócił po miesiącu, zagrał w trzech meczach i strzelił dwa gole, ale nadal czuł ból. Dopiero wtedy poszedł pod nóż i obecnie przechodzi rehabilitację. Sikora z kolei miał olbrzymiego pecha. Trenowaliśmy pod balonem, ciesząc się, że uniknęliśmy biegania po lodzie, i przy przyjęciu kierunkowym noga mu została, przez co skręcił kolano. Najgorsze, że skręcił je już po raz drugi, co nieco wydłuży proces leczenia.

Odkąd zostałeś trenerem Ruchu, zawsze w naszych rozmowach wracał wątek dodatkowej presji, którą rywale próbują narzucać poprzez swoje wypowiedzi i uwagi. Nadal stosują takie zagrywki czy już odpuścili?

Dalej się zdarzały, zawsze wszędzie podkreślano, że jesteśmy faworytem, że musimy wygrać i tak dalej. Znamy już te sztuczki, nauczyliśmy się z nimi żyć i nie robią na nas żadnego wrażenia.

Trener MKS-u Kluczbork, Jan Furlepa po meczu z wami narzekał na dwie niesłusznie uznane bramki Ruchu: po wątpliwym rzucie karnym i zagraniu piłki ręką przy trafieniu do siatki.

Sędziowie mylą się w dwie strony. To nie jest tak, że tylko nam pomogli swoimi błędami. Było wiele sytuacji, w których my też zgłaszaliśmy pretensje. Na pewno nie było tak, że decyzje sędziów wyjątkowo sprzyjały Ruchowi. Byliśmy najlepsi w lidze i to pokazaliśmy. Wiadomo, że gdy wygraliśmy i strzelaliśmy gole, to przy jakichś kontrowersjach czy niejednoznacznych sytuacjach, trenerzy rywali usprawiedliwiali się, że przegrywali przez arbitrów. Tak nie było. Każdy czasem jest pokrzywdzony, a czasem zyskuje. Na koniec suma szczęścia i pecha przeważnie wynosi zero.

Zarejestruj się na Fuksiarz.pl

Graj mecze EARLY PAYOUT. Drużyna prowadzi 2:0 w dowolnym momencie, wygrywasz zakład

Moglibyśmy mówić, że ta runda to dla Ruchu Chorzów bajka, gdyby nie niedawna porażka z Pniówkiem Pawłowice Śląskie w Pucharze Polski na szczeblu wojewódzkim. Niektórzy mieli do ciebie duży żal, że wystawiłeś wtedy głównie juniorów. Dziennik „Sport” napisał nawet, że to pierwsza poważna rysa na twoim wizerunku.

Od początku naszym celem nadrzędnym było wywalczenie awansu. Byłoby super, gdybyśmy wygrali też Puchar Polski, ale muszę myśleć o zdrowiu zawodników. Kontuzje, o których mówiliśmy, mogły wynikać też z przeciążeń. Piłkarze bardzo dużo grający potrzebowali przerwy. Później wygraliśmy w lidze 5:0 z ROW-em Rybnik i było widać, że chłopaki odpoczęli i złapali luz. A puchar był po to, żeby ci, którzy grali mniej, mogli się pokazać. Pniówek potraktował ten mecz bardzo poważnie, wyszedł pierwszym składem. My wystawiliśmy głównie rezerwowych i juniorów, ale taki był plan. Nie można nieustannie opierać się na dwunastu zawodnikach, trzeba dać szansę innym. No i można powiedzieć, że dla niektórych ten mecz stanowił odpowiedź, czy będą dalej w tej drużynie. Treningi i sparingi wszystkiego nie zweryfikują. Myślę więc, że dziś wystawiłbym podobny skład. Mimo wszystko mieliśmy swoje szanse i gdyby nie błędy indywidualne w defensywie, uważam, że mogliśmy ten mecz wygrać.

Co do tego odpuszczania pucharu. Nasz główny rywal Polonia Bytom odpuścił i puchar stulatków, i puchar na poziomie podokręgu, wystawiając młodzież. My mieliśmy inne podejście, chcieliśmy ten puchar wygrać, ale jednocześnie dać pograć zawodnikom, którzy mniej mogli wykazać się w lidze.

Czyli nie przyjmujesz argumentów, że skoro była szansa wystąpić w przyszłym sezonie na szczeblu centralnym Pucharu Polski, to można było wystawić rezerwy na jeden czy drugi mecz w lidze, skoro sytuację i tak mieliście już bardzo komfortową?

W lidze niczego nie zamierzaliśmy odpuścić. Jeden nieudany mecz, gorszy wynik i potem mogłoby być różnie. Chcieliśmy jak najszybciej zagwarantować sobie awans, nie było tu żadnej taryfy ulgowej, zawsze wychodziliśmy najlepszym składem. W pucharze od początku graliśmy składem mieszanym. Termin meczu z Pniówkiem był bardzo intensywnym okresem, rozgrywaliśmy spotkania praktycznie co trzy dni i musieliśmy w końcu dokonać rotacji. A tych rund do wygrania pucharu ŚZPN jeszcze trochę by potem było. Pniówek po wyeliminowaniu nas pokonał ROW w ćwierćfinale, teraz ma półfinał z rezerwami Górnika Zabrze i dopiero wtedy ewentualnie czeka go finał. To nie tak, że jeden mecz decydował o tym, czy Ruch w przyszłym sezonie byłby w Pucharze Polski.

W klubie nie mieli do ciebie pretensji za tę porażkę, działaliście jednomyślnie?

Tak jak mówiłem – zakładaliśmy, że celem nadrzędnym jest awans do II ligi. Puchar Polski to też fajna sprawa, ale tak się złożyło, że musieli w nim grać inni, żeby nie zaburzyć sytuacji ligowej. W klubie nikt nie robił tragedii. Co nie znaczy, że nie chcieliśmy wygrać. Kto by nie wybiegł na boisko, celem było zwycięstwo. Straciliśmy dwa gole po błędach indywidualnych, nawet w takim zestawieniu mogliśmy przejść dalej.

Wkrótce zmierzycie się z drugoligową rzeczywistością. Masz poczucie, że wystarczy zmienić logo rozgrywek na koszulkach i jedziecie dalej czy jednak widzisz, że od razu potrzeba będzie sporo wzmocnień?

Na początku muszę podpisać nowy kontrakt (śmiech). Wtedy będę pewny, że zostanę w klubie po awansie. Jest to na dobrej drodze. Jeśli chodzi o kadrę, na pewno jakieś zmiany są konieczne. Potrzebujemy wzmocnień, bo w tej rundzie nie graliśmy dwudziestoma zawodnikami, tylko czternastoma czy piętnastoma. Aczkolwiek nie chciałbym jakoś mocno przebudowywać zespołu. Wolałbym dać szansę tym, którzy Ruch do II ligi wprowadzili, bo na nią zasługują. Czasu na tworzenie czegoś nowego byłoby bardzo mało. Będziemy mieli tylko 10 dni urlopów, a potem cztery tygodnie przygotowań. Duże zmiany mogłyby być problematyczne. Kilka wzmocnień – tak. Rewolucja kadrowa – nie.

Od czego zależy porozumienie w sprawie nowej umowy?

Na pewno nie od pieniędzy. Nigdy w kontekście Ruchu nie patrzyłem na finanse. Na starcie nawet byłem stratny w tym aspekcie. Musimy się jeszcze zgrać w kilku szczegółach. Jestem stąd, jestem wychowankiem tego klubu i zawsze marzyłem o jego prowadzeniu. Fajnie, że tak szybko się to potoczyło i udało się w stu procentach zrealizować dwuletni plan awansu. Teraz chciałbym poprowadzić Ruch również w II lidze. Jakie będą dalsze plany? Raczej znów kontrakt będzie dwuletni z wizją wykonania kolejnego kroku do przodu. Pierwszy rok byłby na utrzymanie i okrzepnięcie, a drugi na walkę o awans. Wierzę, że klub nie powtórzy błędów z przeszłości. Gdy była I liga, na siłę chciano awansu i skończyło się spadkiem. Gdy była II liga, na siłę chciano natychmiastowego awansu i znów był spadek. Myślę, że wszyscy w Ruchu są mądrzejsi o te lekcje i wyciągnęli wnioski.

Z tego wynika, że przy dalszym wypełnianiu założeń, Ruch w 2025 roku zamelduje się w Ekstraklasie.

Tak by wychodziło. Jeszcze dwa punkty do odhaczenia na pamiątkowych koszulkach pozostały. Myślę, że jeśli będziemy planowali w perspektywie dwuletniej, a nie rocznej, to będzie dobrze. Co pół roku wymienialibyśmy 3-4 najsłabsze ogniwa i w ich miejsce wprowadzali lepszych zawodników, co byłoby gwarancją rozwoju.

Mówimy o twoim pozostaniu, ale zakładam, że twoja pozycja na rynku trenerskim też rośnie i inne kluby dzwonią zapytać, co tam słychać.

Było kilka zapytań, ale nic konkretnego. Pewnie wynika to z tego, że nikt nie wyobraża sobie, by mogło mnie tutaj nie być. Jestem mocno związany z Ruchem, więc mogą z góry zakładać, że nic z tego nie będzie, bo wiedzą, że finanse nie są najważniejsze. Uważam, że mam w Chorzowie wiele do zrobienia, potencjał jest olbrzymi. Chcę prowadzić Ruch w II lidze i zdobyć wreszcie licencję UEFA Pro. To główne plany na przyszłość.

Coś się dzieje w temacie licencji?

W II lidze tej licencji nie potrzebuję. Zresztą, przy obecnym trybie mógłbym nawet awansować z Ruchem do Ekstraklasy i prowadzić tam zespół posiadając UEFA A. Generalnie jeśli pracujesz ciągle w jednym klubie, to możesz mieć nawet UEFA C i przejść drogę od C-klasy do Ekstraklasy. Mam jednak nadzieję, że moje ostatnie osiągnięcia pozwolą mi się dostać na kurs UEFA Pro i jak najszybciej zdobędę najważniejszą licencję. Na razie wszystkie rekrutacje są odłożone. Ostatnia edycja, na którą miałem nadzieję się dostać, dopiero trwa, odbyło się zaledwie kilka zjazdów. Liczę, że wkrótce wystartuje następna i wtedy znajdę się na liście uczestników.

Na koniec chciałem podziękować drużynie za „niebieski” charakter i za pracę wykonaną w tym świetnym sezonie oraz sztabowi trenerskiemu, który jest bardzo młody, a mimo to się świetnie sprawdził: asystentowi Łukaszowi Molkowi, analitykowi Jakubowi Brzozowskiemu,  naszej legendzie i trenerowi bramkarzy Ryszardowi Kołodziejczykowi, kierownikowi  Andrzejowi Urbańczykowi i fizjoterapeucie Filipowi Czapli.

Dziękuję również osobie z klubu, która na początku mojej pracy powiedziała, że z tym składem i sztabem to co najwyżej będziemy walczyć o utrzymanie. Była to ogromna motywacja dla nas wszystkich!

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...