Reklama

Sparingi przed turniejami? Nie wyciągajmy pochopnych wniosków

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

01 czerwca 2021, 17:33 • 6 min czytania 5 komentarzy

Często mówi się, że formuła meczów towarzyskich odeszła do lamusa i jest zupełnie niepotrzebna. Szczególnie w dobie sezonów ligowych po brzegi wypakowanych meczami, co można uznać za mocny argument w obronie tej teorii. Trzeba jednak mieć na uwadze, że okoliczności rozgrywanych sparingów nie zawsze są takie same. Choćby te przed wielkimi turniejami niewątpliwie mają rację bytu, bo pozwalają selekcjonerom doszlifować pewne elementy. I o ile da się dostrzec w nich wartość jako jednostkę treningową czy taką, która buduje mentalność, o tyle przeszłość pokazuje, że w kontekście gry na MŚ czy ME nie powinniśmy wyciągać po meczach towarzyskich zbyt pochopnych wniosków.

Sparingi przed turniejami? Nie wyciągajmy pochopnych wniosków

Mówiąc wprost, mecze towarzyskie nie mają zbyt dużego przełożenia na to, co widzimy na mundialach czy mistrzostwach Europy ze strony reprezentacji Polski. To klucz, który możemy wręcz w pewnym stopniu świadomie zlekceważyć.

MŚ w 2002 – Estonia

Turniej w Korei Południowej i Japonii zaczynaliśmy 4 czerwca meczem z gospodarzem. Doskonale pamiętamy, jak potoczyły się nasze losy. W łeb z Koreą i Portugalią, a na koniec wygrane spotkanie z USA. Klasyka gatunku, gdzie jesteśmy jedną nogą poza rozgrywkami już po pierwszej kolejce fazy grupowej. Kadra Jerzego Engela miała świetne eliminacje, w których przegrała tylko jedno spotkanie. Ale jako że mundiale rządzą się swoimi prawami, można było się spodziewać, że tak kolorowo nie będzie. Sęk w tym, że wtedy, niedługo przez rozpoczęciem turnieju, trudno było bazować na tym, jak wygląda zespół. Polska rozegrała bowiem zaledwie jeden mecz towarzyski i to dwa tygodnie przed turniejem.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

1:0, strzelcem gola wchodzący z ławki Maciej Żurawski. Po tym meczu wiedzieliśmy niewiele, ba, nawet mniej niż zakłada norma podczas sparingów. Nie było ani trudnego testu w warunkach bojowych, ani tzw. gierki strzeleckiej, gdzie można zbudować luz w grze ofensywnej. Coś takiego w historii sparingów przed turniejami w XXI wieku miało miejsce tylko raz. Nawet mimo faktu, że wygraliśmy, wiadomo, jak wyglądała nasza przygoda. Do zapomnienia.

Reklama

MŚ w 2006 – Chorwacja i Kolumbia

Cztery lata później pod wodzą Pawła Janasa ponownie pokazaliśmy, że w meczach o honor jesteśmy specjalistami. Ówczesna kadra zagrał wedle identycznego schematu: dwie porażki i zwycięstwo. Czy można było spodziewać się czegoś takiego po meczach towarzyskich? Cóż, szału na pewno nie było, bo w dwóch sparingach na przełomie maja i czerwca ulegliśmy Kolumbii i pokonaliśmy Chorwację. 1:2 i 1:0, wtedy gole strzelili Jeleń i Smolarek. Nasza gra nie powalała na kolana, pojawiały się obawy.

Z drugiej strony ktoś mógł pomyśleć, że przecież nie zagraliśmy z ogórkami i wstydu po sobie nie zostawiliśmy (no, choć ten gol bramkarza…), ale to wciąż było zbyt małe pole do interpretacji pod kątem turnieju. Inaczej stwierdził trener Janas, który, widząc wątpliwe efekty w postaci gry jednym napastnikiem, postawił na taki wariant na MŚ. Mówiło się, że za bardzo uwierzył w to jedno, konkretne spotkanie towarzyskie.

ME w 2008 – Macedonia, Albania i Dania

To była kolejna partia meczów towarzyskich, w których nie strzeliliśmy więcej niż jednego gola. To była pewna tendencja, jedyny pewny klucz jak do tej pory, jeśli chodzi o sparingi przed turniejami. 1:1 z Macedonią (Matusiak), 1:0 z Albanią (Żurawski) i 1:1 z Danią (Krzynówek). Wówczas panowały stonowane nastroje, choć do analizy było więcej materiału. Obecność Leo Beenhakkera dawała nadzieje, że to może być obiecujące Euro. Tym bardziej że z Duńczykami zagraliśmy naprawdę nieźle i powinniśmy ten mecz wygrać. Karnego nie trafił Żurawski, a dobre okazje na bramkę mieli Dudka czy Krzynówek. Po tym spotkaniu w Chorzowie, które dało pozytywne akcenty, można było myśleć, że powalczymy o wyjście z grupy z Chorwacją i Austrią, zostawiając Niemcy w innej kategorii. Tak się jednak nie stało. Zdobyliśmy tylko jeden punkt.

ME w 2012 – Łotwa, Słowacja, Andora

Wyjątkowy turniej, bo organizowany w naszym kraju. Pompka była spora, balonik urósł do naprawdę dużych rozmiarów. Tym bardziej, że rozegraliśmy najlepsze mecze towarzyskie w XXI wieku. Trzy mecze, trzy zwycięstwa. Bilans 6:0 i optymistyczne nastroje. Tylko… Cóż, rywale, lekko mówiąc, nie byli z najwyższej półki. To nieco zamazało obraz siły reprezentacji Franciszka Smudy. Można by wręcz powiedzieć, że pozytywne rezultaty, szczególnie strzelanina z Andorą (4:0), uśpiła czujność polskich piłkarzy. Tamte spotkania nie powiedziały nam właściwie nic nowego o kadrze. Tylko to, że Smuda ma swoją jedenastkę, której nie zmieni na turniej po meczu z outsiderami. Jak się okazało, najlepsze sparingi nie przełożyły się na wynik podczas Euro. Zdobyliśmy dwa punkty i znów nie wyszliśmy z grupy.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Reklama

ME w 2016 – Holandia i Litwa

I teraz paradoksalnie najlepszy turniej, a najgorszy okres sparingowy. Kiedy wygrywaliśmy z lepszymi rywalami lub takimi o podobnej klasie, poszczególni selekcjonerzy wierzyli, że to dobry omen. Nawet mimo faktu, że najczęściej mieliśmy ogrom szczęścia i oddawaliśmy inicjatywę, byliśmy zespołem mniej produktywnym. W meczach ze słabeuszami zaś dowiadywaliśmy się jedynie, że potrafimy strzelać bramki. Brakowało tego zimnego prysznica, wyciągnięcia wniosków na ostatniej prostej. Czegoś, co miało miejsce pięć lat temu.

Wtedy ekipa Adama Nawałki przegrała z Holandią i popisała się bardzo słabą grą w defensywie. Słabe krycie w polu karnym, złorzeczenie na Pazdana i tak dalej. Tego samego Pazdana, którego kibice nazywali później ministrem obrony narodowej, a więc równie dobrze można powiedzieć, że tamto spotkanie nie miało żadnego znaczenia. Lub miało, takie, że piłkarze dostali wcześniej wspomniany zimny prysznic. To był jedyny taki okres przed Euro, kiedy mogliśmy sprawdzić się z rywalem z absolutnego topu. Wyszło nam to na dobre, choć przegraliśmy 1:2. Potem mieliśmy jeszcze 0:0 z Litwą, co w ogóle wprawiło kibiców w nastroje poważnego zwątpienia. Nie było zatem dobrego meczu na osłodę, pojawiało się wiele znaków zapytania, a mimo to zagraliśmy najlepszy turniej w XXI wieku. Może tak właśnie trzeba?

MŚ w 2018 – Chile i Litwa

Mecze towarzyskie z Chile i Litwą były momentem, kiedy Adam Nawałka próbował jeszcze formuły z trójką obrońców i wahadłowymi. Nie działało to zbyt dobrze, chętniej widzieliśmy udoskonalanie planu A, a nie tworzenie planu B na kilka miesięcy przed turniejem w Rosji. Selekcjoner się jednak uparł, a efekty dobrze znamy. Co do sparingów – remis 2:2 i zwycięstwo 4:0. Takie wyniki tworzyły lepszą aurę niż w 2016 roku, były w naszej grze obiecujące akcenty i jednak zaufanie do tej kadry po sukcesie we Francji. Ale, jak się okazało, sparingi nie miały totalnie żadnego znaczenia w obliczu nietrafionych przygotowań fizycznych i selekcji piłkarzy, którzy nie byli w optymalnej formie. Mogliśmy wygrywać nawet po 5:0, a i tak mielibyśmy ciężkie nogi na mecze z Senegalem, Kolumbią i Japonią.

Dlatego też trzeba oceniać sparingi inną miarą albo w ogóle traktować je z przymrużeniem oka pod kątem tego, co możemy pokazać na turnieju. Lepiej wyciągać te elementy, o których mówi Paulo Sousa, dostrzegać je w trakcie meczu. Wynik potraktować jako sprawę drugorzędną, choć wiadomo, że im skuteczniejsza będzie nasza kadra, jeśli chodzi o realizowanie założeń selekcjonera, tym lepszy będzie końcowy rezultat. Ale jakie nie byłyby wyniki z Rosją i Islandią, powiedzmy, że oba w łeb, i tak nie ma co mówić słów pokroju „lepiej na to Euro nie jedźmy”.

OBSTAWIAJ MECZE POLSKI W FUKSIARZ.PL!

Polska wygra z Rosją - kurs 2,36

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...