Reklama

Mistrzostwo niechcianych graczy. Geneza triumfu Atletico

Piotr Stolarczyk

Autor:Piotr Stolarczyk

23 maja 2021, 15:54 • 6 min czytania 5 komentarzy

Atletico Madryt z całą pewnością nie wywalczyło mistrzostwa w efektownym stylu. Niektórzy nawet powiedzą, że to trochę ubogi mistrz, bo w trakcie sezonu stracił 28 punktów. Na samym finiszu zaś siłą woli przepychało kolejne mecze na swoją korzyść. To prawda. Ale z drugiej strony Los Colchoneros napisali kawał pięknej historii. W pewnym momencie wszystko wskazywało na to, że demony z przeszłości znowu zaznaczą swoją obecność – ekipa z Wanda Metropolitano kolejny raz zaprzepaści szansę na sukces. Natomiast, mimo cierpień i przeciwności losu, nie pozwoliła na to, by została zepchnięta z piedestału. Ten wielki triumf to przede wszystkim ogromna zasługa zawodników odrzuconych przez poprzednie kluby. Zawodników, którzy udowodnili, że zbyt pochopnie postawiono na nich krzyżyk.

Mistrzostwo niechcianych graczy. Geneza triumfu Atletico

Sukces odrzuconych piłkarzy

Widok świętujących sukces Luisa Suareza i Marcosa Llorente stanowi najlepsze podsumowanie zakończonych rozgrywek La Liga. Niesamowicie zagrali na nosie swoim byłym pracodawcom. Wrzucili kamyczek do ogródka działaczom, który stwierdzili, że w sumie to nie są już potrzebni, że nie są już w stanie niczego wielkiego zaoferować. Tylko futbol potrafi brutalnie zweryfikować błędy. I tak oto niespełna rok po odejściu z katalońskiego klubu, urugwajski napastnik wywalczył kolejne mistrzostwo Hiszpanii, a fani Barcelony zastanawiają się, co byłoby, gdyby w ich drużynie wciąż występował „El Pistolero”.

Choć jeśli spojrzymy na statystyki strzelonych bramek, to Barca wypada pod tym względem zdecydowanie lepiej od Atletico – zanotowała 85 trafień, podczas gdy „Los Rojiblancos” 67. Tak więc nie do końca problemem Katalończyków był brak rasowego napastnika, a już na pewno w kontekście zaprzepaszczonego końcowego triumfu w La Liga należy uznać to za zbyt duże uproszczenie. Sęk w tym, że to Diego Simeone miał w swoim posiadaniu bezcenny skarb. Miał w swoich szeregach piłkarza, który w trudnych momentach potrafił zapewnić jego drużynie wygraną.

21 goli i 3 asysty w 32 spotkaniach to nie jest jakiś kosmiczny wyczyn Luisa Suareza. Jasne, to bardzo dobre osiągnięcie, niemniej nie zwala z nóg. Jednak najbardziej istotne jest to, jaką wagę miały te bramki. A niezwykle wydatnie przyczyniły się do mistrzostwa. Otóż „El Pistolero” aż siedmiokrotnie zaliczył trafienia, które przechyliły szalę zwycięstwa korzyść jego drużyny, z czego część w końcówkach rywalizacji. Zresztą, wystarczy podać przykład  gola w 88. minucie meczu przedostatniej kolejki z Osasuną – dzięki niemu Atletico urwało się ze stryczka. Tak samo trafienie pieczętujące mistrzostwo jest bardzo wymowne. W najlepszy możliwy sposób zobrazowało, jak istotną rolę odgrywał Urugwajczyk – w przypadku tarapatów wjeżdżał cały na biało.

 500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Kazus Suareza to jedno, ale drugą kapitalną historię napisał w tym sezonie wyżej wspomniany Marcos Llorente. Wielu ekspertów zgodnie powtarza: MVP sezonu. A cały czas mówimy o piłkarzu, którego Real pozbył się lekką ręką. Obecnie jest chyba największym wyrzutem sumienia Zinedine’a Zidane’a. Natomiast Diego Simeone zadawał sobie sprawę, jak dużo może zyskać profitów z jego gry, jeżeli umiejętnie będzie go budować. No i stworzył z byłego zawodnika „Królewskich” lidera z krwi i kości swojej ekipy. Llorente zaliczył spektakularną przemianę. W dodatku jest uniwersalnym żołnierzem swojego dowódcy – może zagrać praktycznie w każdej strefie.

Reklama

Bez jego profesjonalnego podejścia trudno byłoby mu w wieku 26 lat wspiąć się na wyżyny swoich możliwości. Określa się go mianem: tytan pracy. Ma bzika na punkcie zdrowego odżywania. Kumulacja wszystkich tych czynników dała efekt w postaci kluczowego zawodnika zespołu, który zakończył sezon z double-double – 12 goli i 11 asyst. Po prostu – główny architekt odniesionego sukcesu  „Los Rojiblancos”.

Jan Oblak i żelazna defensywa

Kolejną bardzo ważną postacią zespołu był słoweński golkiper. Zwłaszcza w końcówce sezonu ratował kolegom skórę. W wyjazdowym spotkaniu na Camp Nou może i nie był mocno zapracowany, ale gdy przyszło co do czego, to w tylko sobie znany sposób zatrzymał strzał Leo Messiego, wieńczący znakomitą indywidualną akcję Argentyńczyka. W przypadku porażki, Atletico po kilku miesiącach musiałoby opuścić fotel lidera. A tak zgarnęło – jak się potem okazało – bardzo cenny punkt.  To jeden z wielu przykładów, kiedy Oblak zaprezentował wielki kunszt bramkarski. W pamięci też zapadła wybroniona jedenastka w samej końcówce meczu z Alaves – Przy stanie 1:0 dla jego drużyny wyczuł Joselu. Pewnie znalazłoby się jeszcze kilka jego genialnych momentów, jednak 18 meczów z czystym kontem i skuteczność interwencji na poziomie 80% mówi samo za siebie. Z kolei Thibaut Courtois 17 razy nie wpuścił bramki w lidze (76% skutecznych interwencji).

Warto też dodać, że bardzo pomocna dla Oblaka okazała się postawa defensywy. „Los Colchoneros” stracili najmniej goli w lidze (25). Bez wątpienia wyróżniającym się graczem linii obrony był Stefan Savić. W poprzednich sezonach przytrafiały mu się banalne błędy, lecz w tym stanowił najbardziej pewny punkt formacji odpowiedzialnej za destrukcję.  Nie każdy bohater nosi pelerynę. Czarnogórzec nie jest aż tak oczywistym wyborem do panteonu gwiazd Atletico, tylko bez jego pracy w defensywie na pewno zespół częściej schodziłby z placu gry pokiereszowany.

Najmniej wpadek

Jasne, Atletico nie uniknęło niespodziewanych wtop. Od razu przychodzą na myśl sensacyjne niepowodzenia z Levante, gdy wydawało się, że w madryckim zespole wszystko doskonale gra i huczy, a tu nagle w dwóch meczach z tą ekipą wywalczyło ledwie oczko. To nie tak, że tylko Real i Barcelona w niewytłumaczalny sposób traciły punkty. Świeżo upieczeni mistrzowie mają swoje za uszami. Co ciekawe – jeśli spojrzymy na bilans gier meczów z drużynami TOP 4, „Los Colchoneros” wypadają znacznie gorzej od Realu. I to właśnie ten języczek u wagi.

Bilans meczów z czołową czwórką:

  1. Real Madryt: 4 wygrane, 2 remisy – 14 punktów
  2. Atletico Madryt: 2 zwycięstwa, 2 remisy, 2 porażki – 8 punktów
  3. FC Barcelona: 1 wygrana, 2 remisy, 3 porażki – 5 punktów
  4. Sevilla: 1 wygrana, 2 remisy, 3 porażki – 5 punktów
Reklama

Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!

Real może strasznie żałować straty punktów z Cadiz, Alaves czy Elche. Opinia o tym, że mistrzostwo zdobywa się wygrywając z dołem tabeli, jest dość mocno oklepana, ale w przypadku Atletico ma swoje potwierdzenie. Generalnie drużyna z Wanda Metropolitano – znana głównie z „cierpienia”, czyli taktyki nastawionej na szybko uzyskane trafienie i obrona wyniku – prezentowała w minionych rozgrywkach futbol oparty na wysokim pressingu. Zdecydowanie częściej była to ofensywna gra, choć nie brakowało tej nierzadko perfidnej pragmatyczności i wyrachowania.

Oczywiście, że na finiszu Atletico niesamowicie ślizgało się. Kilkukrotnie uciekało spod ostrza gilotyny i w to w okolicznościach, w których nie miało prawa wyjść cało. W ostatnich pięciu kolejkach straciło raptem dwa oczka. Może i nie były to przekonujące wygrane, z tym że liczył się głównie końcowy wynik, a „Los Colchoneros” wręcz do perfekcji opanowali sztukę wychodzenia z opresji.

Możemy się zżymać na to. Możemy wskazywać, że 86 punktów to najsłabszy wynik mistrza od sezonu 2007/08, kiedy to Real zwyciężył rozgrywki La Liga z 85. oczkami. Tylko nie zmienia to faktu, iż Diego Simeone i spółka odnieśli wielki triumf. Sukces, na który mocno zapracowali – przede wszystkim fenomenalną postawą w rundzie „jesiennej”.

fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...