– Chciałbym naprawdę pokrzyżować jego plany, żeby to o mnie mówiło się w sobotę wieczorem, a nie o nowym rekordzie Roberta Lewandowskiego. 40 bramek to fajny wynik. I taki może już zostać – stwierdził parę dni temu Rafał Gikiewicz w Kanale Sportowym. Jak się okazało, nie rzucał słów na wiatr. Był bliski tego, by zostać bohaterem wszystkich tych, którzy nie chcieli nowego rekordzisty. Ale nie pierwszy raz przecież: na boisku dzieje się zazwyczaj to, czego chce Lewandowski.
Zacznijmy jednak od tego, co widzieliśmy nie na murawie, a w internecie. Była masa żartów, że Gikiewiczowi należy odebrać obywatelstwo, nie wpuszczać do kraju i tak dalej. Kogoś to może bawić, kogoś nie, ale patrzymy na to tak, że w ten sposób wiele osób po prostu doceniało Gikiewicza za swoją postawę między słupkami. Bronił dobrze, powstrzymywał najlepszego piłkarza świata, więc śmiechem w kontekście bicia rekordu otrzymywał pochwały.
Ale jest też druga strona medalu. Czyli ludzie, którzy żyją chyba pod głazem:
Wpadłem na Instagrama, co większość tak chwali, że kulturka, bez hejtu, nie to co ten obrzydliwy Twitter… pic.twitter.com/BSQjDeSw1w
— Kamil Kania (@KamillKania) May 22, 2021
Naprawdę trudno powiedzieć, co niektórzy mają w głowach, pisząc takie wysrywy, ale pewnie niewiele. Ustalmy więc jedno, chociaż dla wszystkich tutaj powinno być to oczywiste – Gikiewicz jest profesjonalistą. Pomagać Lewandowskiemu mógłby w reprezentacji Polski, gdyby był powoływany, a dzisiaj był po prostu jego rywalem. Augsburg grał z Bayernem. Jeden pracuje dla Augsburga, drugi dla Bayernu. Proste. Gikiewicz miał swoją robotę do wykonania i starał się ją zrobić jak najlepiej, bo rekordu Lewandowskiego nie włoży do garnka. A produkty kupione za kasę od Augsburga już owszem.
Puszczał inne strzały, ale przecież nie robił tego specjalnie, trudno było wyjąć uderzenie Kimmicha, prawda? Chciał bronić wszystko, natomiast tak się składało, że w jego zasięgu były uderzenia Lewandowskiego. Gdyby w pierwszej połowie Robert przymierzył dokładniej, na przykład podnosząc piłkę przy próbie z ostrego kąta, Gikiewicz nie miałby szans. A to Lewandowski zostawiał furtkę Gikiewiczowi do tych obron.
W części wymagały one sporego kunsztu, refleksu, prawda, natomiast to uderzający powinien sprawę załatwiać lepiej.
I byłby to wieczór Gikiewicza, natomiast w końcu przyszła dla niego feralna końcówka. Feralna, bo pewnie mógł ciut lepiej zachować się przy strzale Sane. Owszem, Niemiec załadował mocno, natomiast polski bramkarz wypluł piłkę przed siebie. Tym samym zostawiając Lewandowskiemu furtkę, tak jak on wcześniej bramkarzowi. I to jest sport, gra błędów, nawet na najwyższym poziomie.
Swoją drogą zabawne – Lewandowskiemu pomógł Sane, który po prostu strzelił na bramkę, a nie ci, którzy w nawet najlepszej sytuacji starali się jeszcze szukać dośrodkowania.
W każdym razie tym dziwnym meczem Gikiewicz pointuje swój udany sezon. – Wszyscy sobie zdają sprawę, że bez moich interwencji byłoby krucho z punktami – mówił we wspomnianym wywiadzie. I to nie jest pycha, tylko realna ocena. Rafał ma w Kickerze średnią not 2,82. To szósty wynik w lidze.
Dzisiaj Gikiewicz starał się tylko tę dobrą dyspozycję potwierdzać. Jak na profesjonalistę przystało.
Fot. Newspix