Reklama

Ależ nas zaskoczyliście! Nieoczywiste plusy tego sezonu Ekstraklasy

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

19 maja 2021, 11:28 • 10 min czytania 29 komentarzy

Ekstraklasa miała w tym sezonie swoje czołowe postaci, w przypadku których spodziewano się, że będą grały pierwsze skrzypce. Raczej nikt nie jest zdziwiony, że Filip Mladenović w Legii spisywał się jeszcze lepiej niż w Lechii, Jakub Świerczok ponownie imponował błyskotliwością jak przed wyjazdem z Zagłębia Lubin do Bułgarii i tak dalej. Mamy jednak również sporo nazwisk, które wznosiły się często nad poziom ponadprzeciętny i niekoniecznie było to oczywiste. Przed startem rozgrywek raczej byśmy większych pieniędzy na eksplozję ich formy nie postawili. Dla kogo zakończony właśnie sezon okazał się lepszy niż zakładaliśmy?

Ależ nas zaskoczyliście! Nieoczywiste plusy tego sezonu Ekstraklasy

Nieoczywiste plusy sezonu 2020/21 w Ekstraklasie

Patryk Kun

Patryk to fajny gość, ale długo kojarzył nam się głównie z tym, że jest szybki, dynamiczny i… to tyle. O ile w Rakowie na poziomie I ligi jeszcze miał niezłe statystyki, o tyle pierwszy rok po awansie zdawał się potwierdzać, że jednak pewnych ograniczeń chyba nigdy nie zniweluje. A tu zaskoczenie. Kun ma za sobą więcej niż przyzwoity sezon, praktycznie przez cały czas był pewniakiem u Marka Papszuna. Wreszcie zaczął podejmować lepsze wybory w ofensywie, co przełożyło się na konkrety. Gol, trzy asysty i jedno kluczowe podanie na kolana i tak nie rzucają, ale nie do końca oddają postęp wykonany przez tego piłkarza. Trzeba jeszcze doliczyć dwa wywalczone rzut karne, po których trafiali inni, a kilka asyst zabrali mu koledzy, nie wykorzystując jego dograń. Według wyliczeń Ekstrastats.pl, Kun stworzył partnerom siedem sytuacji, czyli rezerwy z ich strony były. W każdym razie, raczej nie przez przypadek najlepszy sezon tego zawodnika w Ekstraklasie zbiegł się z sukcesami Rakowa.

Doszło nawet do tego, że Maciej Wąsowski z “Przeglądu Sportowego” rzucił jego nazwisko w kontekście wahadła w reprezentacji. – Spokojnie do tego podchodzę. Nigdy nie otrzymywałem żadnych sygnałów ze sztabu kadry, więc nie ma się co grzać na zapas. Jakaś szansa zawsze istnieje, zwłaszcza że ustawienie Paulo Sousy z wahadłowymi by mi odpowiadało, ale najpierw muszę grać jeszcze lepiej i poprawić statystyki. A wtedy może, może… Najważniejsze, żeby nie dokładać sobie dodatkowej presji i robić swoje. Jeżeli dobrze pracujesz, reszta sama przychodzitak to niedawno komentował u nas sam zainteresowany.

Tiago Alves

Pierwszy rok w Piaście Gliwice miał niemalże stracony. Po części przez kontuzje, po części przez brak gotowości do spełnienia wymagań Waldemara Fornalika. Trener chyba nadal nie jest do niego w pełni przekonany – przynajmniej w kontekście wyjściowej jedenastki – ale Portugalczyk potwierdził wreszcie, że może być ważnym elementem zespołu jako rezerwowy. Licząc wszystkie fronty, rozegrał zaledwie 672 minuty. Mimo to w lidze miał pięć goli i asystę, a w Pucharze Polski zdobył dwie bramki, w tym tę z Legią Warszawa na wagę awansu do półfinału.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Reklama

Alves często potrafi być efektowny, choć mimo bardzo dobrej średniej goli w stosunku do minut, jeszcze nie zawsze w pełni efektywny. Może właśnie dlatego nadal jest głównie zmiennikiem. W Ekstraklasie wystąpił 21 razy, z czego 17-krotnie wchodził na boisko z ławki. Pełnego występu nie zaliczył ani razu. Można zakładać, że najlepsze dopiero przed nim i dopiero w najbliższym sezonie pokaże pełnię swoich możliwości.

Patryk Szysz

W poprzednim sezonie mocno rozczarował. Na dłuższą metę nie sprawdzał się jako napastnik. Wydawało się, że na skrzydło został upchnięty trochę na siłę, ale im dalej w las, tym lepiej się na tej pozycji odnajdywał. Wiosną był chyba najlepszym i najrówniej grającym zawodnikiem “Miedziowych”. To on najczęściej ciągnął ich ofensywę. Papier wszystko potwierdza –  Szysz z ośmioma golami wygrał klubową klasyfikację strzelców. Asystę ma zaledwie jedną, lecz to wina jego kolegów, bo okazji stworzył im aż osiem.

Chłopak okrzepł i nabrał pewności siebie, dlatego chwilami potrafi robić rzeczy zdecydowanie ponadprzeciętnie. Przewrotką na Cracovii będzie mógł się chwalić do końca życia.

Michał Szromnik

Pod koniec sezonu wygryzł Matusa Putnockiego ze składu Śląska Wrocław, co już wiele mówi. Szromnik zdążył rozegrać 11 meczów ligowych, za które ma u nas średnią not 5.73. Żaden z bramkarzy pod tym względem nie był lepszy. Urodzony w Gdańsku 28-latek kilka razy imponował spektakularnymi interwencjami, takimi z gatunku robiących różnicę. Owszem, czasami zdarzało mu się też popełniać proste błędy czy nawet samemu prokurować zagrożenie, ale przeważnie z nawiązką te chwile słabości rekompensował.

Michał Szromnik ma już 28 lat, a tak naprawdę na seniorskim poziomie rozegrał wcześniej dwa pełne sezony: w Arce Gdynia (2013/14) i Chrobrym Głogów (2019/20). Oba na szczeblu pierwszoligowym. Do Ekstraklasy przebił się dopiero teraz i trudno nie zakładać, że dopiero zaczyna się rozkręcać.

Reklama

Mateusz Kuzimski

To jedna z tych romantycznych historii, które wszyscy lubimy. Latami przebijanie się w niższych ligach, wyjazd zarobkowy i pakowanie warzyw w Anglii, danie sobie jeszcze jednej szansy i powolny happy end. Kuzimski po sezonie z piętnastoma golami w I lidze dla zdegradowanej Chojniczanki Chojnice, przeszedł do Warty Poznań, która miała być skazana na pożarcie w Ekstraklasie. Nikt nie przecież nie zakładał jej awansu, nawet w samym klubie celem było po prostu utrzymanie. Praktycznie nikt niczego nie oczekiwał.

A tu proszę – Warta napisała piękną opowieść drużynową, a Kuzimski niemal równie ciekawą indywidualną. Siedem goli i cztery asysty w zespole grającym najczęściej do bólu pragmatyczny futbol to naprawdę dobry wynik. Przez 3/4 sezonu mówiliśmy o napastniku, który potrafił zrobić coś z niczego i wystarczało mu dosłownie pół sytuacji, żeby trafić do siatki. Końcówka była już nieco słabsza. Kuzimski w ostatnich jedenastu występach strzelił tylko jednego gola. Zdarzało mu się marnować bardzo dobre okazje, a w kilku przypadkach zaczynał mecze na ławce, ustępując miejsca w składzie Adamowi Zrelakowi. W Warcie jednak nadal na niego liczą, o czym świadczy podpisanie nowego kontraktu.

Jakub Bartkowski

Nominowanie go do piątki najlepszych obrońców w ogóle w całym sezonie to bez wątpienia przesada, co nie zmienia faktu, że Bartkowski pozytywnie zaskoczył. I to mimo fatalnego występu z Rakowem na koniec, który nie miał już żadnego znaczenia dla miejsca Pogoni Szczecin w tabeli.

Do grudnia piłkarz ten grał incydentalnie, przegrywając rywalizację z Davidem Stecem. W końcu jednak dostał poważniejszą szansę i od razu ją wykorzystał. Do solidności defensywnej dołożył konkrety ofensywne: strzelił gola ze Śląskiem Wrocław, dołożył cztery asysty i dwa razy wywalczył rzut karny. Wiosną z pewnością znajdował się w trójce najlepszych prawych obrońców/wahadłowych Ekstraklasy, zaraz po Josipie Juranoviciu i Franie Tudorze. Nagrodę już otrzymał w postaci przedłużonej umowy z “Portowcami”. Teraz pora sprawdzić się w europejskich pucharach.

Kamil Biliński

Gdyby nie on, Podbeskidzie spadłoby znacznie wcześniej niż w ostatniej kolejce. Biliński swoimi jedenastoma golami długo trzymał je przy życiu. Tym bardziej trudno zrozumieć, dlaczego na finiszu tak oszczędnie korzystano z jego usług. Tłumaczenia, że był zmęczony nie do końca przekonują.

Trudno było zakładać, że to “Bila” będzie drugim najskuteczniejszym Polakiem tego sezonu Ekstraklasy. Przecież pół roku wcześniej przyszedł do Bielska i w I lidze przeważnie pełnił rolę rezerwowego. Do awansu dołożył się raptem dwiema bramkami. Gdyby nie kontuzja Marko Roginicia, pewnie także na najwyższym szczeblu długo byłby zmiennikiem. A tak zaczął grać od początku, od razu dwukrotnie pokonał Martina Chudego z Górnika Zabrze i dalej poszło. Biliński, podobnie jak Kuzimski, potrafił strzelać z bardzo nieoczywistych sytuacji. Według danych Ekstrastats.pl, z regularnie grających napastników ma najlepszą średnią liczby strzałów do goli: potrzebował zaledwie 3,36 uderzenia, by trafić do siatki. Tylko Tomas Pekhart potrafił się do zbliżyć do tego wyniku (3,55).

Po spadku Kamil Biliński zapewne jako jeden z niewielu zawodników bielszczan może liczyć na pozostanie w Ekstraklasie.

Rafał Strączek

Nic nie zapowiadało tego, że eksploduje akurat w Ekstraklasie. Cały jego wcześniejszy dorobek to osiem meczów w I lidze. Sam Strączek myślał już nawet o rzuceniu piłki, o czym opowiadał nam w marcu.

“Był taki moment, kiedy nic mi nie szło. Myślałem, że jest dobrze, prezentowałem się obiecująco, ale nagle ktoś sprowadzał mnie na ziemię. Czasami nawet sam musiałem to robić. Przeszkadzały mi również kontuzje, powstrzymywały mnie w najmniej odpowiednich momentach. Tu bark, tam noga. Można było oszaleć, ale też się po prostu załamać. Miałem tego wszystko dość. Wpadłem w dołek psychiczny. Pewnego dnia kuzyn napisał mi, że wyjeżdża do Holandii. Spytał, czy nie chciałbym pojechać z nim. Zaczęły nachodzić mnie takie myśli, żeby skorzystać z tej oferty. Pytałem siebie, ile można jeszcze tak próbować. Kończyć w ten sam sposób, ciągle wracać do punktu wyjścia. Byłem w martwym punkcie. Po długich rozterkach w końcu uznałem, że się nie poddam. Powiedziałem sobie, że spróbuję ten ostatni raz. Nie chciałem później żałować, że nie spróbowałem i zaprzepaściłem sobie karierę. Koniec końców – ta decyzja była słuszna”. 

“Byłem ciągle zsyłany do rezerw. Nikt nie chciał na mnie postawić, nikt mi nie ufał. Słyszałem, że jestem za młody i mogę sobie nie poradzić. Wcześniej pojawiała się też presja o awans, co w ogóle wyrzuciło mnie poza obieg. Trenerzy woleli bardziej doświadczonych bramkarzy. Myśleli, że młodzieżowiec będzie zawalał im mecze. To nie było dla mnie łatwe. Bo ja naprawdę wyglądałem dobrze, starałem się jak mogę, ale za chwilę ktoś podcinał mi skrzydła. To było tendencyjne. Coś takiego wyryło ślad na mojej psychice. Negatywne emocje po prostu się kumulowały”. 

Dopiero trener Dariusz Skrzypczak odważnie na niego postawił i chłopak szansę wykorzystał. Szczególnie wiosną Strączek w paru przypadkach ratował skórę kolegom. Dołożył sporych rozmiarów cegłę do utrzymania. Jedyny większy minus to 0:6 z Wisłą Kraków, ale to były wyjątkowe okoliczności, wtedy w Stali Mielec nikt nie dał rady.

Mateusz Szwoch

Wydawało się, że po odejściu Dominika Furmana Wisła Płock nie będzie miała już głównego asystenta w zespole. A tu Szwoch nie tylko został królem asyst w całej lidze (10), ale jeszcze dorzucił siedem goli i dwa kluczowe podania. Sezon życia. Połowę goli kolegów 28-letni pomocnik wypracował ze stałych fragmentów. Pod tym względem w całej lidze równać się z nim może jedynie Filip Starzyński.

Nie można dorobku Szwocha nie doceniać, bo wychodzi, że mocno maczał palce w dziewiętnastu z trzydziestu siedmiu bramek “Nafciarzy”. Nie można też jednak przeceniać, bo wychowanek Arki Gdynia miewał różne okresy. Trzy asysty nastukał na Podbeskidziu, z Zagłębiem Lubin w obu meczach kończył z golem i asystą. Miał też jednak sporo występów słabych lub przeciętnych. Czasami jedno czy drugie dośrodkowanie ze stałego fragmentu maskowało ogólnie bardzo średnią postawę. Mimo to można mu bić brawo, bo wziął na siebie ciężar gry i został ofensywnym liderem drużyny, a to wcale nie było oczywiste.

Obstawiaj polską piłkę na Fuksiarz.pl

Dziś trzy mecze I ligi

Marcin Cebula

Słowa byłego już prezesa Korony Kielce, Krzysztofa Zająca o tym, by w nowym klubie nie mówili na Cebulę wieczny talent były kiepskim sposobem na pożegnanie, ale na swój sposób okazały się prorocze. Wychowanek złocisto-krwistych po odcięciu pępowiny i przejściu do Rakowa wreszcie eksplodował z formą. Przez rok uzbierał więcej dobrych występów w Ekstraklasie niż wcześniej przez osiem sezonów w Koronie. W końcu oglądaliśmy zawodnika, który nie przeprasza za to, że żyje i jest świadomy swoich umiejętności. Przełożyło się to na sześć goli – w tym piękne z Lechią i Lechem – oraz siedem asyst.

A warto zaznaczyć, że po drodze Cebula wypadał na kilka meczów przez koronawirusa i inne losowe sprawy, co na trochę go wyhamowało. Gdyby nie to, może nawet otarłby się o double-double. Nic straconego w nowym sezonie.

Łukasz Trałka

Futbol jest tak nieprzewidywalnym sportem, że może pozytywnie zaszokować nawet tych, którzy zjedli na nim zęby. Łukasz Trałka przecież niedawno prowadził magazyn o Ekstraklasie w Kanale Sportowym i powoli przymierzał się do życia po drugiej stronie. Gdy Warta wywalczyła awans, wahał się, czy grać dalej, bo miał wątpliwości i co do możliwości zespołu na najwyższym szczeblu, i możliwości własnych.

Na szczęście zdecydował się to ciągnąć i mając 37 lat na karku osiągnął – nie wahamy się użyć tego stwierdzenia – życiową formę. Nie tylko nadal nadawał się na Ekstraklasę, ale jeszcze potrafił w niej robić rzeczy zdecydowanie niebanalne. Pomocnik, którego raczej kojarzyliśmy z szeroko pojętej solidności, chwilami szalał także z przodu: trzy gole, siedem asyst, trzy kluczowe podania. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia. On i koledzy do ostatniej kolejki liczyli się w walce o europejskie puchary i omal do nich nie weszli. Niesamowite rzeczy.

A Trałka zamknął ten sezon chyba najpiękniejszą asystą całych rozgrywek. Szacun.

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
7
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Ekstraklasa

Miał świetną końcówkę roku, teraz przedłużył kontrakt z Górnikiem Zabrze

Patryk Stec
0
Miał świetną końcówkę roku, teraz przedłużył kontrakt z Górnikiem Zabrze

Komentarze

29 komentarzy

Loading...