Reklama

„Chciałem skończyć z piłką. Byłem załamany psychicznie”

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

12 marca 2021, 11:50 • 13 min czytania 2 komentarze

– Byłem ciągle zsyłany do rezerw. Nikt nie chciał na mnie postawić, nikt mi nie ufał. Słyszałem, że jestem za młody i mogę sobie nie poradzić. Wcześniej pojawiała się też presja o awans, co w ogóle wyrzuciło mnie poza obieg. Trenerzy woleli bardziej doświadczonych bramkarzy. Myśleli, że młodzieżowiec będzie zawalał im mecze. To nie było dla mnie łatwe. Bo ja naprawdę wyglądałem dobrze, starałem się jak mogę, ale za chwilę ktoś podcinał mi skrzydła. Coś takiego wyryło ślad na mojej psychice – mówi Rafał Strączek, bramkarz Stali Mielec. Porozmawialiśmy o jego początkach, życiowych wartościach, trudnym okresie w karierze, błędach Stali Mielec czy ludzkiej zawiści. Zapraszamy.

„Chciałem skończyć z piłką. Byłem załamany psychicznie”
Dlaczego zostałeś bramkarzem?

Od dzieciaka miałem takie zamiłowanie, żeby kopać w piłkę. Chodziłem na podwórko z kuzynami, lubiłem strzelać gole, aż w końcu kuzyn Radek powiedział mi, że powinienem bronić. Nie wiem, dlaczego, ale wtedy się go posłuchałem. Stanąłem między słupkami i całkiem nieźle mi to wychodziło. Tak już zostało.

Kuzyn Radek powinien dostać jakiś ekwiwalent.

Tak, można tak powiedzieć! Radziu mnie namówił, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Na bramce szło raz lepiej, raz gorzej. Najważniejsze jednak, że to mi się podobało. Wiesz, rzucanie się na piłki, tarzanie w błocie, zdarte kolana na betonie. To było pasjonujące, dawało fajną adrenalinę. Jako że od najmłodszych lat radziłem sobie coraz lepiej, uznałem, że trzeba iść w profesjonalizację. Poddałem się szkoleniu.

Mogłeś rozwijać się w realiach podwórkowych. Jesteś jednym z ostatnich roczników, który zna je doskonale.

Oj, tak. Zdecydowanie. Bardzo się cieszę, że mogłem w takich warunkach dorastać. Wychowywałem się na wsi, gdzie wychodziliśmy na boisko ze znajomymi o poranku, a wracaliśmy późną porą. Mama zawsze wołała na obiad, ale nie zawsze potrafiła mnie przekonać. Piłka była najważniejsza. To nie jest to samo, co teraz. Dzisiaj młodzież spędza całe dnie przy komputerze czy telefonie. Mniej w tym wszystkim sportowych wartości, których można się nauczyć tylko na podwórku.

Jakim byłeś nastolatkiem?

Nie byłem łatwy w obyciu! Daleko mi było do grzecznego dziecka, bo zawsze coś głupiego przychodziło mi do głowy. Sądzę jednak, że w domu nie sprawiałem specjalnych problemów. Słuchałem się rodziców. Nie ciągnęło mnie również do negatywnych rzeczy, które w moim środowisku niestety istniały. Mama zawsze dozowała mi wszystkiego po trochę i dobrze podpowiadała, także ogółem mogę powiedzieć, że zostałem dobrze wychowany. Dzięki mamie jestem ogarnięty życiowo. Panował i do tej pory panuje w moim życiu rozsądek.

Reklama
Wyróżniałeś się jako utalentowany bramkarz? Nie miałeś 18 lat, a już broniłeś w 3. lidze.

Robiłem, co kochałem. Zawsze dawałem z siebie wszystko. Dlatego rozwijałem się, widziałem własną progresję. Talent był, bo treningów bramkarskich nie miałem zbyt wiele do pewnego momentu. To, co potrafiłem i podpatrywałem u najlepszych, przekładałem na boisko. Wszystko wychodziło naturalnie.

Jak reagowałeś na porażki?

Nienawidzę przegrywać do dzisiaj. Nie podchodziłem do tego jednak za bardzo emocjonalnie, bo nie spodziewałem się, że piłka da mi kiedyś na chleb. To była czysta pasja. Tyle że nie zawsze wygrywaliśmy, co mnie bolało w szczególności. Jestem takim typem człowieka, któremu trudno przemówić, że przegrał, a ktoś inny wygrał.

W pewnym momencie mogłeś przegrać sam ze sobą. Myślałeś o skończeniu z piłką.

Był taki moment, kiedy nic mi nie szło. Myślałem, że jest dobrze, prezentowałem się obiecująco, ale nagle ktoś sprowadzał mnie na ziemię. Czasami nawet sam musiałem to robić. Przeszkadzały mi również kontuzje, powstrzymywały mnie w najmniej odpowiednich momentach. Tu bark, tam noga. Można było oszaleć, ale też się po prostu załamać. Miałem tego wszystko dość. Wpadłem w dołek psychiczny. Pewnego dnia kuzyn napisał mi, że wyjeżdża do Holandii. Spytał, czy nie chciałbym pojechać z nim. Zaczęły nachodzić mnie takie myśli, żeby skorzystać z tej oferty. Pytałem siebie, ile można jeszcze tak próbować. Kończyć w ten sam sposób, ciągle wracać do punktu wyjścia. Byłem w martwym punkcie.

Po długich rozterkach w końcu uznałem, że się nie poddam. Powiedziałem sobie, że spróbuję ten ostatni raz. Nie chciałem później żałować, że nie spróbowałem i zaprzepaściłem sobie karierę. Koniec końców – ta decyzja była słuszna. Strasznie trudno byłoby mi wyobrazić sobie życie bez piłki. Spędziłem przy niej całe życie i życzę sobie, żebym mógł to robić do końca swoich lat, kiedy będę jeszcze sprawny do gry. Nie interesuje mnie nic innego. Wiem, że różnie mówi się na temat piłkarzy, którzy stawiają wszystko na jedną kartę. Ale ja już tak mam. Decyzja o wyjeździe do Holandii nie wynikałaby z chęci, tylko z przymusu. Nie chciałbym stawać naprzeciw czemuś podobnemu w przyszłości.

Czułeś się w tamtym okresie niedoceniany?

Tak. Byłem ciągle zsyłany do rezerw. Nikt nie chciał na mnie postawić, nikt mi nie ufał. Słyszałem, że jestem za młody i mogę sobie nie poradzić. Wcześniej pojawiała się też presja o awans, co w ogóle wyrzuciło mnie poza obieg. Trenerzy woleli bardziej doświadczonych bramkarzy. Myśleli, że młodzieżowiec będzie zawalał im mecze. To nie było dla mnie łatwe. Bo ja naprawdę wyglądałem dobrze, starałem się jak mogę, ale za chwilę ktoś podcinał mi skrzydła. To było tendencyjne. Coś takiego wyryło ślad na mojej psychice. Negatywne emocje po prostu się kumulowały.

Reklama
To był najtrudniejszy moment w twoim życiu do tej pory?

Tak. Nie miałem trudniejszych sytuacji. Byłem załamany psychicznie. Chciałem przenieść najlepszą wersję siebie na realia meczowe, ale czułem się blokowany. To naprawdę niefajne uczucie, kiedy ktoś ewidentnie w ciebie nie wierzy, mimo że ma argumenty, żeby zrobić inaczej.

Gdybyś zrezygnował z piłki, zawiódłbyś tych, którzy wierzyli. I samego siebie również.

Zgadzam się. Najbardziej bolałoby zmierzenie się z samym sobą. Zawiódłbym też trenera bramkarzy, Bogusława Wyparło, który poświęcał na mniej swój wolny czas po treningach. Bardzo we mnie wierzył, tak jak zresztą cała rodzina.

Uważasz, że to globalny problem? Wiesz, strach trenera przed postawieniem na młodego piłkarza.

Niestety mało który trener jest na tyle odważny, żeby dać szansę komuś, kto nic w poważnej piłce jeszcze nie osiągnął. Boi się o swoje stanowisko, dlatego stawia młodzieżowca na innej pozycji. Tam, gdzie ewentualny błąd nie zagraża wynikom w aż tak dużym stopniu. Młodzieżowiec między słupkami to przede wszystkim duża odpowiedzialność. Mówimy o bardzo niewdzięcznej pozycji.

Patrząc na twoje CV, na dobrą sprawę zrobiłeś przeskok z 3. ligi do Ekstraklasy. 1. ligę obserwowałeś głównie z boku. Jak sobie z tym poradziłeś?

Mówi się, że czasami warto zrobić krok w tył, żeby potem móc zrobić dwa kroki naprzód. Tak właśnie zrobiłem. To nie było jednak wcale takie proste, bo musiałem się zaadaptować do nowych, zdecydowanie wyższych wymagań. W Ekstraklasie zaskoczył mnie fakt, jak bardzo ta liga różni się od zaplecza. Dużo szybsza gra, szybsze myślenie i podejmowanie decyzji. Ułamki sekund decydują, czy zrobiłeś coś właściwie, czy nie. Czasami słyszę, że 1. liga aż tak bardzo nie odbiega poziomem. Nie zgadzam się z tym. Przykład? Jeśli w 1. lidze popełnisz jakiś błąd, przeważnie ktoś zdąży cię zaasekurować i nie tracisz bramki. W Ekstraklasie tak nie jest, co pokazał choćby nasz ostatni mecz z Piastem. Każdy błąd kończył się golem. Słowem: nie ma na nie miejsca. Kara przychodzi szybko.

Wcześniej Patryk Tuszyński takie błędy uwydatnił. To musiało być nieprzyjemna sytuacja dla bramkarza.

To była dziwna sytuacja. Dwóch stoperów skacze do jednej piłki, napastnik wychodzi sam na sam i tworzy się dylemat. Coś takiego nie powinno mieć miejsca. Najpierw błąd, a później moje zaskoczenie.

Błędy w defensywie zamazują prawdziwą jakość Stali?

Myślę, że tak. Zdecydowaną większość bramek tracimy w bardzo głupi sposób. Gramy naprawdę dobrą piłkę w nowej rundzie, ale na własne życzenie wszystko sobie rujnujemy. Nie wiadomo, jak potem na to reagować, a najczęściej nie zostaje wiele czasu na odrobienie strat. Gdyby nie indywidualne błędy, bylibyśmy teraz w zupełnie innym miejscu.

Wkurza cię to?

Zawsze staram się zachować spokój, bo mimo wszystko trzeba wierzyć, że uda się odwrócić losy meczu. Ale jako bramkarz chciałbym grać na zero z tyłu. To dla mnie bardzo ważne. Dlatego kiedy pojawiają się takie rzeczy, po prostu we mnie kipi.

Ale póki co możesz czuć się spokojny o swoją pozycję. Zazwyczaj, kiedy jakiś zespół traci wiele bramek, w defensywie zaczynają się roszady.

Na pewno nie popełniłem błędów, które spowodowałyby, że moja drużyna przegrała. Staram się zawsze trzymać godny poziom, ale niestety nie zawsze się da. Na początku przyzwyczaiłem ludzi, że co mecz wykonuję jakąś spektakularną interwencję, a teraz jest z tym coraz trudniej.

Masz taryfę ulgową. Wiek.

Niby tak, ale zawsze chcę czystego konta. Nie muszę nawet bronić, robić coś niesamowitego. Wystarczy, żebym podpowiadał kolegom czy skutecznie grał nogami. Jeśli nie stracę gola w meczu przy niewielkim wysiłku – będę czuł jeszcze większą satysfakcję. Będę miał wtedy świadomość, że zapracowała na to cała defensywa. To fajne uczucie.

Fajnym uczuciem na pewno jest to, że wywalczyłeś sobie miejsce w Ekstraklasie. Musiałeś być cierpliwy.

Cierpliwość jest jedną z najważniejszych rzeczy w zawodzie piłkarza. Bez tej cechy nie da się grać w piłkę. To samo z pokorą. Wiem, że nie ma innej drogi, niż ciężka praca każdego dnia. Wpaja mi to trener Wyparło i ja sam również jestem już tego w pełni świadomy. Nie ma innej drogi, niż staranie się o lepsze jutro. Ambicje mam duże. Sodówki nie miałem, choć wiem, że wielu piłkarzom odwala w jakiś sposób. Uważam jednak, że nie jestem tym zagrożony.

Masz mocny mental?

Bramkarz musi mieć niemalże stalowe nerwy przy krytyce, jaka może na niego spaść. Napastnik nie strzeli jednej setki w meczu – nic się nie stanie. Bramkarz wpuści szmatę – jest najgorszy, doprowadził do porażki. Nieważne, że wcześniej obronił kilka niesamowitych strzałów. O tym się łatwo zapomina. Jeśli nie masz poukładanej głowy, nie przetrwasz na tej pozycji. Moim zdaniem naprawdę dużo jest fajnych bramkarzy w Polsce, ale zawsze czegoś im brakuje. Gdybyśmy wszyscy stanęli na jednym treningu, myślę, że pokazywalibyśmy zbliżony poziom umiejętności. Ale to są te detale, czyli koncentracja, spokój i pewność dla obrońców, że za ich plecami stoi ogarnięty gość nawet mimo młodego wieku.

Ty byłeś tym ogarniętym gościem w piłce juniorskiej? Czy trzecim-czwartym wyborem?

Byłem numerem jeden. Właściwie nigdy nie siedziałem na ławce, dlatego po przejściu do Stali zderzyłem się ze ścianą. Okazało się, że tak naprawdę nic nie umiem i muszę wiele wypracować, żeby to miano sobie przywrócić.

Między słowami mówisz, że jest przepaść.

Piłka juniorska a seniorska to inna bajka. Największa różnica? Odpowiedzialność. Jako dorosły zawodnik musisz podejmować dojrzałe decyzje, szybko myśleć, dobrze antycypować zagrania przeciwnika. W juniorach nawet jak nie robiłeś tego na odpowiedniej szybkości, i tak to zostawało wybaczane. Tam nie ma czegoś, co w piłce seniorskiej, czyli gry błędów. Drużyna popełniająca je w mniejszym stopniu po prostu wygrywa.

Twoim zdaniem trenerzy w piłce juniorskiej mogliby podchodzić ostrzej do pewnych spraw?

Na pewno wiemy, że za granicą tak właśnie jest. Ale wydaje mi się, że każdy zawodnik ma swój rozum. Powinien wiedzieć, czy ciężko pracuje i jakie obciążenia są dla niego dobre. Pracujesz na tyle, na ile w siebie wierzysz. Jeśli chcesz wyjechać kiedyś za granicę, robisz więcej niż inni. Poprawiasz się, szukasz nowych bodźców. To kwestia świadomości. Tego, kim chcesz zostać.

Widzisz w sobie elementy, które chciałbyś poprawić w szczególności?

Cały czas skupiam się na progresji w grze nogami. Zdaję sobie sprawę, że tego za granicą się wymaga. Kluby na to patrzą, bramkarz musi mieć ten element dobrze opanowany. Mam z tym mały problem, dlatego poświęcam sporo czasu, żeby za jakiś czas wyrobić z tego swój atut.

Czyli twoje ambicje sięgają gry w lepszej lidze niż Ekstraklasa.

Mam wiele marzeń, które chciałbym spełnić. One nie kończą się w Polsce. Chciałbym w przyszłości zasmakować prawdziwego futbolu. Takiego z wyższych sfer, światowego, na wyższym poziomie profesjonalizacji.

Jaki wartościami kierujesz się w życiu?

W młodości obracałem się w złym towarzystwie. To nie byli ludzie, którzy mogliby w pozytywny sposób wpłynąć na moją przyszłość. W pewnym momencie zrozumiałem, że muszę odciąć się od takiego środowiska i obracać się ludźmi, którzy mogą mi pomóc. Zarazić ambicją i żyłką do ciężkiej pracy. Nie chciałem obcować z kimś, kto ciągnie w dół. Nauczyłem się, że właśnie takich wartości trzeba szukać. Istotnych i pozytywnych w kontekście całego twojego życia.

Jakim jesteś człowiekiem?

Przede wszystkim staram się być człowiekiem spokojnym. Wyważonym w tym, co mówi. Lubię też pomagać, zawsze jestem uśmiechnięty. Okoliczności czasami temu nie sprzyjają, ale chciałbym widzieć uśmiech również na twarzach innych. Zależy mi, żeby zarażać ludzi pozytywną aurą.

A czego nie lubisz w ludziach?

Zawiści. Jeśli ktoś ma lepiej, to zawsze musi dostać jakiś kąśliwy komentarz. Nie podoba mi się też, kiedy ktoś wydaje sądy na temat rzeczy, o których nie ma pojęcia. Ten ktoś nigdy czegoś podobnego nie doznał, a wydaje mu się, że wie wszystko. Zachowuje się tak, jakby zjadł wszystkie rozumy. Chciałbym, że ludzie nie grali takich „szefów” wobec innych.

Miałeś osobiście z czymś takim do czynienia?

Tak. Ludzie lubią sobie pogadać w takim kontekście, co jest złą cechą ludzką. Niestety chyba tego nie zmienimy i szczególnie w Polsce tak już będzie cały czas. O, przypomniało mi się, że nie trawię również cwaniactwa. Ono mnie po prostu drażni. Nie mówię o boisku, bo tam rządzą inne emocje. Chodzi o życie, gdzie wielu ludzi ma zwyczaj się wywyższać.

Takie rzeczy jak zawistne komentarze ruszają cię w jakiś sposób?

Kiedyś tak. Dzisiaj jednak już się z tego śmieję, bo wiem, że nie da się z tym walczyć. Kiedy ktoś musi wypluć z siebie złą energię, Internet jest do tego idealnym miejscem. Nie pozostaje wtedy nic innego jak przyjąć taką wiadomość ze śmiechem i ewentualnie coś dobrego dla siebie z niej wyciągnąć. Zresztą – zawsze staram się podpatrywać ludzi pozytywnych. Takich, którzy coś w życiu osiągnęli i mają coś mądrego do powiedzenia jako autorytety. Jeśli chodzi czerpanie wzorców z bramkarzy, nie mam konkretnej postaci. Ze wszystkich staram się czerpać rzeczy, które mogą mi pomóc. Śledzę, jak ci najlepsi reagują na różne sytuacje meczowe, analizuję zachowania na linii, szukam ewentualnych błędów.

Jesteś mocno skupiony na piłce?

Nie, raczej nie. Wyznaję zasadę, żeby podążać od meczu do meczu, ale w wolnym czasie odcinam się od piłki. Oczywiście analizuję swoje występy pod kątem naprawy błędów, jednak głowa musi odpoczywać. Nie może być tak, że ciągle myślisz o pracy. Moim zdaniem to niezdrowe. Dlatego lubię czasami zrobić sobie małą wycieczkę poza miasto, obejrzeć serial, pójść na saunę czy basen.

Brzmisz tak, jakbyś kiedyś przesadzał z myśleniem o piłce.

Masz rację. Na początku okresu w Stali Mielec cały czas myślałem o grze. Nie dawałem sobie spokoju, zostawałem w klubie godzinami po zakończeniu obowiązkowych zajęć. Rolowanie, rozciąganie, dodatkowe sesje treningowe i tak dalej. Ciągle myślałem, co mogę poprawić, ale nie dojeżdżała mi głowa. Przesadzałem. A co za dużo, to niezdrowo. W końcu znalazłem dla siebie złoty środek. Od tamtego okresu wszystko sobie dozuję w takim stopniu, żeby nie zamęczyć się psychicznie.

To może znalazłeś złoty środek na to, żeby Stal się utrzymała?

Wyeliminować głupie błędy w defensywie i poprawić skuteczność w ataku. Często dominujemy, nie wyglądamy jak typowy beniaminek, a ograna drużyna w Ekstraklasie. Statystyki pokazują, że niektóre drużyny są od nas gorsze. Niestety nasze błędy się mszczą i zamiast wygrywać – często remisujemy. Dzisiaj powinniśmy być drużyną ze środka tabeli, ale wspomniane przeze mnie problemy nas ograniczają. Zasługujemy na to, żeby utrzymać Stal w Ekstraklasie. Rozumiem, gdybyśmy grali beznadziejnie, prowadzili antyfutbol. Wtedy nie ma o czym mówić, ze spadkiem można się pogodzić. Ale nie w momencie, gdy krąży nad nami jakieś fatum. Wszyscy wierzymy, że Ekstraklasa w Mielcu zostanie.

Fot. FotoPyk

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Skoki

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Ekstraklasa

Komentarze

2 komentarze

Loading...