Wisła Kraków. Jeden z najbardziej utytułowanych polskich klubów. Jeden z najstarszych, najpopularniejszych, posiadających najszerszą bazę kibiców. A jednak, od lat Wisłę regularnie spotykają rozczarowania, zawody i klęski, jakby karma odpłacała im za lata, gdy niepodzielnie dominowali w lidze. Nie ukrywamy, gdy klub został uratowany przed absurdalną sprzedażą kambodżańsko-szwedzkiej ekipie z Hulkiem Hoganem na czele, spodziewaliśmy się nowego otwarcia. Nowe twarze, które stały za Wisłą Kraków, miały potencjał na odmianę losów tego klubu. Trochę ekscentryczny komputerowiec, piłkarska legenda klubu, powracająca do Ekstraklasy z innej, lepszej piłkarskiej rzeczywistości, rzutki biznesmen. Oczekiwania były spore. Rzeczywistość? Czasem przerasta fikcję.
Absurd goni absurd. Gdyby istniał taki współczynnik, który pozwala obliczyć liczbę tekstów napisanych w negatywnym kontekście o danym klubie Ekstraklasy, Wisła Kraków najprawdopodobniej przodowałaby w takim zestawieniu. Ale nie może być inaczej, skoro tyle wokół niej się dzieje. W ostatnim czasie szczególnie, zaczynając od dramatu pełnego komediowych aktów z Peterem Hyballą, a kończąc na sprawach Aleksandra Buksy czy Tima Halla.
Absurd nr 1: Hall vs Hyballa
Kariera Tima Halla w Wiśle Kraków zakończyła się po jedenastu dniach. Luksemburski obrońca dołączył do drużyny w okienku zimowym, ale szybciutko z niej wyfrunął, w dodatku w atmosferze wielkiej kłótni. Sprawa jego odejścia nie wydawała się jednak tak zero-jedynkowa, na jaką wyglądała. Wisła, a właściwie jej trener, miała swoje za uszami. Być może Hall “Białej Gwiazdy” by nie zbawił. Bardzo prawdopodobne, że tak by było. Natomiast był to kolejny przypadek, kiedy w Wiśle coś nie zagrało z testami medycznymi. Nałożono na zawodnika te same wytyczne, co wobec innych, mimo że aż prosiło się o dodatkowe badania i inne podejście.
Hall przechodził koronawirusa. Wielu profesjonalnych piłkarzy zdradzało, że długo musiało do siebie dochodzić po takim przeżyciu. Nie można wobec kogoś takiego stosować tych samych obciążeń, co do reszty zawodników, a to się właśnie wydarzyło. Powstał kwas, agent piłkarza nazwał Petera Hyballę szaleńcem. Jak się okazało, miał rację. Hall był ofiarą, nie gościem, który trafił do klubu z jakiegoś podwórka bez grama kondycji. Wymiotować na treningu też nie wymiotował, jak pisały niektóre media. Cóż, to była dla Wisły nauczka na przyszłość, że warto trochę lepiej kontrolować to, komu oferuje się dłuższy kontrakt i od kogo trzeba wymagać standardowego zaangażowania w trening. Nie byłoby całej tej absurdalnej awantury, gdyby ktoś choć przez chwilę pomyślał bardziej wymiarowo.
Poza tym – nawet przyjęcie wersji klubu niekoniecznie działało na korzyść Wisły. Bo przecież jeśli Hall faktycznie miał się nie nadawać do profesjonalnego futbolu z uwagi na swoje mentalne ograniczenia – to jakim cudem kilkanaście dni wcześniej podpisał długi kontrakt? Kwestia szeroko rozumianego “skautingu osobowościowego” będzie jeszcze zresztą wracała. W tym tekście, ale i poza nim, tak przynajmniej obstawiamy po dzisiejszych decyzjach Wisły.
Absurd nr 2: BuksaGate
W lutym pisaliśmy o sprawie Buksy w następujący sposób: Możecie potraktować awanturę o Buksę jako tysięczną gównoburzę polskiej piłki, ale naszym zdaniem zalecane jest przyglądać się temu ze szczególną uwagą, a nawet: roztrząsanie jej na szczegóły. Polskie kluby na sprzedaży młodych piłkarzy zarabiają miliony w twardej walucie. Mogą opierać na tym swój budżet. Dzięki takim biznesom wchodzić na wyższą półkę ekonomiczną. To wielka szansa. Ale i spora – nazwijmy rzecz po imieniu – władza przekazana nastoletniemu piłkarzowi i jego otoczeniu, nawet jeśli sportowo nie ma większego znaczenia dla drużyny.
Cóż, nie będziemy mówić, że obserwowaliśmy konflikt interesów ojca Aleksandra Buksy z Wisłą z zapartym tchem. Na pewno była to sprawa godna opisywania, ale też kolejny przykład na niewłaściwe relacje w klubowych kuluarach. Syn nie decyduje o swojej przeszłości, negocjacje przejmuje jego ojciec. Dzieją się rzeczy, które dziać się w profesjonalnym klubie nie powinny. Ucierpiała każda strona, ten casus nie będzie dobrym przykładem do wykładania na uczelniach. Albo będzie, ale jako przestroga.
Czego my tam nie mieliśmy? Okłamanie kibiców i opinii publicznej, bo tak trzeba określić ogłoszenie wszem i wobec, że kontrakt został przedłużony. Katastrofalną komunikację, która zaowocowała wzajemnym “wyjaśnianiem” na łamach prasy. Zarzucanie sobie nawzajem manipulowania zawodnikiem, czy wręcz próby podstępnego przedłużenia umowy. Całość oczywiście mocno zaszkodziła wszystkim zaangażowanym w targi stronom.
Było o tym głośno, choć sprawa rozeszła się po kościach, kiedy wiedzieliśmy już, że Buksa dłużej niż do czerwca w Krakowie nie zabawi. Co wymowne, w tym sezonie zagrał całe 152 minuty. Wtedy myśleliśmy sobie – mogło zdarzyć się każdemu. Dzisiaj kiełkuje myśl – ale jednak, zdarzyło się Wiśle. Jak wszystkie inne dziwaczne sytuacje.
Absurd nr 3: Obidziński vs Wisła (Kuba)
Ta kwestia to oczywiście rok poprzedni, Piotr Obidziński opuścił Wisłę Kraków w kwietniu 2020 roku. Ale ta historia ciągnęła się jeszcze dalej, jej odpryski widzieliśmy również w następnych miesiącach, kiedy m.in. Kuba Błaszczykowski skrytykował Obidzińskiego na łamach Foot Trucka. Panowie wydali sobie małą bitwę w mediach, nie zostawili spraw gabinetowych za sobą. Możemy mówić o konflikcie, o braku zrozumienia i w końcu o rozstaniu. Albo i rozstaniach, których trochę w klubie było wraz z nadejściem “ekipy ratowniczej” na czele z Jarosławem Królewskim.
– Biznesowo myślałem dobrze. Dla moich przyszłych projektów to pewna nauczka – mogę myśleć racjonalnie, mogę podejmować dobre decyzje, ale muszę znajdować też inne sposoby przekonywania moich szefów do swoich racji, sposobu myślenia i postępowania. Według mnie Tomek Jażdżyński jest zaangażowanym, aktywnym nadzorcą i jak czytam teraz jego wywiad, to rozumowaliśmy podobnie, ale z Kubą już nie. Skończyło się, jak się skończyło. Nie potrafiliśmy się dogadać – powiedział w wywiadzie z nami Obidziński.
Kapitan i właściciel “Białej Gwiazdy” przyznał potem, że przyczynami rozstania było m.in. wątpienie Obidzińskiego w sens zatrudniania Artura Skowronka w roli trenera, kiepsko prowadzone negocjacje z Aleksandrem Buksą oraz wreszcie brak sprawnego porozumienia w sprawie obniżki pensji w czasie pandemii koronawirusa. Różne słowa padały z dwóch stron, powstawały różne obozy. Patrząc na inne kluby i to, jak tam rozwiązuje się tego typu sprawy, znów mieliśmy do czynienia z czymś niecodziennym. Spinka prezesa z właścicielami, roztrząsanie tego w mediach – znów, niby mogło trafić się każdemu klubowi w Ekstraklasie. Ale trafiło się Wiśle.
Absurd nr 4: Wisłocki vs Wisła
– Szybko mija czas. 16 lat w Krakowie. 11 lat i 11 miesięcy w Wiśle. Czas powiedzieć “żegnaj”. Dziękuję za wszystko, za wsparcie w pracy i w najtrudniejszych momentach, za ciosy na klatę i w plecy, które były wspaniałą lekcją. Wisła nigdy nie zginie – napisał na Twitterze Rafał Wisłocki, który rozstał się z klubem na dobre 1 marca 2021 roku. To człowiek niewątpliwie dla “Białej Gwiazdy” zasłużony, bo w najtrudniejszym momencie, kiedy klub chylił się ku upadkowi, wyszedł przed szereg z chęcią pomocy. To Rafał Wisłocki trafił do zarządu Wisły Kraków SA w czasie, gdy prezesem piłkarskiej spółki była Marzena Sarapata. To on w czasie, gdy prowadzono negocjacje sprzedaży klubu Vannie Ly i Matsowi Hartlingowi, dostał z ramienia zarządu zadanie ocenienia wiarygodności tychże jegomości.
Jak ta historia potoczyła się dalej – doskonale wiemy. Wałek na wałku. W tej historii Wisłocki był postacią raczej pozytywną, podjął się zadania ratowania spółki przed upadkiem. Swoje zrobił, Wisła przetrwała. Problem powstał wtedy, kiedy ekipa ratunkowa złożona z kilku osób zaczęła różnić się zdaniami na temat dalszej przyszłości. Właściwie standard – kiedy już uda się wszystkich wyprowadzić z płonącego domu, zaczyna się śledztwo – kto wpuścił podpalaczy i w jaki sposób odbudować lokum.
Zaczęła się więc swego rodzaju wojna domowa, Rafał Wisłocki stanął po stronie TS Wisła, której postawę zaczął krytykować na łamach mediów przedstawiciel SA Wisła, Tomasz Jażdżyński. To było zagmatwanie z poplątaniem, nagle koledzy idący ramię w ramię stali się wrogami, całość podgrzewały najświeższe historie z udziałem Towarzystwa Sportowego, które przecież wciąż nie było rozliczone z wyjątkowo mroczną przeszłością. Niezależnie od naszych ocen: z Wisłockiego zrobiono człowieka, który wbija klubowi nóż w plecy. Przepychankom słownym nie było końca, to była kolejna absurdalna wojenka w kuluarach, której próżno szukać w innych klubach Ekstraklasy. Sam fakt, że spierała się Wisła TS z Wisłą SA już sporo mówi.
Absurd nr 5: Błaszczykowski vs Hyballa
– Duża część ludzi zarządzających klubem była przeciwko zatrudnieniu Artura Skowronka. To była autonomiczna decyzja Kuby, co już wtedy mogło być pewnym sygnałem ostrzegawczym. Teraz Kuba musi zadbać o lepsze rezultaty, nie da się ukryć, że jest bardzo obciążony. Mam wątpliwości, czy on do końca rozumie swoją rolę. Kiedy wracał do Wisły, wszyscy się ekscytowali, ale ludzie kochani! Kuba mógł i nadal może czasami pomóc, lecz na pewno nie jest osobą, która popchnie Wisłę do przodu. Nie ma takiej możliwości, to zgrana płyta – powiedział w grudniu Andrzej Iwan na naszych łamach.
Postać Jakuba Błaszczykowskiego ma to do siebie, że często ląduje na szali konfliktu. Jedni uważają, że 35-latka trzeba cenić za pomoc Wiśle, dawać mu nieograniczony kredyt zaufania. Inni natomiast uważają, że relacja powstała w klubie nie jest zdrowa dla jego rozwoju. To znaczy: trochę słabo, że niejako twój pracodawca schodzi do szatni, żeby za chwilę zagrać mecz. Wiadomo – przy profesjonalnym podejściu da się uniknąć toksycznych sytuacji. Ale nie w nieskończoność. No i raz jeszcze: przy profesjonalnym podejściu. Bo tak, to jest sytuacja niecodzienna i raczej niepożądana na poziomie profesjonalnym. W A-klasie – fajnie, zawodnik pracujący w jakiejś fajnej firmie sponsoruje stroje, rzuci kilka groszy na zgrzewkę wody. Ale, zachowując odpowiednie proporcje, coś takiego nie ma prawa bytu w takim klubie jak Wisła Kraków. Cokolwiek Błaszczykowski zrobi, jego pozycja w Krakowie prędzej czy później będzie niosła niechciane skutki.
Dziś mamy pierwszy tak widowiskowy zgrzyt. Najpierw szpila w Hyballę przy świętowaniu gola, chwilę później zwolnienie trenera. Wisła Kraków znów wychodzi na klub, w którym wszystko stoi na głowie, podział obowiązków i przywilejów jest fikcją, a małą tradycją stają się wojny domowe. Nie wiadomo właściwie, czy Błaszczykowski jest jeszcze podopiecznym trenera, czy raczej jego bezpośrednim zwierzchnikiem, w której roli czuje się lepiej, w której roli się znajduje, gdy podczas odczytywania składu jego nazwisko znajduje się na ławce rezerwowych.
Od spektakularnej akcji ratunkowej minęło dwa i pół roku. Klub udało się wyprowadzić na prostą, dziś jego dalsze istnienie nie stoi pod znakiem zapytania. Pytanie tylko, gdzie byłaby Wisła, gdyby moc i energię poświęcaną na wojny domowe, przeznaczała na dalszy rozwój…
Fot. FotoPyk