Reklama

Niewulis: – Przyzwyczailiśmy się do roli faworytów

redakcja

Autor:redakcja

13 maja 2021, 15:23 • 6 min czytania 5 komentarzy

– Niewątpliwie wielu chłopaków do Rakowa dojdzie w ramach transferów, część pewnie odejdzie, skład się może zmienić. Kamil Piątkowski odchodzi, Dominik Holec odchodzi, trzeba za nich sprowadzić ludzi. Ale myślę, że kod genetyczny Rakowa nie zmieni się w europejskich pucharach. Dalej będziemy odważni, ofensywni, nowocześni, przebojowi. Zagramy w nowym stylu. To na pewno będzie coś nowego i mam nadzieję, że szybko się do tego dostosujemy. Nie mówię, że presja miałaby nam spętać nogi, ale po prostu fajnie byłoby grać swoją piłką i dojść gdzieś daleko w pucharach – mówił Andrzej Niewulis, stoper Rakowa Częstochowa, na antenie Weszło FM. Zapraszamy do zapisu tekstowego tej rozmowy. 

Niewulis: – Przyzwyczailiśmy się do roli faworytów
Wicemistrz Polski, zdobywca Pucharu Polski, to brzmi dumnie. 

Jak teraz to powiedziałeś, to zabrzmiało fantastycznie. Dalej to do mnie nie dociera, ale z każdym dniem trafia to do mnie coraz bardziej. A po sezonie to już w ogóle, na dobre.

Chyba jeszcze nie było okazji poświętować. Po finale Pucharu Polski raczej symboliczna lampka szampana niż porządna fiesta, bo zaraz graliście ważny mecz ze Stalą Mielec. 

Tak, poświętowaliśmy symbolicznie w drodze do Mielca. Później skupiliśmy się na meczu. Po wszystkim trochę się pobawiliśmy, nie ma co ukrywać. Szczególnie teraz, gdyby zdobyliśmy wicemistrzostwo, po Piaście. W ostatniej kolejce gramy z Pogonią Szczecin, to już mecz o pietruszkę, ale chcemy go wygrać dla samego prestiżu. Mocne świętowanie czeka nas zaś po sezonie.

Jak bawi się Raków Częstochowa?

Muzyka na pierwszym miejscu. Mamy kilku wodzirejów.

Kto jest królem parkietu?

Ktoś by się znalazł, ale musiałbym się zastanowić…

Reklama
Możesz wskazać siebie. 

Nie, ja to raczej na spokojnie.

Dbałeś o to, żeby izotoników nie zabrakło, mam rozumieć. 

Tak, tak, widzę, że jesteś dobrze przygotowany.

Kto spał z trofeum Pucharu Polski po meczu z Arką? Kto był odpowiednikiem Lewego z nocy po-finałowej Ligi Mistrzów?

Wszyscy byliśmy ochroniarzami Pucharu Polski. Trofeum jechało z nami do Mielca. Wzięliśmy je do autobusu, cały czas było z nami. Teraz jest w gabinecie u prezesa, ale każdy mógł się nim trochę wcześniej pocieszyć.

I tak to już jest, że na końcu i tak wszystko zgarnia prezes!

Teraz to już, wiesz, wszyscy mogli ten puchar sobie dotknąć, poprzytulać, popodnosić, więc nie ma już niedosytu. Nikt nie ma na niego monopolu!

Co pomyślałeś sobie, kiedy Arka wyszła na prowadzenie w finale Pucharu Polski? Presja wam spętała nogi. 

Arka mogła, my musieliśmy. Świetnie się bronili. Nie powiedziałbym, że byliśmy jakoś przesadnie zestresowani. Może to tak z boku wyglądało, ale nieźle do tego podeszliśmy. Wykreowaliśmy trochę sytuacji, dominowaliśmy. Jak straciliśmy bramkę, to nie wyobrażałem sobie, żebyśmy tego nie odrobili, więc od razu wziąłem piłkę i starałem się mocno wpłynąć na zespół. Podobnie Ivi. On dał mnóstwo. I mentalnie, i piłkarsko. Wziął piłkę, już tak naprawdę, nie tak jak ja, zrobił swoje nogami i głową. Fantastycznie poprowadził nas do zwycięstwa w regulaminowym czasie gry.

To jeden z pierwszych razów, kiedy faktycznie byliście faworytami i sprostaliście wyzwaniu. 

Od rundy wiosennej pełnimy rolę faworytów. Trzy pierwsze kolejki były gorsze w naszym wykonaniu, ale ja byłem przekonany, że tylko jak pogoda i boiska staną się lepsze, to się rozpędzimy i ruszymy pełnym galopem do przodu. Przyzwyczailiśmy się do roli faworytów. Ale finał to finał, to jest jeden mecz, nie jest jak w lidze, gdzie możesz stracone punkty zaraz odrobić. Trudno mi wejść w głowę wszystkich, nie uważam, że coś pętało nam nogi, ale mogę się mylić.

Reklama
Nie miałeś problemów z presją?

Nie, dobrze się nastawiałem. Za innych nie będę mówił, bo w niczyjej głowie nie siedzą, ale jak patrzyłem po chłopakach w szatni, to normalnie to wyglądało. Staraliśmy się nie myśleć za dużo. Wszystko wyglądało inaczej. I szatnia, i otoczka.

Raków jest bardzo konsekwentny. Wszystko jest w nim poukładane.

Rzeczywiście, tego głównie wymaga od nas trener Papszun. Zadania są bardzo skonkretyzowane, regularnie szlifowane na treningach i w meczach. A jako że graliśmy natłok meczów, co trzy dni to spotkanie, to swoje robiły też analizy. Sporo się tego nazbierało. Zawsze mamy swój cel. Najgorszy jest dla nas wynik 0:0. Ani bramka dla nas, ani bramka dla nich. Inna sprawa, że ostatnio praktycznie w ogóle nie tracimy goli, poza finałem Pucharu Polski. Trener Papszun mocno nas na to nastawia.

Jesteś mocny w pisaniu raportów pomeczowych, których wymaga od was Marek Papszun?

Bardzo zwracam na to uwagę, chcę wyciągać wnioski, chcę się rozwijać. Mimo swojego wieku. Są momenty, jak na początku rundy, kiedy nie wygrywamy, kiedy zawodzimy, że nieprzyjemnie się do tego siada, ale wtedy to jest najbardziej pożyteczne i miarodajne. Trzeba w to wejść. Teraz, kiedy wygrywamy mecz za meczem, nie tracimy goli, to można pisać z uśmiechem na twarzy, a uważam, że klasą jest równie zaangażowane podejście, kiedy idzie gorzej, kiedy się nie klei. Jestem na tak. Trochę czasu temu poświęcić trzeba, ale są tego plusy.

Jak zmieniliście się przez te wszystkie lata współpracy z trenerem Markiem Papszunem?

Dołączyłem do Rakowa cztery lata temu, kiedy awansowali do I ligi. Ustawienie czasami się zmieniało i czasami się zmienia, ale zazwyczaj jest to trójka w obronie i trójka w ataku. Wokół zmieniają się detale. Jasne, im wyższy poziom, tym dochodzą nowe zalecenia taktyczne, nowe pomysły, jakieś innowacje, musimy się dostosowywać, ale główne założenia pozostają niezmienne. Nie sądzę, żeby filozofia Marka Papszuna w jakikolwiek sposób przez te lata uległa rewolucji. Bardzo dużo zmieniło się za to wśród wykonawców. Przed tym sezonem klub trafił świetnie z transferami. Marcin Cebula, Ivi Lopez, każdego można byłoby wymienić pojedynczo. Stąd jest ten sukces.

To ciężki moment dla szatni, kiedy słabsze elementy muszą odpaść?

Utrzymujemy kontakt z chłopakami, którzy byli u nas długo, ale z jakichś przyczyn musieli odejść, nie odcinamy się. Zdajemy sobie sprawę, jaki jest świat futbolu. Z pewnymi rzeczami trzeba się pogodzić. Na coś się godzimy podpisując kontrakt z Rakowem, bo każdy widzi jak ten klub szybko się rozwija, jaki to wszystko przynosi skutek. Wiadomo, że można kogoś bardziej lubić, że zawsze jest przykro, kiedy ktoś lubiany odchodzi, ale wierzymy, że trener i pion sportowy klubu mają dobre oko, mądrze wszystko analizują sytuację kadrową.

Żałujesz trochę początku rundy? Uciekło wam mistrzostwo. 

To gdybanie, ale nie cofajmy się tak daleko. Wystarczy wrócić do meczu z Jagiellonią. Gdybyśmy wygrali, to można byłoby o to mistrzostwo powalczyć, choć Legia wyrobiła sobie niemałą przewagę. No tak, zawsze można żałować, ale liczy się to, co jest, a nie to, co mogło być. Wicemistrzostwo i wygranie Pucharu Polski to kosmos dla Rakowa.

Z czego jesteś niezadowolony w tym sezonie?

Trudno powiedzieć.

Coś tam znajdziesz. 

Chciałbym, żeby moje mecze były lepsze, żebym popełniał mniej błędów i dał zespołowi więcej z przodu, bo sytuacji bramowych nie brakowało. Czy to jest jednak niezadowolenie? Nie wiem, dużo meczów rozegraliśmy na zero z tyłu, obrócę to w pozytyw. A jeśli chodzi o cały klub, to mieliśmy wszystko i trudno się do czegokolwiek przyczepić.

Szkoda, że sezon bez kibiców na stadionie. 

Tak, i gra w Bełchatowie. Bardzo doceniamy, że mogliśmy tam grać, ale jeszcze fajniej byłoby grać w Częstochowie.

Dużo rozmawiacie w szatni o europejskich pucharach?

Nie za bardzo. Mieliśmy awans do nich zapewniony wcześniej, więc aż tak bardzo nimi nie żyliśmy. Jeszcze kawał czasu do nich, teraz będzie tego coraz bliżej. Niewątpliwie wielu chłopaków do Rakowa dojdzie w ramach transferów, część pewnie odejdzie, skład się może zmienić. Kamil Piątkowski odchodzi, Dominik Holec odchodzi, trzeba za nich sprowadzić ludzi. Ale myślę, że kod genetyczny Rakowa nie zmieni się w europejskich pucharach. Dalej będziemy odważni, ofensywni, nowocześni, przebojowi. Zagramy w nowym stylu. To na pewno będzie coś nowego i mam nadzieję, że szybko się do tego dostosujemy. Nie mówię, że presja miałaby nam spętać nogi, ale po prostu fajnie byłoby grać swoją piłką i dojść gdzieś daleko w pucharach.

ROZMAWIAŁ MARCIN RYSZKA

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Matysiak: Nie tylko piłkarze mogą być dziećmi akademii, trenerzy również [WYWIAD]

Piotr Rzepecki
1
Matysiak: Nie tylko piłkarze mogą być dziećmi akademii, trenerzy również [WYWIAD]
Niemcy

Polski trener w Leverkusen: Bayer ma wizję, by co sezon grać o mistrzostwo

Damian Popilowski
0
Polski trener w Leverkusen: Bayer ma wizję, by co sezon grać o mistrzostwo

Komentarze

5 komentarzy

Loading...