Radomiak w walce o awans idzie łeb w łeb z GKS-em Tychy. Dzisiaj ekipa Dariusza Banasika ograła na wyjeździe Zagłębie Sosnowiec, choć trzeba przyznać – przy wyraźniej pomocy gospodarzy. Bo zwycięski gol dla radomian padł w tej części meczu, w której… nie oddali oni ani jednego celnego strzału.
Skoro tak, to jakim cudem Radomiak wygrał? Bo w nieodpowiednie miejsce głowę wsadził Piotr Polczak. Dośrodkowanie Miłosza Kozaka nie stworzyłoby większego zagrożenia, jednak obrońca poszedł szczupakiem za Mateuszem Radeckim. A że ten w piłkę nie trafił, to tak się złożyło, że Polczak upolował ją w locie i umieścił w bramce tuż obok swojego golkipera. To wystarczyło, bo w sumie zespołowi Dariusza Banasika ostatnio wiele do punktowania nie trzeba.
- Odra Opole – farfocel Nascimento, centrostrzał, który wpadł do bramki – 1:0
- ŁKS Łódź – obrońca pechowo przedłużył do Kaputa, ten strzela – 1:1
- Stomil Olsztyn – gol z karnego – 1:0
No i dziś, samobój. Tym sposobem radomianie uzbierali już 10 „oczek” i pewnie połowa drużyn w lidze chciałaby punktować w podobnym stylu. Na pewno chciałoby tego Zagłębie Sosnowiec, które w przypadku wygranej GKS-u Bełchatów znajdzie się na dnie tabeli. Oczywiście powodem tragizmu w ekipie z południa kraju jest brak skuteczności. Dzisiaj gospodarze ustrzelili słupek, minimum dwa razy dali się poważnie wykazać Mateuszowi Kochalskiemu, a kolejna próba pechowo minęła słupek po blokadzie Mateusza Cichockiego.
Ale cóż, gdy Szymon Sobczak potrafi w meczu zebrać cztery spalone i wywalczyć tyle samo rzutów wolnych, a po stronie strzałów ma okrąglutkie zero, to nie można się dziwić, że Zagłębie punkty gubi.
Zagłębie Sosnowiec – Radomiak Radom 0:1
Polczak (sam.) 46′
fot. Newspix