– Jak wygrywaliśmy Puchar wcześniej, to też mówili, że mieliśmy łatwo. Czy to nasza wina – bez obrażania – że Lechia przegrała z Puszczą? I teraz my mamy łatwo, bo oni wyeliminowali ekstraklasowy zespół? A potem graliśmy z Piastem. To jest łatwa drabinka? Nie wiem, dla niektórych chyba musielibyśmy mierzyć się co rundę z Legią, żeby uznali, że było trudno. To jest głupota. Po to się gra Puchar, żeby teoretyczne słabsze zespoły z choćby trzeciej ligi mogły się pokazać. I do kogo mieć pretensje, że czasem takie zespoły awansują. Trzeba wygrać i tyle. To nie moja wina, że przez pięć lat jesteśmy trzy razy w finale – mówi Marcus Da Silva przed finałem Pucharu Polski.
Mówi się, że ludzie przechodzą drugą młodość, to którą ty masz?
Chyba piątą!
Spodziewałeś się, że będziesz aż tak długowieczny?
Za dużo powiedziane, że się spodziewałem. Wierzyłem w siebie i w to, że jeśli nie będę miał żadnej kontuzji, to zdrowie do biegania dopisze. Nie mam teraz jakiejś wielkiej diety czy czegoś w tym rodzaju – cały czas jestem taki sam. Ale jakbyś zapytał mnie w wieku 25 lat, to powiedziałbym: nie, nie będę grał w piłkę do 37. roku życia.
Dałbyś radę grać ciągle po 90 minut, czy te przerwy i zmiany są ci potrzebne?
Pokazałem w Pucharze Polski z Puszczą, że daję radę. Jeśli będzie potrzeba – na pewno mogę grać 90 minut. Aczkolwiek trudno jest grać 45 minut czy mniej, a potem 90 – odczuwasz to wówczas bardziej. Ale grać 90 minut co tydzień dałbym radę. Skłamałbym jedynie, gdybym powiedział, że dałbym radę tyle biegać co trzy dni.
Będziesz w Arce jako zawodnik na przyszły sezon?
Jestem na to gotowy. Na razie trwa sezon i na tym się skupiamy.
Dostałem informację, że masz ofertę z drugiej ligi katarskiej.
To prawda.
Ale nie chcesz jechać.
Tyle lat jestem w Arce… Każdy chciałby dużo zarabiać, ale nie widzę siebie, by w tym wieku wyjeżdżać tak daleko i zostawiać rodzinę. To musiałoby być bardzo opłacalne.
Czyli to nie są aż tak duże pieniądze, by rzucić wszystko i jechać?
Dużo więcej niż mam tu. Na pewno. Tylko pytanie – czy mi to jest teraz potrzebne? W życiu nie chodzi tylko o pieniądze.
A jak rodzina do tego podchodzi?
Żona na pewno nie jest na „tak”. Musielibyśmy zmienić cały tryb życia. Żona ma tutaj swój biznes, chce stworzyć salon razem z teściem, więc to nie byłoby dla niej po drodze.
Czyli pointując – nie odrzuciłeś oferty, ale raczej odrzucisz?
Nie powiedziałbym tak. Jak nie będę miał czegokolwiek tutaj, to nie odrzucę. Ta oferta przyszła przez mojego przyjaciela, ale muszę się określić w danym czasie.
Przed tobą kolejna szansa, by zapisać się w historii klubu. Macie patent na Puchar Polski?
Jak wygramy, to powiem, że mamy patent. Awansowaliśmy do finału, ale chcemy więcej. Mamy szacunek do Rakowa. Oni są w gazie, to dobry zespół, mają trenera, który buduje tam projekt od lat, mają poukładany schemat. Ale mimo tego chcemy wygrać. Nie poddamy się. Raków nie będzie robił tego, co chce. Pragniemy znów podnieść ten Puchar.
Wkurzają cię głosy o łatwej drabince?
Jak wygrywaliśmy Puchar wcześniej, to też mówili, że mieliśmy łatwo. Czy to nasza wina – bez obrażania – że Lechia przegrała z Puszczą? I teraz my mamy łatwo, bo oni wyeliminowali ekstraklasowy zespół? A potem graliśmy z Piastem. To jest łatwa drabinka? Nie wiem, dla niektórych chyba musielibyśmy mierzyć się co rundę z Legią, żeby uznali, że było trudno. To jest głupota. Po to się gra Puchar, żeby teoretyczne słabsze zespoły z choćby trzeciej ligi mogły się pokazać. I do kogo mieć pretensje, że czasem takie zespoły awansują. Trzeba wygrać i tyle. To nie moja wina, że przez pięć lat jesteśmy trzy razy w finale.
Trochę twoja! Ta drużyna Arki jest dużo słabsza niż ta, która wygrywała z Lechem?
To nie byłoby fair tak porównywać. Lech był wówczas jeszcze bardziej faworytem niż Raków, bo miał zawodników, którzy teraz grają w Bundeslidze i tak dalej. A jeśli chodzi o nas – teraz budujemy zespół, a wtedy był zbudowany. Awansowaliśmy do Ekstraklasy, teraz chcemy się tam dostać. Może byliśmy mocniejsi, nie chcę przesądzać, ale Arka jest obecnie w budowie. W ciągu roku wielu zawodników odeszło, wielu przyszło.
Tamto zwycięstwo z Lechem to jest twoje najpiękniejsze wspomnienie z Arki?
Jedno z nich. Mam kilka meczów w pamięci. Eliminacje z Midtjylland, kiedy strzeliłem dwie bramki. Awans do Ekstraklasy po meczu z Bytovią, kiedy zremisowaliśmy z nimi, a ja miałem asystę. No i mecz z Koroną, który dał nam kolejny awans – tam było 2:1 dla nich, u nas ja strzeliłem bramkę na 1:0 w 84. minucie. Albo mecz z Legią, gdy wygraliśmy 3:1, ja strzeliłem i asystowałem.
Jesteś legendą Arki?
Jestem normalny. Zawsze mi miło, gdy ludzie mnie tak określają, ale jestem normalnym gościem. Piłkarzem Arki Gdynia. Tyle.
Pamiętasz czy tamto spotkanie z Lechem było dla was większym stresem?
Bez przesady, ale czuło się ekscytację związaną z Narodowym. To był pozytywny stres – kurde, jestem tutaj, muszę być odpowiedzialny, zagrać dobrze. Mnie to nakręcało.
Lech was trochę zlekceważył?
Nie chcę mi się wierzyć, że jedziesz na finał i lekceważysz rywala, myślisz, że miał farta, bo dostał się do finału. Im dłużej tam było 0:0, tym nasze szanse wzrastały. Tak samo było z Piastem – to był faworyt. Oni posiadali piłkę, chcieli strzelać. Ale im dłużej im to nie wychodziło, tym bardziej my rośliśmy. Puchar jest specyficzny.
Serce ci stanęło, jak Majewski miał swoją setkę w końcówce?
O Jezu, 90. minuta… Pamiętam, że Sobieraj próbował zatrzymać tę akcję, ale był już mega zmęczony i nie dał rady. Ale jak Majewski nie strzelił, to powiedziałem do kolegów na ławce – bo już mnie Siemaszko zmienił – że wygramy.
Ten mecz będzie inny. W Lublinie, bez kibiców. Będzie trudniej, łatwiej, tak samo?
Nie ma co na to patrzeć. To nie jest pierwszy mecz bez fanów. Gdyby tak – to miałoby znaczenie, dziwne wrażenie, ale cała Polska się do tego przyzwyczaiła. Wiadomo, nie lubimy grać bez kibiców. Żaden piłkarz nie lubi grać na pustym stadionie, tym bardziej taki prestiżowy mecz. Szkoda, że nie będzie nawet 25% stadionu. Ale nie chcę mi się wierzyć, że to może mieć wpływ.
To będzie taki mecz jak z Piastem, kiedy się broniliście, ale zaznaczaliście swoją obecność z przodu?
Piast dominował, ale nie było tak, że myśmy się tylko bronili. Mieliśmy ze trzy dobre sytuacje, jasne oni więcej, przy pełnej skuteczności mogliśmy przegrać 3:5, natomiast to pokazuje, że graliśmy z przodu. Trzeba mieć też szczęście i fajnie byłoby je mieć znowu z Rakowem.
Bez zbędnej kokieterii – jak zobaczyłem, że podchodzisz do ostatniego karnego, wiedziałem, że idziecie dalej.
Byłem mega skoncentrowany. Bramkarz Piasta za każdym razem rzucał się na tę stronę, w którą ja strzelałem. Miałem wrażenie, że będzie chciał zmienić, bo nie udawało mu się bronić i tak się stało. Byłem pewny siebie, świadczy o tym fakt, że jako jeden z pierwszych zgłosiłem się do karnego. Powiedziałem: „chcę być piąty”.
Chciałeś przypieczętować awans?
Tak, czułem, że tak może być. Chciałem dodatkowej presji i wytrzymałem ją.
Dlaczego w lidze wyglądacie nieco inaczej niż w Pucharze?
Nie jest prosto budować zespół. Przyszło kilkunastu piłkarzy, odeszło też kilkunastu. Zobacz na drużyny, które spadły: my, ŁKS i Koronę. ŁKS nie zmienił wielu zawodników i zobacz, jak wystartowali, było widać różnice. Teraz mają swoje problemy, ale dalej są wyżej. Korona? Wymieniła wielu zawodników i jest nisko. My zrobiliśmy dużo zmian, wystartowaliśmy dobrze, natomiast zaczęły się schody. Kontuzje, urazy i tak dalej.
Zmiana trenera cię zaskoczyła?
Chyba nie tylko mnie. Trener Marzec to bardzo w porządku człowiek, dogadujemy się, ale z trenerem Mamrotem było tak samo. Pamiętam, że jechaliśmy na przerwę, trener mówił „do zobaczenia, trzeba się zresetować”, a chwilę później go nie było.
Ty lepiej czujesz się w takiej polskiej szatni niż tej, która była rok temu?
Zdecydowanie. Wtedy było za dużo obcokrajowców. Jak przyjeżdża ktoś do nas, to musi się dostosować, a nie wymagać, by Polacy się zmieniali dla nich. Trzeba sobie pomagać, ale nie wymagać, by wszyscy nad tobą skakali i robili to, co chcesz. Ja na początku miałem trudno, nie umiałem polskiego, angielski nie jest moją mocną stroną, ale chciałem się nauczyć języka jak najszybciej.
Tamci piłkarze nie chcieli umierać za Arkę.
Nie chcę mówić o personaliach, ale jeśli ktoś przyjeżdża tylko zarobić… Szczerze mówiąc: całe szczęście, że ich nie ma. Teraz idziemy w dobrą stronę. Mamy trzech, przepraszam!, czterech obcokrajowców, ale wszyscy się dogadujemy. Ambitne chłopaki. Szatnia funkcjonuje dobrze.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. Newspix