Legia Warszawa została mistrzem Polski, choć miała z kim to mistrzostwo przegrać. Legia Warszawa została mistrzem Polski, ponieważ była najlepszą drużyną w kraju, a nie najmniej słabą.
Owszem, interesuję się polską ligą dostatecznie długo, by widzieć takich mistrzów, którzy najmniej razy wyłożyli się na prostej. Albo wyłożyli się tyle samo razy co inni, tylko czołgali się po żwirze, tłuczonym szkle i ścinkach z płyt paździerzowych ciut szybciej. Uważam jednak, że to nie jest ten sezon i postaram się mieć na to podkładkę.
Legia i jej 59 punktów na tle ostatniego piętnastolecia, biorąc pod uwagę 30 kolejek (chciałem sprawdzać dalej, ale wcześniej akurat wypadały rozgrywki 14-drużynowe, a więc z sezonem rozpisanym na 26 kolejek, dałem sobie spokój):
- 19/20: Legia, 54 punkty
- 18/19: Lechia, 56 punktów
- 17/18: Jagiellonia, 51 punktów
- 16/17: Jagiellonia, 52 punkty
- 15/16: Legia, 55 punktów
- 14/15: Legia, 49 punktów
- 13/14: Legia, 54 punkty
- 12/13: Legia, 62 punkty
- 11/12: Legia, 49 punktów
- 10/11: Wisła, 53 punkty
- 09/10: Wisła, 57 punktów
- 08/09: Wisła, 55 punktów
- 07/08: Wisła, 70 punktów
- 06/07: GKS Bełchatów, 58 punktów
- 05/06: Legia, 60 punktów
Innymi słowy – może 59 punktów to nie jest jakiś historyczny dorobek. Może nie wejdzie do annałów futbolu. Ale to wciąż najlepszy dorobek od ośmiu lat, a ogółem będący w zdecydowanej czołówce wyników.
Ba, rzuca to też inne światło na dorobek Rakowa i Pogoni Szczecin. Były sezony, kiedy Raków i Pogoń mogłyby po 27. kolejkach liderować tabeli. W kolejnych kilku ich strata punktowa byłaby nieznaczna. Zarówno Pogoń, jak i Raków miały w tym sezonie swoje problemy, swoje kryzysy. Ale Legia, z tego co pamiętam, na początku tego sezonu wymieniała trenera, czyli też nie był to sezon kolorowy, bez przestojów, bez wahań.
Taka jest specyfika rozliczania całego sezonu. Jeśli nie jesteś superdominatorem, to na przestrzeni rozgrywek łapiesz dołek. To normalne. Tak samo jak okazjonalne wtopy, które przydarzały się tak Legii, jak i Pogoni, Rakowowi. Niemniej każdy z tych projektów był jakiś. Być może nie od razu – tu patrzę szczególnie na Pogoń – ale jednak. Możemy wskazać cechy wiodące, możemy wskazać, jak kto chciał grać. Możemy też wskazać paru zawodników, których można pokazać gdzieś poza Polską i się nie wstydzić.
Możemy nawet zastanawiać się, co by było gdyby Pogoń i Raków miały skutecznych napastników, prawdziwie seryjnych snajperów. Czy ten wyścig mógłby mieć więcej emocji. Co więcej, szczególnie ciekawy jest tu casus Pogoni, bo jak Raków przespał sprawę, czego symboliczną kwestią pudło Araka na wagę mistrzostwa Legii, tak Pogoń sprowadziła Zahovicia, po którym miała wszelkie prawo spodziewać się wielu bramek. A jednak to nie wypaliło.
Legia nie przegrała ligowego meczu od dwunastu spotkań, Legia przez cały sezon przegrała tylko raz na wyjeździe. Legia strzeliła najwięcej bramek, na ten moment jest drugą – do spółki z Rakowem – tracącą najmniej. Legia zrobiła cztery punkty na Pogoni, sześć na Rakowie, cztery na Piaście, sześć na Warcie, sześć na Zagłębiu, sześć na Lechii, sześć na Śląsku. Powiem odważnie:
To niezła drużyna.
W sumie zaskakująco niezła jak na liczbę trapiących ją kłopotów, widocznych gołym okiem. Od obsady stoperów począwszy, gdzie zgadzam się z narracją, jakoby lepsza ostatnio gra Jędzy i Wieteski mogła na długą metę Legii nawet zaszkodzić, bo może uśpić czujność włodarzy, którzy uznają, że ta dwójka wystarczy na puchary, co mojego zaufania nie wzbudza. Przez kwestię młodzieżowców, bo Slisz za chwilę przestanie nim być czy głębię ławki, szczególnie w kontekście zbliżających się wyzwań, które nie wybaczają tak wiele, co liga.
***
Trwa czas radości kibiców Legii Warszawa, ale nie byłbym sobą, gdybym go trochę nie zmącił. W zasadzie nie muszę się specjalnie wysilać, przypomnę tylko to, o czym każdy kibic Legii doskonale pamięta, tylko aktualnie skupia się na weselszych kwestiach.
Mówię rzecz jasna o tym, że zimowe okienko Legii Warszawa było jednym z najgorszych od lat.
Naprawdę, skala mierności tego okienka aż mnie oszołamia.
Po pierwsze, temu okienku trzeba nadać odpowiedni kontekst: ten kontekst nadał natomiast sam Dariusz Mioduski, mówiąc w grudniu w Canal+ o potrzebie budowy kadry na puchary już zimą. “Latem jest za późno!”, “trzeba podejść do tego odpowiednio wcześniej!” i inne tym podobne, które bardzo mi się podobały, bo to brzmiały rzeczowo, odpowiedzialnie.
I to jest ta różnica między pomysłem a realizacją.
W zasadzie jestem ciekaw: dlaczego aż do tego stopnia rozsądny pomysł Dariusza Mioduskiego rozjechał się z tym, co zrobiła zimą Legia. Wiedzieli, co zrobić. To dlaczego aż tak bardzo tego nie zrobili.
Transfer Muciego na razie nie podlega ocenie, bo to młody chłopak, projekt. Takie mamy realia, że takich zawodników tak szybko się nie ocenia. Dyspozycja Szabanowa nie jest porażką, ale jest pewnym symbolem porażki ogólniejszej, bo Szabanow nie jest zbyt dobry, a i tak jest najlepszy z tych, których sprowadziła Legia.
Przechodzimy więc do dwóch asów ofensywy. Rusyna, który nie gra w rezerwach Legii Warszawa, bo w sumie dlaczego Legia miałaby na niego obecnie stawiać. Rusyna, sprowadzonego w zasadzie nie wiadomo w oparciu o co, bo ewidentnie Rusyn jest wybitnie zaskoczony tym, że nie został sprowadzony od razu do pierwszego składu, a najlepiej do rozdawania kart w drużynie. Chłopak się przeliczył, zostanie ligowym memem, po którym zostaną tylko bajeczki o tym, jak to nie chciał grać na sztucznym boisku, a które tak naprawdę były fochami za to, że nie dostał roli “PIERWSZY WSZYSTKO”. Ale gdzieś przecież za taką historią nie kryją się tylko muchy w nosie Rusyna, ale też brak przygotowania transferu, skoro piłkarz był kompletnie nieświadom roli, w jakiej był sprowadzany.
Dalej mamy Jakszibojewa, który został sprowadzony z kontuzją. Jak to barwnie wytłumaczył Czesław Michniewicz w Sekcji Piłkarskiej Sport.pl, Jakszibojew najpierw w Legii się leczył. Potem, jak się wyleczył, przyszedł ramadan. I było, uwaga, cytat: “Jedziemy na mecz do Zabrza. Rozmawiałem z nim po tygodniu ramadanu. Powiedział mi: „Trenerze, nie pomogę drużynie, bo bardzo słabo się czuję. Odczuwam skutki ramadanu”. Mecz był o godz. 20:30 w Gliwicach, czyli praktycznie od 5 rano do 20 nic by nie zjadł. Uczciwie powiedział, że nie pomoże nam z Piastem”. No fajnie, szanuję, każdy ma prawo do swoich przekonań religijnych. Niemniej Legia sprowadziła zawodnika, który w żaden sposób nie był w stanie wiosną jej pomóc. Wciąż liczę, że okaże się niezłym grajkiem, ale na razie tragikomedia.
O tym wszystkim mówi się dość mało, bo Legia i tak klepnęła mistrzostwo. Ale wyobrażam sobie, o ile więcej zbierałoby batów to okienko, czy nawet taki Jasur za swoje głodowanie od 5 do 20, gdyby sytuacja była na ostrzu noża. Gdyby sypnęło kontuzjami. Tak się nie stało, ale nie zmienia to faktu, że Legia minione okienko zawaliła całkowicie, a nawet sposób robienia transferów – bez przygotowania, głębszego przeanalizowania – jest niepokojący.
To, że mimo braku wzmocnień Legia zdobyła mistrza w spokojny sposób, tym bardziej podkreśla zasługi tych piłkarzy, którzy grali dużo, a także rzecz jasna sztabu.
Ale że tak w pucharach się nie da – tego Legia już zdążyła się chyba nauczyć.
***
Jeden z największych fanów Mariusza Pudzianowskiego w środowisku piłkarskim, pasjonat filmów o Rockym, śpiewający na młynie Ruchu piosenki ku chwale Grażvydasa Mikulenasa, zagra o Premier League.
Wiem, że o Michale Heliku zrobiło się w tym sezonie głośniej niż kiedykolwiek. Nie sądzę, by nie doceniano tego, co zrobił. Ale rzecz w tym, że na każdego polskiego piłkarza, którzy przewinie się przez kadrę, długi cień rzuca to, co pokazał na kadrze. A co Helik pokazał – wszyscy wiemy. Został jednym – w radykalnej wersji – z kozłów ofiarnych, względnie – w mniej radykalnej – z największych przegranych pierwszego zgrupowania Sousy.
I dobrze. Nie moją rzeczą jest być jego adwokatem. Jak jest źle, to trzeba mówić, że jest źle, a na kadrze było raczej źle niż dobrze. Prosta sprawa.
Apelowałbym tylko o to, by to nie przyćmiewało tegorocznych osiągnięć klubowych. To jest dość spektakularna historia, gdy się nad nią zastanowić.
Otóż bowiem scenariusz tego niskobudżetowego filmu wygląda bowiem tak:
- Helik w sezonie 17/18 zostaje wybrany na ekstraklasowej gali najlepszym obrońcą ligi; w naszym rankingu Weszło był trzeci, więc wciąż wysoko,
- Helik ma wtedy 22 łamane na 23 lata, więc, sumując to z nagrodą, doskonały moment na transfer,
- ale nie wyjeżdża,
- siedzi tutaj kolejne dwa lata,
- zachodzi ryzyko, że przespał swój moment, że kiedyś, po czterdziestce będzie opowiadał o przespaniu momentu na transfer prawie jak Citko o Blackburn,
- oczywiście zachowując proporcje,
- i świadomość, że Citko miał lepsze oferty niż Blackburn, tylko Widzew nie chciał o nich słyszeć,
- ale wróćmy do tematu, bo rozpędzę się na temat Citki jak zwykle,
- więc Helik był może nie na jakiejś wielkiej znoszącej, bo to rzetelny defensor, ale nawet po jego transferze pisaliśmy, że Probierz morza łez raczej nie wyleje za tym graczem, bo to nie klasa zawodnika, za którym wylewa się łzy,
- Helik, w sumie dość niespodziewanie, wyjeżdża na zaplecze Premier League,
- trafia, dość spodziewanie, skoro już tam trafił, do jednej z najgorszych drużyn ligi,
- Barnsley w sezonie 17/18 spadło z Championship, Barnsley w sezonie 18/19 awansowało z League One, Barnsley w sezonie 19/20 zajęło 21. miejsce w Championship,
- 21. miejsce, czyli ostatnie bezpieczne, utrzymali się ledwo, ledwo,
- do Helika ta liga niby pasuje, ale też miała pasować do Malarczyka, który skończył podbój Anglii na fotce z Rooneyem,
- ale z Helikiem jest inaczej, gra, odnajduje się, wywalcza miejsce w składzie,
- gra coraz więcej, staje się rewelacją ligi,
- wraz z Barnsley, które zamiast bić się o utrzymanie, powalczą o Premier League,
- a Helik, pod względem not Whoscored, jest aktualnie czwartym piłkarzem ligi, tylko za Emiliano Buendią z Norwich, autorem 14 bramek i 16 asyst; Kiefferem Moorem z Cardiff, autorem 20 bramek; Ivanem Toneyem z Brentford, autorem 29 goli i 10 asyst,
- nawet jeśli noty Whoscored wyznacza algorytm, to tak jest to imponujące, że ściga się z tymi, którymi teoretycznie algorytm w notach powinien tym bardziej sprzyjać.
Uff. Niezły lot. Wypada docenić. I, gdy Helik znowu przyjedzie na kadrę, nie dawać może czystej karty, ale jakąś dozę zaufania, że on jednak co tydzień musi coś prezentować.
Dla mnie zarazem to tysięczny dowód na to, ile się w piłce może zmienić na przestrzeni kilku w zasadzie miesięcy. Ile znaczy jedna trafna decyzja, wskoczenie na właściwą falę. Helik mógł równie dobrze zostać w Cracovii i nie mam złudzeń, pewnie wyglądaliby trochę lepiej, ale też nie wyglądaliby z Helikiem tak, że byłby to diametralnie inny sezon.
***
Już dziś zapraszam was na jutrzejszy odcinek “Dwóch zgryźliwych tetryków”, godzina 10:00, zapraszamy z Kubą też na czat. Porozmawiamy jak zwykle o polskim piłkarstwie, ale również o programie “Hugo” emitowanym niegdyś na Polsacie.
Kto chce, zapraszam na miniony odcinek o Superlidze.
Choć – uczciwie – nie wiem, w jakim celu ktoś z was miałby oglądać dziś materiał o Superlidze. To raptem tydzień temu, a już całkowicie przeterminowany temat. Gdzie nie spojrzeć dowody, jak szybko zasuwa w piłce czas. Powinno się wprowadzić określenie takie, jak “psie lata”, z piłkarskim wariantem. Oczywiście nie mówię tego w ramach zarzutu dla futbolu – to jeden z jego największych atutów: tu nie tyle, że dzieje się dużo. Tu nieustannie dzieje się wszystko.
Fot. FotoPyK