Reklama

Emery pokonuje Artetę. Na Arsenal momentami nie dało się patrzeć

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

29 kwietnia 2021, 23:47 • 5 min czytania 1 komentarz

Unai Emery miał w tym meczu wiele do udowodnienia. Nie dość, że podejmował niezwykle ważną dla całego sezonu Villarrealu rywalizację o finał, to jeszcze mógł zagrać Arsenalowi na nosie. Tam przecież nie tak dawno pracował, więc ten wieczór był dla niego bardziej niż wyjątkowy. Okazał się również zwycięski, dlatego Villarreal ma dobrą pozycję do tego, żeby osiągnąć finał Ligi Europy w rewanżu. Powiedzmy sobie szczerze: Arsenal nie był dzisiaj godnym rywalem. Skiepścił sprawę, grał wolno i przewidywalnie. Obecność dzisiejszej wersji tej ekipy w jakiejkolwiek Superlidze byłaby nieporozumieniem.

Emery pokonuje Artetę. Na Arsenal momentami nie dało się patrzeć

Pierwsze 30 minut zabójcze dla Arsenalu

Cóż, z perspektywy Arsenalu ten mecz dało się zacząć zdecydowanie lepiej. Nie minęło bowiem nawet pięć minut, a Manu Trigueros już pakował piłkę do siatki. Nie była to porywająca akcja Villarrealu, ot, Chukwueze przedarł się w pole karne ze skrzydła, ale robił to w tak niezgrabny sposób, że na chwilę stracił panowanie nad futbolówką. Tylko że zamiast skutecznego odbioru obrońców Arsenalu, tu pozorantami byli Ceballos z Xhaką, zobaczyliśmy sytuacyjny strzał wspomnianego wcześniej hiszpańskiego pomocnika. Gąszcz piłkarzy przed bramką był na tyle duży, że Leno nie miał szans na odpowiednią reakcję. Warto tutaj docenić Foytha, która w mądry sposób wyprowadził akcję z własnej połowy i zaliczył asystę drugiego stopnia. Można powiedzieć, że odkupił swoje winy z ostatniego meczu ligowego, gdzie podarował Barcelonie gola.

Przebieg spotkania po szybkiej zmianie wyniku nie był równomierny. Żadna z ekip nie przeważała, widzieliśmy akcje ofensywne po obu stronach, choć z biegiem czasu jakość piłkarska gości coraz bardziej dawała się we znaki. Powoli rozkręcał się Odegaard, kilka niezłych zagrań rzucił Ceballos. Villarreal natomiast sprawiał takie wrażenie, jakby nie spieszyło mu się do pójścia za ciosem. Hiszpanie nie chcieli się za bardzo otwierać, nie ryzykowali. Ekipa z Londynu napierała coraz bardziej, posłała kilka straszaków w postaci niecelnych strzałów, ale generalnie brakowało jej najważniejszego: konkretów.

Konkretów, które miał Villarreal.

29. minuta, rzut różny. Dośrodkowuje Parejo, przedłużenie głową Gerarda Moreno na drugi słupek, Raul Albiol pakuje gola z najbliższej odległości. W pojedynku hiszpańskich trenerów mieliśmy już 2:0, a Arsenal wcale nie wyglądał dzisiaj na ekipę, która potrafi odrobić taką stratę. Arsenal był po prostu niemrawy, jakby wszelkie trudy sezonu aktywowały się w jednym momencie. Gdyby lepszą decyzję w jednej sytuacji bramkowej podjął Moreno, mielibyśmy nawet 3:0 po 45 minutach. Ponownie kapitalnie wyprowadził piłkę Foyth, tym razem mógł mieć asystę. A jakby tego było mało, znowu ruszył z linii obrony na bramkę, mijał kolejnych rywali, aż Ceballos nie sfaulował go na żółtą kartkę. Oj, Argentyńczyk grał dzisiaj wariata. Hasał tak, że aż miło. Trudno się jednak temu dziwić, skoro nadal jest piłkarzem Tottenhamu i tak samo jak Emery nie potrzebował dodatkowej motywacji.

Sumując pierwszą połowę, można powiedzieć wprost: Arsenal zawiódł po całej linii. Nie dał tak naprawdę ani jednego powodu, żeby pomyśleć, że jest w stanie zdobyć chociaż jedną bramkę.

Reklama

Druga połowa dała Arsenalowi promyk nadziei

Żeby do końca nie zawalić sobie sprawy z szansami na awans do finału, Arsenal musiał ruszyć ze zdwojoną mocą. Nie było innego wyjścia. Niestety dla Mikela Artety zaczęło się robić tylko gorzej, bo jego drużyna od 57. minuty grała w dziesiątkę. Drugą żółtą kartkę otrzymał Ceballos i to całkowicie zasłużoną, bo zrobił taki stempel na nodze rywala, że sędzia mógł podjąć tylko jedną decyzję. Z jednej strony nie była to wielka strata, bo po kilku niezłych podaniach na początku meczu Hiszpan przygasł, ale z drugiej – “The Gunners” podkopali sami siebie. Od tego momentu nie było wątpliwości, że strzelenie choćby kontaktowej bramki będzie ogromnym wysiłkiem. Tak jak fakt, że londyńska ekipa nie potrafiła stworzyć klarownej sytuacji pod bramką Rulliego. Jeśli już ktoś musiał bronić, to kilkukrotnie w kapitalny sposób Bernd Leno. Bramkarz był najjaśniejszą postacią drużyny, co naprawdę wiele mówi o jej występie.

W końcu nadarzył się moment, w którym do Arsenalu uśmiechnęło się szczęście. Bukayo Saka porwał się drybling w polu karnym, wszedł między trzech piłkarzy i wywalczył rzut karny. Na powtórkach wydawało się, że być może kontrowersyjny, bo to młody Anglik kopnął przed upadkiem Triguerosa, nie na odwrót. W każdym razie – Pepe nie był dla Rulliego litościwy. Zdobył kontaktowe trafienie, na które, szczerze mówiąc, podopieczni Artety nie do końca zasługiwali.

W końcówce meczu ponownie błysnął Saka. Na nim Capoue zarobił drugą żółtą kartkę, choć w trakcie faulu i tak nabawił się poważniejszego urazu. Tak czy siak Hiszpanie stracili przewagę jednego zawodnika, więc w ostatnich minutach można było spodziewać się wszystkiego. Emery nie miał powodów do uśmiechu, bo pewny wynik wymykał się spod kontroli. Mogło być nawet 2:2, ale w ostatniej minucie setkę spartolił Aubameyang po wejściu z ławki. Panowie z Londynu mogli pluć sobie w brodę, ale i tak powinni się cieszyć, że udało im się wcisnąć jedną bramkę. Villarreal pokazał klasę i przed rewanżem wydaje się, że właśnie on przejął pałeczkę faworyta. Poza tym to całkiem prawdopodobne, że Arsenal zagra dwa tak słabe spotkanie w ramach dwumeczu.

OBSTAWIAJ LIGĘ ANGIELSKĄ W FUKSIARZ.PL!

Arsenal wygra z Newcastle - kurs 1.93

Villarreal – Arsenal 2:1 (2:0)

Trigueros 5′, Albiol 29′ – Pepe 73′

Fot. Newspix

Reklama

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
1
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Liga Europy

Liga Europy

Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Michał Kołkowski
40
Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Komentarze

1 komentarz

Loading...