Już wiemy, że Euro nie odbędzie się w Dublinie i Bilbao. Do ostatniego dnia ważyły się także losy Monachium, które ostatecznie zostało przyklepane. A to oznacza, że UEFA deklaruje, że mecze na Allianz Arena odbędą się przy udziale publiczności. Inaczej to widzą jednak lokalne władze.
„Komitet Wykonawczy UEFA odbył dziś wideokonferencję i został poinformowany, że odpowiednie władze zatwierdziły organizację wszystkich czterech meczów Euro 2020 w Monachium z udziałem co najmniej 14 500 widzów, dlatego też miasto zostało potwierdzone jako gospodarz Euro”, można było przeczytać w komunikacie UEFA.
Co na to druga strona? No cóż, nie każdy w Niemczech podziela ten optymizm.
– Cieszę się, że UEFA łaskawie uznała, że Monachium jest atrakcyjną lokalizacją nawet bez gwarancji widowni – powiedział dziś burmistrz Monachium, Dieter Reiter. Rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych również wstrzymał się od deklaracji: – Dopiero gdy poznamy liczbę zarażonych, będzie można ustalić, czy wpuścimy kibiców na stadion, czy nie – powiedział.
Co to oznacza? Ano to, że mało kto w Niemczech otwarcie mówi o tym, że Monachium na sto procent wpuści kibiców. Oczywiście, jest taka możliwość – niemieckie władze opracowały trzy modele wpuszczania kibiców, jeden z nich zakłada nawet 27 tysięcy widzów – ale na ten moment trudno o deklaracje. Niemcy to ważny rynek dla UEFA, być może federacja zaryzykowała, by nie dokładać sobie kolejnych PR-owych wpadek.
Fot. newspix.pl