Reklama

Grzechy główne Superligi

redakcja

Autor:redakcja

21 kwietnia 2021, 14:33 • 6 min czytania 27 komentarzy

W Superlidze tak naprawdę nie ma już nikogo. Oficjalnie nie opuściły jej jeszcze tylko Juventus, Real Madryt i FC Barcelona, ale w przestrzeni medialnej krążą już przecieki o tym, że „Stara Dama” lada chwila pójdzie w ślady Milanu oraz Interu i też się pożegna. Nie zakładamy, by Real i Barca zdecydowały się na wystąpienie ze struktur UEFA w duecie i rozgrywanie co tydzień El Clasico, a zatem czas na małe podsumowanie największych grzechów Superligi. Świeć Panie nad jej duszą.

Grzechy główne Superligi

Jakie były główne mankamenty tego projektu, spisanego już przez większość współtwórców na straty?

5 grzechów głównych Superligi

1. Zburzenie fundamentów rywalizacji sportowej

Czy podoba nam się, w jaki sposób UEFA traktuje mniej znaczące federacje przy podziale tortu w europejskich rozgrywkach? Nie do końca. Czy podoba nam się przyklepana już reforma Ligi Mistrzów? Również nie. Ale trzeba europejskiej federacji – przy wszystkich jej oczywistych wadach – oddać jedno. Nigdy nie posunęła się do tego, by całkowicie odrzeć maluczkich z marzeń i w stu procentach wyrzec się fundamentalnych zasad rywalizacji sportowej, które uczyniły z futbolu globalny fenomen. A to właśnie uczynili pomysłodawcy Superligi. Uznali, że będą organizować eventy medialne z elementami sportu, a nie wydarzenia sportowe z medialną otoczką. To musiało runąć.

Cieszy nas, że tego samego zdania jest wielu piłkarzy i trenerów z topu. Można im oczywiście zarzucać hipokryzję – Guardiola wydający miliard euro na transfery dzięki hojności władz Zjednoczonych Emiratów Arabskich to nie jest najlepszy rzecznik równości w futbolu. Tym bardziej na takowych rzeczników nie nadają się ludzie z UEFA i FIFA, którzy narażają się na śmieszność, mówiąc o wartościach. Ale mimo wszystko to dobrze, że od gwiazd piłki nie popłynął przekaz w stylu: „Fajnie, wreszcie dość bujania się po Budapesztach, Kijowach albo innych Warszawach”.

Europejska piłka ufundowana jest na marzeniu, że każdy może wygrać z każdym Perez, Agnelli, Glazer i reszta ferajny próbowali to marzenie przekreślić. Ba, chcieli nawet zablokować możliwość, by każdy mógł ZAGRAĆ z każdym. Obrzydliwe.

Reklama

2. Wypięcie się na kibiców

Różne pojawiały się głosy na temat Superligi. Że to projekt skrojony pod Stany Zjednoczone. Bo trochę przypominający elitarne, zamknięte, amerykańskie ligi jak NBA, z których nikt nie spada. Bo robiony za pieniądze JP Morgan i przy dużym zapale amerykańskich właścicieli poszczególnych klubów. Albo że to projekt pod Azję, bo to właśnie ten rejon świata staje się centrum światowej gospodarki, a rynek – choćby z powodów demograficznych – ma znacznie większy potencjał niż europejski. Być może sami twórcy Superligi wyszli z takiego założenia, ponieważ – ujmijmy to wprost – olali ciepłym moczem zdanie kibiców swoich klubów i po prostu ogłosili secesję. Jak gdyby nigdy nic.

Już nawet nie mówimy, że nie zapytano fanów o zdanie. Ale ich nie zapytano nawet o opinię. Nie przeprowadzono jakiejkolwiek akcji promującej projekt Superligi, stawiający go w dobrym świetle. Nic. Motorem napędowym pozytywnego PR-u wokół Superligi miał być nocny wywiad Florentino Pereza, gdzie prezes Realu Madryt opowiadał głodne kawałki o ratowaniu piłki, konieczności otwarcia się na młodych i tak dalej.

Konkrety? Żadnych.

Tymczasem okazuje się, że dla klubów – a może precyzyjniej: dla sponsorów – najważniejsi są fani lokalni. Nie ten spamujący w mediach społecznościowych Hindus, ale rudy Anglik z naprzeciwka. To on wytatuował sobie hasło „You’ll Never Walk Alone” na przedramieniu i to on sprawia, że wielkie firmy chcą swoje marki kojarzyć z Liverpoolem. Ale tym prawdziwym, angielskim Liverpoolem, a nie jakimś potworkiem, który może budzić globalne zainteresowanie, ale ważniejsze od tego są lokalne emocje. Dziennikarze The Athletic nie mają wątpliwości, że przedstawiciele angielskich klubów wymiksowali się z Superligi jako pierwsi między innymi pod presją sponsorów, przerażonych fatalnym odbiorem projektu.

3. Wypięcie się na piłkarzy i trenerów

Tutaj nie będziemy się rozwodzić, ponieważ sprawa jest oczywista.

Reklama

Twórcy Superligi uznali, że świetnym pomysłem będzie zszokowanie tymi rozgrywkami nie tylko kibiców, ale i własnych trenerów oraz piłkarzy. Jak wynika z doniesień mediów, szkoleniowcy poszczególnych klubów-założycieli zostali o planach działaczy poinformowani w ostatniej chwili. Coś tam oczywiście musieli wiedzieć wcześniej, ale nie zdawali sobie sprawy, że eksplozja jest tuż-tuż. No i efekt był kuriozalny – na jednego z głównych oponentów Superligi wyrósł Pep Guardiola z Manchesteru City, krytyczny głos popłynął też ze strony piłkarzy Liverpoolu, Manchesteru City i United. Naprawdę trudno uwierzyć, że – wydawać się mogło – poważni ludzie dopuścili do takiej wizerunkowej katastrofy.

Jak kibice mieli się przekonać do konceptu Superligi, skoro nawet ich ulubieni trenerzy albo zawodnicy nie byli w stanie publicznie wydusić na temat tych rozgrywek chociaż jednego pozytywnego słowa? Czy ktokolwiek w ogóle wziął tam pod uwagę, że piłkarzom – wbrew obiegowej opinii – wciąż zależy na reprezentowaniu barw narodowych i groźby UEFA oraz FIFA zrobiły na nich wrażenie? Amatorszczyzna.

4. Tragiczny wizerunek

Zbierając to wszystko do kupy, mamy grzech numer cztery – katastrofalny kampania wizerunkowa, a w zasadzie to całkowity jej brak. Założyciele Superligi powstanie rozgrywek ogłosili wręcz chyłkiem – poprzez suche komunikaty publikowane na oficjalnych witrynach klubowych. A gdzie wielka konferencja prasowa z udziałem dwunastu prezesów, dumnych ze swojego sukcesu? Gdzie przybijane na oczach kamer piątki, zapewnienia o dozgonnej miłości? Gdzie jasne i klarowne założenia rozgrywek, szczegóły odnośnie reguł, finansowania, transmisji telewizyjnych, sponsorów? Wreszcie – gdzie ambasadorzy całej akcji? Gdzie uśmiechnięty od ucha do ucha Pele, dający Superlidze błogosławieństwo „Króla Futbolu”?

Florentino Perez w swoim słynnym wywiadzie dużo mówił o przejrzystości, a tak naprawdę trudno o bardziej mętny projekt niż Superliga. Zresztą – niech świadczy o tym, sam fakt, że w dniu powstania ligi poznaliśmy tylko niewiele ponad połowę jej uczestników.

Oczywiście to wszystko byłoby do odkręcenia, gdyby nie furia kibiców, ale prawda jest taka, że całą inicjatywę uruchomiono w amatorski sposób. Nawet sam Perez w krótkich momentach szczerości przyznawał, że podstawową motywacją do wyłamania się ze struktur UEFA są dla uczestników Superligi kwestie finansowe. Ludzie zobaczyli zatem przed kamerami faceta, który niedawno potrafił wydać przeszło sto baniek w twardej walucie na wiecznie kontuzjowanego Edena Hazarda, a teraz chce „ratować futbol”, bo jego klub – i kilka innych topowych ekip – tonie w długach.

Czy naprawdę Perez sądził, że ktokolwiek uroni łzę nad jego smutnym losem? Reakcja piłkarskiej społeczności było oczywista: „Panie Perez, to nie futbol chyli się ku upadkowi, tylko pański klub. Proszę tych dwóch pojęć ze sobą nie utożsamiać”.

5. Złe rozłożenie akcentów

Na pewno przedstawiciele Superligi mogliby poradzić sobie lepiej, gdyby naprawdę weszli w zbroję szlachetnych rycerzy, walczących o lepsze jutro dla piłki. Bo trzeba powiedzieć jasno, że UEFA to organizacja przeżarta rozmaitymi patologiami, która nie cieszy się wcale wielką estymą wśród fanów piłki. To samo można powiedzieć o FIFA. Ludziom na ogół nie podobają się takie pomysły jak mistrzostwa Europy rozsiane po całym kontynencie, mistrzostwa świata w Katarze przesunięte na grudzień, albo kolejne reformy europejskich pucharów. Gdyby zatem działacze Superligi przedstawili konkretny plan naprawczy dla europejskiej piłki, gdyby ogłosili się realną alternatywą dla istniejących piłkarskich struktur – to by naprawdę mogło wypalić. Problem w tym, że Perez, Agnelli i reszta towarzystwa nie mieli ani takiego planu, ani nawet takiego zamiaru.

Im zależało tylko na stworzeniu kółka wzajemnej adoracji. No bo jaką propozycję przedstawił Perez dla tak zwanych podstaw piłkarskiej piramidy w Europie? – Pieniądze tam spłyną, bo będziemy dalej kupować piłkarzy – powiedział w El Chiringuito. No dzięki, Florek, fajny z ciebie gość.

Superliga pozwoliła zatem, opętana zachłannością, by to UEFA i FIFA stanęły na straży moralności, wartości i piłkarskich tradycji. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi, znając wszystkie afery związane z funkcjonowaniem tych organizacji. Po prostu przedstawiciele Superligi w oczach większości kibiców jawili się w tym konflikcie jako jeszcze większe zło. A to już jest naprawdę wyczyn.

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Komentarze

27 komentarzy

Loading...