Według Pawła Mogielnickiego z 90minut.pl Legia ma 98,2% szans na mistrzostwo. No bo rzeczywiście – trudno wierzyć, że pierwsze miejsce miałoby przypaść komuś innemu. Legia wypracowała sobie zaliczkę i teraz spokojnie może jej bronić. Natomiast ekipie, która chce potem przełamać pucharową niemoc, wypadałoby to robić z większym animuszem.
Do drużyny Michniewicza można mieć pretensje za ostatnie dwa spotkania. Cracovia i Lech to dziś są w polskiej lidze – jakkolwiek to brzmi – przeciętne marki, które trzeba ogrywać. Lech rozbity, wówczas jeszcze bez Skorży. Cracovia? No dramatyczna, walcząca o utrzymanie. Legia w optymalnej formie zrobiłaby z poznaniakami i krakowianami to, co z Pogonią. Szybkie strzały, do widzenia. Tymczasem teraz Wojskowi nie strzelili żadnej bramki i mieli wręcz problem, by do dogodnych sytuacji dochodzić.
DWIE POTENCJALNE MINY
W efekcie – z dziesięciu punktów przewagi zrobiło się sześć, bo Pogoń oba swoje spotkanie wygrała. Wciąż dużo, wciąż trudno wierzyć, że cokolwiek może się wydarzyć. Natomiast jeśli jednak tak, powiedzą nam o tym dwa najbliższe spotkania, które dla Legii będą trudne. Najpierw wyjazd do Gliwic na mecz z Piastem, potem delegacja do Gdańska, na Lechię. Obie ekipy walczą o europejskie puchary, więc na pewno Legii nie odpuszczą. I gdyby ekipie Michniewicza powinęła się noga, a Pogoń by wygrywała…
No, zobaczymy, natomiast jeśli szczecinianie jeszcze patrzą w górę, to swoich szans muszą szukać w tym tygodniu. Legia kończy sezon z Wisłą Kraków, Stalą i Podbeskidziem. Tutaj jakikolwiek remis byłby sensacją, choć oczywiście należy pamiętać, że Legia ze Stalą i “Góralami” już raz przegrała.
Co się nie może Legii znów przydarzyć, to taki finisz sezonu jak rok temu. W rundzie finałowej Legia wygrała tylko dwa razy, w sumie zdobyła tylko dziewięć punktów. To i tak było wystarczająco, by sięgnąć po mistrzostwo, ale Lech doskoczył na trzy oczka, podczas gdy parę tygodni wcześniej wydawało się, że Wojskowi mogą skończyć z dwucyfrową przewagą.
NAUKA Z PRZESZŁOŚCI
Poza tym tamten finisz był pierwszą oznaką tego, że w tej ekipie Vukovicia coś nie gra. Chyba zostało to zlekceważone, bo pamiętamy, co się działo z Legią w pucharach i jak szybko Vuković stracił pracę. Dziś też nie ma wątpliwości – Legia potrzebuje wzmocnień chociażby na pozycji stopera, gdzie nie jest obsadzona specjalnie mocno. Można też zakładać, że Wojskowi potrzebują kolejnych opcji do ataku, skoro ostatnio nie grzeszą skutecznością.
Choć czy rzeczywiście tylko ostatnio? Tak, Legia ma najwięcej bramek w lidze, natomiast to wciąż nie jest średnia dwóch goli na mecz. A tego możemy oczekiwać od mistrza Polski, prawda? Minimalizm już wielokrotnie zjadał zwycięzców tej ligi, dokładnie widzieliśmy to w pucharach.
Natomiast tym razem nie mamy aż takiej obawy, że Legia przebimba finisz i potem nie wyciągnie wniosków. Z prostego powodu – zatrudniła doświadczonego szkoleniowca. Zresztą zwróćcie uwagę na przekaz Michniewicza z filmików z szatni – była złość po meczu z Lechem. „Panowie, to dla nas za mało”. I prawda – dla Legii to było za mało.
Zbierając to wszystko do kupy: Legia nie może zlekceważyć tego finiszu. Mogłoby się to nie odbić na mistrzostwie, ale na przyszłości pucharowej – już tak.
Fot. FotoPyk