– Czas najwyższy, żeby udowodnić, że jestem w stanie wskoczyć na poziom Ekstraklasy. W przeszłości nie wykorzystałem tego czasu tak, jak powinienem. Nie chodzi o to, że się nie przykładałem, bo zawsze mam profesjonalne podejście. Mam wrażenie, że zabrakło mi wcześniej wspomnianego zaufania ze strony trenerów. To mogło zaważyć o tym, dlaczego się odbiłem, ale przyszłość powinna być zdecydowanie lepsza – mówi Jakub Łukowski, piłkarz Korony Kielce. O epizodzie w Ekstraklasie, transferze z Miedzi Legnica, Koronie Kielce, trenerach, problemach z zaufaniem, o sobie. Zapraszamy.
Jak myślisz, u ilu trenerów zdążyłeś już zagrać w piłce klubowej? Strzelaj.
Sześciu.
Szesnastu.
Oj, mocno przestrzeliłem. W sumie sporo ich było. W samym Płocku miałem sześciu w ciągu trzech sezonów. No i w Miedzi trzech w jednym, tak więc działo się w tej kwestii.
Słyszę po twoim głosie, że to nie jest powód do dumy.
Zdecydowanie nie. Jako piłkarz nie lubię częstych zmian wśród trenerów. Tym bardziej, gdy do któregoś się przywiązujesz i zdobywasz jego zaufanie. To rzutuje później na całą współpracę, lepiej się gra. To tak jak z zawodnikami – zgrywamy się, kiedy trzon kadry pozostaje taki sam. Ale taki jest już zawód trenera w Polsce. Musimy być tego świadomi.
Byłeś zaskoczony zwolnieniem trenera Bartoszka? To on dał zielone światło przy twoim transferze, ale długo sobie z nim nie popracowałeś.
Z trenerem Bartoszkiem rozmawialiśmy o transferze już zdecydowanie wcześniej, ale trochę pokomplikowały się rozmowy Miedzi z Koroną. Na szczęście udało się wszystko dopiąć mimo poślizgu. Tak, byłem zaskoczony. Trener widział mnie w swojej koncepcji, a zdążyłem dla niego zagrać tak naprawdę dwa mecze. Niefajna sytuacja. Czas jednak pokazał, że przejęcie zespołu przez trenera Kuzerę wywarło dobry wpływ na zespół. Wyniki mamy świetne [rozmowa odbyła się dwa dni przed pojawieniem się trenera Nowaka].
Co się zmieniło?
Aż tak wiele nie zdążyłem zobaczyć, ale na pewno zmieniła się taktyka. Za kadencji trenera Bartoszka chłopcy zmienili w okresie zimowych przygotowań ustawienie na 1-3-5-2. Trener Kuzera wrócił do formacji czwórką obrońców. Reszta wygląda podobnie. Nie ma mowy o tym, że ktoś nie angażował się u trenera Bartoszka, grał na jego zwolnienie. Nikt z tygodnia na tydzień nie stał się lepszym piłkarzem, zresztą to niemożliwe. Myślę, że zadecydowała taktyka. Dobrze się w niej czujemy.
Jeszcze przed transferem rozmawialiśmy z trenerem Bartoszkiem, że mógłbym zagrać na każdej z ofensywnych pozycji, nawet na wahadle. Nie ma co jednak ukrywać – najlepiej czuję się na skrzydle, gdzie zacząłem notować liczby. Wywalczyłem też rzut karny, więc wydaje mi się, że wygląda to obiecująco. Najważniejsze, żeby bramki i asysty dawały punkty. Jeśli przegrywamy, to nie ma sensu.
Myślę, że znalazłoby się kilku lepszych wahadłowych niż Jakub Łukowski.
Jak najbardziej! W swoim życiu dwa razy zagrałem na wahadle i to w sparingach, a poza tym trzy razy na boku obrony.
Co usłyszałeś ze strony klubu, kiedy podpisywałeś kontrakt? Hasło typu “Korona walczy o awans w tym sezonie” było?
Nie było takich deklaracji. Nie rozmawialiśmy o celach, a najbliższych meczach, w których trzeba jak najlepiej punktować. Zresztą w 1. lidze większość zespołów może powiedzieć, że chce awansować. Wystarczy kilka świetnych meczów i nagle klub z połowy stawki ma ambicje ekstraklasowe. Jako Korona na pewno chcielibyśmy wrócić na najwyższy szczebel, ale trzeba pamiętać, że ten klub był w dużej przebudowie. Odbyła się zmiana właścicieli, było sporo transferów w obrębie kadry latem czy zimą. Takie sezony nie są łatwe. Historia pokazuje również, że rzadko kiedy udaje się komuś wrócić do Ekstraklasy tuż po spadku.
Ty już takie próby powrotu przeżywałeś. Znasz tę presję, która potrafi być bardzo niezdrowa.
Przeżywam coś takiego po raz trzeci. W poprzednim sezonie z Miedzią, wcześniej z Zawiszą. W obu przypadkach się oczywiście nie udało. To co, może do trzech razy sztuka?
Nie jest to niemożliwe. Ale powiedz, dlaczego Korona Kielce? Słyszałem, że to nie była jedyna oferta.
Zimowy okres przygotowawczy zacząłem z Miedzią, później zostałem przesunięty do drugiego zespołu. Dostawałem sygnały, że będę musiał zmienić klub. W szczegóły nie chcę cię wdawać, nie chcę wywlekać tego na światło dziennie. Jeśli chodzi o Koronę, rozmawialiśmy już na początku okienka, ale nie mogliśmy dogadać się z Miedzią przy rozwiązaniu mojego kontraktu. Moim zdaniem trudniej o transfer zimą, mimo że niektórzy uważają inaczej. To dało się we znaki. Szczególnie teraz, gdy budżety klubów są ograniczone. Miałem większe zainteresowanie, ale nie zgadzały się kwestie finansowe.
Takie rzeczy wyciekają z gabinetów. Dostałeś komunikat, że nie pasujesz do wizji trenera Skrobacza charakterologicznie. Jak zareagowałeś? Wcześniej byłeś jednak ważnym piłkarzem Miedzi.
Żadnych kłótni nie było, ale byłem niezadowolony. W poprzednim sezonie czułem się w klubie naprawdę świetnie. Za kadencji trenera Nowaka to był chyba mój najlepszy okres w karierze. Można powiedzieć, że byłem jedną z wiodących postaci, choć oczywiście minusem był fakt, że nie udało się awansować. Po to mnie ściągnęli w Legnicy na finiszu letniego okienka, żebym pomógł przy powrocie do Ekstraklasy. Cel nie został osiągnięty, to trochę zamazywało moje liczby. W obecnym sezonie straciłem pewność siebie, zacząłem grać mniej. Forma spadła, szykowało się rozstanie. Zrobiliśmy to po dżentelmeńsku. Wiadomo, że mogłem zostać w Miedzi na kontrakcie przez kolejne półtora roku, żeby zbierać pensję. Ale jestem w takim wieku, że nie mógłbym sobie na coś takiego pozwolić. No i pieniądze nie były najważniejsze, po prostu chciałem grać w piłkę.
Krążyły o tobie opinie, że nie grasz na miarę swoich możliwości, kiedy nie masz pełnego zaufania trenera. Potrzebujesz wrażenia, że ktoś na ciebie stawia.
Możliwe, że tak jest. Jeśli mam zaufanie ze strony trenera, czuję większy luz na boisku. Myślę, że to widać. Wielu zawodników tak ma. Nie lubi, kiedy jeden-dwa słabsze mecze oznaczają pójście na ławkę. Oczywiście na zaufanie trzeba sobie zasłużyć, co chyba udało mi się zrobić w Koronie. Takim wyjątkiem był jeden okres w Olimpii Grudziądz, kiedy raz z trenerem były gorsze relacje, raz lepsze. Mimo to grałem dobrze.
Nie brzmisz jak konfliktowy człowiek.
Tak, taki jestem również prywatnie. Spokojny człowiek. Cóż, nie wykluczam, że to może mi czasami przeszkadzać. Staram się unikać konfliktów, nie chodzę też za trenerami i nie pytam, dlaczego nie gram. Co innego spytać i dowiedzieć się, co można poprawić, żeby zmienić swoja sytuację. To jest w porządku. Ale słowa typu “Ja potrafię dać więcej niż ten czy ten” nie są w moim stylu.
Nie obroniłeś się na poziomie Ekstraklasy w młodszym wieku. Teraz masz wiele do udowodnienia w 1. lidze.
Patrząc wstecz, zgadzam się w 100%. Czas najwyższy, żeby udowodnić, że jestem w stanie wskoczyć na poziom Ekstraklasy. W przeszłości nie wykorzystałem tego czasu tak, jak powinienem. Nie chodzi o to, że się nie przykładałem, bo zawsze mam profesjonalne podejście. Mam wrażenie, że zabrakło mi wcześniej wspomnianego zaufania ze strony trenerów. To mogło zaważyć o tym, dlaczego się odbiłem. Byłem rezerwowym, w pierwszym składzie wybiegłem tylko kilka razy.
Nigdy nie zabrakło ci profesjonalizmu?
Nigdy. Kogo byś nie spytał, myślę, że odpowiedziałby tak samo. Jeżeli ktoś miałby mi coś do zarzucenia, myślę, że zostałbym o tym poinformowany. Z wieloma już rozmawiałem i każdy chwalił mnie za przykładanie się do pracy. Ale wiadomo – liczy się to, jak wyglądasz w trakcie meczu. W nich, na poziomie Ekstraklasy, nie pokazywałem wszystkiego, co potrafię.
Nie myślałeś o tym, żeby popracować nad pewnością siebie?
Myślałem. To mankament, nad którym pracuję. Z roku na rok jestem też coraz bardziej świadomym zawodnikiem, więc przyszłość powinna być zdecydowanie lepsza. Gdybym cofnął się te kilka lat z obecną głową, myślę, że z okresu w Wiśle Płock wyciągnąłbym więcej. Do niektórych rzeczy podszedłbym inaczej.
Na przestrzeni lat musiałeś zmienić się jako człowiek.
Dojrzałem życiowo. W pierwszych latach dorosłości człowiek uczy się wielu rzeczy i wyciąga wnioski. Mam nadzieję, że ja podszedłem do tego właściwie. Że efekty będą widoczne w mojej karierze.
Miałeś kiedykolwiek sodówkę?
Nie sądzę. Ten efekt mnie ominął.
Po sezonie 2019/2020 (siedem goli, osiem asyst) miałeś możliwość przejścia do jakiegoś klubu Ekstraklasy?
Były rozmowy, ale nie wiem, na jakim etapie. Dochodziły mnie takie wieści od agenta. Nie jestem jednak typem zawodnika, który dzwoni do po kilku dobrych meczach z pytaniem, czy ktoś jest mną zainteresowany. Poza tym miałem kontrakt z Miedzią, byłem w dobrym miejscu.
Swego czasu byłeś w gronie nazwisk, które uznawaliśmy za warte uwagi w kontekście gry na wyższym szczeblu.
Miło jest być docenianym w ten sposób. Co prawda nie udało się tego zrealizować, ale myślę, że jeszcze wrócę do Ekstraklasy. Oby z Koroną.
Żałujesz jakiejś decyzji w swojej karierze?
Nie żałuję niczego, bo czasu nie cofnę. W życiu bywa tak, że czasami podejmuje się decyzje 50/50. Ja miałem takich kilka, jeśli chodzi o wybór klubu. Cieszę się z miejsca, w którym jestem. Dopisuje mi zdrowie, mogę grać w piłkę bez przeszkód. Nie wiadomo, co dałaby mi inna decyzja w jakimś momencie kariery. Może skończyłbym gorzej? Kto wie.
Miałeś chyba tylko jedna poważną kontuzję?
Tak, złamanie. Akurat w momencie, gdy strzeliłem dwie pierwsze bramki w Ekstraklasie. Pierwszy skład u trenera Vicuny, pechowa kontuzja w 90. minucie meczu, która wykluczała mnie na dwa miesiące. Wróciłem dopiero na koniec rundy jesiennej. Miałem jeszcze nieprzyjemne zdarzenie w czasach Zawiszy Bydgoszcz. Wtedy potrąciła mnie jakaś pani na ulicy. Miałem pęknięte wyrostki w kręgosłupie. To nie było przyjemne. Byłem wyłączony z gry na pewien czas, to był mój ostatni sezon przed przejściem do Płocka. Coś takiego w jakiś stopniu zahamowało mój rozwój. Poszedłem na wypożyczenie do Olimpii, bo czułem, że nie jestem gotowy.
Potrafiłbyś ocenić trenera negatywnie?
Nie, nie jestem takim człowiekiem. Nigdy nie wiadomo, na kogo trafi się w przyszłości. Poza tym karta może się odwrócić i ktoś niemile przeze mnie widziany stanie się nagle świetnym trenerem. Nie mam czarnej listy. Mam nadzieję, że trenerzy też i Łukowskiego tam nie zapisują! Zresztą nawet jeśli u kogoś nie grasz, to i tak czegoś możesz się nauczyć. Nigdy nie wychodzisz z jakiejś współpracy bez nowych wniosków.
Miałeś dwóch trenerów z zagranicy. Kibu Vicunę poznaliśmy dość dobrze, ale Jorge Paixao, który długo w Zawiszy nie zabawił, już niekoniecznie.
Dał mi zadebiutować w Ekstraklasie, a chwilę później został zwolniony. To nie pierwsza taka sytuacja w moim życiu. Nie wiem, może przynoszę jakąś klątwę! Wtedy byłem młodym zawodnikiem, ale z tego, co pamiętam, za jego kadencji mieliśmy do czynienia z zupełnie innym etosem pracy. Dużo małych gierek, bardzo wysoka intensywność. Nie było łatwo. Pod tym względem trener Paixao się wyróżniał.
Wróćmy jeszcze do trenera Bartoszka. Patrzę na wasze CV i widzę, że nie możecie się złapać.
Tak, taka sytuacja jak w Koronie miała miejsce kiedyś w Zawiszy. Teraz trener Bartoszek wylądował w Wiśle Płock, gdzie już byłem. To co, powtórzę: może do trzech razy sztuka? Oczywiście zgrywam się, ale coś w tym jest. Może kiedyś w końcu spotkamy się w klubie, gdzie będzie nam dane popracować trochę dłużej. To dobry trener.
Uważasz, że do tej pory mogłeś w swojej karierze osiągnąć zdecydowanie więcej?
Tak. Teraz muszę robić wszystko, żeby za kilkanaście lat zawiesić buty na kołku z myślą, że jestem z siebie zadowolony. Moim najbliższym celem jest Ekstraklasa. Muszę się samodoskonalić, pokazywać najlepszą wersję siebie. Z wiekiem coraz lepiej dostrzega się własne niedoskonałości, jest na czym pracować. Kiedyś tak nie było, zdarzało mi się nie słuchać fachowych opinii starszych ludzi i myśleć, że przecież robię coś najlepiej. To zła droga.
Do niedoskonałości zaliczasz rzuty wolne?
Między innymi. Tak.
Miałeś masę prób w Miedzi Legnica, ale, jeśli mnie pamięć nie myli, żadnego gola.
Zawsze czegoś brakowało, ale dużo nad tym pracuję. Choćby w Wiśle Płock zostawaliśmy często po treningach z Dominikiem Furmanem. Było się od kogo uczyć, choć kiedyś w wywiadzie powiedział, że strzelam lepiej od niego! Mam nadzieję, że w końcu wpadnie. W ostatnim meczu uderzyłem w poprzeczkę, następna próba będzie udana. Do końca tego sezonu ustrzelę minimum jedną sztukę.
Fot. Newspix (główne), FotoPyk