Adi Huetter twierdzi, że trener w pierwszej kolejności musi być człowiekiem. Jest doskonałym motywatorem. Jego byli pracodawcy i współpracownicy podkreślają, że jego największym atutem jest „otwarte ucho”. Zdolność do rozumienia szatni. Przy tym to coraz lepszy trener. Z Young Boys Berno zrobił historyczne mistrzostwo. W Salzburgu robił wszystko, żeby zaglądający mu przez ramię Ralf Rangnick nie namieszał mu w filozofii. Z Eintrachtu Frankfurt zrobił jedną z najbardziej ekscytujących drużyn w Bundeslidze. Teraz będzie chciał osiągać duże rzeczy z Borussią Monchengladbach. Oto historia Adiego Huettera.
I
Współcześni trenerzy owładnięci są obsesją kontroli. Prześcigają się w opowieściach o własnym pracoholizmie i to wcale nie z próżności. Żyją praktycznie nie wychodząc z pracy. Oglądają, analizują, śledzą, czytają, dywagują, dyskutują, myślą, kombinują, działają. Futbol wypełnia ich głowy. Przelewa się przez nie. Tworzy ich osobowość. Przoduje w tym młode pokolenie doskonale wykształconych niemieckojęzycznych szkoleniowców, którzy właśnie, i nie będzie to żadna przesada, podbijają piłkarski świat. Fachowcy z tzw. szkoły trenerów laptopowych. Setki, jeśli nie tysiące, do nich równają. Oczywiście, że inspirujący jest też trenerski model portugalski, hiszpański, włoski czy angielski, ale nieprzypadkowo na trzech szkoleniowców nominowanych za miniony rok do nagrody najlepszego trenera na gali FIFA The Best, aż dwóch pochodziło z Niemiec – Hansi Flick i Jurgen Klopp.
O własnej pasji do poszukiwania kontroli opowiadała już nie tylko ta dwójka, ale też Julian Nagelsmann, Marco Rose, Roger Schmidt, Ralph Hasenhuttl czy Oliver Glasner, do którego na staż pojechał Krzysztof Brede i jako argument przemawiający za samym sobą chwalił się, że stara się pracować nie mniej niż sternik Wolfsburga. Ta szkoła jest wyznacznikiem pracowitości, skrupulatności, nowoczesności i pomysłowości.
Adi Huetter, kolejny wielki przedstawiciel niemieckojęzycznego modelu, nie wypisuje się z tego schematu, ale stara się wyróżniać.
– Możesz zadawać sobie setki pytań. Głowić się nad tysiącem rzeczy. Rozwiązywać miliony problemów. Ustalać taktykę, wymyślać strategię, rotować personaliami. Możesz inspirować się największymi i mieć największą wiedzę, ale w futbolu zawsze są sytuacje, w których jesteś całkowicie bezsilny i bezradny. Wtedy lepiej milczeć – powiedział kiedyś w Salzburg 24.
II
Adi Huetter uważa, że w natłoku intensywności współczesnego futbolu łatwo zapomnieć, że trener w pierwszej kolejności jest człowiekiem. Christoph Freund, dyrektor sportowy RB Salzburg, opowiadał, że najbardziej fascynowało go w swoim byłym współpracowniku to, z jaką łatwością znajduje wspólny język z podopiecznymi i jak bardzo „otwarte ma ucho”, czyli jak bardzo ciekawy jest drugiego człowieka, ukrywającego się pod skorupą profesjonalnego piłkarza. Heimo Pfeifenberger dodawał, że Huetter zawsze zdobywał uznanie świetną organizacją własnego czasu i wyczuciem ludzi.
Bo Huetter, i to trzeba o nim wiedzieć, uwielbia ludzi mogących go czegoś nauczyć. Kiedy jeszcze za swoich piłkarskich czasów poznał Jorga Zeyringera, austriackiego trenera mentalnego, od razu czuł, że zawęzić z nim więzy, żeby zrozumieć mechanizmy kierujące ludzką psychiką. Zostali przyjaciółmi. Zeyringer napisał kiedyś, że Huetter nauczył go więcej o szatni piłkarskiej niż ten sam w ogóle chciałby o niej wiedzieć. Owocem ich współpracy były dwie książki. „Jedenaście metod motywacji w profesjonalnym futbolu”, w której jeszcze Huetter umieszczony był jako autor towarzyszący i „Duch drużyny”, na której panowie są już twórcami równorzędnymi.
Pięć lat pracował też ze specjalistą od medialnej prezencji.
– Zatrudniłem go, ponieważ czułem, że potrzebuję lepiej wyglądać, jaśniej się prezentować, być przejrzystym, konkretnym, przekonującym. Znajomi, a to wykształceni ludzie, oglądali moje występy w mediach i mówili: „jesteś zbyt przezroczysty”. To jest często niedoceniane, ale prezencja trenera jest bardzo ważna. Jak wygląda, jak mówi, jaki przyjmuje ton. Zapomina się, że to trener jest pierwszym sposobu komunikacji klubu i musi być świadomy swojej roli – tłumaczył w rozmowie z Neue Zurcher Zeitung.
III
W mediach wypada bardzo korzystnie, ale zarzuca mu się sztywność. Jego znajomi tłumaczą często, że na co dzień ma ciekawsze poczucie humoru. Fragment wywiadu z Neue Zurcher Zeitung o fenomenie tegorocznego Eintrachtu Fankfurt.
– Europejska elita mieści od dziesięciu do dwunastu klubów i ani jednego więcej, które mogą faktycznie kupić sobie takich piłkarzy, jakich chcą. Są to też kluby mające możliwość rozwijania tych zawodników na bardzo wysokim poziomie. Widzieliśmy to, kiedy straciliśmy wszystkich trzech napastników po moim pierwszym roku pracy w Eintrachcie. Ale z tym się trzeba pogodzić. Nie zawsze jest się rekinem, czasami jest się mniejsza rybą, w mniejszym jeziorze.
Co można zrobić w pierwszej kolejności, żeby status Eintrachtu się zmienił?
Zmieniłbym trenera!
Wykrakał, bo odszedł do Borussii Monchengladbach po tym, jak kilka tygodni wcześniej obiecywał, że zostanie we Frankfurcie.
IV
Adi Huetter długo denerwował się, że wszędzie dywaguje się na temat jego imienia i nazwiska. Gdzie nie pojechał, padało to samo pytanie. Czy mu to nie przeszkadza? Dlaczego tak, a nie inaczej, skoro jest tyle pięknych imion? No bo jednak:
Adolf Huetter.
Adolf H.
Austria.
Źle się kojarzy. Tak wymyślono mu ksywkę Adi. Adi Huetter brzmi już wdzięczniej.
– Najważniejsze w moim fachu jest to, żeby być autorytetem, ale nie autorytarnym. Żeby być dyrektorem, ale nie dyktatorem. Nie chodzi o to, żebym tylko wychodził na murawę i trenował drużynę. Muszę dyrygować, obserwować, rozumieć. Dziś jesteś menadżerem szatni i menadżerem człowieka. Jesteś odpowiedzialny za to, żeby chłopcy czuli się dobrze. Musisz z nimi rozmawiać. Nie możesz ich ignorować. Jesteś ich rzecznikiem, obrońcą przed światem zewnętrznym, ale i człowiekiem odpowiedzialnym za pertraktacje z radą nadzorczą i zarządem. Komunikuję się z działem medycznym, ochroną, skautami, analitykami, sponsorami i mediami. Trener jest pośrodku wszystkiego.
Austriak uważa też, że nie zawsze może być sobą na ławce trenerskiej, bo jego obowiązkiem jest nie uleganie instynktom. Ma być reprezentatywny i dumny. Wręcz prezydencki. Swojego czasu za największy możliwy grzech szkoleniowy wskazał przelewanie swojej frustracji na szatnię. Po porażkach w szatni ma być spokój. Chłodna analiza. Trzyminutowa przemowa. Ochrzany nie wchodzą w grę.
Borussia Monchengladbach wygra z Eintrachtem Frankfurt – kurs 2.55 w Fuksiarzu
V
Jest mistrzem pozytywnej motywacji. Scalał każdą szatnię, w której był, bez wyjątku. Czarował już w drugoligowym austriackim SV Grodig, z którym zrobił awans do Bundesligi, mimo tego, że klub miał bronić się przed utrzymaniem, był wiejski, nie miał żadnych możliwości finansowych i praktycznie żadnej poważnej infrastruktury. Swoim piłkarzom przed każdym treningiem pokazywał piękny Untersberg, masyw górski widoczny doskonale z Grodig, i tłumaczył, że to metafora ich drogi na szczyt. W drugim sezonie jego pracy malutkie i kopciuszkowate SV Grodig szturmem wzięło Bundesligę i z trzeciego miejsca w tabeli zakwalifikowało się do eliminacji europejskich pucharów.
W Young Boys Berno dokonał rzeczy wielkiej i poprowadził szwajcarski zespół do upragnionego mistrzostwa po latach upokorzeń i porażek. Zajęło mu to dwa lata. Tabela mówi sama za siebie.
2015/16: FC Basel – 83, Young Boys Berno – 69
2016/17: FC Basel – 86, Young Boys Berno – 69
2017/18: Young Boys Berno – 84, FC Basel – 69
Podmianka. Przed mistrzowskim sezonem, na obozie przygotowawczym, ponoć wszedł do szatni Young Boys Berno i powiedział: „Chłopcy, to, że teraz dwa razy zajęliśmy drugie miejsce, to nic nie znaczy. Nic, że mieliśmy przewagę nad trzecim miejscem podium, bo mieliśmy stratę do mistrza. Nie interesuje mnie wicemistrzostwo. Chcę zostać z tobą mistrzem”. Po ostatnim zdaniu wskazał każdego kolejnego podopiecznego. Wcześniej nie bał się części skreślić.
Fragment rozmowy z oficjalną stroną Young Boys Berno.
– Wszyscy byli dobrymi piłkarzami, ale nie każdy miał to coś, ten wigor, tę energię. A to jest potrzebne do osiągnięcia czegoś wielkiego. Na szczęście udało nam się wprowadzić inna kulturę. Kulturę młodości i zwycięstwa. Graczy głodnych wielkich rzeczy, którzy starają się zrobić krok do przodu.
Jak sprawić, żeby piłkarze stali się głodni sukcesów?
Oddzielając od nich piłkarzy, którzy nie pozwalają im się rozwinąć, którzy zmuszają ich do schematycznego myślenia. To jak w ogrodzie: masz duże, ale brzydkie krzewy, które przesłaniają mniejsze i ładniejsze roślinki nie mogące rosnąć. Te drugie zaczną rozwijać się dopiero wtedy, kiedy usuniesz krzewy.
VI
Adi Huetter nie reaguje nerwowo, nie można niego wpłynąć. Jest metodyczny.
Kiedy Ralf Rangnick wtarabaniał mu się w system pracy w Salzburgu nieustannie wymagając od niego wpajania piłkarzom własnej koncepcji futbolu, Huetter pozostawał nieugięty. Odchodząc powiedział, że nie jest szkoleniowcem treningowym i choć rozstaje się z Red Bullem w zgodzie, to nie chciałby pracować w klubie, który jest eksperymentem. Że woli klub, który ma twardą strukturę czysto sportową, nieopartą na konieczności wpisywania się w szerszy model biznesowy i sprzedawanie najlepszych piłkarzy.
W Eintrachtem Frankfurt zaczął fatalnie. Przejmował silny zespół po Nico Kovacu, mówiło się o nim jako o cudotwórcy z Berna, a po kilku tygodniach pracy wymieniało się go jako pierwszego do wylecenia z niemieckiej karuzeli trenerskiej. W Superpucharze sromotnie przegrał z Bayernem. I to nie 0:1, nie 0:2, nie 1:2, nie 1:3, a 0:5. W Pucharze Niemiec odpadł z czwartoligowcem z Ulm, a w lidze z pierwszych pięciu spotkań wygrał tylko jedno. Po trzech sezonach odchodzi na własnych zasadach i z opinią fachowca, który uczynił Eintracht Frankfurt jedną z najciekawszych drużyn w Bundeslidze.
W całej poważnej trenerskiej karierze załamał się ponoć tylko raz. Kiedy w SV Grodig wybuchła spora afera na tle ustawianych u bukmachera meczów i klub musiał wyrzucić ze składu kilku zawodników, a kilku innych uczestniczyło w przesłuchaniach. Kluczowy dla tej historii był mecz z Austrią Wiedeń, wygrany przez beniaminka 1:0. Po ostatnim gwizdku Huetter się rozpłakał. Właściciel klubu powiedział, że był tym obrazkiem wstrząśnięty, że nigdy nie widział Austriaka w takim stanie. Ale wtedy płakał z nim cały zespół. To był gest solidarności, radości, czystych ludzkich emocji.
Bo Huetter w pierwszej kolejności jest człowiekiem.
Eintracht Frankfurt wygra z Borussią Monchengladbach – kurs 2.48 w Fuksiarzu
VII
Czy Adi Huetter jest najgorętszym nazwiskiem trenerskim w Niemczech? Nie.
Czy Adi Huetter jest najlepszym niemieckojęzycznym trenerem? Nie. Choć tu można byłoby zażartować, że nie mieści się w tej kategorii, bo sam o sobie mówi, że niemieckiego dopiero się uczy, bo na co dzień posługuje się austriackim dialektem.
Czy Adi Huetter wykonał w ostatnich latach we Frankfurcie pracę, która zbliżyła go do topu w jednym i w drugim? Tak.
Wybitnie grają u niego Filip Kostić i Andre Silva. Jego Eintracht jest rewelacją rozgrywek. Huetter wymaga swojego stylu, swojego pomysłu, nie daje się ponieść wielkości stylu rodem ze stajni Red Bulla, mimo że przecież to on w ostatnich latach przynosi sławę kolejnym trenerom młodszego pokolenia, a sam Austriak ma z nim wiele wspólnego. Fragment wywiadu z Neue Zurcher Zeitung.
Jak mocno nadal czujesz się związany ze szkołą trenerską Red Bulla?
Czuję się związany, ale wolę złoty środek. Ważne jest dla mnie, żeby mieć jasny plan na mecz i żeby był on zróżnicowany. Niezależnie, czy jesteś w pressingu, czy w ataku pozycyjnym, wymyśl coś swojego, nie idź za wszystkimi. Za łatwe wydaje mi się, gdyby mój zespół dam piłkę przeciwnikowi, gonił go i zmuszał do błędów. Zwłaszcza, że nie gramy z amatorami, to może być zbyt ryzykowne, jeśli chcesz atakować pressingiem, nawet jeśli sytuacja na to nie pozwala. Uważam, że to dziwaczne, jeśli w języku piłki niecelne podanie może być traktowane jako atut, bo od razu możesz wejść w pressing. Zawsze wszystko możesz wszystko opisać pustymi słowami, ale złe podanie to dalej dla mnie złe podanie. Nigdy nie uważam, że oddawanie piłki rywalami, to dobry pomysł.
Czyli wyzwoliłeś się z natarczywej filozofii propagowanej przez Ralfa Rangnicka?
Nie myślę dogmatycznie. To tyle. I aż tyle.
VIII
Oficjalna strona Bundesligi proponuje dwa cytaty na jego temat.
Hansi Flick: – Adi Huetter wykonuje rewelacyjną robotę. Frankfurt jest naprawdę doskonale rozwinięty, doskonale przygotowany taktycznie i motorycznie. Grają agresywną piłkę nożną, naciskają wysoko i mądrze.
Julian Nagelsmann: – Adi Huetter jest bardzo dobrym trenerem.
Zasłużone laurki od dużych postaci.
IX
Wielu dziwi mu się, że na przyszły sezon zamienił Eintracht Frankfurt na Borussię Monchengladbach. Bo z pozoru to kluby o podobnych możliwościach, a Eintracht zalicza wyjątkowo dobry sezon i w przeciwieństwie do Źrebaków ma duże szanse, żeby zagrać w Lidze Mistrzów. I jasne, że mógł odejść z większą klasą, że mógł ogłosić to szybciej, że jakąś rację ma Ronald Reng mówiąc, że „nie widzi, co chce osiągnąć Huetter z Gladbach, czego nie można osiągnąć z Frankfurtcie”. Ale trzeba zrozumieć, że jeśli w czymś objawia się jego obsesja kontroli, to w tym, żeby otaczać się ludźmi, którzy go inspirują i rozwijają. I wcale nie chodzi tu o piłkarzy.
Adi Huetter podkreślał, że nie byłoby sukcesu Young Boys Berno, gdyby nie pomoc góry. Dyrektor SV Grodig go uwielbiał. Na wszystkich wspólnych zdjęciach śmieją się do siebie serdecznie. Są też przypadki negatywne. RB Salzburg opuścił, bo za wiele chciał od niego Rangnick, a jego wizja i wizja klubu znacząco zaczynały się różnić.
W Eintrachcie długo się układało. Tylko, że latem z klubu odchodzą dwie postacie, które Huetter zawsze wskazywał jako współodpowiedzialne za sukces – dyrektor sportowy Fredi Bobić już ogłosił swoje odejście, podobnie jak dyrektor Bruno Huebner. Doskonale poinformowane 11 Freunde twierdzi więc, że właśnie ten fakt i obecność Maxa Eberla w Borussii Monchengladbach są kluczowe dla tego ruchu.
Bo Adi Huetter chce mieć kontrolę.
A w Borussii Monchengladbach będzie ją miał.
JAN MAZUREK
Fot. Newspix