Raków Częstochowa pisze piękną historię! Po wygranej z Cracovią po raz drugi w swoich dziejach awansował do finału Pucharu Polski (pierwszy raz w 1967 roku), w którym zmierzy się z Arką Gdynia. Było to zwycięstwo zasłużone, choć gdzieś tak do 80. minuty mecz oglądało się koszmarnie.
Cracovia – Raków Częstochowa: półfinał Pucharu Polski ciężki dla widza
Jedni i drudzy po pierwszym gwizdku sędziego na pewno nie zapomnieli, o jaką stawkę dziś walczą, dlatego na żadne fajerwerki nie mogliśmy liczyć. W przypadku “Pasów” dlatego, że w tym sezonie po prostu ich nie prezentują, grając futbol wręcz prostacki. W pewnym sensie mieliśmy to, co zazwyczaj w wykonaniu tej ekipy. Raków natomiast wyraźnie nie chciał szaleć, skupiając się przede wszystkim na zabezpieczaniu tyłów. Efekt? Łącznie zaledwie pięć strzałów do przerwy, z czego cztery były do statystyk.
Ale ten jeden jedyny celny okazał się golem dla gości. Kamil Piątkowski niemalże dosłownie przebił się prawą stroną i dośrodkował w pole karne. Tam świetnie Dawida Szymonowicza uprzedził Jakub Arak i precyzyjnym strzałem głową nie dał szans Karolowi Niemczyckiemu.
Marek Papszun musiał mieć spory ból głowy, na kogo postawić w ataku. Z jednej strony Vladislavs Gutkovskis w Pucharze Polski trafiał regularnie, lecz za to od dłuższego czasu kaleczył w lidze, wykręcając nieprzyzwoite liczby minut bez bramki z akcji. Z drugiej strony Jakub Arak ostatniego gola w Ekstraklasie lub PP strzelił 10 sierpnia 2018 roku. Wówczas jako piłkarz Lechii Gdańsk znalazł drogę do siatki Miedzi Legnica i była to jego jedyna bramka dla tego klubu. Później grał ogony, leczył zerwane więzadła i znów przeważnie grał ogony.
Przełamał się dopiero teraz, już w barwach Rakowa. Czekał na tę chwilę 45 meczów i 1036 minut. Moment na zakończenie fatalnej passy idealny, trzeba przyznać.
Wychodzi na to, że częstochowianie chyba zatrudniają napastników tylko na spotkania pucharowe. Gutkovskis bowiem po wejściu z ławki rozstrzygnął losy tej rywalizacji, co oznacza, że strzelał we wszystkich pięciu meczach bieżącej edycji PP. Nim to się stało, Łotysz prezentował się fatalnie, miał problemy nawet z prostym przyjęciem piłki.
Cracovia – Raków Częstochowa: wielkie emocje w kilku ostatnich minutach
Raków po przerwie skutecznie neutralizował Cracovię w ofensywie, poza złym dołożeniem nogi przez Van Amersfoorta po podaniu Rapy podopieczni Michała Probierza nie mieli żadnych sytuacji. Goście przestali jednak sami tworzyć coś z przodu i przez chwilę mogli się obawiać, że słono za to zapłacą.
Oto bowiem “Pasy” zupełnie niespodziewanie wyrównały w 87. minucie – oczywiście ze stałego fragmentu gry. Milan Rodin precyzyjnym uderzeniem głową wykończył dośrodkowanie Marcosa Alvareza z rzutu wolnego. Wściekłość Papszuna mogła być tym większa, że jego zespół grał już wtedy w przewadze. Chwilę wcześniej kontakt z bazą stracił rezerwowy Filip Piszczek, który z niezrozumiałych względów wszedł kolanem w nogę Zorana Arsenicia, gdy było już po akcji. Zasłużona czerwona kartka. Polecamy też wizytę u specjalisty.
Nerwy Papszuna i jego sztabu zostały jednak oszczędzone. Raków błyskawicznie odpowiedział. Ivi Lopez znalazł w polu karnym Patryka Kuna, a ten naprawdę błyskotliwym dośrodkowaniem stworzył stuprocentową sytuację niepilnowanego Gutkovskiskowi. W przypadku Łotysza ten fakt niewiele ostatnio znaczy, ale tym razem kopnął jak trzeba, piłka zatrzepotała w siatce.
Raków wszedł do finału Pucharu Polski na barkach napastników, którzy od dawna zasługiwali głównie na krytykę. Taki paradoks.
Częstochowianie mogli w końcówce dwukrotnie dobić rywala, nie mającego już nic do stracenia. Najpierw jednak Niemczycki zatrzymał nogami strzał Gutkovskisa, a później Ivi Lopez trafił w słupek.
Dla Cracovii ten sezon jest już stracony. Teraz pozostaje jej się martwić, żeby nie okazał się katastrofą, czyli spadkiem z ligi. Raków natomiast może być wygrany podwójnie. Ma finał PP z pierwszoligowcem i aktualnie trzecie miejsce w Ekstraklasie. Nie wypada tego zepsuć.
Cracovia – Raków Częstochowa 1:2 (0:1)
0:1 – Arak 27′
1:1 – Rodin 87′
1:2 – Gutkovskis 89′
Fot. Newspix