Nie milkną echa niedzielnego meczu Cadiz z Valencią. W pierwszej połowie został on przerwany, gdy piłkarze gości zeszli z boiska w ramach protestu za brak reakcji sędziego na ich zdaniem rasistowską odzywkę zawodnika gospodarzy Juana Cali względem Mouctara Diakhaby’ego. Dopiero gdy zagrożono „Nietoperzom” walkowerem, drużyna wznowiła spotkanie, ale już bez głównego bohatera, którego zmienił Hugo Guillamon.
Cala zorganizował później konferencję prasową, na której stanowczo zaprzeczał oskarżeniom o rasizm. – Jestem w szoku. Zostałem oskarżony o coś, czego nie zrobiłem. Nie można tak robić, nie mając żadnych dowodów. Doszło do jakiegoś starcia między nami i powiedziałem mu tylko, żeby odszedł i zostawił mnie w spokoju. Nie nazwałem go „pieprzonym czarnuchem”. Nie wiem, czy on czegoś nie zrozumiał czy zinterpretował po swojemu. Próbowałem to od razu wyjaśnić, ale wtedy już Gabriel Paulista namawiał resztę zawodników Valencii do zejścia do szatni. Gramy bez kibiców, pełno jest kamer i mikrofonów, a nikt niczego nie usłyszał. Mimo to zostałem zlinczowany, otrzymałem mnóstwo gróźb w mediach społecznościowych. Mój prawnik tak tego nie zostawi – mówił 31-letni Hiszpan.
I dodał: – W każdym hiszpańskim klubie są czarnoskórzy zawodnicy i świetnie się tu czują. W hiszpańskiej piłce nie ma rasizmu, a takimi cyrkami tylko jej szkodzimy.
Valencia wydała oświadczenie w tej sprawie, utrzymując, że w pełni wierzy swojemu piłkarzowi, a Cala „stracił świetną okazję do przyznania się do winy i przeproszenia Diakhaby’eg0”. Klub zapowiedział, że będzie tu walczył do końca.
Władze La Liga już badają tę sprawę. Kluczem będzie wyodrębnienie ścieżek dźwiękowych z tego meczu, które zbada zewnętrzna firma.
Sam mecz Cadiz ostatecznie wygrało 2:1, a Cala strzelił pierwszego gola dla gospodarzy.
