Prowadzony przez Dariusza Banasika Radomiak Radom w ostatnich piętnastu meczach I ligi doznał tylko jednej porażki i stał się poważnym kandydatem do awansu. W poniedziałek wielkanocny szkoleniowiec radomskiej drużyny był gościem magazynu Weszłopolscy nadawanego na Kanale Sportowym. Spisaliśmy tę rozmowę. Dużo pytań dotyczyło ewentualnego awansu, ale są także mniej przyjemne wątki, na przykład zimowe transfery obcokrajowców. Zapraszamy.
Po ostatnich meczach święta w Radomiu chyba w nie najgorszej atmosferze.
Akurat nie jestem z Radomia, ale atmosfera na pewno jest dobra. Wcześniej miałem możliwość mówić w Polsacie, że nie tylko wyniki, ale również styl gry sprawia, że można się cieszyć.
Z czego się pan najbardziej cieszył po spotkaniu z Górnikiem Łęczna? On był chyba najbardziej znamienny, jeśli chodzi o dobrą formę Radomiaka. Może to, że przy wyniku 3:0 pana zespół szukał kolejnych goli i rywal w ogóle nie doszedł do głosu?
Tak, to na pewno cieszy. Wrócę do meczu z Widzewem. Nieźle prezentowaliśmy się w pierwszej połowie, w drugiej nawet mieliśmy przewagę jednego zawodnika i niepotrzebnie się cofnęliśmy. Cały czas sugerowałem zawodnikom, że przy dobrym wyniku nie ma co grać zachowawczo, tylko trzeba grać do przodu. Tak właśnie wyszło z Górnikiem Łęczna. Strzeliliśmy trzy gole, co było najniższym wymiarem kary. Mieliśmy jeszcze sytuacje sam na sam. Cieszę się, że do końca graliśmy ofensywnie. Oby to był sygnał na przyszłość: jeżeli jesteśmy zespołem mocnym w ofensywie, to trzeba ciągle cisnąć rywala.
Co pan powiedział po meczu z Chrobrym Głogów, że zespół wrócił na właściwe tory?
Przegraliśmy z Chrobrym 1:2, natomiast… Nie powiem, że byłem po tym spotkaniu zadowolony, ale patrząc na naszą dyspozycję i statystyki – posiadanie piłki i 21 oddanych strzałów, przy czterech Chrobrego – były pozytywne przesłanki. Miałem wiele pytań, czy jesteśmy dobrze przygotowani, czy na pewno będziemy dobrze grali. Powiedziałem, że spokojnie, martwiłbym się, gdybyśmy źle grali. Przegraliśmy, to jest futbol i takie rzeczy się zdarzają, gdy przeciwnik wygra po 2-3 strzałach, ale jeśli grasz dobrze, na dłuższą metę przełoży się to na wyniki. Przykład można dać także z Ekstraklasy. Raków zaczął chyba od trzech porażek, a potem przyszły zwycięstwa. Można powiedzieć, że podążyliśmy podobną drogą.
Była suszarka po porażce z Chrobrym?
Nie. Były mocniejsze słowa, że jeżeli chcemy walczyć o wyższe cele, to musimy wygrywać, ale atmosfera była dobra. Nie mieliśmy jakichś mega trudnych sytuacji. Dobrze, że potem przyszły mecze z rywalami typu Łęczna czy Miedź, na których nikogo nie trzeba było dodatkowo motywować i stanęliśmy na nogi. Porażka z Chrobrym była pojedynczą wpadką. Wcześniej po raz ostatni przegraliśmy w październiku. Na bodajże 16 meczów mieliśmy jedną przegraną. Trudno byłoby się w takich okolicznościach dziwnie zachowywać po jednym niepowodzeniu i wywierać na piłkarzach dodatkową presję.
Pytanie z grubej rury: brak awansu będzie oznaczał przegrany sezon dla Radomiaka? Czy może jednak stonujemy nastroje i na razie mówimy, że sukcesem będą już baraże?
Sami sobie trochę napompowaliśmy ten balonik. Odkąd pracuję w Radomiu, był awans z II ligi, potem były baraże, potem znowu budowaliśmy zespół od nowa i zajmowaliśmy czwarte miejsce po pierwszej rundzie. Nie ma u nas hasła „Ekstraklasa na siłę, musimy”. My możemy bardzo chcieć i chcemy. To jednak nie jest tak, że jeśli się nie uda, to nagle wszystko się urwie i zawali. Wydaje mi się, że klub jest coraz lepiej zarządzany i budowany. Przychodzą coraz lepsi zawodnicy i coraz więcej ludzi tu pracuje. Widać efekty. Gdybyśmy mieli awansować, to oczywiście lepiej z pierwszego lub drugiego miejsca, bo baraże źle mi się kojarzą po ostatnim roku. Ale gdybyśmy znaleźli się w czołowej szóstce – a myślę, że się znajdziemy – i nie awansowali, to ze strony władz klubu i władz miasta nie będzie tragedii. Takie dostałem zapewnienie. Jesteśmy dopiero drugi rok na tym szczeblu, mamy jeszcze swoje niedociągnięcia, ale całościowo idzie to w dobrym kierunku. Podsumowaniem tego wszystkiego może być fakt, że po rozmowie z zarządem zdecydowałem się na przedłużenie kontraktu. Widzę, że piłka w Radomiu się rozwija. Wierzę w ten zespół i dalej chcę z nim pracować. Czy to będzie Ekstraklasa, czy I liga – wydaje mi się, że to dobry kierunek.
W razie awansu zamierza pan nadal opierać atak na Karolu Angielskim, który dotychczas pokazywał, że jest dobry na I ligę, ale nie na Ekstraklasę? No i pytanie, czy trochę nie brakuje dla niego zmiennika? Ostatnio w końcówce już trochę opadał z sił.
Odpowiadając na pierwsze pytanie: chciałbym mieć taki problem, żeby po awansie zastanawiać się, co z Karolem Angielskim. Wydaje mi się jednak, że trochę go odbudowaliśmy. To bardzo dobry piłkarz. Trzeba na takich chłopaków stawiać i dać im szansę. Wiem, że był po poważniejszych kontuzjach, w Ekstraklasie się nie przebił, ale nie jest powiedziane, że u nas by nie grał. Przykład Rafała Makowskiego. Poszedł do Śląska Wrocław, tam się za bardzo nie pokazuje, ale gdyby Radomiak awansował, to pewnie Rafał byłby jedną z głównych postaci naszego zespołu. Z Karolem może być podobnie.
Co do drugiego pytania – mieliśmy bardzo dobrego zmiennika w osobie Karola Podlińskiego. Sam podjąłem decyzję o jego transferze. Przyszedł do mnie, powiedział, że chciałby odejść, bo dostał bardzo ciekawą propozycję z Zagłębia Lubin. Wiadomo, że wolelibyśmy, żeby został, ale skoro on sam chciał i dostał kuszącą ofertę, to stwierdziliśmy, że nie można mu kariery blokować. Mamy trzech innych zawodników na „dziewiątkę”: Dominika Sokoła, Roka Sirka i młodego Szymańskiego. Któryś z nich prędzej czy później powinien być dobrym zmiennikiem dla Karola. No i nie zapominajmy, że Patryk Mikita także mógłby występować jako napastnik.
Co się musi stać, żeby Sokół wrócił na właściwe tory? Ostatnio jego kariera wyhamowuje.
Cały czas uważam, że to bardzo dobry napastnik. Był jednak wypożyczony – najpierw do jednego klubu, potem do drugiego. Nie do końca się tam przebił. To nadal młody chłopak, widać, że ma predyspozycje do strzelania goli, natomiast poziom naszego zespołu wyraźnie się podniósł. Gdybyśmy rywalizowali w II lidze albo walczyli w dolnych rejonach I ligi, to pewnie Sokół grałby więcej. W tej chwili zawodnicy, którzy już sporo pograli w Ekstraklasie – typu Radecki, Gąska czy Angielski – przewyższają Dominika. Wierzę w niego, wierzę, że sprosta zadaniu i może się okazać, że prędzej czy później na niego postawię. Na dziś po prostu musi rywalizować.
Jaka jest szansa na pozostanie Damiana Gąski, który ostatnio jest w coraz lepszej formie? Klub ma opcję wykupu, prowadziliście jakieś wstępne rozmowy ze Śląskiem Wrocław?
Zapewne jeszcze takich rozmów nie prowadziliśmy, bo bym o nich wiedział, natomiast jesteśmy bardzo zadowoleni z Damiana. Z końcową oceną poczekajmy, mamy nadal sporo meczów do rozegrania, ale wydaje się, że to kolejny zawodnik, który się u nas odbudował. Klub na pewno zrobi wszystko, żeby go zatrzymać. Jeśli będę miał na to wpływ, również się o to postaram. To jednak piłkarz, który chce grać w Ekstraklasie, tak samo jak wspomniani Radecki z Angielskim. Widzę, że w szatni mocno mobilizują resztę, żeby nie zadowalać się jednym czy drugim zwycięstwem, tylko jedziemy dalej. Jeżeli nie awansujemy, bo taki wariant też trzeba założyć, zobaczymy, co da się tu zrobić.
Ale jest opcja wykupu?
Zawsze jest opcja wykupu. Jeżeli zawodnik dobrze się czuje i jeżeli klub, z którego jest wypożyczony – a układy ze Śląskiem mamy dobre, piłkarze przychodzą w obie strony – to zawsze można się dogadać. Przede wszystkim trzeba rozmawiać z piłkarzem. Musimy trochę poczekać, żeby wyklarowało się, gdzie i o co będziemy grali. Chcemy, żeby były to jak najwyższe cele, ale to jest piłka.
Jest pan zadowolony ze wszystkich zimowych transferów? Zapowiadało się chyba trochę lepiej niż wyszło w praktyce.
Dałbym tym zawodnikom trochę czasu. I liga jest specyficzna, trzeba ją poznać. Gra się w niej trochę inaczej niż na Zachodzie. Uważam, że Raphael Rossi czy Filipe Nascimento mogą wprowadzić jakość i podnieść rywalizację w drużynie. Co do pozostałych, trudno powiedzieć. Do nas trafiają piłkarze, którzy są po różnych kontuzjach, okresach bez gry i innych przejściach. Musimy ich wprowadzić do zespołu, a to nie jest takie proste. Porównując jednak do zeszłego roku, mamy dużo większą rywalizację i sporo obcokrajowców, którzy w decydujących momentach – chociażby w barażach – będą ciągnąć zespół. Pamiętamy, że w tamtym sezonie w barażu z Wartą wypadli nam Mikita i Świdzikowski. Musieliśmy rzeźbić na niektórych pozycjach. Karwot zagrał na środku obrony, Banasiak na boku pomocy, Michalski w środku pola i nie wyglądało to tak, jak powinno. Nie chcemy doprowadzić do powtórki w tym roku. Na pewno liczę na tych zawodników.
Przed ostatnimi meczami więcej obaw czy jednak więcej nadziei?
Ta liga pokazała, że trudno przewidzieć, co się wydarzy. Myślę jednak, że więcej nadziei. Cieszę się, że zespół dobrze gra. Wyniki pokazują, że idziemy w górę tabeli. Chcielibyśmy tę formę podtrzymać i skupiać się na kolejnych meczach. Tak jak mówiłem, nie musimy awansować za wszelką cenę, nikt nie wywiera takiej presji. Nie jesteśmy takim potentatem jak Widzew, ŁKS czy powiedzmy Termalica i Miedź. Znamy swoje miejsce w szeregu, ale mamy też swoje ambicje. Stworzyliśmy bardzo fajny zespół. Zarząd z roku na rok działa coraz lepiej, coraz lepiej się też dogadujemy. Pracuję w Radomiu trzeci rok, zaraz może się okazać, że będą następne dwa lata. Widzę, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
rozmawiali Weszłopolscy
Fot. 400mm.pl