Przyznajemy się bez bicia – lubimy Mateusza Kuzimskiego. Może nawet bardzo. Po pierwsze – to dobry napastnik, na którym można polegać. Pewnie nigdy nie zostanie królem strzelców, ale swoje trafi, co dla snajperów – szczególnie w tej lidze – nie jest oczywistością. Po drugie Kuzimski powinien być wyrzutem sumienia prezesów, dyrektorów sportowych, trenerów. Pokazuje bowiem: da się znaleźć napastnika.
A ile razy słyszeliśmy, że się nie da? Masę. To były wręcz zdania-wytrychy. „Trudno jest znaleźć napastnika na rynku”. „Wszyscy szukają snajpera”. „Dobry napastnik chce dużo zarabiać, nie stać nas”. I tak dalej, i tak dalej. Naturalnie nie można temu wszystkiemu całkowicie zaprzeczać, bo rzeczywiście to nie jest proste znaleźć ciekawego snajpera, ale jednak przy odpowiedniej pracy jest całkowicie możliwe.
Niestety polskie kluby czasem nie chcą spojrzeć, co się dzieje piętro czy dwa niżej, tylko wierzą w cuda. Biorą obcokrajowców, którzy – często – kiedyś coś ogarniali, a teraz nie bardzo. Natomiast kluby przekonują: a, u nas odpali! Niby jakim cudem? Oczywiście zdarzają się też przypadki, że wszystko na papierze wygląda dobrze, ale na boisku mimo wszystko nie wypala. Tyle że to mniejszość historii.
Raczej grzebiemy – brzydko mówiąc – w śmieciach i potem jest zdziwienie, że do kontenera nikt nie wrzucił nic ciekawego.
Wydaje się, że dzisiaj to zestawienie powinno powodować rumieńce u wielu wyżej wskazanych. Kuzimski strzelił więcej goli niż Zahović, Sirk, Mraz, Boakye razem wzięci. Idziemy o zakład, że każdy z nich zarabia dużo więcej niż Kuzimski, a Boakye to miesięczną pensją może konkurować z kwotą, jaką Warta wydała na swojego snajpera.
Ale nie, nie da się.
W ogóle porównywać Kuzimskiego z Boakye na tle dzisiejszego meczu… Przecież to jest śmieszne. Owszem, Kuzimski miał gorszy dzień pod względem skuteczności, ale i tak dał swojej drużynie konkret w postaci asysty. I to nie takiej, jak Wojtek Kowalczyk z Węgrami, tylko rzeczywiście sporo zrobił. A Boakye? Znów grał swój mecz. Słaby mecz.
Przypomnijmy – 29-letni Kuzimski jeszcze rok temu był Chojniczance. W naszym wywiadzie mówił: – Choć chyba jeszcze bardziej byłem dumny, że ktoś docenia to, jaką drogę przeszedłem. Czasami nie jest łatwo czasami odbić się z miejsca, w którym byłem w Anglii – gdzie pracowałem fizycznie, łączyłem grę w niższych ligach ze zmianami w pracy. Ale udało się, jestem zadowolony z tego, gdzie jestem.
Powtórzmy – nikt nie robi z Kuzimskiego boga futbolu, on tej ligi nie zbawi. Natomiast fajnie byłoby, gdyby polskie kluby sprawniej dostrzegały takich piłkarzy. Przecież Kuzimski dłuższy czas kopał się w Bałtyku Gdynia i Gryfie Wejherowo, a Arka chciała podbijać ligę Serrarensem. O takie przykłady nam chodzi. To znaczy: by było ich coraz mniej. Czasem warto sprawdzić, co się dzieje na własnym podwórku, zanim pójdzie się szukać na „salonach”.
Fot. FotoPyk