Z dala od błysku fleszy i medialnej otoczki niedawno zakończyły się eliminacje do Pucharu Narodów Afryki. Nie zabrakło w nich emocji, ogromnych niespodzianek, a także przedziwnych sytuacji. Tak więc postanowiliśmy porozmawiać o nich z Michałem Zichlarzem – wieloletnim ekspertem afrykańskiego futbolu, autorem wielu książek o piłce nożnej na Czarnym Lądzie. Czy jest zaskoczony awansem Komorów? Dlaczego Benin w ramach protestu nie wyszedł na ostatni mecz? Z jakiego środku transportu skorzystała Nigeria? Co spowodowało zapaść futbolu w RPA? Ile kilometrów musiał pokonać Alasana Manneh? Zapraszamy!
Marcowe zmagania eliminacje do Pucharu Narodów Afryki odbyły się zdecydowanie w cieniu rywalizacji europejskich reprezentacji. Na dobrą sprawę nie było do końca wiadomo, czy te dwie ostatnie serie gier odbędą się w planowanym terminie.
Głównie miało to związek z decyzją francuskich władz piłkarskich – zawodnicy z Ligue 1 i Ligue 2 pierwotnie nie mogli jechać na mecze swoich reprezentacji. A łącznie aż 250 piłkarzy z tych lig miało wybrać się na mecze afrykańskich drużyn narodowych. Na przykład Benin praktycznie zostałby pozbawiony prawie całej podstawowej jedenastki. Ostatecznie skończyło się na tym, że Francuzi ugięli się pod naporem próśb i wniosków afrykańskich federacji. Oczywiście pod rygorem, że będą przestrzegane wszelkie restrykcje. Jednak nie wszyscy zawodnicy pojechali, a nawet jak udało im się otrzymać pozwolenie, to nie na wszystkie spotkania. Wciąż jest cała masa komplikacji w podróżowaniu
Przypomnę tylko sytuację z listopada, kiedy to Alasana Manneh został powołany do kadry Gambii, ale Górnik Zabrze nie puścił go na zgrupowanie. Teraz Gambijczycy grali swoje najważniejsze mecze w historii i Manneh wystąpił w nich, a jego reprezentacja pierwszy raz w historii awansowała do głównego turnieju. Nawet policzyłem sobie, ile kilometrów pokonał w ostatnim czasie. Z Katowic do Bandżul jest pięć tysięcy, z Bandżul do Kinszasy (stolicy Demokratycznej Republiki Konga – przyp. red.) cztery tysiące.
Mimo wszystko udało się w tych trudnych warunkach organizacyjnych dociągnąć do końca te eliminacje. Jesteś tym pozytywnie zaskoczony?
Zdecydowanie. Myślę, że wszystkie afrykańskie federacje udźwignęły ciężar. U nas w Europie są olbrzymie restrykcje ze względu na covid, a w Afryce dochodzą jeszcze do tego odległości – nierzadko drużyny muszą pokonać pięć lub sześć tysięcy kilometrów. To było dodatkowe wyzwanie dla wielu reprezentacji. Jasne, miały miejsce niecodzienne sytuacje, na przykład: reprezentacja Nigerii podróżowała łodzią na mecz z Beninem. Fakt, że nie mieli daleko, bo z Lagos do Porto-Novo w Beninie jest nieco ponad 50 mil morskich (100 km). Jednak dla niektórych piłkarzy była to pierwsza taka podróż. Z kolei ich trening odbył się przy świetle księżyca, bo gospodarze nie włączyli im sztucznego oświetlenia. Mimo to piłkarze z Nigerii i tak osiągnęli korzystny wynik.
Z kolei nieprzyjemnym incydentem było zawieszenie Czadu przez CAF. Krajowi politycy zaczęli wpływać na decyzje tamtejszego związku, za bardzo wtrącać się w działania, stąd takie kroki podjęła afrykańska federacja. Z tego powodu jego dwa ostatnie mecze kwalifikacyjne zakończyły się porażką walkowerem. Zresztą, nie tylko w Czadzie politycy pchają swoje ręce do futbolu. Wieloma afrykańskimi federacjami sterują pośrednio rządzący państwami. Co ciekawe, tak naprawdę eliminacje jeszcze się nie skończyły.
Nie udało się rozegrać wszystkich meczów?
Dokładnie to jednego. Otóż doszło do pewnego skandalu. To był ostatni dzień eliminacji (30 marca – przyp. red.) i został w zasadzie ostatni mecz, który miał wyłonić 24 finalistę Pucharu Narodów Afryki. W grupie L Nigeria zapewniła sobie wcześniej awans, Benin ma siedem punktów, a Sierra Leone cztery. I w ostatniej rywalizacji te dwie ekipy miały się ze sobą zmierzyć. Piłkarze z Beninu przyjechali do Freetown, stolicy Sierra Leone, po czym miejscowe władze mówią im, że sześciu z nich ma koronowirusa, w tym ich najlepszy napastnik. Chciały na siłę osłabić rywala. Z kolei federacja Beninu przedstawiła wyniki testów sprzed 72 godzin i wszystkie wyniki były negatywne. Tak więc w ramach protestu nie chcieli wyjść na boisko. Ostatecznie CAF podjęła decyzję, że ten mecz odbędzie w kolejnym wolnym okienku reprezentacyjnym. I tak będą komplikacje, bo w czerwcu mają rozpocząć się afrykańskie eliminacje do mistrzostw świata. Dopiero wtedy poznamy komplet uczestników.
PNA pierwotnie miał odbyć się w czerwcu. Dlaczego jego organizację przesunięto na następny rok ?
On już był kilkukrotnie przekładany. Wpierw miał się odbyć, tak jak wspomniałeś, w czerwcu/lipcu tego roku. Potem ze względu na pogodę w Kamerunie i protesty drużyn jego organizację przeniesiono na wcześniejszy termin: na styczeń/luty. Po prostu nie dałoby rady grać przy takich upałach. Następnie covid wszystko pokrzyżował i eliminacje nie wystartowały w terminie. Teraz stanęło na tym, że główny czempionat zostanie rozegrany zimą 2022 r.
Niedawno zaś odbyła się tam taka alternatywna impreza: Mistrzostwa Narodów Afryki – turniej dla reprezentacji złożonych z zawodników grających w ligach afrykańskich. 25% trybun mogło być zajętych przez kibiców. To była swego rodzaju próba generalna przed turniejem, który odbędzie w styczniu 2022 r.
A marcowe spotkania eliminacyjnych mecze odbywały się z udziałem kibiców?
W większości przypadków nie było z tym problemów, choć też w ograniczonej liczbie. Do ciekawych zdarzeń doszło na Komorach. Tamtejsza reprezentacja po raz pierwszy w historii awansowała do PNA. Fani przestali przejmować się restrykcjami i tysiące ludzi wyszło na ulice, by zamanifestować swoją radość. Musiała interweniować policja, a zwykli obywatele po prostu nie rozumieli tego, że oni się tu cieszą z historycznego sukcesu, a są jakieś tam obostrzenia i jeszcze się ma o nich o to pretensje.
Awans Komorów to chyba największa niespodzianka eliminacji?
Na pewno formuła turnieju z 24 uczestnikami, tak jak na Euro, sprzyja temu, aby dostały się do niego mniej znane reprezentacje, teoretycznie słabsze. Ogólnie ta reforma już weszła w życie przy okazji poprzedniego turnieju w Egipcie i w Afryce ma one większe uzasadnienie. Federacji jest sporo, aż 55. Dodało to też kolorytu turniejowi. Choćby taki Madagaskar dwa lata temu. Niemniej w przypadku Komorów – jest to malutki kraj, nieco ponad milionowa populacja – wpływ na ten sukces, miało to, że większość zawodników gra w Europie. Tak jak przypadku piłkarzy z Madagaskaru, występują we Francji. Tam się urodzili i następnie przeszli tą świetną francuską szkołę futbolu. Mają w swoich szeregach El Fardou Bena – napastnika Crvenej zvezdy Belgrad, który w europejskich pucharach pokazał się z dobrej strony. Tak więc nie jest to aż tak wielka sensacja.
Natomiast reprezentacja Malawi nie trafiła do aż tak silnej grupy. Grała w niej z Burkina Faso, Ugandą i Sudanem Południowym. Akurat w ostatnim meczu o drugie miejsce pokonali Ugandyjczyków i trzeci raz w historii udało jej się awansować do PNA. Co jakiś czas uda się tej ekipie gdzieś przebić.
Która reprezentacja najbardziej zaś rozczarowała?
Choć powiększono liczbę uczestników, nie udało się dostać do turnieju Demokratycznej Republice Konga czy Zambii. Wydawało mi się, że Madagaskar pójdzie za ciosem i na fali sukcesu z 2019 r., kiedy to na turnieju w Egipcie doszedł do 1/4 finału, uzyska awans. Tak się jednak nie stało. Przegrali walkę o drugie miejsce w grupie z Etiopią i dla mnie osobiście jest to duże zaskoczenie.
Przede wszystkim największą niespodzianką in minus jest brak uzyskania przepustki do turnieju wspomnianej Demokratycznej Republiki Konga i RPA. To są silne federacje. Idą za tym duże pieniądze. Ligi w tych państwach należą do najlepszych w skali całej Afryki. Przecież w DRK jest jedna z najlepszych drużyn Czarnego Lądu – TP Mazembe. Z kolei co do RPA, to zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że paradoksalnie problemem stanowią duże zarobki w tamtejszej lidze – zawodnikom jest tam na tyle dobrze, że nie chcą wyjeżdżać do Europy, przez co przestają się rozwijać. Tak jest im po prostu wygodniej.
To wręcz dziwne, że najbogatszy afrykański kraj nie jest nawet w stanie awansować na mistrzostwa kontynentu.
Tak, to prawda. Kluby naprawdę są mocne, dobrze zorganizowane. Jest solidne zaplecze infrastrukturalne. Z pozoru wszystko okej, ale reprezentacja totalnie zawiodła. Gdyby zapytać przeciętego kibica, czy jest w stanie wymienić trzech piłkarzy RPA, to podejrzewam, że miałby z tym bardzo duży problem. A kiedyś przecież mieli wspaniałą generację zawodników: Benny McCarthy, Steve Pienaar, Pierre Issa. Było trochę tych piłkarzy, którzy grali w Europie. Wprawdzie znajdziemy kilku graczy, którzy występują na Starym Kontynencie, ale nie są to zawodnicy tej klasy co dawniej. Za to inne osoby z tamtejszego futbolu odnoszą sukcesy. Trener z Południowej Afryki, Pitso Mosimane, ostatnio zajął z egipskim Al Ahly trzecie miejsce na Klubowych Mistrzostwach Świata. Patrice Motsepe niedawno został prezydentem CAF-u. Z kolei reprezentacja RPA prezentuje się dramatycznie.
Kolejnym rozczarowaniem jest chyba postawa Angoli?
W pewnym momencie wydawało się, że wszystko zmierza tam w dobrym kierunku. Awans na mundial w 2006 r., w 2010 r. organizowała Puchar Narodów Afryki, na którym byłem fizycznie. Dwa lata wcześniej wrzuciła za burtę Senegal i tym samym przyczyniła się do zwolnienia Henryka Kasperczaka. Akurat mieli wtedy znakomitego napastnika – Manucho. Cóż, jest tam odpowiedni kapitał, to kraj z dużymi złożami ropy. Przez jakiś czas w tamtejszej lidze grał Jacek Magdziński. Jednak ostatnie lata, delikatnie rzecz ujmując, nie są dobre dla angolskiego futbolu. Kolejna reprezentacją, która nie gra na miarę potencjału to kadra Republiki Środkowoafrykańskiej. Występuje w niej m.in Geoffrey Kondogbia i kilku innych ciekawych graczy, ale sytuacja polityczna, konflikty wewnętrzne w państwie jednak niezwykle mocno wpływają na postawę boiskową.
Twoim zadaniem, która afrykańska reprezentacja jest obecnie najsilniejsza?
Nie będzie to odważna teza, jeżeli wskaże na Algierię, zwycięzcę ostatniego PNA w 2019 r. Wprawdzie Tunezja przejechała się jak walec po innych zespołach w swojej grupie eliminacyjnej, a Algierczycy dwa razy zremisowali. Jednak, mimo wszystko, uważam, że Algieria to obecnie numer jeden w Afryce. Od zawsze mieli dobrych zawodników, a teraz trafili na świetne pokolenie piłkarskie. Prowadzi ich kapitalny szkoleniowiec Djamel Belmadi. Trzy lata temu byłem w Algierii, gdy zbierałem materiały do książki o polskim trenerze, Stefanie Żywotko, który pracował tam przez 14 lat i zobaczyłem na własne oczy, jak wygląda algierski futbol. Zresztą, niedługo książka powinna zostać opublikowana. Tak więc proszę mi uwierzyć na słowo, że ludzie tam szaleją za piłką nożną.
Rozmawiał Piotr Stolarczyk
fot. Newspix