Reklama

„Wisła to potęga kibicowska. Czujemy to”.

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

02 kwietnia 2021, 12:05 • 10 min czytania 13 komentarzy

Pamiętacie czasy Cupiała, gdy Wisła Kraków uchodziła za klub, w którym młodzi mają pod górkę? To już się zmieniło. Dziś Hyballa odważnie stawia na młodzieżowców, zdarza się nawet, że w jednym momencie jest ich na boisku czterech. Porozmawialiśmy więc z całą czwórką, która gra najczęściej – Dawidem Szotem, Patrykiem Plewką, Serafinem Szotą i Piotrem Starzyńskim. Dlaczego w szatni Wisły można nauczyć więcej niż w szkole? Jaka panuje wśród młodych atmosfera? Jak ważna jest dla nich Wisła? O czym marzą? Zapraszamy.

„Wisła to potęga kibicowska. Czujemy to”.

Na początku rozstrzygnijmy sprawę najważniejszą – który z was wygrał rywalizację o pseudonim „Szocik”?

Serafin Szota: – Kolega po mojej lewej stronie.
Dawid Szot: – Chyba ja, faktycznie. Serafin ma trochę inną ksywkę. Mówią na niego raczej „Szotas”.
Serafin Szota: – Albo „Serek”.
Dawid Szot: – Więc „Szocik” to ja. Ale nieraz zdarza się, że mówią też tak na Serafina.
Serafin Szota: – Ale to niesprawiedliwe, bo Dawid jest w Wiśle od samego początku! Miał przewagę w tej rywalizacji. A ja byłem na pozycji straconej.

Jak ktoś woła „Szocik”, odwracacie się obaj?

Dawid Szot: – No, często tak bywa! Nawet nieraz trenerzy mówią do mnie na treningu „Szota”, a do Serafina „Szot”. Czasem więc trener woła mnie, a Serek jest na drugiej stronie boiska i myśli, że to do niego!

No dobra, to teraz sprawy mniej ważne. W ostatnich latach w szatni Wisły było sporo starszyzny, która wychowywała się jeszcze w starych czasach, starych szatniach. Jakich zasad musi przestrzegać młody piłkarz Wisły?

Dawid Szot: – W sumie nie było nigdy jakiegoś podziału na starszych i młodszych. Jesteśmy fajnym zespołem i wszyscy mają ze sobą dobre relacje. Nie ma grupek, specjalnych zasad też. Tak było i tak jest teraz, gdy jest mniej starszych zawodników.
Serafin Szota: – Teraz więcej jest tak naprawdę zagranicznych piłkarzy. Atmosferę buduje się na języku angielskim. To jest pierwsza bariera, którą trzeba przełamać w szatni. Dwa lata temu było więcej polskich zawodników, więc było łatwiej o luźniejszą komunikację. Ale dajemy radę. Mamy też lekcje angielskiego, każdy indywidualnie posiada jakiś poziom językowy, jest OK.
Dawid Szot: – To też dla nas fajne, bo przy okazji możemy ćwiczyć język angielski i uczyć się na bieżąco na odprawach czy treningach. Nie tylko na lekcjach, ale też w luźnych rozmowach.
Piotr Starzyński: – Ja bardzo fajnie zostałem wprowadzony do drużyny. Każdy mnie wspierał. Bardzo mile to wspominam.
Patryk Plewka: – Ja też bardzo dobrze wspominam wejście w szatnię. Miałem okazję poznać takie osoby jak Marcin Wasilewski, Paweł Brożek czy Arek Głowacki. Dużo mi pomogli na starcie. Teraz może ich nie ma, ale jest chociażby Kuba Błaszczykowski. A szatnia z roku na rok się zmienia. Moim zdaniem już w każdej szatni, nie tylko wiślackiej, nie ma już podziałów na młodych, starych i obcokrajowców. Wcześniej może tak było. Młody był odstawiony na bok, był taki trochę gorszy.

Któremu z was najbardziej grozi sodówka?

Dawid Szot: – Sodówka? Hmm.
Patryk Plewka: – Myślę, że mamy tutaj jednego kandydata.
Dawid Szot: – Który?! O kim myślisz?!
Patryk Plewka: – Nie będę poruszał tematu.
Dawid Szot: – No dokończ!
Patryk Plewka: – Ten najstarszy.
Serafin Szota: – Pytasz o naszą czwórkę? Tak naprawdę ciężko powiedzieć.
Patryk Plewka: – Wiadomo, to takie bardziej dogryzki, że komuś odwaliło. Jesteśmy takimi osobami, że ciężko u nas o sodówkę.
Serafin Szota: – Wybrałeś do wywiadu w miarę spokojną czwórkę. Lubimy sobie pożartować czasem w szatni, ja szczególnie. Ale rozumiem też, jak się ze mnie śmieją, bo też lubię się z siebie pośmiać. Wszystko jest na zdrowych zasadach, sodówką nie można tego nazwać. Mamy takie zasady, takie wartości, że raczej ciężko, by nam uderzyła sodówka. W szatni jest kilku zawodników o dużych nazwiskach i szybko by nas sprowadzili na ziemię.

Reklama

Z czego robicie szyderkę między sobą?

Dawid Szot: – Z takich rzeczy bieżących, nie ma konkretnej rzeczy czy osoby. Zbieramy się w klubie, jest temat, jest szyderka. A następnego dnia jest co innego.
Serafin Szota: – Na pewno nie jest tak, że siedzimy cicho w szatni i nikt się do nikogo nie odzywa.
Dawid Szot: – Oj tak.
Serafin Szota: – Zawsze się znajdzie jakiś temat, nawet największa głupota, żeby się pośmiać. Uważam, że to też tworzy atmosferę, szatnię. Czasem to klucz do zwycięstwa i sukcesów. Jeśli ktoś żartuje wzajemnie jest OK, nikt się nie powinien obrażać.
Dawid Szot: – Fajne jest to, że każdy ma do siebie odpowiedni dystans. Nie ma tak, że się z kogoś śmiejemy i druga osoba się obraża. Raczej kontruje i dodaje coś od siebie. Jest na pewno dobra atmosfera, z tym bym się jak najbardziej zgodził.

Dzisiaj w Wiśle jest o wiele łatwiej przebić się młodym piłkarzom. Na różnym etapie dołączaliście do Wisły, ale gdy byliście jeszcze juniorami, „Biała Gwiazda” uchodziła za miejsce, w którym młodzi piłkarze przepadają. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy zaistnieli.

Patryk Plewka: – Moim zdaniem duże znaczenie ma przepis o młodzieżowcu. W każdym klubie to po części ułatwienie. Każdy musi mieć sporo młodych w szatni, żeby trenerzy mieli z czego wybierać. Ktoś musi grać, ktoś musi być na ławce. To na pewno duży plus.
Dawid Szot: – Zgodzę się z tym. Zawsze postrzegałem tak młodych zawodników, czyli nas, że nie powinno się patrzeć na przepis o młodzieżowcu, bo jakiś poziom musimy reprezentować, żeby tutaj być. To jest fajne, że w paru meczach wychodził Piotrek z Patrykiem, albo ja z Patrykiem, albo Serafin z Piotrkiem. Różne były kombinacje. Nie było typowo jednego młodzieżowca, nieraz nas było dwóch, trzech, a w drugich połowach nawet czterech. To fajne. Trenerzy stawiają na młodzież. Na pewno jest lepiej niż przed laty, gdzie ciężko było poszukać choćby jednego młodego zawodnika. Teraz jest nas sześć-siedem osób w kadrze.

Piotrek, jak zareagowałeś, gdy po twoich pierwszych meczach pojawiły się porównania do Jakuba Błaszczykowskiego?

Piotr Starzyński: – Przede wszystkim cieszyłem się, że trener dał mi szansę zadebiutować. Fajnie, i będę robił wszystko, by podnosić umiejętności i nie zawieść ludzi, którzy we mnie uwierzyli, że pojawiły się skojarzenia z Kubą Błaszczykowskim. Bardzo się z tego cieszę.

Patryk, jak bardzo byłeś rozczarowany, że nie znalazłeś się w kadrze U-21?

Patryk Plewka: – Na pewno się ucieszyłem, gdy zadzwonił do mnie trener i powiedział, że jestem w szerokiej kadrze i mam szansę pojechać się pokazać. Ale potem dostałem drugi telefon, że jednak jeszcze się na tym zgrupowaniu się nie zobaczymy. Troszkę to zabolało, bo myślałem, że pojadę. Ale dla mnie jest najważniejsze, żeby grać z tygodnia na tydzień w meczach i móc się rozwijać. A kadra Polski? Dla mnie jest najważniejsza pierwsza reprezentacja. Tam bym kiedyś chciał zagrać.
Dawid Szot: – Patrząc na to, w jakiej dyspozycji jest teraz Patryk, to niedługo się to stanie.

Jak ważnym klubem jest dla was Wisła? Zanim do niej dołączyliście, byliście jej kibicami?

Patryk Plewka: – Gdy przychodziłem do Wisły, miałem 13 lat. Przyznaję się – nie znałem zawodników Wisły. Nie interesowałem się wtedy za bardzo Ekstraklasą. Grałem w swoim miasteczku, Libiążu, po prostu cieszyłem się piłką i nie interesowałem się niczym więcej. Moje zainteresowanie piłką nożną w tamtym momencie to była maksymalnie FIFA. Początkowo byłem przestraszony dużego miasta, wielkiego klubu. Wiedziałem, że to wielki klub w Polsce, po prostu nie znałem zawodników, nie wiedziałem, z czym to się je.
Dawid Szot: – U mnie i tata, i brat kibicowali Wiśle. Jak byłem młodszy, zabierali mnie na mecze. Na pewno zadebiutowanie w Wiśle, reprezentowanie tych barw, było dla mnie dużym marzeniem. Mega się z tego cieszę, że tak się stało, że dołączyłem do juniorów, przeszedłem do zespołu seniorskiego, był debiut, parę meczów się pojawiło. Jestem dumny, że jestem w tym klubie. Od małego chłopaka o tym marzyłem.
Piotr Starzyński: – Interesowałem się Wisłą Kraków, chyba od momentu przyjścia Kuby Błaszczykowskiego. Bardzo się pozytywnie zaskoczyłem, że Kuba wraca do Wisły. Zacząłem wtedy oglądać mecze, mocniej interesować się. Bardzo się ucieszyłem, że Wisła złożyła mi propozycję przyjścia. Od razu się zgodziłem.
Serafin Szota: – Skłamałbym, jakbym powiedział, że od początku chciałem grać w Wiśle. Po mistrzostwach świata Wisła była mną zainteresowana. Dopiero wtedy mocno zainteresowałem się tym, jak wygląda klub, baza treningowa, sam Kraków. Wcześniej nie miałem styczności. Pochodzę z Namysłowa koło Wrocławia. Kiedyś była zgoda Lechii, Śląska i Wisły. Byłem wtedy raz na meczu Wisły w Lidze Europy. To jedyny mecz, na którym byłem wcześniej. Można powiedzieć, że za dużo z Wisłą nie miałem wspólnego. Wychowałem się w Lechu Poznań, mimo młodego wieku miałem już trochę klubów. Jak mówię – skłamałbym, jakbym powiedział, że zawsze od początku marzyłem o Wiśle, ale chcę podkreślić, że bardzo się cieszę, iż jestem częścią tej drużyny.

Reklama

Macie poczucie, że Wisła jest dużym klubem? Odczuwacie na co dzień większą presję, zainteresowanie? Wasz każdy ruch jest obserwowany.

Serafin Szota: – Na polskim rynku Wisła to potężny klub. Ma wspaniałych kibiców, jeśli nie najlepszych w Polsce. Widać było to na każdym meczu, gdy kibice mogli jeszcze przychodzić na stadiony. Byliśmy zawsze wspierani od pierwszej do ostatniej minuty – choćby w derbach, gdy pojawiła się oprawa. Pamiętacie, co? To takie chwile, których się nie zapomina. Uważam, że Wisła to potęga polskiej piłki. Na pewno to czuć. Ja to czuję.
Patryk Plewka: – Największe odczucia są właśnie kibicowskie. Miałem okazję zagrać w Stali Rzeszów w drugiej lidze jeden sezon. Jest duża różnica, po prostu. Kibicowsko Wisła jest potęgą, trzeba przyznać.
Dawid Szot: – Tym bardziej widać to było w zeszłym sezonie i dwa lata temu. Walczyliśmy o utrzymanie, nie było mowy o pierwszej ósemce, bo wiadomo, że była ciężka sytuacja dla klubu. Kibice mimo wszystko nas wspierali. Pamiętam taki mecz z Pogonią Szczecin, wygraliśmy 1:0, Lukas Klemenz strzelił gola. Byliśmy wtedy chyba na ostatniej pozycji, a mimo wszystko kibice przyszli w sporym gronie i dopingowali. I przełamaliśmy się. To na pewno pokazuje, jak kibice są zżyci z klubem. Mimo ostatniego miejsca, słabej gry, tylu porażek, jednak przychodzą i kibicują od pierwszej do ostatniej minuty. To bardzo zauważalne.
Piotr Starzyński: – Podpisuję się pod słowami kolegów.

Stresujecie się jeszcze przed meczami?

Dawid Szot: – Myślę, że to indywidualna sprawa. U mnie stresik przedmeczowy jest zawsze. Jakby się go nie miało, to wydaje mi się, że wtedy można byłoby powiedzieć, że zawodnikowi nie zależy. U mnie stresik jest, ale nie jest on paraliżujący. Bardziej motywujący. Sygnał, że zbliża się coś ważnego. Gdy wychodzi się na boisko, raczej zapomina się o wszystkich rzeczach dookoła – kibicach, o tym, co ktoś powie po meczu. Robi się po prostu swoje.
Patryk Plewka: – Ja myślę, że stres ma każdy, nieważne czy to młody zawodnik czy doświadczony jak Maciej Sadlok. Kluczem jest, żeby ten stres cię nie paraliżował, a motywował.

Jaki macie pomysł na swoje kariery? Co chcecie osiągnąć?

Piotr Starzyński: – Moim marzeniem jest zagranie w pierwszej reprezentacji Polski. To taki główny cel. Mam nadzieję, że zagram w jakiejś z czterech najlepszych lig – angielskiej, włoskiej, hiszpańskiej, francuskiej.
Dawid Szot: – A w Ekstraklasie?
Piotr Starzyński: – W Ekstraklasie też bardzo chętnie!
Serafin Szota: – Ja osobiście nigdy nie mówię o moich marzeniach. Mam to wszystko zapisane na kartce. Ta kartka jest u pewnej osoby, która jest dla mnie ważna. To taka moja lekka tajemnica, zostawiam to dla siebie. Na pewno jestem ambitną osobą i chciałbym dużo osiągnąć. To dopiero początek wszystkiego, co przede mną.
Dawid Szot: – U mnie wygląda to podobnie jak u Piotrka – pierwsza reprezentacja Polski. Myślę, że to marzenie każdego zawodnika w Polsce. Od zawsze kibicowałem Arsenalowi Londyn, więc nie ukrywam, że cieszyłbym się, gdyby przydarzyła się okazja dołączenia do tego klubu. Wiadomo, daleka droga, ale warto mieć takie marzenia i dążyć do celu.

Trudno być chyba kibicem Arsenalu.

Dawid Szot: – Bardzo ciężko! Narzekaliśmy kiedyś na czwarte miejsca, a teraz tęsknimy za nimi. Bliżej nam do dziesiątego, jedenastego. Ten sezon jest w ogóle masakryczny. Ale może w Lidze Europy pójdzie lepiej i w przyszłym sezonie będą w Lidze Mistrzów. Pasowałoby.
Patryk Plewka: – Jeśli chodzi o moje marzenia, chciałbym być ważną postacią w kadrze Polski i regularnie w niej występować, mieć tę przyjemność. Klubowe marzenia? Bardziej skupiam się na tym, gdzie jestem teraz. Żeby spełnić tamto marzenie, muszę z tygodnia na tydzień skupiać się na sobie i dobrze wyglądać w meczach.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Komentarze

13 komentarzy

Loading...